JustPaste.it

Człowiek przyspiesza swój rozwój gatunkowy

Trzeba przyznać, że tylko i wyłącznie człowiek ma całą filogenezę poza sobą. Inaczej mówiąc, on jeden zdobył maksymalne ewolucyjne doświadczenie. Pod tym względem stanowi gatunek o wyjątkowej randze. Zaczynamy poniekąd rozumieć jego stanowisko w nauce, bynajmniej nie uzurpowane, a przynależne mu na mocy faktów dokonanych. W ewolucyjnych sprawach on jeden może mieć pełnoprawny głos. On - ostateczny produkt ewolucji.

Istnieją w biologii tendencje do rozpatrywania przyspieszenia ewolucji w perspektywie czasu geologicznego. Gdybyśmy się na to zgodzili z przymrużeniem naukowego oka, powinniśmy przyznać, że człowiek w całym szeregu filogenetycznym jest gatunkiem najbardziej "szybkościowym". Innymi słowy odznaczającym się najdalej idącą plastycznością, a tym samym, jeszcze nie do końca wyczerpanymi możliwościami rozwoju. Człowiek jest grotem strzały ewolucyjnego procesu.

Wydaje mu się, że jest odkrywcą czasu. A jednak to nieprawda! Specem "od czasu" jest życie, ono jedno posiada zdolność kondensacji czasu - przedsięwzięcia, które poza nim jest niewykonalne. Wartości czasu życie nie mierzy sekundami; zegary życia odmierzają czas zdarzeniami. Dlatego istnieje niezwykła i jedyna chyba możliwość utrzymania ciągłości historii nawlekanej jak koraliki na ewolucyjnie wyciąganą nić. Coś, co się nazywa filogenezą, istnieje jaka rzeczywistość skondensowanego czasu poprzez zdarzenia, które zaistniały i trwają nadal.

Genetyk wszystko by dokładnie i wyczerpująco wyjaśnił przekazywaniem życia na podstawie kodu genetycznego. Na razie mamy nieprzerwany ciąg życia, niemożliwy do stworzenia od nowa. Embriogeneza uwydatnia ten problem wyraźniej: choć z wieloma zastrzeżeniami, można jednak mówić o skróconej filogenezie widocznej w przebiegu rozwoju osobniczego, czyli ontogenezy. Nazwano to biogenetycznym prawem Haeckla, według którego rozwój osobniczy w okresie życia płodowego jest skrótem gatunkowej drogi. Nie wnikając w rozciągłość prawa biogenetycznego ani w jego interpretację, przyjmijmy, że wyraża ono ideę, którą tutaj można nazwać kondensacją czasu rozwojowego.

Ponieważ człowiek jest ostatnim Mohikaninem ewolucji, powinien dysponować największymi możliwościami kondensacji owego czasu i nagromadzeniem morfologiczno-fizjologicznych etapów niezwykle długiej filogenezy. W tym sensie można mówić o przyspieszeniu rozwojowego biegu ontogenezy z widocznymi etapami ewolucyjnej przeszłości, które są odbiciem całej właściwie filogetycznej drogi. Czas trwania ontogenezy w odniesieniu do rodowej historii życia wyraża się proporcją znacznie większą niż 1 : 1 000 000 000, co dowodzi miliard razy szybszego niż w filogenezie tempa rozwoju, można więc to nazwać kondensacją, w tym wypadku - czasu i zdarzeń biologicznych. Nie sama tylko ciągłość życia jest przekazywana, ale jednocześnie realnie istniejąca historia zamierzchłej przeszłości. Historia utrwalona nie tylko w pamięci, ale wprost w byciu. Człowiek powtarza więc w rozwoju osobniczym największą ilość zdarzeń filogenetycznych, toteż jest rodową historią życia najbardziej obciążony lub - jeśli kto woli - doświadczany.

Jako gatunek jest rzeczywiście wyjątkowy. Byłby najlepszym obiektem badań nad ewolucją, czymś w rodzaju wyolbrzymionej morganowskiej drozofili, gdyby tylko rozstrzygnięto wybór wskaźnika miarodajnego dla pomiarów przyspieszenia. Z tych wskaźników wykluczyć trzeba metabolizm, choć wydawałoby się, że on właśnie, jako źródło potrzebnej energii wymiennej, powinien być wzięty pod uwagę. Ewolucja, jak każdy proces fizyczny, nie może się obyć bez energetycznych wydatków. Tymczasem w przyrodzie widzimy zupełnie odwrotną sytuację: bakterie odznaczają się szybszą przemianą materii niż człowiek. Ewolucja nie szła więc w kierunku zwiększania szybkości metabolizmu.

Można bez zbytniej przesady powiedzieć, że ewolucja, przebiegająca w dwóch wariantach, zróżnicowania i integracji, wymaga niewielkiego nakładu energii, jak wszystkie zresztą procesy sterownicze w układach bioelektronicznych (choć z drugiej strony mózg, jako podukład sterujący koordynacją całego organizmu, na energetyczne pokrycie swych funkcji zużywa aż 14 procent energii całego wyrzutu serca).

Nie rozpracowano jeszcze energetyki organizmu od strony wydatków na sterowanie i ewolucję: jak dotąd, budziły zainteresowanie tylko wskaźniki metaboliczne, badane w aspekcie użyteczności produktywnej masy biologicznej. Przeważył interes hodowców i plantatorów, a nie problemy życia, i jego organizacji. Jeśli ewolucja człowieka dokonuje się "na naszych oczach", a więc w skali historycznej, powinny się znaleźć dowody zmienności przede wszystkim morfo1ogicznej, gdyż cała ewolucja gatunkowa w rozumieniu darwinowskim odnosi się do makrorozmiaru. Jednym z objawów zmienności jest zjawisko nieproporcjonalnego wzrostu. Zaczęło się od... spodni, przysyłanych po II wojnie przez UNRRA: jak się okazało - rzadko pasowały one na Polaków, choć były odpowiednie dla Amerykanów. Minęło zaledwie 30 lat i krawcy u nas, i w innych krajach, musieli zmienić rozmiar męskich spodni właśnie według modelu amerykańskiego.

Pierwsze przypuszczenia antropologów, że to podniesienie stopy życiowej jest przyczyną zwiększania się wzrostu, okazały się niesłuszne, gdyż owo zjawisko idzie falą przez cała- świat. Jego podłożem może być między innymi zmiana oddziaływania hormonalnego, zwłaszcza przysadki, tarczycy i gonad.

Z kopalnego materiału antropologicznego wiadomo natomiast, że w Europie średniowiecznej przeważali w populacji długogłowcy, lecz stopniowo; stawała się widoczna przewaga krótkogłowców (uwaga - szybciej łysieją!). Nie wiadomo, co o tych wszystkich zmianach decyduje, czy genetyczne czynniki, czy też czynniki długofalowej natury geofizycznej, czy też są owe zmiany przejawem rytmiki cech morfologicznych. Bardzo stare przekazy, zachowane choćby w Biblii, mówią, że olbrzymi nie należeli w zamierzchłych czasach do sporadycznych wyjątków.

Ponieważ nie można rozpatrywać człowieka w oderwaniu od jego świadomości (dużo wcześniej wyodrębniono w psychologii typologię konstytucyjną), jego wzrost nie jest morfologicznym detalem bez znaczenia dla cech psychicznych i temperamentalnych, będących charakterystycznym przejawem behawioru układu nerwowego. Współczesny gigantyzm jest nie tylko wynikiem zmian sekrecji hormonalnej, ale również wiąże się z przebudową modelu świadomościowego.

Jest to, zdaje się, moment zawiązywania się ciekawej akcji w ewolucji człowieka. Nieśmiało można już rozpocząć sondaż, jak się dokonuje zmiana behawioru współczesnej populacji, którą cechują coraz to dłuższe kończyny dolne. Nie będzie przesady, jeśli złączymy go z retuszem ostatnich instynktów zwierzęcych u człowieka. Instynkt orientacji w terenie został już dawno zagubiony i egzystuje jedynie w fantastyce typu "Tarzan wśród małp"; do orientacji służą kompas i giroskop, albo Gwiazda Polarna. Instynkt samozachowawczy zanika, o czym świadczą epidemie samobójstw w pewnych rejonach świata, a jeszcze częściej - narkomania. Natomiast instynkt zachowania gatunku został zastąpiony świadomym macierzyństwem, które przedstawić można bliżej nieokreśloną liczbą usuniętych ciąż - jest to ewenement nie znany w zoologii. Instynkt samozachowawczy skrzyżowany niejako z instynktem orientacji daje zwierzęciu naturalną zdolność unikania szkodliwego pokarmu. U człowieka nie istnieje żadna taka instynktowna bariera samoobronna, gdyż nieswoiste zatrucia o niewiadomej przyczynie są częstym zjawiskiem. Instynkt ruchliwości systemu mięśniowego - wielkie osiągnięcie ewolucyjne królestwa zwierząt - u człowieka zanika; współczesne zabawki dziecięce więcej się ruszają niż ich mali użytkownicy.

Człowiek staje się osiadłym jamochłonem poruszającym się razem z podstawą, na której tkwi. Instynkt płciowy, który jest przede wszystkim gatunkową korzyścią w zoologii, ma u człowieka charakter osobniczy, raczej emocjonalny; jest to miłość i potencjał twórczych przeżyć (choć miłość rodzicielska nie jest oryginalnym pomysłem ludzkim). Rozpatrując instynkty, można podejrzewać, że zostały wyparte przez celowe używanie świadomości w poszukiwaniu motywacji działania. Jednakże nie udaje się tym samym wyjaśnić osłabienia systemu nerwowego, uwstecznienia uzębienia, tzn. jego mniejszej trwałości mimo wzrastającej higieny jamy ustnej, oraz ogólnego osłabienia organizmu raczej typu psychicznego, ale mogącego prowadzić do bezsilności fizycznej.

Współcześnie człowiek znajduje się chyba w stadium pogłębiania czynników koordynujących jedność psychofizyczną, co - w związku z wyeliminowaniem resztek instynktów -oraz naturalnym osłabieniem układów nerwowego i krążenia - prowadzi do utwierdzenia świadomości gatunkowej, i co przejawia się bardzo charakterystycznym odruchem humanizacji i miłości do innych (o ile nie jest to biciem na larum w obliczu narastającego egoizmu i znieczulicy).

Zostawmy ocenę przyszłym historykom antropocenotycznym; bez względu na ich werdykt wydaje się, że ewolucja człowieka wkracza w fazę przyspieszenia ontogenezy. I tak: okres życia prenatalnego skraca się coraz częściej do siedmiu miesięcy, -gdyż rośnie procent przedwczesnych porodów; karmienie dziecka własnym mlekiem przez matkę, trwające kiedyś, o czym świadczą przekazy historyczne, do trzech lat, kończy się obecnie na ogół po kilku tygodniach na skutek zaniku pokarmu; dzieciństwo zostaje wybitnie skrócone na rzecz przedwczesnej dojrzałości psychicznej i postępującej za nią dojrzałości fizycznej. Dobrym wskaźnikiem trendu sekularnego, charakteryzującego owo przyspieszenie ewolucyjne, jest wiek menarche. Na podstawie badań 5546 dziewcząt warszawskich przeprowadzonych w latach 1965-1976 można było stwierdzić obniżenie wieku menarche (Millicerowa, Szczotka, Łaska-Mierzejewska, Piechaczek). Podobne wyniki przyniosły badania mieszkanek Wrocławia. Analogiczne wyniki otrzymuje się na całym świecie.

Na przeciwległym krańcu ontogenetycznego wieku skraca się produkcyjny okres w życiu człowieka na skutek przedwczesnej miażdżycy, choć granica życia oddala się dzięki postępom medycyny. Gatunek staje się coraz starszy jako populacja, czyli biologicznie nietypowy. A więc - według kryteriów niefizjologicznych następuje swoista kondensacja czasu właściwa tylko życiu, mianowicie ciasne upakowanie coraz większej liczby zdarzeń w jednostce czasu. Czy wobec tego gatunek Homo sapiens stoi w obliczu relatywistycznego wydłużenia sekundy przy jednoczesnym skracaniu czasu? Jeśli zadaniem tego gatunku jest "naszpikowanie się" maksymalną ilością informacji co ma być wyrazem dojrzałości biologicznej - to należy przewidywać dalsze "przyspieszanie".

Ogólne narzekanie na tempo życia jest przejawem wewnętrznego przyspieszenia, które można nazwać przyspieszeniem intencjonalnym. Intencjonalne przyspieszenie jest najlepszym ze sposobów wykończenia układów nerwowego i krążenia, jest bowiem doganianiem własnego cienia, który z tą samą prędkością się oddala. Sprawia ono, że pojedyncze akty czynności układów nerwowego i mięśniowego nabierają charakteru ciągłego, a oba te układy przechodzą w niemal stały stan napięcia, co wyraża się zwiększeniem stopnia pobudliwości nerwów (zmniejszenie refrakcji) i tonusu mięśniowego, nawet podczas snu.

Ekspansja świadomościowa zawsze była wyznacznikiem ewolucji człowieka, ale obecnie nabiera znaczenia wyraźnie podstawowego. Dopiero ona daje skutki, zapewne biochemiczne, koordynacyjne, morfologiczne. Dynamika gatunku symbolizuje się w przyspieszeniu wewnętrznym, w ustawicznym napięciu działania, we wzrastającej zdolności do "połykania" informacji. Gatunek Homo sapiens jest więc koncentratem energetycznym o narastającej w widoczny sposób somatycznej bezwładności, która oznacza biologiczną degradację. Kondensacja świadomościowa wzmaga ogólne możliwości, powoduje jednak nietypowe przyspieszenie intencjonalne, utratę zdolności do koniecznej refrakcji, a nawet w wielu wypadkach - jej całkowity zanik na skutek ustawicznego napięcia nerwowo-mięśniowego. Człowieczy "elektret" ulega stałemu spolaryzowaniu bez możności depolaryzacji; pracuje coraz wydajniej pomnażając sumę popychanych zdarzeń, żyje intensywniej, lecz krócej. Żyje jak układ dodatkowo wzbudzony. Ewolucja człowieka zwiększa szybkość do granic wytrzymałości układu.

Czy rzeczywiście takie są drogi ewolucji Homo sapiens? Nie wiadomo, chyba krawcy są najlepiej zorientowani w tej sprawie. Wzrost chorób cywilizacyjnych mógłby świadczyć o wzrastającym przyspieszeniu intencjonalnym. Osłabienie układów nerwowego, krążenia i rozrodczego wespół z retuszem instynktów wydaje się świadczyć o wzrastającej hegemonii świadomości gatunkowej przy coraz większej pojemności informacyjnej i dynamice układu.

Rosnące zapotrzebowanie na środki psycho- i neurotropowe wydaje się wskazywać, że gatunek jest na trapie nowej integracji. Pytanie - czy znajdzie ją w chemicznej farmakologii? A jeśli to wszystko nie przedstawia się właśnie tak, jeśli cały korowód elektroniczny jest niedorzecznością i daremnym trudem? Nic, co ludzkie, nie jest bez znaczenia, jeśli nawet nie wiedzie do zamierzonego celu. Przyroda nie produkuje falsyfikatów, nie orzeka o prawdzie i fałszu, to tylko człowiek poszukuje prawdy. Twierdzi, że osiąga zawsze wyniki, a przecież brak wyników jest również osiągnięciem. W tej skali kryteriów, obejmującej wszystko, co ludzkie, mieści się i daremność modelu o nazwie Homo electronicus. Nic się nie stanie, jeśli ów model będzie chybiony. Może zainspiruje napisanie Almanachu niewiadomych, abyśmy lepiej zorientowani byli, czego nam jeszcze brak. Informacyjny bank niewiadomych może być nie mniej interesujący niż bank danych.

Jedno wydaje się pewne - rozwiązania natury człowieka nie należy szukać w kontraście zwierzęcego biosu i anielskiej psychiki. Wskazana droga startu od kwantowego złącza życia lub - jeśli kto woli - kwantu życia, wydaje się krótszą dragą do celu, choć podane tu rozwiązania nie muszą być jedyne i całkowicie słuszne. W najgorszym wypadku zostałby przynajmniej wskazany obszar, na którym należy poszukiwać rozwiązań. Przestrzeń największego prawdopodobieństwa odczytania człowieka.

Ewolucja człowieka nie ogranicza się do morfologicznych i anatomicznych cech przynależności gatunkowej. Człowiek pojawił się jako manifestacja bioenergetyki. Jako ostatni wariant przyrody, obdarzony zdolnością koncentracji sił niezbyt jeszcze dobrze poznanych. Ekspansję potencjalnych sił życia można obserwować dopiero w działaniu człowieka. W jego intelektualnej ruchliwości, sile przekonań, decyzji, snach o wielkości, w twórczym niepokoju.

Mierzony kilogramometrami, nie jest to największy mocarz wśród zwierząt. Posiadł za to sztukę transformacji własnych sił przez odkrycie świadomości. Czy można mówić o wzmacnianiu świadomości na zasadzie wielokrotnego odbicia, jak wiązki w laserze? Nie wiadomo. Nasza wiedza o świadomości jest bardzo nikła; cóż wiemy prócz tego, że w ogóle jest i zdolna bywa tworzyć zdumiewające dzieła? Co będzie po kompletnym jej poznaniu i wykorzystaniu?

Wejście człowieka na tor świadomości jest największym tryumfem natury. Ewolucja człowieka wyraża się przede wszystkim odkryciem przez niego świadomości i jej gruntowaniem. Na razie gatunek Homo sapiens jest wynikiem filogenetycznego przygotowania, selektywnego przesiewu dokonanego środowiskowymi czynnikami i własnej dynamiki. Ponieważ dwa czynniki zmieniają się wyraźnie - to oznaczy; przeinaczane środowiska i dynamika człowieka - należy wnioskować, że gatunkotwórcze siły nie przestały działać. Gatunek Homo sapiens jest obecnie w stadium swego realizowania. Ewolucja ugniata więc człowieka w ciągle zmieniający się kształt gatunkowy.

Dwa elementy mechanizmu ewolucyjnego zależą od człowieka, tym samym jego tor rozwojowy odbiega od zoologii, człowiek bowiem podświadomie przejął inicjatywę z ręki przyrody w tworzeniu samego siebie. Nie o indywidualny pojedynek człowieka z przyrodą w tej chwili już idzie, lecz o zmasowaną kampanię gatunku przeciw swej rodzicielce - przyrodzie. Coś niebywałego, a jednak do tego sprowadza się sytuacja. Ponieważ proces jest bardziej żywiołowy niż celowy, można go nazwać świadomie nieświadomym.

Wobec tego nie można wykluczyć niepożądanych skutków, dosyć poważnych dla gatunku. Nie tylko mogą to być groźne dla normalnego bytowania zmiany środowiska, ale także niezrównoważenie czynników adaptacyjnych z nowymi okolicznościami. Ewolucyjnie jest to stan niebezpieczny dla gatunku i dla jego egzystencji. Jednakże, pad warunkiem dostatecznej znajomości problemu, nie jest wykluczone sterowanie gatunkotwórczymi przemianami w sposób przemyślany i zaprogramowany. Wobec tego nic nie stoi na przeszkodzie sztucznej hodowli gatunku ludzkiego. Żadne protesty nic tutaj nie pomogą, bo wszystko, cokolwiek człowiek czyni w przestawianiu sił przyrody, jak również wszelkie próby uodpornienia się organizmu na szkodliwe wpływy, jest i tak modelowaniem gatunkowego kształtu człowieka. Zbędne jest przypomnienie w tym miejscu, że świadomość wydaje się czynnikiem wybitnie gatunkotwórczym, więc jej celowe zaangażowanie może realnie wchodzić w rachubę.

Sytuacja jest wręcz paradoksalna - cały gatunek stanowi dobro wyrażające się liczbą prawie pięciu miliardów osobników. Do wyprodukowania takiego potencjału populacyjnego wystarczyło 2,5 litra jaj zapłodnionych plemnikami zajmującymi objętość niewiele większą niż jeden centymetr sześcienny. Te liczby najlepiej mówią o dynamice człowieka jako gatunku. Wszystko, cokolwiek obserwujemy na świecie, jest dziełem twórczego niepokoju świadomości człowieka. Życie w ludzkiej skali mierzy się ilością dokonanych zdarzeń, a nie przepuszczonymi przez system trawienny gigatonami spożytej masy.

A to niespodziankę zrobił człowiek przyrodzie! Wyjął korbę z jej ręki i zaczął kręcić ... sobą. Nakręca się coraz bardziej świadomie jako gatunek. Co na to genetycy? Na razie Supergenetyk, człowiek, obraca żywo korbą świata. Bawi go pęd, oszałamia dynamika, wyżywa się potęgą. Pasy transmisyjne przyrody są tak złożone, że obroty korby wprowadzają w odpowiednią prędkość kątową mechanizm przyrody i urządzenie, nazywane tutaj człowiekiem. Ciekawe, co z tego wyjdzie?

Gatunek Homo sapiens przejął własną produkcję.

 

Źródło: http://www.sm.fki.pl/Sedlak/x_sedlak.php?nr=9