JustPaste.it

Wizja roku 136

Wizja z dnia 09.01.2006 r.


Podczas stanu letargu, przeniosłem się w przyszłość i spotkałem mężczyznę imieniem Gregor, który pozwolił wstąpić mojej duszy w swoje ciało, abym mógł doświadczyć realnie jego świata. Nie wiem, jaki to był kontynent i w jakim języku rozmawiałem, ale ludzie których spotkałem byli biali, a przyroda podobna do środkowoeuropejskiej.

Pierwszą osobą, którą spotkałem posługując się ciałem Gregora, była jego matka, która krzątała się w kuchni. Na ścianach widziałem kafelki, ale widać biedna to była rodzina, lub trudno było w tych czasach zdobyć ów budulec, ponieważ miały różne, kłócące się ze sobą wzory i kolory. Tak, jakby kupili resztki produkcji. Widać też było, że starano się je ułożyć w jakieś konkretne wzory, naprzemiennie, ale nie wyglądało to estetycznie. Szafki z półkami zawieszone były dosyć wysoko i trudno było mi je dosięgnąć. Matka Gregora poprosiła mnie, bym naprawił jej cieknący kran, ale wyjaśniłem, że jestem w tej epoce na chwilę i przedstawiłem się jej z imienia i nazwiska. Nie była zaskoczona, że jestem w Gregorze, jakby była do tego przyzwyczajona.

Kobieta zasugerowała, abym nie marnował czasu i zrobił wycieczkę, a sama zamierzała wyjść z obszernej kuchni. Zanim wyszła, zadałem jej kilka pytań:

- Który jest teraz rok?

- 136-ty.

Odpowiedź mnie zaskoczyła i domyślając się, że mam do czynienia ze zmianą liczenia lat, zapytałem:

- A jaki był ostatni dzień poprzedniej ery?

- 25 września 2039 roku. (Uwaga - nie zapamiętałem dokładnie dnia miesiąca, ale chodzi o przedział dni 23-29 września)

- I co się wtedy stało?

- Meteor uderzył w Yellowstone - odrzekła z niezrozumiałym dla mnie smutkiem, bo przecież nie mogła doświadczyć katastrofy na własnej skórze.

- Ja żyję w roku 2006.

Następnie wyszedłem z kuchni. Budynek okazał się obszernym, skromnym, ale o sporym metrażu, domem jednorodzinnym. Jego konstrukcja była prosta, bez zbędnych ozdobników. Dom znajdował się na środku pustego, obszernego trawnika. Zdziwiło mnie, że obok domu nie było żadnych kwiatów ani krzaków. Nie wiem, z czego to mogło wynikać - może oszczędzano wodę? Teren domostwa ogradzał wysoki na 2-3 metry płot z płyt betonowych lub z otynkowanej cegły. Wzdłuż płotu, od wewnętrznej strony rosły "gęsiego", jedno obok drugiego, drzewa liściaste jednego gatunku, ale nie wiem jakiego, bo nie przyglądałem się im uważnie. Za płotem usłyszałem odgłos przejeżdżającej grupy motocyklistów. Nie wiem, czy to były motocykle, czy inne pojazdy o podobnym brzmieniu silników, bo jak wspomniałem - płot był wysoki i otynkowany. Trwało to krótką chwilę.

Udałem się do domu sąsiadów. Trochę zamożniejszej rodziny, aczkolwiek uboższej od przeciętnej rodziny naszych czasów. Meble i wyposażenie domostwa skojarzyło mi się z wyposażeniem mieszkańców polskiej wsi z lat pięćdziesiątych lub początku sześćdziesiątych.

Spotkałem tam kobietę i jej córkę (ok. 10 lat), która pokazywała jej swój "rysunek". Kobieta zauważyła mnie, a następnie powiedziała do córki:

- Twojej nauczycielce bardzo nie spodobała się twoja praca, a przede wszystkim wybuchający samochód i płonący w budynku wóz strażacki. Nie rysuj nigdy takich brzydkich rzeczy, dobrze?

- Dobrze, mamo - i teraz dziewczynka mnie zauważyła - Cześć, Gregor! Mama zaraz mi zniszczy rysunek!

- Mogę zobaczyć? - i wziąłem go do ręki.

Przypominał sztywną tabliczkę o grubości około 5 mm, na której umieszczono jakąś dziwną masę plastyczną, która w dwóch fragmentach regularnie zmianiała kolory wywołując złudzenie ruchu. Animowany obrazek przedstawiał budynek z dużym oknem, z którego wylatywał dym i błyskały ognie-błyskawice. Przed domem stał wóz policyjny, który co chwilę eksplodował. Scenka powtarzała się w krótkich odstępach.

- Masz zadatki na prawdziwą artystkę, bo dzieła sztuki powinny wywoływać emocje u odbiorcy...

Oddałem "rysunek" matce, a ta wzięła nóż i zaczęła wydłubywać (wycinać?) okno z pożarem i wóz policyjny. Wychodziły z tego wiórki-grudki. Podobnie zachowywałby się modelina w naszych czasach. Być może wydłubana masa plastyczna posłuży do stworzenia następnego "dzieła".

Wyjaśniłem potem, że nie jestem Gregorem i przedstawiłem się z imienia i nazwiska, oraz podałem rok, z którego pochodzę. Także i tych ludzi to nie zdziwiło. Gdy się przedstawiłem, usłyszałem nagle w drugim pokoju jakiś rumor, jak gdyby ktoś upadł lub zeskoczył na podłogę, a zaraz potem wybiegł z niego chłopiec-kaleka. Był strasznie mały, chudy, łysy i miał wyłupiaste oczy. Na oko mógł mieć około 4 lat. Zamiast rąk i nóg, miał cztery cienkie kikuty pozbawione fragmentów od rzepki/łokcia do palców. Dłoni i stóp w ogóle nie miał, ale był bardzo żywy i radosny. Jego widok wywołał u mnie tak wielki szok, że wyszedłem nagle z transu i wizja znikła.

Zastanawiam się, dlaczego chłopiec był taki chory? Czyżby skutek spożywania żywności genetycznie modyfikowanej przez jego dziadków? A może mutacji popromiennej lub nieznanej choroby? Zastanawiam się również, czy pamięć o poprzednich wcieleniach będzie w roku 136 powszechna (tłumaczyłoby to smutek matki Gregora na wspomnienie Yellowstone). Tego już się chyba nigdy nie dowiem.

Mirosław (09.01.2006)

 

Źródło: Mirosław