JustPaste.it

Ewolucyjne wyselekcjonowanie człowieka

Jak powstał w trakcie ewolucji człowiek? Oczywiście przez pomyłkę genową.
Jak powstał w trakcie ewolucji człowiek? Oczywiście przez pomyłkę genową. Ta niezamierzona, a tym samym głupia (gdybyśmy ją rozpatrywali z punktu widzenia genotypowych prawidłowości) sytuacja doprowadziła do wcale mądrego błędu molekularnego. Widocznie wszystko, co wielkie, dokonuje się w biologii za cenę informacyjnej niesubordynacji. Nieposłuszeństwo prawom genetyki stworzyło więc człowieka noszącego zarzewie niesubordynacji w swojej świadomości. Molekularny błąd stał się zaczynem dynamizmu życia o nie spotykanym rozmachu.

Poszukiwanie kopalnych szczątków praczłowieka może być pasjonujące; ostatecznie nie jest obojętne, nie tylko ze względów estetycznych, czy potylica będzie wydłużona, czoło cofnięte, a łuki brwiowe uwydatnione. Objętość mózgoczaszki stopniowo zwiększa się, pofałdowanie kory mózgowej wzmaga, a więc i inteligencja rośnie; no cóż, temu wnioskowi zaprzecza fakt, że ciężar i objętość mózgu niektórych wybitnych osób nie osiągały przeciętnych wskaźników, natomiast pojemność mózgoczaszki u idioty niekiedy nie odbiega od normy. Trzeba przyznać, że rekonstrukcja szeregu rozwojowego jest znacznie lepiej opracowana dla kambryjskich brachiopodów i trylobitów niż dla człowieka, mimo że trylobit jako gatunek jest 500 razy starszy od człowieka. Potrafimy napisać doskonałą monografię na temat budowy oka trylobita lub określać przyczepy, mięśni w muszli brachiopodów sprzed pięciuset milionów lat, niewiele natomiast wierny o budowie całego hominida sprzed jednego zaledwie miliona lat (o ile się antropologowie nie pokłócą o jego metrykę). Nawet z zachowanej przez prawieki żuchwy naukowiec niewiele potrafi odgadnąć poza tym, że określi stopień zróżnicowania zębów w porównaniu z małpami człekokształtnymi i stan cofnięcia twarzoczaszki.

Najbardziej radykalne przekroczenie praw przyrody obowiązujących w produkcji gatunków, to znaczy powstanie istoty biologicznej obdarzonej psychiką, nie pozwala mimo wszystko rozwiązać problemu jej zjawienia się, choć znacznie mniej oczywiste sprawy rozstrzygnięto doskonale. Ostateczny wynik ewolucji - człowiek - jest niebywale intrygujący z tego powodu. Podejrzewano kiedyś, że w fizyce relatywistycznej ukrywa się chochlik matematyczny wymyślony przez Einsteina. Chochlik biologiczny - człowiek - jest bez porównania większą, do dziś nie rozwiązaną, tajemniczą sensacją przyrody.

Jeśli przypadkowa pomyłka mutacyjna stworzyła człowieka mądrego, to byłoby niezwykle ciekawe dowiedzieć się, jakie prawdopodobieństwo przedstawia taki traf. Jeśli natomiast przyroda tylko podprowadziła przypadkowe mutacje do filogenetycznej drogi, która w ostateczności musiała doprowadzić do człowieka, to przyroda jest twórcą najdoskonalszego rachunku prawdopodobieństwa. Trudno ją podejrzewać o niebywałe poczucie humoru - stworzenie istoty, która odkryła u siebie myślący mózg, sformułowała reguły logiki, przeniknęła na miliardy lat świetlnych w głąb Wszechświata, ale nie może siebie poznać dostatecznie. Wszystko zapowiada się arcyciekawie z tą ewolucją człowieka, w dodatku od samego początku niezwykle. Narodzinom królów towarzyszyły, według legendy, dziwne zjawiska; kto wie, czy ewolucyjne narodziny zoologicznego króla - człowieka, nie łączyły się z niezwykłą przygodą. A może zbyt nieumiejętnie zabieramy się do rozszyfrowania własnej genealogii, wykazując wybitny brak inteligencji w tej sprawie? Z jednym zgodzić się trzeba, że człowiekowi łatwiej badać wszystko wokół siebie niż własną naturę.

Wyznawcy ewolucyjnej sekty w biologii są mało konsekwentni w swej wierze tylko w ewolucję, gdy badanie człowieka zaczynają od kopalnych szczątków, czyli paleontologicznych relikwii, i próbują wróżyć na ich podstawie o drodze rozwojowej człowieka. A przecież, jeśli mowa o rozwoju, powinno rozumieć się przez niego mechanizmy procesu, który doprowadził do powstania istoty obdarzonej dynamiczną świadomością. To świadomość jest wyznacznikiem hominizacji i jej stopnia, a nie wiadomości o kościach, objęte kopalną osteologią. Człowiek powstał na skrzyżowaniu dwóch linii rozwojowych o przeciwstawnych kierunkach: zróżnicowania i integracji. To wyznacza sposób jego badania, przede wszystkim jego prawdziwą genetykę opartą na dwutorze informacyjnym. Następuje ciągła rozbudowa w kierunku "poziomym" i coraz większe zróżnicowanie biochemiczne, charakterystyczne dla ssaków, w szczególności dla człowieka, i jednocześnie przebudowa "pionowa" zintegrowanych struktur w funkcjonalną jedność, szczególnie podziwianą przez człowieka.

"Informacja" - na to pojęcie zupełnie nowe światło rzuca właśnie biologia ewolucyjna człowieka. Wydaje się, że o biologicznej informacji niczego nie wiemy, gdyż opieraliśmy się na wyimaginowanym systemie informacji, skopiowanym trochę z fizjologii układu nerwowego. Człowiek powstał więc na skrzyżowaniu dwóch strumieni informacyjnych, a może nawet - trzech. Ten ostatni - to strumień czasu. Zrodził się on bowiem z życiem i ma swój wyznacznik zarówno osobniczy, jak i filogenetyczny. Można więc założyć, że istnieje złożona siatka informacyjna w żywym układzie, ciągle dająca odmienne skutki skrzyżowań w każdym momencie czasu; skrzyżowań informacji różnicującej układ oraz informacji scalającej go w jedność, obu ponadto umieszczonych w strumieniu czasu. Końcowym wynikiem ewolucyjnym tego systemu informacyjnego byłby człowiek.

Człowiek jako ewolucyjny wynik skrzyżowania informacji może się okazać doskonałym obiektem do badań właśnie nad biologiczną informacją. Morfologiczny i anatomiczny profil nie wystarczają do odtworzenia dróg rozwojowych, zbyt szerokie są skutki wyakcentowania się świadomości. Rozbieżności w ludzkiej naturze między komponentami biologicznymi i psychicznymi są zbyt charakterystyczne, by stanowiły jedynie przypadek. Genealogia człowieka sięga nie tylko spionizowanych australopiteków, lecz nawet pierwotniaków lub znacznie niżej. Dziedzictwo posiadane przez niego nie ma precedensu w dziejach ewolucji. Jeśli mutacja jest procesem skokowym, a jednocześnie powtarzalnym w czasie, to można by mówić o elementarnej siatce ewolucyjnej, złożonej z potencjalnych sił rozwoju, zróżnicowania o odpowiedniej periodyczności i integracji.

Kiedyż więc w elementarnej komórce ewolucyjnej o trzech składowych - zróżnicowania, integracji i czasu - zjawiła się świadomość? Czy dopiero po należytym przygotowaniu układu nerwowego u kręgowców, a więc co najmniej w sylurze (czterysta osiemdziesiąt milionów lat wstecz), czy w czasie odpowiadającym organizacji systemu nerwowego u meduz, a więc około miliarda lat temu? Wyniki ciągnienia w wielkiej grze życia zależą od specjalności grających. Antropologizujący morfolog i anatom będą rzucać kostką o neocortex w mózgu, fizjolog wybierze kilka kostek twierdząc, że odruchy warunkowe przebiegają u człowieka mniej więcej tak samo, jak u kręgowców, biochemik sięgnie po kostkę razem z genetykiem molekularnym grając o komórkę powstałą już około dwóch miliardów lat temu, a może i więcej, w czasach, kiedy ostatecznie zaczęło się tworzyć kodowanie na drobinach kwasów nukleinowych.

Cała ewolucyjna gra zorganizowała się ponadto za cenę pomyłek mutacyjnych. Musiał się wytworzyć gen szkieletyzacji wewnętrznej oraz mineralizacji, przypadkowo zmutował się gen czujących komórek, które w rezultacie dały układ nerwowy. Jeśli każdy szczegół muszki drozofili, nawet barwa i kształt oka, jest wynikiem mutacji i wytworzenia odpowiedniego genu, to człowiek, startujący ewolucyjnie ad pierwotniaków, musi być rzeczywiście arcyszczęśliwym efektem przypadkowych, dowolnych mutacji, które, przesiewane przez selekcyjne sito, wreszcie doprowadziły da jego wytworzenia. Przypomina tu mi się znajomy humanista, który był niezwykle usatysfakcjonowany, że ojciec zaprogramował całe bogactwo jego cech osobniczych, i ostatecznie, go spłodził. Szoku realizmu doznał dopiero wtedy, kiedy się dowiedział, że wcale nie był przez ojca zaplanowany w szczegółach, lecz jest wynikiem przypadkowego połączenia się z komórką jajową jednego z 300 milionów plemników, wydostających się podczas jednego wytrysku nasienia.

Prawdopodobieństwo więc, że powstanie Tadeusz, mój znajomy, wynosiło 1 : 300 000 000. Uwzględnienie prawdopodobieństwa ze strony matki zmniejszyło jego satysfakcję o jeszcze jeden rząd wielkości. Wróćmy jednak do wyboru elementarnej komórki wśród układu ewolucyjnych współrzędnych zróżnicowania, integracji i czasu. Nie ulega kwestii, że na ich skrzyżowaniu zrodziła się świadomość, jest ona bowiem faktem dokonanym u człowieka. W którym elementarnym sześcianiku? Czy przypadkowy gen świadomości powstał wskutek odstępstwa od prawidłowości genetycznych? Wówczas Homo sapiens znalazłby się, przez głupią pomyłkę, w jakiejś elementarnej ewolucyjnej komórce biosfery. A może świadomość nie wymaga nieposłuszeństwa wobec praw genetyki i tkwi w samej naturze życia? Bioelektronika sięgająca kwantowej konstrukcji życia wskazuje na tę drugą nie tyle możliwość, ile nawet konieczność. O świadomości zadecydowałaby już pierwsza elementarna kostka u początku życia i czasu biologicznego. Narodziny człowieka z jego świadomością dokonały się w pierwszym momencie życia na Ziemi, a dalsze wzbogacanie anatomiczne i fizjologiczne bioukładu dokonywało się w następnych elementarnych kostkach ewolucyjnych, jak to nam podają anatomia i fizjologia porównawcza.

Rozwój człowieka można więc rozłożyć na dwie fale, skoro mamy periodyczny proces zróżnicowania i integracji oraz przesunięcia czoła fali w czasie. Znaczy to, że rozwój człowieka można też rozłożyć na szeregi fourierowskie. Ta wizja człowieka może być nie tylko obrazowa. Naprzemianległa informacja, o różnych skutkach zróżnicowania i integracji, przesuwająca się w filogenetycznym czasie ostatecznie przedstawia się jako fala rozwojowa. Ślimaczy czas rozpętał w miliardach lat orgię zawiłych zróżnicowań i funkcjonalnie prostujących integracji, by na końcu filogenetycznego szeregu rozwojowego postawić człowieka. Ta sama różnicująco-integrująca kombinatoryka popędzana czasem wyzwoliła świadomość, która wypełnia Wszechświat swą badawczą pasją, a zatrzymuje się dopiero bezsilnie u progu własnego jestestwa.

Człowiek - niezwykły fenomen. Wystrzelił z niego jasny promień poznania i obiegł krzywiznę relatywistycznego toru Wszechświata, omiatając zwycięsko bezmiar problemów. Kiedy po zakreśleniu wielkiego zakola znowu przywarł do stóp człowieka, po raz pierwszy się załamał. Nie potrafił wniknąć w niego. Człowiek - nieprzeniknione środowisko życia. Stary dowcip naukowy Hipokratesa sprzed 26 wieków - wprowadzenie opisu klinicznego choroby jest nadal aktualny, kiedy niezbyt wiele jest do powiedzenia, a trzeba się wykazać znawstwem przedmiotu. Przypadków mogą być miliony i każdy inny, każdy oryginalny, lecz żaden z osobna ani wszystkie razem nie stanowią podstawy do sformułowania ogólniejszych prawidłowości. Jeśli niezbyt dobrze wiemy, jak przebiega proces morfogenezy lub jakie są fizjologiczne szczegóły na przykład elektrycznych zjawisk w organizmie, posługujemy się opisem zjawiska u mięczaka lub żaby, zależnie od tego, czym się dany badacz zajął. Mogą to być nawet bardzo wnikliwe badania, jak na przykład Younga nad mózgiem ośmiornicy, które przyniosły niebywale ciekawe wyniki, choćby liczbę prawie miliona komórek nerwowych zarządzających funkcją komórek barwnikowych.

W ogólnych zarysach fizjologia i anatomia porównawcza dają wielki pogląd na wszystko, z wyjątkiem... człowieka. Gdyby nie on, sprawa byłaby znacznie łatwiejsza, wytyczono by już bez zastrzeżeń drogi rozwojowe. Tradycje w biologii są przemożne. Od czasów powstania cytologii (1839) wytworzył się szablon badawczy - najpierw budowa mikroskopowa, potem fizjologia komórki - i dalej w tym kierunku prowadzi się poznanie, co najwyżej zmniejszając rząd wielkości do molekularnych rozmiarów i biochemicznej precyzji. Nikt nie kwestionuje tego kierunku badań, jednak w zastosowaniu do człowieka trąci on mocno przeżytkiem i brakiem konsekwencji, skoro mamy doprowadzić badany obiekt do wyznacznika świadomościowego. Ten wyznacznik kryje się bowiem w różnicy gatunkowej sapiens. Chyba prawa hydrodynamiki rządzą rozwojem nauki, skoro raz ukazany kierunek metodyczny staje się równią pochyłą, po której wszystko na mocy inercji musi spływać. Tym samym człowiek znalazł się na metodycznym bezdrożu, poszukując odpowiedzi na pytanie o samego siebie.

Chyba trochę przesady w tym wszystkim... jeśli komuś wystarcza dwoistość natury ludzkiej i umieszczenie człowieka na dwóch odmiennych półkach biologicznej i psychologicznej. Trudno zresztą to przekonanie nazwać mylnym, tak bowiem wygląda rzeczywistość. Ewolucja zakryła, zdaje się, wiele interesujących szczegółów konstrukcji człowieka, a odkryła tylko jego ogólny obraz. To właśnie usprawiedliwia parapsychikę - trzeci "wymiar" człowieka, jaki pragnie się w nim odnaleźć poza biosem i psychiką. Natura człowieka staje się "trójwymiarowa", a więc przestrzenna. W poszukiwaniu rozwiązań oddalamy się od celu chyba coraz bardziej, bo obecnie należy uwzględnić jeszcze siły psi nie mieszczące się w przyjętych przez fizykę rodzajach energii! Zamiast rozwiązań podejmuje się wiercenie nowej studni w naturze człowieka; fenomenologia człowieka może dostarczyć mało zbadanych faktów. Wszystkie one znajdują się jednak w sferze dynamiki człowieka, której nie wyjaśnia ani jego biologia, ani psychologia w dotychczasowym kształcie.

Ewolucyjne fale wyrzuciły człowieka na brzeg ostatecznie nie tak dawno, bo kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Pytanie podstawowe - czy to przyroda aż tak go skomplikowała, czy jedynie nasza metoda badania życia dała źle zrozumianą całość, rozpoczęliśmy bowiem poznawanie życia właśnie od człowieka. Wszystko inne było w biologii wtórnie do niego dopasowane. Przyroda nie myli się, w przeciwieństwie do badaczy i wszystkich sapiensów. Do przyrody trzeba mieć zaufanie - jest to pierwszy warunek pomyślnego jej rozpoznania. Wniosek musi być paradoksalny - przyroda stworzyła przedziwną syntezę zróżnicowania i integracji, którą badacz rozszczepił na bios i psychikę, lecz nie wie, jak komponenty poskładać, prócz ulokowania ich w tym samym obiekcie. Nie wiadomo, czy bioelektronika stworzy lepszą sytuację poznawczą. Odwracając jednak kierunek biegu na bardziej zgodny z naturalnym rozwojem życia, startującego od kwantowych podstaw, obiera przynajmniej naturalną drogę historii życia. Gorszej drogi wybrać nie może, a to już bardzo dużo wobec nowych możliwości poznawczych. Innymi słowy, z punktu widzenia bioelektroniki kierunek badań układa się równolegle do rozwoju życia. Daje to większą gwarancję poprawnego odtworzenia kolejności ewolucyjnych etapów.

Spór o kompetencje, najtrudniejszy ze wszystkich sporów wokół człowieka, nigdy nie rozwiązany, obejmuje również badaczy przyrody. Udziałowców w badaniu i specjalistów jest bliżej nieokreślona ilość, wszyscy jak najbardziej kompetentni. To nic, że rozwiązania oscylują między skrajnym biologizmem fizjologicznym a idealistycznymi koncepcjami Platona i neoplatoników, między materializmem a religijnymi interpretacjami z teozofią włącznie, między realizmem a agnostycznym niezorientowanie. Nie można odmówić częściowych racji żadnemu z kierunków, obie bowiem natury człowieka dostarczać będą zawsze podstaw sprzecznym wnioskom. Skoro człowiek stanowi wyróżniony twór ewolucyjny, zamykający w sobie niebywałą informację o rozwoju życia na Ziemi w ogóle, skoro jest najwyższym wyrazem procesów zróżnicowania i integracji, to należałoby znaleźć sposób rozłożenia obu procesów na szeregi fourierowskie i tą drogą otrzymać dwie wyjściowe linie.

Złożoność obiektu badań, którym jest człowiek, zawsze nastręczała konieczność poszukiwania najodpowiedniejszych metod do odczytania jego natury. Nowe podejście może tu być nie mniej rewolucyjne niż wyhodowanie nie znanego jeszcze gatunku zwierzęcia czy rośliny. Jeden kierunek "wsteczny" wskazała fizjologia, która powoli doszła do etapu probówek chemicznych i wielkiej precyzji analitycznej techniki. Może byłoby dobrze także elektrofizjologię sprowadzić w podobny sposób w dół, jednak nie do elektrochemii, lecz do bioelektroniki. Zarówno elektrochemia, jak i bioelektronika spotkać się przecież muszą w tej samej biologii molekularnej. Dosyć zaskakujący wniosek, lecz w pełni słuszny. Metoda ewolucyjnego zstępowania, słuszna dla wszelkich badań rekonstrukcyjno-rozwojowych, sprowadzi je w końcu do tego samego punktu. Z jednej bowiem strony, w wyniku procesów chemicznych powstają drobiny organiczne, głównie białka, z drugiej zaś - te same białka są przecież półprzewodnikami. Dlaczego, jak dotąd, doszliśmy tylko do elektrochemii? Ponieważ zjawiska elektrofizjologiczne sprowadzono do elektrochemii wcześniej, zanim powstała elektronika półprzewodników w fizyce. Po prostu dziedzictwo historyczne zaciążyło nie tyle na samym życiu, ile na sposobie jego badania. Tradycje rodowe nauki.

Musimy się przyzwyczaić, że w poznaniu człowieka żadne ryzyko nie jest zbyt wielkie, nawet ryzyko niemieszczenia się w obiegowym schemacie życia. Tak więc człowiek selekcjonował się nie z ssaków łożyskowych dopiero, lecz z najelementarniejszej więzi kwantowej między procesami chemicznymi i elektronicznymi w molekularnym środowisku białkowego półprzewodnika. Ewolucyjny start człowieka jest prastary, a nade wszystko bardzo prosty. Człowiek wyzwalał się w ciągu pięciu miliardów lat, wspinając się po krzyżujących się dwóch liniach rozwojowych - integracji i zróżnicowania, mijał etapy pierwotniaka, gąbki, jamochłona, lancetnika, ryby, płaza, gada, "przeciskał się" przez ssaki nie wiedząc nic o perspektywach swego rozwoju. Wyprostował się wreszcie i zmienił zasadniczo układ linii sił elektrycznych i magnetycznych pochodzenia ziemskiego, które przecinały ogół zwierząt w kierunku "łeb-ogon" lub poziomo wzdłuż prostopadłej do tego kierunku.

Protohominidalne formy umieściły mózg w innym potencjale geoelektrycznym niż stopy. Inaczej mówiąc, zarysowała się różnica potencjałów między mózgiem i piętami. Pole geomagnetyczne natomiast mogło teraz przecinać bioelektryczną oś wielkiego dipola w dowolnych płaszczyznach prostopadłych, w zależności od kąta obrotu osobnika wokół jego osi pionowej, będącej jednocześnie osią elektryczną. Wydawałoby się, że to drobiazg - tylko podniesienie głowy. I ten jeden ruch, zmieniający położenie wśród współrzędnych pola elektrycznego i magnetycznego, miałby zadecydować o niezwykłym poszerzeniu horyzontu poznania, zasięgu miłości i nienawiści?

Nowy sposób energetycznego zorientowania w stosunku do geofizycznych sił elektrycznych i magnetycznych okazał się jednak nader skuteczny, gdyż żadna ewolucja dotychczasowych grup systematycznych nie dokonała się tak szybko, jak u spionizowanych osobników. Sytuacja elektromagnetyczna, obojętna ze stanowiska biochemii, wydaje się nie bez znaczenia dla układu bioelektronicznego. Po tej linii kroczy dalej człowiek z raz nabytym rozpędem rozwojowym. Wynalazł jednakże sposób przyspieszenia swej ewolucji, sam bowiem ingeruje w geofizyczne siły, wytwarzając pola elektryczne i magnetyczne o dowolnym natężeniu. Trudno już mówić, że obecna ewolucja człowieka jest wyłącznie wynikiem układu sił geofizycznych i geochemicznych. Człowiek zarzucił na swój ewolucyjny bieg elektromagnetyczne lasso, które wyprodukował co prawda z myślą o zastosowaniu tylko w technice, ale nie zdoła już wyeliminować jego biologicznego wpływu.

Geofizyczne i geochemiczne siły niemiłosiernie młóciły życie przez pięć miliardów lat. Na ewolucyjną taśmę nawijało się jednak życie i świadomość, poszerzając zarówno sposoby, jak i zakres działania. Uświadomienie sobie życia i świadomości jest iskrą, która wystrzeliła u hominidów i zadecydowała a ich rozwojowym kierunku.Stał się człowiek - na pograniczu zwierząt i tego, czego jeszcze nie było, a co zmienić musiało cały ewolucyjny bieg życia w tym jednym gatunku. Powstała świadomość życia i siebie, czyli świadomość świadomości, nazywana niekiedy refleksją. Jeśli na prawdę istniał kiedy mitologiczny heros, to był nim człowiek, który stanął na ostatniej reducie zwierząt jako nowy gatunek. Zanim ujął w niewprawną dłoń kamienny tłuk pierwotnego narzędzia, poczuł w sobie niepokój rozdzielającej go linii od świata zwierząt.

Rychło też poczuł się ich panem.

 

Źródło: http://www.sm.fki.pl/Sedlak/x_sedlak.php?nr=5