JustPaste.it

Antropologia od podstaw

„Electronicus kocha i pragnie być kochany w znacznie większym stopniu niż jego zoologiczni krewniacy. Wynika to z jego natury, bo tak filogenetycznie stawał się tym, czym jest”.

Przedmiot antropologii - człowieka - można poznawać z różną dokładnością. Termin zaś "antropologia" bez przymiotnika oznacza jej klasyczne wydanie, a więc rozpatrywanie człowieka w morfologicznej i anatamiczno-fizjologicznej skali. Jest to pierwsze przybliżenie, uproszczone. Skalę poznawczą przejmuje antropologia od biologii.

Z chwilą powstania biologii komórkowej, z jej biochemiczną funkcjonalnością, wyłoniło się drugie przybliżenie. Powstała też antropologia cytologiczna. Precyzja badań przesunęła się wreszcie ku jeszcze mniejszym rozmiarom, powstała biologia molekularna. W następstwie zjawiła się antropologia trzeciego przybliżenia - molekularna.

Na krajowej Sesji Naukowej Polskiego Towarzystwa Antropologicznego (13-14 czerwca 1979 roku w Warszawie), rozważającej "Filozoficzne aspekty antropologii", autor zaanonsował konieczność powstania antropologii kwantowej, istnieje bowiem kierunek w naukach o życiu, który nazywa się bioelektroniką. Tak zarysowało się najdokładniejsze, czwarte przybliżenie w poznaniu człowieka.

Jest to pierwsza w ogóle próba przełożenia spisu człowieka z makroskopowego wymiaru na kwantowe pojęcia. Próba ta, jak i wiele następnych, musi być niedoskonała. Przyroda natomiast ma swoje sposoby organizowania człowieka od kwantowego abecadła przez molekularną i chemiczną gradację do gatunkowej swoistości. Podejmowana tutaj próba nie jest więc iluzoryczna, chodzi bowiem o prawidłowe odczytanie dzieła przyrody.

Słowo "człowiek" posiada różnorakie znaczenie, zależnie od badawczej precyzji. Homo electronicus nie jest więc pustym terminem, lecz wyraża pewną skalę dokładności, w tym wypadku najbardziej podstawową. W organizm człowieka można wnikać z różną precyzją. "Obiegowo" człowiek rozważany jest zawsze w pierwszym przybliżeniu. Antropologii tego rzędu wielkości jest natomiast pospolicie uprawiana profesjonalnie, jak i amatorsko. W pierwszym przybliżeniu figuruje się w księgach ruchu ludności - pełni się zawodowe funkcje, w tym też przybliżeniu wystarcza umrzeć (śmierć kliniczna). W naukowym poznaniu człowieka sięga się jednak do następnych przybliżeń. Jak w naszym wypadku do najgłębszego - czwartego przybliżenia bioelektronicznego, czyli kwantowego.

Odpowiednie przybliżenie nie przedstawia większych komplikacji. Trudność występuje dopiero, kiedy się pragnie przejść z jednego przybliżenia do następnego, wlokąc za sobą wyobrażenia, które w żadnym wypadku nie mieszczą się w następnej skali. Może w przyszłości postaramy się o sformułowanie praw transformacji dla bezpośredniego przejścia, na przykład z przybliżenia anatomiczno-fizjologicznego w kwantowe.

Nie ma też uniwersalnego języka dla wyrażenia człowieka na całym jego "przekroju", we wszystkich skalach poznania. Język powstał na użytek pierwszego przybliżenia. W tej skali powstały też pojęcia, między innymi psychiki. W sposób więc niedopuszczalny musimy się posługiwać językiem najbardziej uproszczonym dla wyrażenia subtelnego świata kwantowego w człowieku. Człowiek oryginalnie wybrnął też z "zerowego" przybliżenia, którego w ogóle nie ma w biologii, a trzeba je było zaaranżować jako nadbudowę świata myśli, tworząc pojęcie psychiki. Po prostu na ten temat nie mówi się nigdzie w nauce. Ponieważ w naukach biologicznych nie wyraża się ten świat żadnym przybliżeniem, dlatego najlepiej określić je zerowym, czyli ,powyżej" biosu.

Poszukiwanie łączności w organizmie dało anatomię lokalizującą poszczególne funkcje na zasadzie fizjologicznej ciągłości. Resztę braków poznania wypełnił człowiek "kombinatoryką", którą nazwał rozumowaniem. Nakrył się piramidalną czapką, na jej szczycie umieścił abstrakcję. Strefę między anatomiczną głową i abstrakcyjnym szczytem nazwał rozumem. Zdolność nakładania kończyn na przedmioty i swobodę ich wyboru określił jako sytuacje decyzyjne, dawniej określane jako wolna wola. Natomiast transformację abstrakcyjnych pojęć na konkretne przeżycia i reakcje układów nerwowego i hormonalnego mianował uczuciami, czyli strefą emocjonalną. Powstał więc twór biologiczno-abstrakcyjny, w którym racjonalne jest tak wymieszane z irracjonalnym, że żaden mędrzec nie potrafi rozwiązać tego jedynego węzła hominidalnego.

Tak sobie człowiek uładził trudności poczynając od pierwszego przybliżenia "w górę". Nie uczynił natomiast nic w kierunku coraz dokładniejszych przybliżeń. Nic dziwnego. Wymyślone, czyli racjonalne, poznanie człowieka wyprzedziło o kilkanaście wieków jego molekularną i biochemiczną znajomość. Obowiązywał przecież w biologii anatomiczny i fizjologiczny start; towarzyszył mu abstrakcyjny skok myślowy mimo wszelkich trudności sfery emocjonalnej. Tak wytworzył się w naszych pojęciach "dubeltowy" człowiek - biologiczny i psychiczny - spojony bliżej nieokreśloną psychosomatyką, a więc jeszcze jedną niewiadomą o posmaku biosu i psyche.

Kwantowa antropologia stawia dopiero pierwsze kroki szukając właściwego wyrazu. Mimo wszystko wybrać należy to niewdzięczne i kontrowersyjne przybliżenie w poznaniu człowieczej aktywności. Na codzienny użytek wystarcza wprawdzie obracanie się w kręgu makroskopowego przybliżenia w poznaniu natury człowieka. W chorobie i poważnym zagrożeniu życia sięga się już do drugiego, trzeciego, a obecnie też do kwantowego, czyli czwartego przybliżenia. Tytułem przymiarki wybrać można dwa przejawy aktywności ludzkiej, tak znamienne w codziennym byciu - szukanie wpływu na drugiego osobnika, czyli najszerzej pojmowana dominacja i miłość. Przełożenie wybranych epizodów działalności, znanych dobrze z pierwszego przybliżenia, na język wyrażający ich treść w rozmiarach kwantowych jest wprawdzie niedopuszczalne ze względu na poprawność pojęciową, ale jednocześnie stanowi doskonałą ilustrację trudności i nowości problemu.

Oddziaływanie mające ma celu narzucenie komuś własnego stylu myślenia maże w tej skali być rozumiane jako dynamika organizmu przy dwustronnych relacjach. Słowo "siła" jest tu odbarwione psychologicznie, stanowi jednak element konieczny do wyrażenia dynamiki. Bogactwo reakcji jawi się tu jako wynik anizotropii.

Należy do antropologii wprowadzić to nowe pojęcie. Nie ma lepszego wyrażenia sprzeczności działań i polarności natury niż anizotropia. Psychofizyka, psychosomatyka, racjonalna irracjonalność, zwierzęce ideały, uskrzydlony bios, "przebóstwiona" materia, stałość zmienności, nielogiczna racja, uparta pomyłka czy pokręcona prosta i tym podobne sprzeczności praktycznie realizowane wyrażają tylko końcowy wynik dynamicznej anizotropii człowieka.

Anizotropia zapewnia odbiór działania drugiego dipola ludzkiego, warunkuje jego ruchliwość i amplitudę wahań, względność ustawień, całą gamę płynności stanów, znamienną dla dynamiki człowieka łącznie z sumą konfliktów i sprzeczności. Stanowi to jednocześnie cały sytuacyjny koloryt życia.

Wróćmy do obrazu ludzkich dipoli. W czwartym przybliżeniu rozpatrywania układ dwóch dipoli stanowi parę oscylatorów emitujących pole elektromagnetyczne. Zdolne są one do synchronizacji, czyli drgań w zgodnej fazie, albo pracują z tendencją do wzajemnego wyciszania się na skutek znalezienia w sytuacji różnej fazy. Prawda, zapomnieliśmy, że w tym przybliżeniu nie mają znaczenia pojęcia makroskopowego świata, tym samym dezaktualizują się obiegowe pojęcia o człowieku. Z tych również powodów świadomość w kwantowych rozmiarach oznacza zupełnie co innego niż ów termin wzięty z psychologii czy fizjologii centralnego systemu nerwowego. Ogólnie i najbardziej tolerancyjnie biorąc, świadomość jest sytuacją dojścia informacji do układu. Lecz co to jest świadomość w swej naturze? Na razie ani psychologia, ani fizjologia nie mogą dać na to odpowiedzi. W kwantowym wymiarze "świadomość" również jest informacją docierającą od jednego oscylatora do drugiego; w tym przypadku wiadomo przynajmniej tyle, że świadomość winna posiadać elektromagnetyczną naturę.

Gdzie wobec tego należałoby poszukiwać takiego dipola w człowieku? Pytanie znowu nielogiczne, w czwartym przybliżeniu nie pyta się o zlokalizowanie stanów kwantowych. Istnieją one wszędzie tam, gdzie jest życie, gdzie się dokonuje metabolizm i zachodzą procesy elektroniczne. A może w kwantowej skrzynce biegów życia? Najprawdopodobniej tak. To nie brak przekonania, a jedynie poprawność określenia zdarzeń kwantowych; przedstawiają one bowiem tylko prawdopodobieństwo ich występowania. Żywy człowiek, znany z codziennej obserwacji, stanowi sumaryczne prawdopodobieństwo występowania tych zdarzeń. Ta niezmierna ilość drgających oscylatorów kwantowych może w organizmie powodować przesuwającą się falę z wypadkowymi fluktuacjami odbieranymi makroskopowo jako rytm biologiczny. Tak odbieramy przecież metaboliczną falę, która wyraża zdrowie lub chorobę, apatię czy zmęczenie, zatrucie albo głód lub halucynacje ponarkotyczne.

Pedagogiczny zabieg polegałby - w odniesieniu do drugiego człowieka - na wytworzeniu rezonansu w odbiorniku, czyli na wewnętrznym zsynchronizowaniu obiektu przez narzucenie mu nowej częstości. Ponieważ chodzi o stan drgającego dipola, należałoby przede wszystkim wprawić go w ruch o wymuszonej częstotliwości lub nadać takie spolaryzowanie jego anizotropii, by posiadał lekkie przesunięcie bieguna w narzuconym kierunku, przy pełnym zachowaniu indywidualności. Jego biegunowość staje się dynamicznie ukierunkowana.

Jak się wobec tego zachowa cały zespół poddany zabiegowi pedagogicznemu w tej interpretacji? Suma osobniczych dipoli musiałaby stanowić układ zgodnie spolaryzowany w pożądanym kierunku. Takie układy dipolowe nazywa się w fizyce elektretami. Pedagogicznie byłby to zespół "ustawiony", czyli zgodny z polem nałożonego działania. Odchylenia od elektretowego uniformizmu nazywa się tu niesfornością, trudną psychiką, aspołecznością, w najlepszym razie złożoną indywidualnością.

Dla nadajnika mogą się okazać korzystne pewne predyspozycje znane w skali makroskopowej z psychologii wychowawczej i dydaktyki. Bioelektroniczne rzecz biorąc "nadajnik" musiałby dysponować odpowiednią mocą konstrukcji, minimalnym poziome szumów własnych, a więc niewielką tolerancją własnego nieskoordynowania. Ponadto zdolnością koncentracji świadomości, umiejętnością jej ukierunkowania z dużą możliwością kolimacji świadomościowej wiązki. W języku psychologów nazywa się ta ostatnia umiejętność uwagą.

Uwaga byłaby zdolnością skupiania świadomości w zbieżną wiązkę. Zwierzęta posiadają te same zmysły i system nerwowy, mają też świadomość, ale niejako rozproszoną, bez możności jej kolimacji. Robią wrażenie otępiałych w porównaniu z człowiekiem, choć rozróżniają bodźce, ale z jakimś nieostrym wewnętrznym odbiorem, bez możliwości koncentracji oraz wzmocnienia. Nie osiągnęły jeszcze fazy ludzkiej, znajdują się tuż pod nią. Ich rozeznanie stanowi "ciecz informacyjną" rozlaną i niemożliwą do pozbierania. Kolimacja dała spunktowanie, pewną ostrość odbioru, w dalszym następstwie uwagę i refleksję. Zwierzęta nie wykorzystały w tym kierunku nawet pamięci. Na skutek braku spunktowania informacji w sobie nie istnieje korelacja, a kojarzenie daje wrażenie przeciągania pamięciowej łączności między niezbyt ostrymi punktami odniesienia. Po prostu "informacyjna chmura" przynoszona zmysłami nie wytworzyła dostatecznie zlokalizowanych ośrodków odbioru. Byłby to stan najbardziej podobny do kwantowego. Tak się tam bowiem przedstawia chmura elektronowa. Przedstawiony wyżej proces nie jest samym domysłem, skoro jedną z cech ewolucji systemu nerwowego jest anizotropowe zorientowanie rozwijające się w mózg i związana z tym koordynacja i lokalizacja odbioru.

Nie posiadamy definicji podstawowej cechy człowieka - jego świadomości. W znacznym stopniu musi też być nieoznaczone wszystko inne, a więc przejście od systemu nerwowego i receptorów do refleksji czy procesów decyzyjnych w znaczeniu psychologicznym. Z racji wielorakiej i złożonej dynamiki człowieka bioelektronika sięga z konieczności do energetycznych podstaw, zarówno w charakteryzowaniu życia, jak i świadomości. Wynika to z czwartego przybliżenia - kwantowego.

Nie wiemy, na czym polega wpływ przyrody na człowieka, czy działają walory krajobrazowe i zdolność estetycznych reakcji, czy znalezienie się w sferze interferujących wpływów falowych. Człowiek inaczej odbiera przyrodę, kiedy uczestniczy w jej scenerii nad ranem, gdy po wschodzie słońca geoelektryczne pole atmosfery posiada inny potencjał i inny stan zjonizowania, osiągające maksimum o godzinie dziewiątej. Biometeorologia, która z punktu widzenia biochemicznego początkowo wydaje się szokująca, jest w świetle bioelektronicznego modelu naturalnym sposobem reagowania organizmu. Dwie strony - ludzki nadajnik i detektor - znajdują się pod wpływem trzeciego partnera energetycznego - środowiska.

Nie tylko aura pagodowa odbierana wizualnie, ale stan nawilgocenia, zjonizowanie powietrza, stężenie aerozoli, praca technicznych generatorów pól elektromagnetycznych, wypadkowy rytm biologiczny, zwłaszcza w zespołach żeńskich, są realnościami wymagającymi uwzględnienia w celowym oddziaływaniu człowieka na człowieka.

Może niektóre zdarzenia, będące dotychczas w kompetencji psychologii, trzeba będzie przekazać wnikliwszej interpretacji synchronizacyjnej bioelektronicznych oscylatorów. Nie musi to przekreślać założenia, że psychika znajduje się również w kręgu energetycznych oddziaływań.

Czekają na opracowanie zagadkowe zbiorowe psychozy średniowiecznych biczowników, epidemie schizofrenii czy histerii; towarzyszący tym zjawiskom ogólny klimat można wyjaśnić opierając się na podstawach bioelektroniki. Na razie mielibyśmy tylko jeden wskaźnik wyrównywania rytmu biologicznego, tym razem menstruacyjnego, wśród studentek eksperymentalnego zespołu w USA. Nie da się tego wyjaśnić czynnikami psychicznych oddziaływań. Wyrównanie zaś biegu nieliniowo pracujących oscylatorów bioelektronicznych wydaje się dosyć bliskie prawdy.

Człowiek traktowany w pierwszym przybliżeniu, a więc jako wypadkowa niezliczonych oscylatorów kwantowych, człowiek widziany ponadto w populacji i parametrze czasu może być podmiotem fluktuacji wielkich ruchów kulturowych i naukowych. Fluktuacje te nie muszą posiadać jedynie uwarunkowań molekularnych, gdyż należałoby wówczas przyjąć istnienie genu genialności, a obok tego genu kretynizmu i najliczniejszych genów przeciętniactwa. Istnieje przecież znany w geofizyce zachodni dryf kontynentów, odpowiadający im dryf ośrodków wulkanicznych i trzęsień ziemi, pól geomagnetycznych i prądów tellurycznych. Czy nie należy przyjąć fluktuacyjnego rozkołysania fali świadomościowej o elektromagnetycznych cechach? Ta fluktuacyjna fala ludzkich oscylatorów tworzyłaby w bliżej nieokreślonych odstępach czasu wysokie rozkołysanie genialnej myśli twórczej w sztuce i nauce, z tą przedziwną konstelacją wybitności w jakiejś epoce, wyższe j od przeciętnej.

Electronicus nie fantazjuje, tylko konsekwentnie myśli. A jeśli międzyludzkie oddziaływanie znajduje się w sztucznym polu energetycznym? Z punktu widzenia humanisty jest to nic, ze stanowiska bioelektroniki - dużo. Można przecież zastosować desynchronizującą częstość, można spowodować też efekty zdudnienia z jakimś podstawowym rytmem. Przy znajomości rezonansowej częstotliwości można by się pozytywnie włączyć i odpowiednio wzmocnić oddziaływanie. Electronicus nie wyklucza implantacji ferrytowej mikroanteny w celu bezpośredniego przekazu informacji z organizmu do organizmu. Populacja ludzka znajduje się w naturalnym kręgu informacyjnym żywych nadajników. Istnieje też jakaś wypadkowa gęstość nasycenia biotycznego, która stanowi elektromagnetyczne tło życia. Bez przesady można je określić jako elektromagnetyczny puls życia na Ziemi.

Miłość natomiast sięga nie tyle strony poznawczej, co emocjonalnej. Nic łatwiejszego jak odnieść sferę emocji do podwzgórza i podkorowych struktur, podobnie jak u zwierząt. Miłość istnieje przecież u ryb, macierzyńskie i ofiarne oddanie znajduje się wśród ptaków, rytuał godowy zaobserwowano u płazów i niektórych owadów. Kolorowy świat ludzkich uczuć byłby więc zoologicznym dziedzictwem, decydują przecież te same ośrodki mózgowe. Mimo wszystko miłość stanowi jakiś swoisty świat ludzki. Istnieją więc jakieś przetworniki fizjologicznych procesów mózgowia i hormonalnej działalności na głębokie przeżycia ludzkie. Transformatory te ukryła jednak przyroda w swoich sejfach. Nie mamy tam, na razie, dostępu.

Z niewiadomych powodów człowiek określił funkcjonowanie kory mózgowej w sferze rozeznania i logiki jako racjonalne, natomiast przeżycia ulokowane w ośrodkach podkorowych i podwzgórzu mianuje irracjonalnymi. Tak uczynił on z siebie makroskopowy dipol z jednym biegunem logiki i drugim biegunem irracjonalności. Na jednym krańcu tego dipola umieścił mózg generujący falę elektromagnetyczną, w odległości zaś około 30 centymetrów ulokował drugi generator pól elektromagnetycznych, odpowiedzialny za emocjonalna irracjonalność, serce.

W miłości nie ma chęci dominowania i nastrojenia na własną częstość, natomiast jest dążenie do pozyskania przychylności i tworzenia rezonansu z drugim obiektem, by w tym rezonansowym współbrzmieniu znaleźć świat satysfakcjonujących przeżyć. Człowiek nazwał je irracjonalnymi, ponieważ bez włączenia uczuciowego rozrusznika rzadziej mu się na serio udaje logiczne przestrajanie drugiego osobnika. Emocjonalne konflikty są żywsze i głębsze od racjonalnych rozbieżności i wychowawczego niekiedy fiaska zabiegów.

Stany emocjonalne zmieniają zdecydowanie metabolizm, przyspieszają proces starzenia się tkanki łącznej, tonizują lub desynchronizują akcję serca; nazywane stresorami psychicznymi żłobią głęboki ślad w równowadze organizmu; stany emocjonalne mogą też być wywołane sztucznie przez drażnienie prądem elektrycznym odpowiednich ośrodków mózgowych. Emocje wykazują działanie energetyczne, u swych podstaw ostatecznych podlegają więc prawom kwantowym, podobnie jak ogólna energetyka życia i świadomość.

Z biegiem ewolucyjnego czasu doszło do wytworzenia odpowiednich ośrodków, które zwykle rozpatruje się u człowieka w anatomicznym i fizjologicznym wymiarze. Nie muszą więc dziwić pewne analogie i tożsamości ze światem zwierzęcym, wszak filogeneza
prowadziła zwierzęta i człowieka po wspólnej drodze rozwojowej.

Wobec tego należałoby zobaczyć, jak przyroda rozwiązuje problem miłości. Będzie tu chodziło o system najbardziej naturalny i pierwotny. Zbliżenie dwóch osobników nie różniących się nawet między sobą spotyka się już u najstarszych grup systematycznych, bo u bakterii i glonów. Byłby to więc "obyczaj" znany przynajmniej od trzech miliardów lat. Wytworzenie różnicy płci ma za sobą bardzo starą praktykę. Życie poszukuje życia, by zapewnić ciągłość życiu. To najstarsze i najpierwotniejsze prawo życia.

Życie kocha się w kontrastach i znajduje w nich pełnię urzeczywistnienia. Miłość i życie stanowią nieprzypadkową kompozycję. Minimalne zróżnicowanie chromosomu męskiego Y i żeńskiego X w postaci większej emisji fotonów przez chromosom męski daje podstawę przekazywania życia.

Grawitacja płci i miłość stanowią oddzielny rozdział biosfery w ogóle, a w szczególności u człowieka. Larysa Siniugina określa "dwoistość płci jako wielką zagadkę, ostateczną granicę naszego poznania". Jak i kiedy wystartowała odmienność płci i na jakiej zasadzie rozwinęła się jej wzajemna grawitacja - nie wiadomo. W biochemicznym modelu musiałaby to być odmiana chemicznego powinowactwa, w bioelektronicznym schemacie raczej dwuimienność pól elektrycznych. A może dwie przeciwnie spolaryzowane fale elektromagnetyczne wpadając w splot wyrównują swój bieg w postaci wspólnej wiązki? Homogenna masa komórek posiada jakieś zróżnicowanie, które daje się zaobserwować w postaci wzajemnego poszukiwania się jeszcze przed wytworzeniem rozdzielności płci. Mimo rzekomej chemicznej i elektronicznej tożsamości różnice muszą istnieć. Inaczej zostałaby tylko spolaryzowana fala elektromagnetyczna, która nie narusza chemicznej ani elektronicznej indywidualności.

Czym więc byłaby kwantowo rozpatrywana miłość? Echem splecionych przed miliardami lat dwóch przeciwnie spolaryzowanych fal. Czas zamknął je w molekularny kształt dwóch wstęg zasad azotowych splecionych w nici DNA o przeciwnych kierunkach, o których nie wiadomo, ani jak się splotły, ani w jaki się sposób rozplatają w przekazie życia. Archaiczny sprzed miliardów lat splot dwóch odwrotnie spolaryzowanych fal zamkniętych w molekularnym kształcie DNA byłby więc energetycznym obrazem miłości w kwantowym i molekularnym przybliżeniu.

Electronicus poszukuje pradawnego rodowodu nawet dla swej miłości. Świadomość, miłość i życie stanowią trio wyrażające ciągle tę samą niepodzielną naturę. Człowiek nie wymyślił niczego nowego. Rozwinął tylko i udoskonalił, pogłębił i wzbogacił kwantowe predyspozycje. Życie pulsujące rozeznaniem i dopełniane miłością nawet w tym molekularnym i elektromagnetycznym wydaniu jest bardzo człowiecze w genezie i następstwie.

Electronicus kocha i pragnie być kochany w znacznie większym stopniu niż jego zoologiczni krewniacy. Wynika to z jego natury, bo tak filogenetycznie stawał się tym, czym jest. Wie o tym. Daremnie dyskutować o pierwszeństwie logicznych racji czy biologicznych podstaw w ostatecznym procesie hominizacji. Te dwie strony są nieodłącznie związane z naturą człowieka, ale miłość wybiega daleko poza prawidłowość rozumowania i prymityw zapłodnienia znany już u glonów. Emocjonalna strona nie tylko mobilizuje człowieka do walki i obrony, do poszukiwania płci jak u zwierząt - ale dynamizuje pracę, myślenie, twórczość, poświęcenie ofiarne w potrzebie, stwarza barwny i dynamiczny świat, tak znamienny dla człowieka. Emocjonalna sfera nie mniej od racjonalnej stymulowała szybką hominizację.

 

Źródło: http://www.sm.fki.pl/Sedlak/x_sedlak.php?nr=15