JustPaste.it

Ekspedycja Syberia '99 - relacja z wyprawy

Relacja z wyprawy odbytej samochodami terenowymi z Polski na Syberię. Dużo przydatnych porad.

Relacja z wyprawy odbytej samochodami terenowymi z Polski na Syberię. Dużo przydatnych porad.

 

Tytułem wstępu

Wyprawa była organizowana w co prawda nieodległej przeszłości, to jednak w zupełnie innych warunkach niż dzisiejsze. W
dzisiejszej rzeczywistości przygotowanie takiej wyprawy i jej realizacja to zupełnie inne problemy. Myślę, że obecnie jest zdecydowanie łatwiej i prościej. Zachęcam do realizacji tego rodzaju wędrówek.

Pozdrawiam, Norbert J. Zbróg

Dlaczego syberia?

Zobacz także: galeria ze zdjęciami

Od kilku lat z grupą przyjaciół organizujemy w ramach naszego Stowarzyszenia Land Rover Club PL różne, jak przypuszczam, dosyć ciekawe imprezy out door. Częstymi gośćmi są ludzie "zachodu". Widząc ich zachwyty nieskażonym pięknem pomorskiej przyrody, zacząłem zastanawiać się, gdzie ja, mieszkaniec Pomorza od kilku lat, a więc już o przytępiałym postrzeganiu tego piękna, mógłbym znaleźć coś, co pozwoli mi na podobne odczucia. Gdzie i ja mógłbym przeżyć swoją przygodę?

Choć do niedawna uważałem, że w Polsce ciekawych miejsc dosyć jest na całe życie, postanowiłem podrapać się tam, gdzie mnie nie swędzi i zrobić "coś". To coś objawiło się jako dotarcie Land Roverem "gdzieś". Eliminując poszczególne wymyślone cele [bo - albo dojechać tam nie sztuka, albo jakaś dużo za duża woda po drodze] dotarłem do... książki Romualda Koperskiego 
"Pojedynek z Syberią", no i wsiąkłem. [Kto nie czytał ten... gapa] 

Potem minął jakiś czas, czas poświęcony na "nic nie robienie" w kierunku wyjazdu [tłumaczę to sobie i innym niesprzyjającymi warunkami pogodowymi - zimą na Syberię - to jak na pierwszy raz chyba za dużo]. Wreszcie pierwsze kroki, jeszcze bardzo ogólne, jakiś anons w Internecie, jakieś szukanie map, informacji, ludzi i aut chętnych na ten wyjazd [chętni są ludzie - auta muszą]. 

Wokół pomysłu przewinęło się parę osób, jedni rezygnowali bo: to prawie dwa miesiące..., inni, bo nagle, mimo początkowego zapału, gdzieś ulatywał z nich gaz . Nie wiem czy słyszeliście kiedyś taką piosenkę śpiewaną przez W. Młynarskiego o tytule: "Kolumbowie"?... 
Byli tacy, co usprawiedliwiali swoje rezygnacje, byli tacy, co nie mówili nawet pocałuj mnie w nos, znikając nagle w codzienności [lub w konkurencyjnym wyjeździe, bogatsi o zdobytą przez nas wiedzę]. Nie wspomnę też o angielskiej załodze, która zrezygnowała z wyjazdu, gdyż w czasie treningu integracyjnego spali w leśniczówce, w której na 13 osób była jedna ... (sic!) jedna łazienka! O nich naprawdę nie wspomnę .... 

Mapa 

f5514169bddc49a1e5c19f88fd6b9876.gif

 

Ludzie 

Teraz słów kilka o tych co mogą. Ruszamy w międzynarodowym składzie, oczywiście my Polacy [dwie załogi ], jedzie też załoga duńska, duńsko - niemiecka i wszystko wskazuje na to, że szwajcarska. W sumie 11 lipca ze Zbrojewa, bazy LRC PL, powinny wyjechać cztery Land Rovery i jeden Range Rover. Z Polski jadą dwa Land Rovery serii III, z Danii jeden Defender, mieszana duńsko - niemiecka załoga w Land Roverze serii II Forward Control i Szwajcar Range Roverem.

Trasa

Trasa obliczona na 15 tys. kilometrów wiedzie przez Litwę, Łotwę, do Rosji. W Rosji dojeżdżamy do Peczory [ Ural], gdzie na terenie Peczorskiego Parku Narodowego, planujemy pierwszą parodniową bazę. Dalej po pokonaniu Uralu staramy się dojechać do rzeki Ob. A potem wzdłuż Obu na północ, tak daleko jak będzie to możliwe. 

Jedziemy trochę jak odkrywcy [być może czytając te słowa po powrocie będę śmiał się sam z siebie]. Nieliczne informacje, które udało nam się zdobyć, są ze sobą często sprzeczne, i choć bywają tam nasi, to jednak nie wiemy nic o tym, by ktokolwiek pojechał tam samochodem. Jest to nowe doświadczenie, ale przez to nadaje całemu przedsięwzięciu dodatkowego smaku prawdziwej przygody. 

Cel

Pytano mnie często o cel wyjazdu, pytanie tyleż głupie, co wymykające się odpowiedzi. Bo co powiedzieć ? Czy jak wspinacze pytani o góry i cel łażenia po nich: dlatego że są, czy może coś innego, równie prawdziwego jak i banalnego ? Proponowano nam
( tak tak !), głównie w czasie rozmów z potencjalnymi sponsorami, czy dziennikarzami, różne wątki głównie historyczno-martyrologiczne, tak jakby sam fakt, że jest tam kawałek prawdziwej przyrody, że czeka tam przygoda, nie był godzien miana celu.

Wątki historyczno-martyrologiczne odrzuciliśmy zdecydowanie, historia jest historią i każdy kraj ma swoją. Widziana z różnych stron, nie musi być taka sama, i najczęściej też nie jest ! Również i tu nie odpowiem, po co jedziemy! Albo czytającemu wyobraźni stanie na tyle, by to zrozumieć, albo nie, i żadne podpowiedzi tego nie zmienią.

Kto pomógł?

Po pierwsze zapał tych, co postanowili - JADĘ !!! Po drugie browar Van Pur. Wynikiem naszej współpracy oficjalna nazwa przedsięwzięcia "SYBERIA `99 VAN PUR EKSPEDYCJA". Dziękujemy za zrozumienie i wsparcie, przychylność i całą resztę, mamy nadzieje, że nie zawiedziemy oczekiwań naszych dobroczyńców z Van Pura.
Dalej, firma Land Serwis - Piotra Kowal i Krzysztofa Turchana, która gratisowo wyremontowała stareńki silniczek 29 letniego Land Rovera i za bardzo przyzwoitą cenę przygotowała jedno z naszych aut [a zaznaczyć należy, że ceny normalne mają już i tak bardzo przyzwoite, tak więc "nasza" przyzwoita stała się jeszcze bardziej przyzwoitszą], że nie wspomnę o obiadkach i kolacyjkach w miłym off-roadowym gronie Land Serwisu.
Opony dla polskich Land Roverów otrzymaliśmy od firmy Pirelli. Jedziemy więc na nowiutkich oponach LT 235/85R16 SCORPION A/T, a jak się spisały powiemy wszystkim zainteresowanym po powrocie..
Odzież dla polskich załóg zapewniającą komfort w warunkach syberyjskich przekazała firma JMP z Szaflar, a jej właściciel Pan Jan Piróg był pierwszym, który odpowiedział na naszą prośbę. W dodatkowe komplety odzieży wyposażyła nas również firma Akland. O tym, jak spisywały się podarowane ubrania też opowiemy.
Zupki, sosy, itp., czyli to co konieczne do przetrwania o pełnych żołądkach, otrzymaliśmy gratis od firmy Best Food, a resztę pomogła nam zakupić w sieci swoich marketów VIKI
firma Trapex z Gniezna.
Firma Cadbury wspomogła nas smakowitymi słodyczami.
O zdrowie i naszą znakomitą kondycję będzie dbał Marek - lekarz wyprawy, wspomagany apteczką wyposażoną przez łódzki Multimed.
Pewności siebie dodają nam ubezpieczenia osobowe i samochodów ufundowane
przez Brokerski Dom Ubezpieczeniowy MERYDIAN SA 

Dziękujemy też dużej grupie osób, które prywatnie wspierały nas w poszukiwaniach informacji 
i przygotowaniach. 

Relacje

 

14 sierpnia powrócili do Polski członkowie Syberia '99 Van Pur Ekspedycji,
organizowanej przez Land Rover Club PL.
Cztery Land Rovery - dwa z polskimi załogami oraz jeden z załogą duńską i jeden z załogą duńsko - niemiecką - dotarły na kołach poprzez góry Uralu północnego do miejscowości Pripolarnyj. To niewątpliwy sukces, gdyż jak się okazało byliśmy pierwszymi obcokrajowcami, którzy poprzez Ural dotarli latem do Tiumeńskiej obłasti. Nasze pojawienie się w Pripolarnym wywołało sporą sensację i niekłamany podziw mieszkańców. Wszystkim, którzy ciekawi są wrażeń z podróżowania po Rosji samochodem, polecamy poniższe wspominki. Mamy nadzieję, że praktyczne informacje ułatwiają życie na Wschodzie oraz pomogą bezboleśnie i miło spędzić tam czas.

W drogę! 

Przekraczając granicę Polski 13. Lipca, kierując się przez Litwę i Łotwę ku Rosji, jechałem pełen obaw, straszony przez wielu, traktowany jak szaleniec przez wszystkich. Jechałem ze świadomością, że nie wiemy nic o podróżowaniu po Rosji samochodami. Nie dysponowaliśmy dobrymi dla turystyki samochodowej mapami, a te które mieliśmy [amerykańskie mapy lotnicze], jak się okazało były tak dobre, że drobiazgi w stylu: miejscowość na drugim brzegu rzeki nie były odosobnionym błędem. Do tego sprzeczne informacje o dostępności paliw, jego cenie, jakości oraz wypowiedzi w stylu: ... ludzie tam nie ma dróg, a komary są jak muchy, muchy jak konie, a koni nie ma, bo wilki i niedźwiedzie zjadły ostatnie 100 lat temu. Co gorsze, jeszcze w Polsce, jedna z naszych załóg nasłuchała się mrożących krew w żyłach opowieści u wulkanizatora w Suwałkach. Potem kierowcy TIR-ów dokładają swoje. Odbija się to trochę na atmosferze podróży, szczególnie przy okazji wybierania miejsc na noclegi. Ostatecznie wszędzie zwycięża moje zdanie i nocujemy na biwakach. Leśne polany, brzegi rzek czy jezior stają się naszymi noclegowniami. Śpimy w samochodach, sporadycznie w namiotach (to zwykle Rolf). Wniosek jednej z załóg, by sypiać na stacjach benzynowych na szczęście upada definitywnie. Litościwe gesty pod naszym adresem, gdy zdradzamy cel podróży, najpierw litewskich pograniczników, potem łotewskich służb granicznych nie nastrajają optymistycznie. 

Już w Rosji

Wreszcie jesteśmy w Rosji, co prawda, przejazd rosyjskiej granicy nie był spokojnym beztroskim przejazdem przez granice takie do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, ale też nie było źle.
Na pierwszy nocleg po stronie rosyjskiej wybieramy przygraniczną stację paliw. Jest tu duży parking monitorowany przez kamery, bar, prysznice, sauna, nawet nieformalna wymiana walut po bardzo przyzwoitym kursie. (Część zabranych dolarów zamieniamy na niemal pełną reklamówkę rubli!) Jest to nasz jedyny, nie licząc noclegu w drodze powrotnej na tej samej stacji, nocleg w miejscu "strzeżonym".
Ruszamy w głąb Rosji. Nasza trasa wiedzie mniej więcej w połowie odległości pomiędzy Moskwą
a St. Petersburgiem i prowadzi na północny wschód. Mijamy pierwsze większe miasto Nowgorod. Wart oglądnięcia ponad 1000 letni gród zostawiamy sobie na powrotną drogę. Teraz gnamy ku celowi.
W dzień towarzyszą mam trzydziestoparostopniowe upały. Termometr w moim aucie pokazuje pod wieczór 38 stopni C. Mimo że codziennie ruszamy o godzinie 6 [czas podaję według czasu polskiego], to przebiegi są marne, 300 - 400 km dziennie. Stan dróg oraz liczne kontrole, którym jesteśmy poddawani, spowalniają marsz. W ciągu dnia robimy zawsze trzy planowe przerwy, pierwsza po 2 -3 godzinach jazdy, w zasadzie byle gdzie, ot aby tylko zrobić i wypić kawę, druga 1-2 godzinna na posiłek i te staramy się organizować nad wodą, w której można zażyć kąpieli (co niestety nie zawsze jest możliwe), wreszcie popołudniowa kawa. Poczynając od godziny 17 rozglądamy się za miejscem noclegu, szukając w tym celu rzek lub jezior.
Drogi są bardzo różne. Asfalt niekiedy bardzo dobry, niekiedy fatalny. Bywa też, że dopiero co wylany, taki, w którym czuje się, że auto grzęźnie. Szutry z dziurami i bez, czasami błoto, czasem piaski.
Im dalej na wschód i północ tym mniej dróg twardych. Cieszy mnie to, gdyż jazda po "martwej" asfaltowej drodze wyrąbanej w krajobrazie na wprost po sam horyzont, szczególnie przy tych upałach, męczy.
Wszędzie tam, gdzie po bokach drogi otwiera się przestrzeń, podziwiamy przepiękne widoki. Niestety, miejsc tych nie ma za wiele, gdyż większość dróg w Rosji obsadzana jest gęstym szpalerem drzew, które chronią w zimie przed zawianiem przez śnieg. Latem odnosi się wrażenie jakby jazda odbywała się w niekończącym się tunelu. Jest to bardzo monotonne i męczące.  

Siewier 

Wkraczamy na Siewier, to rosyjskie określenie mówi Rosjanom wszystko: dzika twarda przyroda, kiepskie drogi lub ich brak, rzeki bez mostów. Dla nas "Siewier" brzmi na początku jeszcze dosyć banalnie, ot siewier czyli północ!
Z mojego punktu widzenia zaczyna być fajnie! Im gorsza droga, tym mniejsze znużenie. Zaczynają się białe noce, zmrok zapada około godziny 1 w nocy [czasu lokalnego, czyli + 3 godziny do czasu polskiego] i "noc" trwa jakąś godzinę. Z uczestników zaczyna wychodzić zmęczenie, trwają jakieś spory, każdy uważa, że jego racje, czy cele są najważniejsze.
Docieramy do wsi Jaksza. Rosyjskie wsie na północy to coś zupełnie odmiennego od naszych swojskich wiosek, które widujemy podróżując po Polsce. Cała zabudowa jest z drewna. Obok domów mieszkalnych stoją małe domki pełniące funkcję banii czyli sauny. Właściwie bania na Północy to instytucja. Tu, gdzie często nie docierają gazety, rzadko zaglądają goście, nie ma klubów, bania jest miejscem spotkań towarzyskich, rozmów, załatwiania interesów. Przejazd jakiegokolwiek pojazdu wznieca tumany kurzu. W głębokich koleinach piaszczystych dróg wygrzewają się w słońcu psy. Wszędzie wszechobecny kurz [efekt upałów]. Niestety bywają również wsi pełne śmieci i bałaganu. Oczywiście nie jest to regułą i widywaliśmy wiele wsi, które były czyste i uporządkowane.
Jakszę dzieli na dwie części rzeka Peczora. Strona zachodnia wsi to gospodarstwo leśne i wielu bezrobotnych, zaniedbana, smutna. Drugi brzeg to teren zapowiednika, czyli rezerwatu przyrodniczego. Cały północny Ural to jeden wielki park narodowy oraz rezerwat. Nie da się do tego przyłożyć żadnej polskiej miary, najlepiej popatrzeć na mapę. Przypuszczam, że wszystkie polskie parki narodowe można pomieścić na terenie jednego uralskiego.
Wieś należąca do zapowiednika jest czysta i zadbana, tu wszyscy mają pracę, a co ważniejsze mają też regularne wynagrodzenie. Jest szkoła, sklepy, piekarnia. Rozmawiamy z dyrektorem rezerwatu. Jest źle, droga widniejąca na naszych mapach nie istnieje od 20 lat !!! Dyrektor proponuje nam byśmy dotarli do Priuralska - 200 km dalej na północ - i jeżeli tam uda nam się dojechać do gór [dystans około 100 km], to możemy spróbować wjechać w góry. Dyrektor jest jednak pewien, że nic z tego nie będzie. Po pierwsze, jak twierdzi, sam dojazd do gór wiedzie przez liczne zimniki, czyli drogi nadające się do jazdy wyłącznie zimą, gdy zamarzną te odcinki, które latem zamieniają się w głębokie na kilkanaście metrów bagna.


Ruszamy do Priuralska. Droga dojazdowa to wspaniała zabawa off-road'owa, ale dla mieszkańców to droga przez mękę, miejscami przejezdna tylko dla ciężarówek lub dobrych samochodów terenowych. Zerwane mosty, podmyte lub pozapadane odcinki dróg. Na zimnikach można budować drogę, lecz jej utrzymanie wymaga ciągłych prac. Latem można wpakować w uszkodzone odcinki tony grysu, a on po prostu znika gdzieś w czeluściach ziemi. Na krótszych odcinkach buduje się przeprawy poprzez układanie niezliczonej ilości drzew. Dopóki nie zgniją, droga trzyma się jako tako.
Docieramy do Priuralska, gdzie dowiadujemy się, że dla transportu kołowego wieś była odcięta od świata przez ostatnie trzy miesiące. Czeka nas tu również przykry dla ekspedycji fakt, dalej samochodami nie pojedziemy... po prostu nie ma takiego samochodu, który by tego dokonał. W bagnie toną nawet gąsienicowe amfibie. Naczelnik wsi, wspaniała rezolutna kobieta, mówi: nie martwcie się, nie ma takiego problemu, którego nie można rozwiązać. Załatwię wam łódki, popłyniecie głęboko w góry, a potem do Azji przejdziecie na piechotę.
Zastanawiam się co robić. Mija połowa czasu, który mamy do naszej dyspozycji jako ekspedycja. Rozterki - płynąć i iść czy próbować dalej na północy. Jedna z załóg rzuca propozycję, by wrócić do cywilizacji i na Syberię dotrzeć pociągiem.
Czy to zmęczenie czy coś innego... ? Postanawiam, że spróbujemy na północy.

Przez Ural

Ruszamy na północ. Według naszych [nic nie wartych] map istnieje przynajmniej teoretycznie jeszcze jeden szlak przez góry.
Jedziemy mniej lub bardziej utrzymanymi drogami. Standardowo zamiast mostów przeprawy promowe. Naporu kry na tych rzekach nie wytrzyma żaden most. Docieramy do Vuktyłu. Tu jeszcze na promie dowiaduję się, że droga jest, co prawda tylko dla ciężarówek. Na dodatek to droga strategiczna i jeszcze bardziej na dodatek utrzymuje ją Gazprom, a zarządza Bóg jeden wie ilu decydentów. Z milicji, gdzie szukamy informacji, odsyłają nas do naczelnika Gazpromu. Idziemy tam we dwójkę z Lucy, o dziwo bardzo szybko trafiamy do gabinetu naczelnika, wyjaśniamy, że ekspedycja, że Azja, że Syberia.
Najpierw krótkie "niet", niemniej po pół godzinie rozmowy na stół wjeżdża pyszna herbata i obłędny tort. Rzucamy się na niego i słuchamy, jak naczelnik w naszej sprawie pertraktuje przez telefon z różnymi rozmówcami. Widzimy, że nie jest dobrze. Tzw. opór materii dopinguje naszego dobroczyńcę do działania, tak że wydzwania on coraz wyżej. Wreszcie słyszymy: "dobrze , ale... jedziecie na własną rękę i własną odpowiedzialność !"
Hurrrrrraaaaaaaaaaa !!!
Ruszamy wreszcie w stronę gór, dzieli nas od nich około 80 kilometrów. Naczelnik postanawia pojechać z nami. Kiedy ruszamy, słyszę jak mówi do swojego kierowcy: pokaż Camelowcom, jak jeździsz. UAZ rusza z kopyta. Po chwili na moim liczniku mam 90 km /h. Muszę zostać trochę z tyłu, gdyż kurz wzniecony przez UAZa zasłania wszystko. Gnamy prawie 100, lekki pusty UAZ odsadza mnie szczególnie na podjazdach. Moja 109, mimo że załadowana 1,5 tony, niewiele mu ustępuje. Land Rover wzbudza szczery podziw Rosjan. Gdy mówię, że jest z 1971 roku, uznanie jest jeszcze większe. Słyszę że UAZY wytrzymują tu 3 do 5 lat. Pozostałe nasze auta zostają daleko daleko w tyle. Zanim dojedziemy do gór trzykrotnie stajemy, by poczekać na resztę ekipy.
Wreszcie Ural! Bardzo strome, liczące sobie po parę kilometrów podjazdy, wszędzie dużo głazów, czasami jadący z przeciwka Kraz czy Ural Gazpromu. Wjeżdżamy na szczyt pierwszego pasma. Stajemy, czekamy na pozostałe auta ekspedycji. Widzę uśmieszek rosyjskiej ekipy, gdy widzą, że patrzę w długą, widoczną aż po horyzont drogę za nami. Nie widać nikogo.
Uznają mnie i Lucy za swoich, pijemy kawę. Wreszcie dojeżdża reszta naszej karawany. Naczelnik żegna się z nami, wsiada w UAZ-a i pełnym gazem wracają ku Europie.. Przed nami przełęcz, za nią znów góry, to już Azja.
W drugim dniu przejazdu przez Ural odnajdujemy boczną drogę, która wiedzie na szczyty pobliskich gór. Wjeżdżamy w nią. Naprawdę jest ciężko, albo duże głazy i przechyły na boki, albo grzęzawisko. Utykam. Gdzieś za mną zakopał się Forvard Control Petera! Pomagamy sobie wzajemnie i uwalniamy auta. W pewnej chwili pod moim autem zarywa się ukryty pod mchem naturalny mostek i stoję na dobre. Nie ma do czego podczepić wyciągarki. Pozostaje HI-LIFT i drabinki najazdowe. Wysiłek włożony w pokonanie tej drogi wynagradza nam to, co zastajemy na szczycie: wspaniały płaskowyż usiany pojedynczymi skałami. To wszystko wygląda jak ruiny miasta jakiejś dawnej tajemniczej cywilizacji.

Po dwóch dniach powolnej, niekiedy ślamazarnej jazdy docieramy do nizin i po jakimś czasie do Pripolarnego.

 

Syberia

Pierwsze słowa spotkanego człowieka to: skąd się tu wzięliście!!?
Chwilę później tymi słowami wita nas naczelnik kompresorni gazociągu, a w parę minut później komendant miejscowej milicji, który na dodatek uprzejmie, ale stanowczo "zaprasza" nas do siebie. Podobno leci śmigłowcem do Pripolarnego komendant milicji obłasti. Trochę miękną nam nogi, ale wdepnęliśmy !
Po dwóch godzinach spędzonych na prostowaniu zgiętej rury wydechowej, jedziemy do miasteczka, gdzie w gabinecie mera miasta następuje oficjalne spotkanie. Wypytywani - skąd ? dokąd ? po co ? - odpowiadamy. Widzę że nasze odpowiedzi zaskakują wszystkich. Turyści, ekspedycja, zobaczyć jak jest na Syberii, a jeżeli się da to dalej nad Ob, by zobaczyć, jak wygląda ta wielka rzeka. To wszystko trochę niewiarygodne dla mieszkańców. Dla nich błota i komary to powszedniość i jechać tysiące kilometrów, aby to zobaczyć?...
Nasz optymizm i chęć poznania życia tych ludzi sprawia, że zostajemy uznani za "swoich".
Niestety czeka nas jeszcze przykra wiadomość - dalej latem samochodami? To niewykonalne! Latem tylko śmigłowiec. No cóż, musimy pogodzić się z tym, że dalej drogi nie ma. Zresztą nawet gdyby była to i tak w tym roku olbrzymia powódź, która nawiedziła te obszary, spowodowała, że dalej jest tylko woda. Komendant milicji w Tiumenskiej obłasti, proponuje nam lot śmigłowcem skoro chcemy zobaczyć Ob.
Pomysł poddany pod rozwagę grupy spotyka się z oporem obu Duńczyków. Uważają, że ekspedycja dotarła do celu, dojechaliśmy do Syberii, jesteśmy w Azji i to ich satysfakcjonuje. Twardo obstają przy tym, by wracać.
No, ale jak demokracja, to demokracja - głosowanie 5 do 2, aby lecieć.
Że nikogo na pokład śmigłowca siłą zaciągnąć nie mogę, umawiamy się, iż Duńczycy jadą powoli przez góry, my lecimy, a potem za 3 do 5 dni spotykamy się na przeprawie promowej na rzece Peczorze w okolicach Vuktyłu.

W ten sposób grupa dzieli się.
Lecimy do Berezowa. Lot trwa około 2 godzin. Wspaniałe widoki olbrzymiej tajgi, wielkich bagien, meandrujących rzek, wreszcie im bliżej Obu, tym więcej terenu pod wodą. Ogromne rozlewiska to efekt gigantycznej powodzi. Na miejscu gości nas dyrektor portu lotniczego. Najpierw mikrobus, zwiedzanie okolicy i samego miasta, potem sauna i wspaniała wielka wędzona ryba z Obu. Rano lotniskowy mikrobus wiezie nas do portu rzecznego, wsiadamy na pokład wodolotu, płyniemy Obem 8 godzin, wodolot gna, pogoda niestety beznadziejna, mżawka i mgiełki. Dopływamy do miasta Priobie . Stąd krótka, bo 5 godzinna podróż pociągiem na lotnisko Gazpromu w Sovietskim. Kupno biletów trwa nota bene 3 godziny. Każdy ze stających w kolejce jest obsługiwany ok. 20 minut. Okazuje swój dowód osobisty, kasjerka wyszukuje dogodne połączenia. Dogodne to w tych warunkach oznacza podróż często 3-4 dni. Nie dziwi więc fakt, że mieszkańcy Syberii mają 50 dni urlopu. Poznany w Pripolarnym Władysław, opowiadał nam, jak to kiedyś wracając z wakacji czekał na swój śmigłowiec osiem dni...
Z Sowietskowo wracamy śmigłowcem do Priuralska. Nasza błyskawiczna podróż przez Syberię możliwa jest tylko dzięki życzliwości i pomocy poznanych ludzi. Odbieramy z garażu naszego przyjaciela Władysława Land Rovery i następnego dnia z żalem ruszamy w dwa auta z powrotem. Jeszcze długie pożegnania, ostatnie spotkanie z merem miasta i Pripolarnyj żegna nas.
Przez góry przejeżdżamy w rewelacyjnym czasie 9 godzin !!!
To efekt tego ze "droga" jest wyjątkowo sucha. Wieczorem spotykamy się z Duńczykami nad rzeką Peczorą.

 

Powrót

W drodze powrotnej, by nie jechać tymi samymi drogami, korzystając z podarowanych nam map rosyjskich, szukamy innych możliwości.
Nagle trasa, oznakowana kolorem czerwonym jako trasa główna znika gdzieś w łąkach. Konsternacja, czyżbyśmy zgubili drogę ?
Według mnie wszystko się zgadza, zaciągnięcie języka w mijanej wsi potwierdza, że nie zabłądziliśmy. Tak wygląd ta droga!
Co więcej słyszymy: dalej nie jedźcie, bo to droga traktornaja [dla pojazdów gąsienicowych], tam glina i góry !
Mamy dużą rezerwę czasową, decyduję się jechać. Jak przygoda, to przygoda! Jest wszystko, co potrzebne do znakomitej jazdy off-road. Żeby było jeszcze "pikantniej" natura dorzuca nam deszcz. Na jednym z podjazdów nasz doktor wywraca swoją 109. Szybka akcja ratunkowa: montuję taśmę do podwozia i stawiamy LR na koła przy pomocy wyciągarki. Nasz doktor trochę zaszarżował, teren jest trudny, ale nie aż tak, by wywracać samochody!
Następnego dnia, kiedy wyruszamy w dalszą podróż, na szczęście nie pada. Naszą drogę przecina rzeka, potem podjazd udekorowany zwałami śliskiej gliny. Tylko polskim ekipom udaje się podjechać bez uruchamiania wyciągarek. Na naszej trasie staje jeszcze kilka podjazdów. Z mniejszym lub większym trudem pokonujemy je. Nieciekawie jest też na zjazdach: ślisko do tego stopnia, że nawet na jedynce i biegu terenowym auto sunie jak na sankach. Po bokach głębokie jary wyrwane przez wodę. Mimo to jedziemy, Dopiero w kolejnej wiosce auto doktora zsuwa się z jakiegoś małego mostku. U miejscowych dowiadujemy się, że mamy do wyboru, albo jechać nadal tym, co oznakowane jest na mapie jako droga główna i wygląda tak jak to, co przejechaliśmy do tej pory, albo poruszać się dnem rzeki jakieś 15 kilometrów. Przejazd dnem możliwy jest z powodu bardzo niskiego stanu wody. Wybieramy rzekę.
Nie jest źle, choć są miejsca trudne. Wrażenie jest niesamowite: rzeka zamyka koryto pomiędzy wysokimi skarpami, widać ślady, dokąd normalnie sięga woda. Gdyby był normalny stan wody, nasze auta musiałyby być okrętami podwodnymi. Gdy wreszcie "traktornaja" droga za nami, docieramy do promu. Znów pytanie: skąd się tu wzięliśmy ? Ano przejechaliśmy "traktorną" !
Podziw i uznanie !
Było wiele takich momentów, gdy różni ludzie w różnych sytuacjach, z różnych również powodów wyrażali nam swoje uznanie, życzyli wszystkiego najlepszego. W Pripolarnym codziennie mój pilot otrzymywał od sympatycznego starszego pana świeże jarzyny. Kto nie był na północy nie zrozumie, co znaczą tam świeże jarzyny !

Potem niestety coraz bliżej cywilizacji.
Jadę w stronę Polski. Z jednej strony radość, wszak osiągnąłem cel, wracam cały i zdrowy. Z drugiej strony żal za tym, że poznani wspaniali ludzie zostają za mną, żal za wszystkimi miejscami których nie zdążyłem zobaczyć.
Humor poprawia mi świadomość, że wrócę tu, wiem to na pewno !

Granica rosyjska już w zupełnie innym niż przy wjeździe tonie. Zbiegła się cała chyba zmiana, wyczytują z mojego auta wypisaną na boku markerem trasę, wypytują. Patrzą na nas, jak na bohaterów, zupełnie nie wiem dlaczego. Żegnani jako "maładcy" opuszczamy Rosję.
Potem jeszcze szybki jednodniowy skok przez Łotwę i Litwę i w nocy dojeżdżamy do Polskiej granicy. Podobnie jak na rosyjskiej, łotewskiej i litewskiej granicy odpowiadam na masę pytań. Każdy pyta, jak tam jest, jacy ludzie, jak żyją itp. Łapię się na tym że każdą z odpowiedzi zaczynam od słowa: wspaniale.
Bo też tam naprawdę jest wspaniale, trudno, twardo, ale wspaniale !!!!

Trzeba to koniecznie przeżyć!!!

Jeśli przebrnąłeś przez ten tekst i jesteś zainteresowany podróżą po bezdrożach Rosji, skontaktuj się z nami.

Podróżowanie samochodem 

Przejechaliśmy około 10 000 tys. km, z czego ca połowę w warunkach mniej lub bardziej terenowych. Litr benzyny ET92 ca 4.5 rubla, diesel 2.5 rubla.
Spotkaliśmy się z brakiem benzyny 95 i 92, 76 jest wszędzie. Olej napędowy można kupić taniej poza stacjami paliw, ale na ryzyko kupującego.
Na niektórych stacjach [większość] można kupić oleje i inne potrzebne w podróży akcesoria samochodowe.
Nigdzie na naszej trasie nie spotkałem benzyny bezołowiowej. Zasada tankowania jest taka, najpierw mówisz ile i płacisz, później tankujesz. Jest to trochę irytujące szczególnie dla tych, co lubią "pod korek". Biorąc pistolet do ręki koniecznie sprawdź, czy ktoś nie zostawił go zablokowanego w opcji "otwarte", gdyż zlewasz paliwem wszystko, a bywa że i wszystkich.
Im bardziej na północ, tym rzadziej możliwość tankowania. Należy mieć kanistry. Nieuniknionym kosztem podróży są opłaty promowe, od 35 do 55 rubli, zależne od "konkurencji", długości trasy i niekiedy widzimisię kapitana [Lucy świetnie "targowała" ceny].

Bezwzględnie należy przestrzegać przepisów drogowych. Uwaga na liczne kontrole GAI, prawie każdy wjazd do miasta to posterunek. Szczególnie drogo kosztuje przekroczenie dozwolonej prędkości. W kontaktach z milicją i innymi służbami należy zachować spokój. Raczej radzę grzecznie i z uśmiechem. Nie należy pokazywać lęku [dotyczy to również wszystkich innych sytuacji].
Rosyjski milicjant to jeszcze nie londyński BOBY ! Pamiętaj o tym. Na posterunkach GAI pytają o marszrutę, rejestrują przejeżdżających.

Formalności

Podróżując po Rosji podlegasz też obowiązkowi meldunkowemu. Różnie to jest interpretowane. W Komii mieliśmy problemy formalne, gdyż nie zarejestrowaliśmy pobytu, mimo że byliśmy już ponad 24 godziny. Warto to załatwić zaraz po wjeździe na teren działania, gdyż później musisz wracać niekiedy kilkakroć po 200 - 300 kilometrów. Brak meldunku traktowany jest jako wykroczenie. Różnie się to odbywa. Np. w Republice Komii, obłasti Troicko-Peczorskiej - wszystko było bardzo formalnie. Protokoły wyjaśniające, dlaczego dopuściliśmy się wykroczenia, potem meldunek w biurze paszportowym i odpowiednie karteczki, które upoważniają do pobytu. Należy mieć je ze sobą. Za rejestrację zapłaciliśmy 16 rubli od osoby. Mogliśmy dowolnie określić czas pobytu w obłasti. Było to tylko ograniczone datami, na które zostały wystawione wizy.
Pieczątka AB, na którą wjechaliśmy do Rosji budzi ogólną konsternację w głębi kraju. Odnosi się wrażenie, że nikt nie wie co to jest. Wyjaśnienie, że jest to wiza służbowa, uspokaja kontrolujących.
Za Uralem, znów w Rosji (poza Republiką Komi), w obłasti Tiumeńskiej w czasie naszego pamiętnego spotkania z naczelnikiem milicji odpuszczono nam ten obowiązek, w razie kontroli mieliśmy tylko powoływać się na naczelnika.

Ludzie pomocni i życzliwi. Im dalej na północ, tym bardziej się to czuje. O ile np. próba zatrzymania przejeżdżającego samochód w europejskiej części kończy się zazwyczaj fiaskiem, o tyle w głębi kraju kierowcy zatrzymują się sami, gdy widzą stojący samochód. A nóż ktoś potrzebuje pomocy!

Na północy obowiązuje zasada - pomożesz komuś dziś, ktoś na pewno pomoże tobie jutro.  

Waluta 

Generalnie rubel [żadne tam dolary itp., to można wziąć, ale płacisz w rublach]. Za jednego dolara [USD] można dostać średnio 24 ruble, u pokątnych handlarzy więcej, ale odradzam stanowczo te kontakty.

W każdym średnim miasteczku jest bank ogólnorosyjski, który wymienia $ na ruble.
W głębi kraju można mieć problemy, chcąc płacić dolarami. W czasie jednej z przepraw promowych mieliśmy spore problemy, aby przekonać kapitana, aby przyjął "zielone"! 

Ubezpieczenie i inne opłaty 

Jadąc do Rosji nie jest łatwo znaleźć ubezpieczyciela samochodu. W Polsce można wykupić zieloną kartę, która obowiązuje na Łotwie.
Wjeżdżając na Litwę trzeba wykupić ubezpieczenie. 

Ważne przez 3 dni kosztuje 12 Litów.
Wjeżdżając do Rosji należy wykupić ubezpieczenie. Za miesięczne zapłaciliśmy 187 rubli od samochodu. Jest jeszcze uiszczana na granicy opłata, którą my nazwaliśmy "klimatyczną" - 250 rubli. 

Bezpieczeństwo 

Nie wiem jak jest w dużych miastach, natomiast wszędzie tam gdzie byliśmy, było bezpiecznie i miło. Jedyna nieciekawa sytuacja, kiedy to jedna z naszych załóg zbyt nerwowo zareagowała na ciekawość lekko podpitego młodzieńca. Doszło do przepychanek. Spowodowało to natychmiastową pomoc wielu Rosjan, którzy przegonili "intruza", a nas przepraszano długo, tak długo ze przeprosiny skończyły się biesiadą w jednym z domów w pobliżu.
Zdaje sobie sprawę, że zapewne jakaś część opowieści o bandytach, napadach itp. nie do końca jest wymyślona. Niemniej wiem jedno, ani razu nie miałem poczucia zagrożenia. Nie twierdzę, że można lekceważyć ostrożność, ale nie można wpadać w panikę, np. w takiej sytuacji, która nam się przydarzyła, gdy jakiś samochód usiłował zatrzymać nas dojeżdżając do tyłu kolumny i świecąc światłami. Okazało się, że "ścigający" nas Rosjanin chciał nam powiedzieć, że źle jedziemy, a skręt na most pontonowy już minęliśmy. Ot po prostu dowiedział się na nieczynnej przeprawie promowej, że odesłano nas "z kwitkiem", a wiedząc że trudno ma wspomniany most trafić postanowił nas dogonić i pomóc.  

Płacenie 

Przed wyjazdem mówiono nam, że należy zabrać ze sobą dużo drobnych [banknoty 1 i 2$] na drobne opłaty oraz dużo wódki jako środka płatniczego. Wszędzie, gdzie chciałem płacić za przysługi, czy nawet w bazie transportowej, gdzie wykonano nam kilka prac [nawet dotoczono dla Petera drążek kierowniczy, który złamał w rzece], odmawiano przyjęcia zapłaty!
Rosjanie [wszędzie tam, gdzie byliśmy na północy] są bardzo dumni. Ich pomoc płynie z serdeczności,
a wynagradzanie pieniędzmi czy wódką albo ich żenuje, albo obraża.
Oczywiście zawsze należy zapytać o zapłatę i dostosować postępowanie do oczekiwań osoby, z której usług korzystamy. 

Inne bardzo ważne 

Bardzo ważna jest znajomość języka rosyjskiego, bez bodaj elementarnej nie ma się co wybierać gdziekolwiek w Rosji poza duże miasta. Szczególnie ważne jest to w rozpytywaniu o drogę i możliwości dalszej jazdy.
Polacy są wszędzie miło i serdecznie witani, a hasło Polska otwiera wiele drzwi. 

Wyprawa od kuchni

Przygotowanie

Polecane szczególnie dla tych, którzy wybierają się w podróż po bezdrożach (bez względu na kierunek)! 

Norbert Zbróg - Prezes Land Rover Club PL: 

Jechałem sędziwym, bo 28 letnim Land Roverem 109 S III z silnikiem benzynowym 2,25 l. Przygotowanie auta pochłonęło sporo pieniędzy głównie dlatego, że w latach poprzedzających wyjazd auto to stale i permanentnie pracowało w terenie. 
Remont silnika i zawieszenia, wymiana wyciągarki elektrycznej na hydrauliczną, nowe opony itd. 

Wyposażenie dodatkowe:

Przygotowanie samochodu do wypraw, czy nawet krótkich, a poważnych wypadów off-road wymaga sporych inwestycji.  
Niezbędnym, wręcz minimalnym wyposażeniem jest wyciągarka. To niestety największy wydatek. Koniecznym uzupełnieniem wyciągarki są: bloczek zwrotny, szekle, taśmy i liny, a bardzo przydatnym w wyprawach - kotwica do wyciągarki. Kolejną rzeczą, już na szczęście dużo tańszą, jest podnośnik pionowy zwany hi-liftem. Dalej podkłady pod koła, bądź w formie płyt piaskowych, bądź w formie płyt drabinkowych. Oczywiście również tradycyjna łopata. Koszt ww. to niestety 8000 zł i więcej. 
Dalej solidny bagażnik dachowy, kanistry na paliwo, dodatkowa lina stalowa jako przedłużenie liny wyciągarki.  
Siekiera, pilarka spalinowa, agregat prądotwórczy 220/12 V, laminatowa skrzynia na oleje i materiały smarne stanowiąca integralną część środkowego segmentu bagażnika. Cztery aluminiowe szczelne skrzynie na jedzenie oraz część ubrań, oraz plastykowy 30 l pojemnik na naczynia, 30 litrowy pojemnik na wodę, dwie butle gazowe a" 4 kg gazu, dwie kuchenki gazowe, w tym jedna jako rezerwa. Do wypadów w góry patrony gazowe z kuchenką. 
Namiot i materace/izomaty, moskitiera, dwa składane krzesełka i stół lub blaszany blat. 
Z przodu solidny bull-bar połączony linkami "spychacza" z bagażnikiem dachowym. Osłona "gruchy" mostu przedniego (nota bene w górach "poległa" spełniając swoje zadanie.) 
Dwa dachowe reflektory drogowe oraz dwa dachowe reflektory przeciwmgielne. Nad tylnymi drzwiami "szperacz".

Silnik: 
Remont silnika wykonała krakowska firma Land Serwis Piotrka Kowala i Krzysztofa Turchana, w chwili wyjazdu z Polski miał on przebieg około 1500 kilometrów, właściwie docierał się dopiero w czasie ekspedycji. Spisywał się doskonale. Zerowe zużycie oleju, równa cicha praca, bardzo przyzwoite spalanie pomiędzy 14 a 18 l na trasie ( przez trasę rozumiem tu również wszelkie szutry, błota i piaski). Niewiele więcej w górach, bo [w czasie wyścigu urządzonego nam przez naczelnika Kompresorna] zaledwie 20 l mimo tego, że całość tj. auto i ładunek ważyło 3900 kg, a w czasie przeprawy przez góry około 200 kg więcej. Jedynym problemem, który wystąpił w czasie jazdy, było "skasowanie" przerwy na przerywaczu aparatu zapłonowego, co wymagało regulacji i ustawienia właściwej przerwy. 
Remont firma Land Serwis wykonała w ramach wsparcia ekspedycji gratisowo.  

Podwozie: 
Resory tylne i przednie nowe. O ile tylne spisywały się doskonale w czasie całego wyjazdu, o tyle przednie, zaraz po zamontowaniu "klękły" i odległość od zamontowanej na ramie odbojnicy gumowej była analogiczna do starych resorów. Po zamontowaniu przednich resorów musiałem je wymontować, by wymienić sitenbloki, które dosłownie "wypłynęły" po tygodniu eksploatacji.  
W czasie wyprawy, już w Rosji zmuszony byłem też do wymiany dwóch strzemion mocujących most do resorów (po prostu "wygoliło"w czasie jazdy gwinty na "U" śrubach.) 
Wymieniłem również przed wyjazdem tylne [olejowe] amortyzatory. Te spisywały się dobrze. Przednie amortyzatory [gazowe] eksploatowane od dwóch lat i nadal dobre pozostały nie wymienione. 
Zarówno te dobre tylne jak i te przednie beznadziejne resory zakupiłem w firmie G.P. Expedition.

Układ jezdny: 
Łożyska piast kół, wszystkie uszczelniacze piast, mostów, skrzyni biegów i rozdzielczej wymieniono. Poza wyciekiem z ataku mostu tylnego wszystko było O.K. Mosty rozebrano i sprawdzono. W przednim moście wymieniono na nowe kamienie i bolce zwrotnic, przeglądnięto również skrzynię biegów. 
Wymieniono wszystkie szczęki hamulcowe. 
Wszystko to wykonano w firmie Land Serwis. 

Nadwozie: 
Przed wyjazdem pomalowane w jednolity biały kolor, poza tym nie wykonano żadnych prac. 
Na dachu zamontowałem trzy niezależne sektory bagażnika z tym że pierwszy wysunięty przed kabinę samochodu, to oryginalny angielski bagażnik zakupiony w firmie G.P. Expedition [niestety rozleciał się w połowie drogi - co dziwne pod niewielkim obciążeniem]. Pozostałe dwa segmenty to płaty sklejki, jeden zamocowany do standartowych poprzeczek, drugi - środkowy, z segmentów z zamontowaną plastykową skrzynią przykręcony bezpośredni poprzez ryfle dachowe do dachu samochodu. Te dwa prymitywne w sumie bagażniki, mimo że mocno obciążone spisywały się doskonale. 

Wnętrze auta: 
W szerszym zakresie [ już wcześniej istniała zabudowa sklejkowa w postaci schowków ] rozbudowałem stałą zabudowę wnętrza, wzbogacając ją o liczne szafki i schowki oraz półki wykonane ze sklejki. Wymieniłem również oryginalne wojskowe dermowe siedzenia na wygodniejsze fotele z zagłówkami. 
Pomiędzy siedzenie kierowcy i pasażera zamontowałem trzy plastykowe pudła, które spełniają rolę schowków na podręczne przedmioty. 
Zabudowę wnętrza uzupełniały cztery aluminiowe skrzynie, które po włożeniu do auta tworzyły miejsce do spania. Skrzynie mocowane do nadwozia taśmami z napinaczem. 
Niezbędnym wyposażeniem wnętrza okazały się zasłony w oknach, dzięki nim można było spać mimo białych nocy. Przydatną bardzo okazała się siatka ze starego hamaka podwieszona pod sufitem, stanowiła ona podręczny magazyn map, czapek i mnóstwa innych ważnych rzeczy. 
W aucie pod sufitem zamontowałem również trzy lampy: dwie do oświetlenia wnętrza w czasie postoju z białymi kloszami oraz jedną z kloszem czerwonym do jazdy w nocy. 
Przed stanowiskiem pilota zamontowane było CB radio oraz lampka na sprężynowym wysięgniku służąca do czytania map. 

Opony: 
"Żeberka" dostała nowe opony, wyposażyła nas w nie nieodpłatnie firma Pirelli, były to opony 
Skorpion A/T w rozmiarze 235x85x16. Opony spisywały się doskonale na asfaltach, szutrach, piaszczystych drogach, błotach. Problemy rozpoczęły się w sytuacji, gdy poruszaliśmy się po bardzo śliskiej gliniastej drodze, szczególnie na podjazdach. Podkreślam jednak, że pozostałe samochody jadące na różnych oponach miały podobne, a nawet większe problemy z pokonaniem tego śliskiego gliniastego terenu. Zdarzyło się, że obie 109 jadące na Skorpionach podjechały na stromy, z licznymi zakrętami podjazd, tam gdzie dużo lżejsza przecież 90, jadąca na oponach B.F. Goodrich o zdecydowanie bardziej terenowej rzeźbie bieżnika stanęła w połowie podjazdu. 
Poza dwoma defektami, w tym jedno przebicie opony prętem stalowym i jedno przetarcie dętki [opony te w zasadzie są bezdętkowe], nie miałem kłopotów z oponami. Mimo wieluset kilometrowej jazdy po ostrych kamieniach zużycie opony jest praktycznie niezauważalne !!! 

Usterki i awarie:

Niewielki wyciek oleju z ataku tylnego mostu, usterka zanikła po wlaniu rosyjskiego oleju przekładniowego.  Dwukrotnie "kapeć".  Zgnieciona w górach na głazie rura wydechowa.  Zatarcie łożyska alternatora.  Zerwanie paska klinowego napędu pompy hydraulicznej wyciągarki.  Zaginiony w drodze pręt rozpierający wyciągarki [nowa rzecz a "cieszy"].

Regulacje:  

Przerwa przerywacza aparatu zapłonowego. Szczęk hamulcowych. Zapłon w celu dostosowania do paliwa 76 oktan.

Pozostałe usterki i awarie pojazdów ekspedycji: 
LR 90 Jens - auto z 96 roku,  
nie sprawiało swojemu kierowcy większych problemów technicznych, gorzej było z psychologicznymi: Jens prosił, by mówić że jego auto ma lat 20 !!!  

Kapeć .

LR 109 Marek. 
Jak na LR-a 109 auto stosunkowo nowe, przebieg przed wyprawą około 15 tyś km. 

Dwukrotnie wymiana aparatu zapłonowego [Ducelier]. Dwukrotnie "kapeć". Urwany bagażnik i mocowanie ramy okna przedniego, zagięty błotnik, efekt wywrotki.  Kilku godzina grzebanina Marka wspartego przez siły rosyjskie, w zapłonie pojazdu, zakończona sukcesem - gdy piszący te słowa stwierdził, że kranik paliwa przestawiony jest na pozycji "zamknięty" . "Klęknięcie" tylnych resorów , przy czym tylny prawy w stopniu absolutnym.  Pogięta i urwana rura wydechowa - dwukrotnie naprawiana, ale to efekt przedłużenia rury "sportowym wydechem". 


Regulacje: 

Szczęki hamulcowe. Zapłon.

LR S IIA Forward Control Peter 
Auto to sprawiało swojemu właścicielowi najwięcej problemów, przygotowane w pośpiechu mściło się na właścicielu wieloma awariami. 

Przez dystans 5 tyś km zjadło totalnie i absolutnie przednie opony, w trakcie ustawiania zbieżności popełniono błąd i zbieżność ustawiono na 2.5 cm !!! LI>Cięgła gazu urwane dwukrotnie . Gaźnik - spalanie po 30 l i ćmaga czarnego dymu z rury to od połowy trasy nieodłączny widok Peterowego auta.  Pompa wody. Urwane okładziny szczęki hamulcowej [nie dziwi mnie to, gdyż przynitowane były zaledwie 6 nitami !!!].  Urwana "U" śruba . Złamany drążek kierowniczy.  Most przedni "mielonka".


Regulacje: 

Hamulce. Zbieżność. Zapłon. Gaźnik.

Przygotowując auto do przyszłorocznych wypraw:  

planowanej na maj czterotygodniowej Syberii,  planowanej na lipiec i sierpień Gobi przez Bajkał i Mongolię 


na pewno przygotowanie auta zlecę krakowskiemu Land Serwisowi.

Jedzenie

Na wstępie muszę zaznaczyć, że sprzeczne informacje docierające do nas z Rosji, kazały nam zabezpieczyć się w Polsce we wszystkie niezbędne produkty żywnościowe. Tym czasem okazuje się, że na miejscu można właściwie bez większych problemów wyżywić się i przetrwać. W miastach rosyjskich można kupić większość produktów zachodnich koncernów, które znamy np. z reklam telewizyjnych, czy po prostu z półek sklepowych.

Wsie są znacznie słabiej zaopatrzone. Mieszkańcy albo większość produktów wytwarzają we własnym zakresie, albo po prostu z braku pracy, a co za tym idzie i pieniędzy swoje zakupy ograniczają do niezbędnego minimum. To minimum to chleb, jakieś konserwy, mąka, cukier itp.Wielokrotnie widzieliśmy samochody - sklepy, które odwiedzają maleńkie zapomniane wsie. Obrazek jak z początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce, kiedy kwitł handel obwoźny! Na Syberii, czy jeszcze na północy odwiedzanej przez nas części europejskiej, towarem drogim i deficytowym są owoce i warzywa. Te, które widzieliśmy w sklepach państwowych są bardzo  zmęczone  długą drogą. Właściwie ich asortyment ograniczał się do kapusty i bakłażanów. W prywatnych budkach i na straganach można kupić np. pomidory, ogórki, pomarańcze, ale wszystko jest zdecydowanie droższe niż w miastach w części centralnej kraju. (Cóż, nie ma się co dziwić!

Często żywność przywożona jest helikopterami - latem jedynymi w tej okolicy środkami transportu.) Mięso jeśli jest, to raczej mrożone. Nigdzie nie mieliśmy problemów z zakupem mleka, chleba, jajek, butelkowanej wody mineralnej. W najdalszych punktach naszej wędrówki była też Coca Cola, co szczególnie cieszyło Rolfa. Posiłki każda załoga przygotowywała we własnym zakresie.Najczęściej jedliśmy 3 razy w ciągu dnia: przed wyruszeniem w trasę śniadanie, ok. 12 - 13.00 lunch, po zatrzymaniu się na nocleg kolację, która stanowiła główny posiłek. Nieraz w ciągu dnia zatrzymywaliśmy się jeszcze na krótkie   kaffeepause .

Co wzięliśmy z Polski?

Przede wszystkim jedzenie spod znaku Knorr.Otrzymaliśmy je od firmy Best Food i muszę przyznać, że nie zdążyło nam się znudzić. Szczególną popularnością cieszyły się szybkie gotowe dania, np. ryż z kurczakiem, makaron z sosem grzybowym itp. Makaron w różnych postaciach z sosami cieszył się chyba największą popularnością wśród wszystkich złóg. (Ja polecam go 
z kotletami sojowymi i Fix-em do potraw chińskich!). Oczywiście  na szybko  niezastąpione były "Gorące Kubki". Poza tym w naszym jadłospisie znalazły się gotowe dania w słoikach i puszkach, ryż, kuskus. Raczej stroniliśmy od konserw mięsnych, choć wyjątkiem były parówki w sosie pomidorowym (znakomite na ciepło i na zimno!). W czasie upalnych dni sery cieszyły się większą popularnością. Do tego wszystkiego dodatki: kukurydza i ogórki konserwowe. Śniadanie u większości ekipy stanowiły płatki zbożowe i musli w różnych wariantach. Ważne! Tak długa podróż samochodem bezwzględnie wymaga  zapychaczy i zajmowaczy czasu  słowem zagryzki! Niezastąpiona na drogi aż po horyzont okazała się czekolada Cadbury ! Co istotne stanowiła ona pomocny środek do zjednywania sobie  zachmurzonych  urzędniczek, podziękowania, czy nawiązania znajomości. Warto było wziąć też ze sobą suszone owoce, orzeszki itp., słowem wszystko, co umila godziny za kółkiem czy oczekiwanie na prom. Całą żywność mieliśmy rozdzieloną i zapakowaną w cztery wodoszczelne aluminiowe skrzynie. Skrzynie ustawione w samochodzie służyły nam jako łóżko. Na postojach stanowiły dobrą podstawę pod stół. Znakomitym rozwiązaniem kwestii zapakowania żywności do małej 90 -tki Jensa były boczne schowki, które powstały w skutek zabudowania wolnych przestrzeni po zamontowaniu na dachu samochodu rozkładanego 
namiotu - sypialni.         

Na czym i w czym gotowaliśmy?

Tu reprezentowane były dwie szkoły: polska - gazowa; 4 - kg butle gazowe uzupełnione małymi patronami gazowymi na okoliczność wypadów w teren; duńsko - niemiecka - benzynowa; kochery różnej konstrukcji, jedno i dwupalnikowe; Obie szkoły okazały się mieć swoje dobre i złe strony. Wady (bo te zwykle interesują większość) to: w przypadku butli gazowych trudność ponownego ich  nabicia  w Rosji, gdyby nieoczekiwanie zawór zamykający okazał się nieszczelny; kochery od czasu do czasu rozbłyskały półmetrowym płomieniem lub zawodziła pompka tłocząca benzynę! 
Wszystkim nie przekonanym do amerykańskich wynalazków polecam jednak kubki - termosy. Znakomicie trzymają ciepło, więc gorącą kawę można sączyć z nich jeszcze długo po zaparzeniu. A że mają przykrywkę z małym otworem, więc nawet jadąc po szczególnie uciążliwych dziurach, zawartość pozostaje w kubku!  

Odzież 

W związku z tym, że trasa naszej podróży przebiegała przez regiony o zróżnicowanym klimacie, odzież ,  
którą wzięliśmy ze sobą też była różnorodna. W części europejskiej Rosji panowały ponad 30 -sto stopniowe upały. Trudno w takich warunkach mówić w ogóle o odzieży. Najchętniej pozbywaliśmy się nadmiaru garderoby i schładzaliśmy się w rzekach lub jeziorach. Nieodzowne okazały się chustki i czapeczki, chroniące od słońca. 
Na Uralu temperatury znacznie się obniżyły. W czasie naszego przejazdu wiał silny przenikliwy wiatr. W części azjatyckiej mimo, że świeciło słońce nie czuło się już dotkliwego upału. Noce były już chłodne. Rozgrzany organizm wyraźnie odnotował ten spadek temperatury. I w tej sytuacji przydała się cieplejsza odzież, którą otrzymaliśmy od dwóch firm JMP Sportwear i Akland. Przede wszystkim sprawdziły się POLARY. Okazały się znakomitym środkiem przeciw komarom! Gdy nie pomagały już żadne maści, emulsje, żele itp., a delikwent opływany przez brzęczącą masę tracił cierpliwość i siłę na (bezskuteczne) opędzanie się od natrętów, wystarczyło założyć POLAR i wszystko było OK.            


Gorąco polecam na tego typu wyjazdy (czytaj: błoto, woda, ograniczone możliwości prania) spodnie z nieprzemakalnej tkaniny uszyte w firmie JMP z Szaflar. Przede wszystkim ich wielką zaletą jest krój, który umożliwia nakładanie (to najlepsze określenie) spodni bez zdejmowania butów czy np. raków. Rozpinając nogawki na bokach, można swobodnie przyłożyć je do ciała i spiąć. Specjalne wyprofilowanie nogawki w okolicach kolana pozwala na swobodne zginanie nogi. Spodnie są rzeczywiście nieprzemakalne! Sprawdziliśmy wielokrotnie brodząc w nich w rzekach czy w błotach okrutnych, kiedy to przychodziło nam wysiąść z samochodu poszukując punktu zaczepienia dla liny wyciągarki. I co ważne wystarczyło je po takiej błotnej próbie spłukać np. w rzece i po wyschnięciu były jak nowe! Polecam te spodnie wszystkim. Dla nas nawet po wyprawie stały się podstawowym wyposażeniem w czasie klubowych jazd off road.

Oczywiście posiadaliśmy również nieprzemakalne kurtki, które sprawdziły się znakomicie. Z czystym sumieniem polecamy odzież JMP i Aklandu , również dlatego, że jej ceny rynkowe są bardzo rozsądne, a jakość sprawdzona! 
Buty . Jako że impreza łączyła w sobie elementy off road i turystyki górskiej, najlepsze okazało się obuwie: wygodne do prowadzenia samochodu, wygodne w górskiej wędrówce, nieprzemakalne na czas przechodzenia przez błota i wodę. Raczej nie dało się tego wszystkiego pogodzić w jednej parze obuwia, więc zazwyczaj obok obuwia turystycznego i sportowego, na wyposażeniu pojawiły się również kalosze.

Inne

Tu warto wspomnieć o zabezpieczeniu przed komarami i muszkami. Rzeczywiście potrafią one uprzykrzyć życie. Ekipa była wyposażona przede wszystkim w Off i Autan. Rosyjscy myśliwi spotkani w tajdze polecili nam specyfik o nazwie DETA. Ten w płynie działa najskuteczniej. Dostępna jest też postać kremu. Podobno istnieje też jakiś specyfik oparty o wyciąg z brzozy, ale nie zdołaliśmy go nigdzie znaleźć i wypróbować. Może nie warto żałować, bo podobno jego woń odstrasza nie tylko owady, ale także skutecznie ludzi. Rolf testował na sobie szkocki środek o nazwie SHOOS. Podobno skuteczny. Rolf twierdzi, że środek ten pomagał mu rownież przetrwac podróż po Afryce.
Uwaga! Korzystanie z polowego WC wymaga wysmarowania siedzenia !!! Przydatne wapno i maści łagodzące skutki ewentualnych ukąszeń. 
Jadąc na Syberię nie zapomnijcie o środkach na komary, moskitierze. Co bardziej nerwowym polecam nakrycia głowy z moskitierą chroniącą twarz!

Polecane linki

Mapy

Pogoda

Sprzęt out door

Land Rover

Strony dla podróżników

Pomocne

Kontakt

LRC PL
Zbrojewo 2
78 - 500 Drawsko Pomorskie
tel./fax 0961/345 95
tel. 0603/744450
e-mail: lrcpl@pro.onet.pl

 

Źródło: http://www.njz.pl/or/wyprawglow/van_pur_expedition/glowna1.html