JustPaste.it

Polacy nie kwapią się do pracy - czy można to zmienić?

Według danych GUS w połowie 2006 roku na 29 mln Polaków w wieku produkcyjnym aktywnych zawodowo było 14,459 mln. Lekko licząc połowa Polaków nie kwapi się do pracy lub tworzy szarą strefę. Wprawdzie bezrobocie na koniec ubiegłym roku było na rekordowo niskim poziomie 14,8%, to liczba osób bez pracy wciąż jest bardzo duża - 2,3 mln. Dane za styczeń pokazały jednak, że bezrobocie wzrosło do 15,2%, co jest naturalne jeśli weźmiemy pod uwagę sezon zimowy.

Podane przez GUS dane statystyczne na temat stanu polskiej gospodarki przedstawiają się doskonale.
Tak szybko nie rozwijaliśmy się od 9 lat. 5,8% PKB na koniec 2006 roku zaskoczyło wielu obserwatorów rynku. I pomyśleć, że jeszcze w 2002 r. gospodarka dreptała w miejscu, ze wzrostem na poziomie 1,4% PKB. Choć ekonomiści podzielają opinię, że gospodarka ma się świetnie, to jednak liczba osób pracujących spada wolno. Bardziej niż działania rządu zmniejsza ją bardzo duża emigracja i liczne przywileje socjalne z jakich korzystają obywatele.

Obniżka kosztów pracy jaką proponuje ministerstwo finansów może poprawić sytuację materialną pracowników, gdyż dostaną oni nieco wyższe pensje. Ale czy obniżka zmniejszy bezrobocie?
Raczej nie, gdyż zwiększy ona pensje o ok. 10%. Dla kogoś kto pobiera zasiłek i dorabia w szarej strefie to zbyt mała zachęta. Obniżka, o ile dojdzie do skutku, zmniejszy głównie koszty przedsiębiorców i zwiększy dochody już pracujących. Koszty pracy trzeba zmniejszać i to znacznie, a nie o kilka procent.

Emeryci mają źle, czy aby na pewno?
Polacy choć należą do najmłodszych społeczeństw UE najwcześniej przechodzą na emeryturę. W ten sposób mamy armię ludzi w sile wieku żyjących na garnuszku państwa. Średni wiek przejścia na emeryturę jest w Polsce o kilka lat niższy niż w Unii. Zamiast pracować i płacić podatki zwiększające dochody budżetowe, a samemu dbać o lepszą emeryturę, Polak bardzo chętnie korzysta z nadanych mu praw do wcześniejszej emerytury. Potem niejako zapominając, że po części na własne życzenie ma niskie świadczenia narzeka na swój los.
Państwo jednak pamięta o najbiedniejszych i zawsze stara się im pomóc. Sejm właśnie zatwierdził jednorazowe wypłaty dla najmniej uposażonych emerytów i rencistów.
Będę to kwoty od 150 do 330 zł. Konieczność wsparcia emerytów motywowano tym, że polska gospodarka rozwija się bardzo szybko, ale inflacja od której zależy waloryzacja świadczeń emerytalnych pozostaje zbyt niska. Brak waloryzacji realnie uszczupla dochody emerytów. Czy aby na pewno?
Proponuję rzut oka na kwestię tzw. dochodów miesięcznych na głowę publikowanych przez GUS.
Według sporządzonych w 2005 r. wyliczeń emeryci mają większy tzw. dochód rozporządzalny niż pracujący. Jak to możliwe?
To proste. Emeryt świadczenia ma dla siebie. Tymczasem osoba pracująca na etacie zazwyczaj dzieli swój dochód z rodziną. Najprostszy przykład to czteroosobowa rodzina, w której pracują rodzice. Dzieląc ich dochody na cztery, otrzymujemy mniejszą kwotę niż ta będąca do dyspozycji emeryta.
Z danych GUS wynika, że w najlepszej sytuacji są osoby pracujące na własny rachunek, a tuż za nimi są emeryci i renciści. Dopiero na trzecim miejscu są osoby pracujące na etacie, a na ostatnim miejscu znajdują się rolnicy.

"Bogaci" dużo płacą do budżetu, ale niewiele z niego otrzymują.
Takie stwierdzenie może początkowo dziwić, ale fakty mówią same za siebie. W Polsce podatki płacimy według trzech progów podatkowych. Rzecz w tym, że 94,5% Polaków płaci podatki w I progu podatkowym. 42,5% wpływów z podatków PIT to zasługa najlepiej zarabiających z II i III progu.
I co dostają od państwa najbogatsi? Emerytury niewspółmiernie niskie w stosunku do wpłaconych składek do ZUS.
Jak wiadomo świadczenia są wypłacane według odgórnie ustalanych wskaźników, co jest mocno niesprawiedliwe. Ktoś, kto zarabiał 10 000 zł powinien mieć 10 razy wyższą emeryturę od kogoś, kto zarabiał 1000 zł. A tak nie jest.
Poza tym bogaci nie korzystają z pomocy społecznej choćby w postaci zasiłków.
Rzadko korzystają z publicznej służby zdrowia, gdyż posiadają karty w prywatnych przychodniach; dzieci posyłają do prywatnych szkół. Płacą zatem na utrzymanie bezrobotnych, szpitali i szkół, choć sami z nich nie korzystają.

To dzięki tym kilku, kilkunastu procentom najlepiej zarabiających państwo otrzymuje znaczną część podatku dochodowego, który stanowi ok. 20% ogółu wpływów budżetowych.
Dlaczego rozdaje się pieniądze na cele socjalne, a nie zmniejsza się barier dla przedsiębiorczości?
Rząd zajęty jest tropieniem afer, ściganiem agentów SB i UB oraz obsadzaniem swoich ludzi na kluczowych stanowiskach. Mamy oceny resortów i dymisje ministrów.
Jednym słowem dzieje się wiele, tylko co z tego ma przeciętny Kowalski?
Kiedy podjęte zostaną konkretne działania? Dosyć już zapowiedzi. Kampania wyborcza się zakończyła. Zamiast dawać obietnice, pora zabrać się do pracy. Minister finansów, prof. Zyta Gilowska zapowiedziała, że jeśli nie uda się wprowadzić reform, poda się do dymisji. Czy nie ma innej drogi do zmian jak tylko straszenie odejściem z pełnionej funkcji? Inna sprawa, że prof. Zyta Gilowska, jest chyba jedyną "merytoryczną" minister w obecnym rządzie. Strach pomyśleć co by było, gdyby jej zabrakło.

 

Źródło: Tomasz Bar

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych