JustPaste.it

NEFILIM - LUDZIE OGNISTYCH RAKIET (Część II)

Stary Testament odnotowuje wniebowstąpienie kilku śmiertelników. Pierwszym był Henoch, przedpotopowy patriarcha, którego Bóg darzył przyjaźnią i który „chodził z Bogiem". Był siódmym patriarchą w linii Adama, a także pradziadkiem Noego, bohatera potopu. Rozdział piąty Genesis wymienia genealogie wszystkich tych patriarchów wraz z podaniem wieku, w jakim umarli. Tylko o Henochu mówi się, że go „potem nie było [...], gdyż zabrał go Bóg". Natura rzeczy i tradycja przemawiają za tym, że nie gdzie indziej, lecz do nieba, by ominął ziemską regułę śmiertelności, zabrał Bóg Henocha. Innym śmiertelnikiem był prorok Eliasz, który został podniesiony z ziemi i wzięty w niebo wśród „gwałtownego wiatru".

Mało znana wzmianka o trzecim śmiertelniku, który odwiedził boską siedzibę i został tam obdarzony wielką mądrością, jest podana w Starym Testamencie w Księdze Ezechiela, a dotyczy władcy Tyru (fenickiej metropolii na wschodnim wybrzeżu Morza Sródziemnego). Czytamy tam w rozdziale 28, iż Pan rozkazał prorokowi, by przypomniał władcy, niezrównanemu w swej mądrości i urodzie, jak Bóg umożliwił mu pogawędkę z bogami:

„Ty, który byłeś odbiciem doskonałości,
pełnym mądrości i skończonego piękna,
Byłeś w Edenie, ogrodzie Bożym;
okryciem twoim były wszelakie drogie kamienie [...].
Obok cheruba, który bronił wstępu, postawiłem cię;
byłeś na świętej górze; byłeś jako bóg,
przechadzałeś się pośród kamieni ognistych".


Przepowiadając, że ów władca Tyru umrze śmiercią „nieobrzezanych", z ręki cudzoziemców, nawet gdyby wołał do nich wielkim głosem „Jestem bogiem!", Pan wyjawił jednocześnie Ezechielowi powód: po zabraniu króla do boskiej siedziby i udostępnieniu mu wszelkiej wiedzy i bogactw, serce jego „stało się wyniosłe" i zbeszcześcił świątynię:

„Ponieważ twoje serce było wyniosłe
i mówiłeś: Jestem bogiem,
siedzibę bogów zamieszkuję
pośród mórz -
a wszak jesteś tylko człowiekiem,
a nie bogiem,
i za zamysły Boże uważałeś swoje
zamysły".


Także sumeryjskie teksty mówią o kilku ludziach, którzy dostąpili zaszczytu wstąpienia do nieba. Jednym z nich był Adapa, „wzorzec człowieka" stworzony przez Ea. Jemu Ea „dał mądrość; wiecznego życia mu nie dał". Z czasem Ea postanowił odwrócić od Adapy żądło śmierci, wyposażając go w shem, dzięki któremu miał dotrzeć do niebiańskiej siedziby Anu, by spożyć tam chleb życia i napić się wody życia. Kiedy Adapa przybył do boskiej siedziby Anu, bóg zażądał informacji, kto zaopatrzył Adapę w shem, które umożliwiło mu pobyt w sferze nieba.

Zarówno w biblijnych, jak mezopotamskich opowieściach o nadzwyczajnych wizytach śmiertelników w siedzibie bogów, można znaleźć parę ważnych wskazówek. Adapa, tak samo jak książę Tyru, był ulepiony z doskonałej „gliny". Wszyscy z nich musieli zdobyć shem - „kamień ognisty" - i posłużyć się nim, by dotrzeć do niebiańskiego „Edenu". Niektórzy wznieśli się, a potem wrócili na ziemię; inni, jak mezopotamski bohater potopu, zostali tam, by się cieszyć towarzystwem bogów. Trzeba było odnaleźć tego mezopotamskiego Noego i wydobyć od niego tajemnicą drzewa życia. Podjął się tego sumeryjski Gilgamesz.

Daremne poszukiwanie drzewa życia przez śmiertelników jest tematem jednego z najdłuższych, najpotężniejszych tekstów epickich, jakie cywilizacja Sumeru przekazała ludzkiej kulturze. Ta wzruszająca opowieść, nazywana przez dzisiejszych uczonych „Eposem o Gilgameszu", przedstawia losy władcy Uruk, którego ojcem był człowiek śmiertelny, matką zaś bogini. W rezultacie Gilgamesza uważano za istotę „w dwóch trzecich boską, a w jednej trzeciej ludzką". Ta okoliczność skłoniła go do poszukiwań sposobu ucieczki przed śmiercią - przeznaczeniem zwykłych ludzi.

Tradycja przekazała mu, że jeden z jego przodków, Utnapisztim - bohater potopu - uniknął śmierci, dostając się do niebiańskiej siedziby razem ze swoją żoną. Gilgamesz przeto postanowił trafić tam i wydobyć od antenata sekret wiecznego życia.
Bezpośrednim impulsem do tej podróży był incydent, który Gilgamesz odebrał jako zaproszenie od Anu. Odnośne strofy brzmią jak opis upadku wypalonej rakiety na ziemię. Gilgamesz przedstawił to swojej matce, bogini NIN.SUN, w ten sposób:

„Matko moja,
Podczas tej nocy byłem radosny
i przechadzałem się wśród mej szlachty.
Gwiazdy zebrały się w niebie.
Znak ręki Anu zniżył się ku mnie.
Próbowałem go podnieść; był zbyt ciężki.
Próbowałem go ruszyć; nie mogłem go ruszyć!
Podczas gdy szlachta całowała go w stopy,
Lud Uruk stanął tłumem wokół niego.
Gdy przyłożyłem czoło, wsparli mój wysiłek.
Podniosłem go. Przyniosłem go tobie".


Interpretacja tego zdarzenia podana przez matkę Gilgamesza jest w tekście okrojona, a przez to niejasna. Oczywiste jest jednak, że widok spadającego obiektu - „znaku ręki Anu" - zachęcił Gilgamesza do Przedsięwzięcia tej ryzykownej wyprawy. We wstępie eposu starożytny narrator nazywa Gilgamesza ,,mędrcem, który doświadczył wszystkiego":

„Tajemne rzeczy widział,
zna to, co ukryte przed człowiekiem;
zerwał nawet więzy
czasu przed potopem.
Wyruszył też w daleką podróż,
męczącą i pełną trudności;
Powrócił i cały swój trud wyrzeźbił
na słupie kamiennym".


„Daleka podróż", w jaką wybrał się Gilgamesz, to oczywiście jego podróż do siedziby bogów; towarzyszył mu kompan Enkidu. Ich celem był kraj Tilmun, bo tam Gilgamesz mógł zbudować sobie shern. Jak można się tego spodziewać, współczesne tłumaczenia aplikują „imię", tam gdzie sumeryjskie mu lub akadyjskie shumu pojawia się w starożytnych tekstach; my jednak będziemy stosować shem, tak żeby mieć na uwadze prawdziwe znaczenie tego terminu - „pojazd niebiański":

„Władca Gilgamesz
Myślał poważnie o kraju Tilmun.
Do swego druha Enkidu mówi:
>>O, Enkidu [..],
Wszedłbym do tego kraju, ustawiłbym swoje shem
zbudowałbym swoje shem<<”.


Starszyzna Uruk, jak również bogowie, u których konsultował się Gilgamesz, nie zdołali go odwieść od powziętego zamiaru, radzili mu więc, by najpierw uzyskał zgodę i wsparcie Utu/Szamasza. „Gdybyś wszedł do tego kraju, zawiadom o tym Utu - ostrzegali go. - Ten kraj jest pod opieką Utu" - powtarzali z naciskiem. Przestrzeżony w ten sposób i wsparty radą, Gilgamesz zwrócił się więc do Utu o zezwolenie:

„Pozwól mi wejść do kraju,
Pozwól mi ustawić moje shem.
W miejscu, gdzie shem są wznoszone,
pozwól mi zbudować moje shem [...].
Zaprowadź mnie do miejsca lądowania w [...].
Niech twoje prawo będzie mi ochroną!"


Niefortunne uszkodzenie tabliczki pozostawia nas w niewiedzy, co do lokalizacji „miejsca lądowania". Gdziekolwiek się znajdowało, Gilgamesz i jego kompan dotarli jednak w końcu do jego skraju. Była to „strefa zamknięta" chroniona przez wzbudzających grozę strażników. Zmęczeni i senni, dwaj przyjaciele postanowili wypocząć przez noc przed dalszą podróżą.

Kiedy zapadli w sen, coś potrząsnęło nimi, aż się rozbudzili. „Czy to ty mnie budziłeś?" - pytał kompana Gilgamesz. „Czy to jawa?" - dziwił się, bo rozgrywały się przed jego oczami sceny niezwykłe, tak okropne, że nie był pewien, czy są to widziadła senne, czy jawa. Powiedział do Enkidu:

„W moim śnie, mój przyjacielu, ziemia runęła z wysoka.
Powaliła mnie, uwięziła moje stopy [...].
Blask był oślepiający! Pojawił się jakiś człowiek;
biały jak nikt w tym kraju. Jego łaska [...].
Wyciągnął mnie spod rumowiska ziemi.
Dał mi wody do picia; uspokoił serce".


Kim był ten człowiek, „biały jak nikt w tym kraju", który wyciągnął Gilgamesza spod osuwiska, dał mu wody i „uspokoił serce"? I czym był ten „oślepiający blask", jaki towarzyszył tej niewytłumaczalnej lawinie ziemi?

Nie wiedząc, co o tym myśleć, udręczony Gilgamesz zasnął znowu - ale nie na długo:

„W środku nocy jego sen został przerwany.
Zerwał się, mówiąc do przyjaciela:
Mój przyjacielu, czy mnie wołałeś?
Dlaczego nie śpię?
Czy mnie nie dotknąłeś?
Dlaczego niepokój mną targa?
Czy nie przechodził tędy jakiś bóg?
Dlaczego moje ciało jest zdrętwiałe?"


Powtórnie wyrwany ze snu w tajemniczy sposób, Gilgamesz zastanawia się, kto go dotknął. Nie był to jego towarzysz, czy zatem był to „jakiś bóg" przechodzący w pobliżu? Usnął jeszcze raz, tylko po to, by zostać przebudzonym po raz trzeci. Opisał przyjacielowi przerażające zjawisko:

„To, co widziałem, było do gruntu straszliwe!
Niebo wrzasnęło, ziemia zagrzmiała;
Światło dnia zamarło, zapadły ciemności.
Błyskawica rozdarła przestwór, strzelił płomień.
Chmury spuchły i lunęło śmiercią!
Potem jasność znikła; ogień wygasł.
A wszystko, co spadło, obróciło się w popiół".


Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by ujrzeć w tych paru strofach staro&not;żytną relację ze startu pojazdu rakietowego. Najpierw, kiedy silniki rakiety ruszyły, nastąpiła potężna detonacja („niebo wrzasnęło"), czemu towarzyszył wyraźny wstrząs gruntu („ziemia zagrzmiała"). Kłęby dymu i kurzu spowiły wyrzutnię („światło dnia zamarło, zapadły ciemności"). Potem blask płomieni z silników przebił się na zewnątrz („błyskawica rozdarła przestwór"), a kiedy rakieta zaczęła wznosić się w niebo, „strzelił płomień". Chmura kurzu i gruzu „puchła" we wszystkich kierunkach; potem, gdy zaczęła opadać, „lunęło śmiercią!" Teraz rakieta znajdowała się już wysoko, znacząc swój lot smugą spalin („jasność znikła, ogień wygasł"). Rakieta zniknęła z pola widzenia; a gruz, „który opadł, obrócił się w popiół".
Przerażony tym, co widział, lecz nie mniej zdecydowany osiągnąć to, co zamierzył, Gilgamesz jeszcze raz zwrócił się do Szamasza o pomoc i ochronę.

Pokonując „monstrualnego strażnika", dotarł do góry Maszu, gdzie można było zobaczyć, jak Szamasz „dociera do sklepienia niebios".
Był teraz blisko swojego pierwszego celu - „miejsca, gdzie shem są wznoszone". Ale wstępu na ten teren, wejścia, jak się zdaje, wykopanego w stoku góry, pilnowali srodzy strażnicy:

„Sieją upiorny strach, w oczach mają śmierć.
Ich szperające światła omiatają góry.
Strzegą Szamasza,
Gdy wzlatuje w niebo i z nieba powraca".


Wizerunek na pieczęci (niżej) ukazujący Gilgamesza (drugi od lewej) i jego przyjaciela Enkidu (pierwszy z prawej) może być adekwatną ilustracją interwencji boga u jednego ze strażników przypominających roboty, którzy mogli przeczesywać teren reflektorami i emitować śmiercionośne promienie. Opis ten przywodzi na myśl twierdzenie Genesis, że Bóg umieścił „miecz wirujący" przy wejściu do rajskiego ogrodu, by zamknąć do niego dostęp ludziom.

7dc5bf783647d3667439b21276ac809d.jpg


Gdy Gilgamesz ujawnił swoje częściowo boskie pochodzenie, cel wyprawy („Chcę pytać Utnapisztima o śmierć i życie") oraz fakt, że podróżował za zgodą Utu/Szamasza, strażnicy pozwolili mu pójść dalej.

Trzymając się „szlaku Szamasza", Gilgamesz znalazł się w całkowitych ciemnościach. „Nie widząc niczego przed sobą czy za sobą", krzyczał ze strachu. Przemierzając wiele beru (jednostka czasu, odległości albo łuk niebios), wciąż był pochłonięty przez ciemność. Ostatecznie „rozjaśniło się, gdy osiągnął dwunaste beru".

Potem - o czym informuje uszkodzony i zamazany tekst - Gilgamesz przybył do wspaniałego ogrodu, gdzie owoce i drzewa były wyrzeźbione z drogocennych kamieni. Tam właśnie rezydował Utnapisztim. Przedstawiając swój problem przodkowi, Gilgamesz spotkał się z odpowiedzią, która go rozczarowała: człowiek - powiedział Utnapisztim - nie może uniknąć losu śmiertelnika. Zaoferował jednak Gilgameszowi sposób na odwleczenie śmierci, ujawniając mu miejsce, gdzie rosła sadzonka młodości - zwana „człowiek młodnieje na starość". Zwycięski Gilgamesz otrzymał tę roślinę. Los jednak chciał, że w głupi sposób stracił ją w drodze powrotnej i pojawił się w Uruk z pustymi rękami.

Nie będziemy się tu zajmować literackimi i filozoficznymi wartościami tej epickiej opowieści; historia Gilgamesza interesuje nas przede wszystkim ze względu na jej „lotnicze" aspekty. She&raquo;a, którego potrzebował Gilgamesz, żeby dostać się do siedziby bogów, było niewątpliwie pojazdem rakietowym; start jednego z takich pojazdów zaobserwował w pobliżu „miejsca lądowania". Wyglądałoby na to, że rakiety zostały ulokowane wewnątrz góry, sam teren zaś był dobrze strzeżoną strefą zamkniętą.

Żaden materiał ikonograficzny dotyczący tego, co widział Gilgamesz, nie ujrzał jak dotąd światła dziennego. Lecz w grobowcu egipskiego zarządcy dalekiego kraju znaleziono rysunek przedstawiający głowicę rakiety wystającą z ziemi w miejscu, gdzie rosną daktylowce. Korpus rakiety jest najwyraźniej schowany pod ziemią, w silosie zbudowanym z rurowych segmentów i przystrojonym lamparcimi skórami.

f7898b7a11033bed7a21fb7c65761a6a.jpg


W sposób przypominający bardzo prace współczesnych rysowników starożytny artysta ukazał przekrój podziemnego silosu. Widzimy, że rakieta miała pewną liczbę sektorów. W niższym dostrzegamy dwóch ludzi otoczonych wygiętymi rurami. Nad nimi umieszczone są trzy koliste tablice. Porównanie wielkości głowicy rakiety - ben-ben – ze wzrostem dwóch ludzi znajdujących się w jej wnętrzu oraz tych, którzy są na powierzchni ziemi, wykazuje w oczywisty sposób, że głowica rakiety - odpowiednik sumeryjskiego mu, „niebiańskiej izby" - mogła z łatwością pomieścić jednego czy dwóch pilotów lub pasażerów.
TIL.MUN to nazwa kraju, do którego wybrał się Gilgamesz. Nazwa ta dosłownie oznacza „kraj pocisków". Był to kraj, gdzie budowano shem, kraj rządzony przez Utu/Szamasza, miejsce, gdzie można było widzieć, jak ten bóg „dociera do sklepienia niebios".

Chociaż boskim odpowiednikiem tej gwiazdy panteonu dwunastki było Słońce, sugerujemy, że jego imię nie znaczyło „słońce", lecz było epitetem określającym jego funkcje i zakres obowiązków. Sumeryjskie imię Utu znaczyło „ten, kto z błyskiem przystępuje". Akadyjski derywat, imię - Shem-Esz - był bardziej sprecyzowany: Esz znaczy „ogień", a co pierwotnie znaczyło shem" już wiemy.

Utu/Szamasz był to „ten od ognistych pojazdów rakietowych". Sugerujemy, że dowodził kosmodromem bogów.

Dominująca rola Utu/Szamasza w sprawach podróży do niebiańskiej siedziby bogów oraz odnośne funkcje spełniane przez jego podwładnych poruszone są, bardziej szczegółowo nawet, w jeszcze jednej sumeryjskiej opowieści o niebiańskim wojażu śmiertelnika.
Sumeryjskie listy królów powiadamiają nas, że trzynastym władcą Kisz był Etana, „ten, który wstąpił do nieba". To zwięzłe oświadczenie nie wymagało szczegółowych uzasadnień, jako że historia o tym królu-śmiertelniku, który przedsięwziął podróż w najwyższe niebiosa, była dobrze znana na starożytnym Bliskim Wschodzie i przedstawiana na wielu pieczęciach.
Dowiadujemy się, że Etana został obarczony przez bogów misją zapewnienia ludzkości bezpieczeństwa i dobrobytu, do czego królestwo -ustrój cywilizowany-było w założeniu powołane. Wygląda jednak na to, że Etana nie mógł spłodzić syna, który podtrzymałby dynastię. Jedynym znanym lekarstwem była niezawodna sadzonka urodzenia, możliwa do zdobycia tylko w niebie, dokąd musiał się wybrać po nią Etana.

Jak później Gilgamesz, Etana zwrócił się do Szamasza o pozwolenie i pomoc. W miarę rozwoju akcji eposu, staje się jasne, źe Etana prosił Szamasza o shem!

„O, Panie, niech to padnie z twoich ust!
Obdarz mnie sadzonką urodzenia!
Ukaż mi sadzonkę urodzenia!
Usuń mą przeszkodę!
Zbuduj dla mnie shem!"


Poczęstowany ofiarną owcą i ujęty modlitwą Szamasz zgodził się spełnić prośbę Etany i zaopatrzyć go w sfiem. Ale zamiast rozmawiać o sbenz, powiedział Etanie, ze do upragnionego niebiańskiego miejsca zabierze go pewien „orzeł".
Kierując Etanę do wykopu, gdzie ów orzeł się znajdował, Szamasz z wyprzedzeniem poinformował orła o zamierzonej misji. Wymieniając zaszyfrowane wiadomości z „Szamaszem, swym panem", orzeł otrzymał rozkazy: „Człowiek, którego ci posyłam; weźmie cię za rękę [...], zaprowadź go do tego miejsca [...], rób wszystko, co powie [...], czyń, co mówię".

Dochodząc do góry wskazanej przez Szamasza, „Etana zobaczył jamę", w której „spoczywał orzeł". „Na rozkaz potężnego Szamasza" orzeł nawiązał kontakt z Etaną, który jeszcze raz wyjaśnił cel i kierunek swej podróży. Wtedy orzeł począł pouczać Etanę na temat procedury „wyprowadzenia orła z jego jamy". Pierwsze dwie próby zawiodły, ale za trzecim razem orzeł został ustawiony prawidłowo. O świcie orzeł zapowiedział Etanie: „Mój przyjacielu [...], zaniosę cię aż do nieba Anu!" Instruując go, czego ma się trzymać, orzeł wystartował i znaleźli się w górze wznosząc się szybko.
W sposób przypominający relację współczesnych kosmonautów, obserwujących oddalanie się Ziemi w miarę wznoszenia się ich rakiety, starożytny narrator opisuje, jak Ziemia wydawała się coraz mniejsza Etanie:

„Kiedy podniósł go w górę na jedno beru,
Orzeł mówi do niego, do Etany:
&raquo;Patrz, mój przyjacielu, jak wygląda ziemia!
Spójrz na morze po bokach górskiego domu:
Kraj zaiste stał się zaledwie pagórkiem,
Przestwór morza wygląda tak samo jak cebrzyk&laquo;"


Orzeł wznosił się coraz wyżej; Ziemia wydawała się coraz mniejsza, Kiedy podniósł Etanę na drugie beru, powiedział:

„&raquo;Mój przyjacielu,
Rzuć no okiem na wygląd tej ziemi!
Kraj na dole przeobraził się w zmarszczkę [...],
Przestwór morza w koszyczek do chleba [...]&laquo;
Kiedy podniósł go w górę na trzecie beru,
Orzeł mówi do niego, do Etany:
&raquo;Patrz, mój przyjacielu, jak wygląda ta ziemia!
Ta ziemia przemieniła się w dołek ogrodnika!&laquo;"


A potem, kiedy wznieśli się jeszcze wyżej, ziemia zniknęła nagle z pola widzenia.

„Gdy się rozejrzałem wokół, ziemia przepadła,
i nie mogłem sycyć oczu morzem szerokim".


Według jednej wersji tej opowieści orzeł i Etana dotarli do nieba Anu. Inna wersja zaznacza jednak, że Etania dostał gęsiej skórki, kiedy nie widział już macierzystej planety; nakazał orłu zawrócić i „rzucić się w dół" ku ziemi.
Jeszcze raz znajdujemy biblijną analogię do tak niezwykłego sprawozdania o obserwacji ziemi z wielkiej odległości. Wychwalając Pana Jahwe, prorok Izajasz powiedział o nim: „Siedzi nad okręgiem ziemi, a jej mieszkańcy są jak szarańcze".

Z opowieści o Etanie dowiadujemy się, że w swych staraniach o shem Etana musiał porozumieć się z orłem w wykopie. Wizerunek na pieczęci ukazuje skrzydlatą, wysoką budowlę (wyrzutnię?), nad którą wzlatuje orzeł.

0d17199fa132ae0bd467a25be39cc01b.jpg


Czym albo kim był ów orzeł, który zabrał Etanę w dalekie nieba? Nie możemy się powstrzymać przed skojarzeniem tego starożytnego tekstu z komunikatem wysłanym na Ziemię w lipcu 1969 przez Neila Armstronga, dowódcę statku kosmicznego Apollo 11: „Houston! Tu Morze Spokoju. Orzel wylądował!"

Zawiadamiał o wylądowaniu pierwszych ludzi na Księżycu. Morze Spokoju było miejscem lądowania; Orzeł był nazwą lądownika księżycowego, który oddzielił się od statku kosmicznego i zabrał dwóch astronautów na Księżyc (a później z powrotem do macierzystej jednostki). Zaraz po tym, jak lądownik odłączył się, by rozpocząć własny lot na orbicie Księżyca, kosmonauci przesłali do stanowiska dowodzenia w Houston te słowa: „Orzel ma skrzydła".

Lecz „orzeł" mógł też oznaczać astronautów, którzy znajdowali się na pokładzie statku kosmicznego. W misji Apolla 11 „orzeł" był także symbolem samych kosmonautów, noszony jako emblemat na ich skafandrach. Tak samo jak w opowieści Etany, oni także byli „orłami" mogącymi latać, rozmawiać i nawiązywać kontakt.

6e3201d282dcb2373ae53fce039a3cba.jpg


Jak starożytny artysta przedstawiłby pilotów boskich pojazdów kosmicznych? Czy przypadkiem nie przedstawiłby ich w postaci orłów?
Właśnie coś takiego znaleźliśmy. Asyryjska pieczęć, wyryta około 1500 roku prz. Chr., ukazuje mianowicie dwóch „ludzi-orłów" salutujących przed shem!.

8df516d115a35a94da5936418442c237.jpg


Znaleziono wiele wizerunków takich „orłów", nazywanych przez uczonych „ludźmi-ptakami". Przedstawiani są na ogół po obu stronach drzewa życia, jak gdyby dla podkreślenia, że w swoich shem umożliwiali łączność z niebiańską siedzibą, gdzie znajdował się chleb życia i woda życia. Typowy wizerunek orłów rzeczywiście ukazuje ich z owocem życia w jednej ręce, w drugiej zaś z wodą życia, zupełnie tak, jak w opowieściach o Adapie, Etanie i Gilgameszu.

499a3f0f050ab4e9fbfe69e4f46d8b33.jpg


Te orły, co wyraźnie widać na wielu wizerunkach, nie były monstrualnymi „ludźmi-ptakami", lecz istotami o ludzkich kształtach, noszącymi kostiumy czy uniformy, jakie nadawały im wygląd orłów.

Hetycka opowieść dotycząca boga Telepinu, który zniknął, relacjonuje, że „wielcy i pomniejsi bogowie wszczęli poszukiwania Telepinu", a „Szamasz wysłał bystrego orła", by odnalazł zaginionego.

W Księdze Wyjścia przytacza się boskie przypomnienie przekazane dzieciom Izraela: „nosiłem was na skrzydłach orlich i przywiodłem was do siebie". Potwierdza ono, jak się zdaje, że drogę do boskiej siedziby odbywało się na skrzydłach orłów - tak jak to przedstawia opowieść o Etanie. Faktem jest, że liczne wersety biblijne opisują Bóstwo jako istotę uskrzydloną. Boaz witał Rut, wchodzącą do społeczności judejskiej, słowami: „przyszłaś, aby się schronić pod [...] skrzydłami" Boga Jahwe. Psalmista szukał bezpieczeństwa „w cieniu [...] skrzydeł" Boga i opisał zstąpienie Pana z nieba. „Dosiadł cheruba i uleciał, i poszybował na skrzydłach wiatru." Analizując podobieństwa między biblijnym El (używanym jako tytuł albo ogólna nazwa bóstwa) a kanaanejskim Elem, S. Langdon (Semitic Mythology) wykazał, że obydwaj byli przedstawiani, w piśmie i na monetach, jako skrzydlaci bogowie.

Teksty mezopotamskie nieodmiennie przedstawiają Utu/Szamasza jako boga zarządzającego miejscem lądowania shem i orłów. Podobnie Jak jego podwładni, był czasem ukazywany z kompletem insygniów stroju orła.

2d4ee2672c387a17568de7bba6fce105.jpg


Mając takie prerogatywy, mógł obdarzać królów przywilejem „latania na skrzydłach ptaków" i „wznoszenia się z niższych niebios do Wysokich". A kiedy wznosił się w ognistej rakiecie, był tym, „który dosięga niepojętych odległości w niezliczonych godzinach". Właściwie ,ziemia była jego siecią, sidłami odległe nieba".

*

Sumeryjska terminologia dotycząca obiektów związanych z niebiańską podróżą nie ograniczała się do me, które wkładali na siebie bogowie, lub mu, które było ich stożkowatym „rydwanem".

Sumeryjskie teksty opisujące Sippar informują, że w środku tego miasta znajdował się wydzielony obszar, ukryty i chroniony masywnymi murami. W obrębie tych murów stała świątynia Utu, „dom, który był jakby domem niebios". Na wewnętrznym dziedzińcu tej świątyni, również chronionej wysokimi murami, stał „wzniesiony do góry, potężny APIN" (według tłumaczy „obiekt, który się przedziera").

Taki obiekt przedstawia rysunek znaleziony na świątynnym kopcu Anu w Uruk. Kilkadziesiąt lat temu trudno byłoby zgadnąć, czym był ten obiekt, dziś nie mamy wątpliwości, że jest to wielostopniowa rakieta kosmiczna, na której szczycie spoczywa stożkowate mu, czyli kabina dowodzenia.

0320634f777a8d8e693ddff3830289a4.jpg


Dowód na to, że bogowie Sumeru posiadali nie tylko „latające izby" przeznaczone do lotów w atmosferze ziemskiej, lecz także wielostopniowe rakiety kosmiczne, wypływa z analizy tekstów opisujących święte obiekty w świątyni Utu w Sippar. Dowiadujemy się, że w sumeryjskim sądzie najwyższym świadkowie byli wzywani do złożenia przysięgi na wewnętrznym dziedzińcu. Stojąc przed bramą, zwracali twarz ku trzem widocznym przez nią „boskim obiektom". Nazywały się one „złota kula" (kabina załogi?), GIR, oraz alikmahrati - termin oznaczający dosłownie „chód, który porusza statek", czyli coś, co nazwalibyśmy motorem, silnikiem.

Wyłania się tu związek z trzysegmentową rakietą kosmiczną, złożoną z kabiny, czyli modułu dowodzenia na szczycie, silników u dołu i „gir” w środku. Ów termin był stosowany szeroko w odniesieniu do lotów kosmicznych. Strażnicy, których napotkał Gilgamesz przy wejściu na lądowisko Szamasza, nazywani byli gir-ludźmi. W świątyni Ninurty święta, czyli najbardziej strzeżona, wewnętrzna strefa, określana była słowem GIR.SU („miejsce, skąd gir wyrzucane jest w górę"),

Gir - co zostało powszechnie uznane - był terminem używanym na określenie ostro zakończonego przedmiotu. Uważne spojrzenie na piktogram wyrażający gir pozwala lepiej zrozumieć „boską" naturę tego terminu, ponieważ to, co widzimy, jest długim przedmiotem w kształcie strzały, podzielonym na kilka przedziałów czy też części:

8549152902b57bbd8347ff1cd5226856.jpg


To, że „mu” mogło krążyć w atmosferze ziemskiej o własnych siłach lub latać nad lądami, połączone z gir, albo spełniać funkcję modułu dowodzenia na szczycie wielostopniowego apin, jest świadectwem sztuki inżynierskiej bogów Sumeru, bogów nieba i ziemi.
Przegląd sumeryjskich ideogramów i piktogramów nie pozostawia wątpliwości, że ktokolwiek rysował te znaki, znał kształty rakiet z warkoczami falującego ognia oraz był świadom przeznaczenia pojazdów-pocisków i niebiańskich „kabin".

KA.GIR („usta rakiety") przedstawia wyposażony w stateczniki gir, czyli rakietę, wewnątrz podziemnej obudowy przypominającej szyb.

d2120de487a77564b0c360e8ba98f7bc.jpg


ESH („boska siedziba"), pomieszczenie lub moduł dowodzenia pojazdu kosmicznego. (góra)
ZIK („wzniosić się"), start modułu dowodzenia? (dół)

b94f92e8ab24cfe5aeb6e50ab413cb84.jpg


Spójrzmy wreszcie na piktogram oznaczający „bogów" w języku Sumerów. Termin ten był dwusylabowym słowem: DIN.GIR. Widzieliśmy już, czym był symbol GIR: dwustopniową rakietą ze statecznikami. DIN, pierwsza sylaba, znaczyło: „prawy", „czysty", „jasny". Wobec tego zestawienie DIN.GIR jako „bogowie" czy „istoty boskie" miało znaczenie: „sprawiedliwi z jasnych, zaostrzonych obiektów" lub dobitniej: „czyści z płomiennych rakiet".

Piktogram wyrażający „din” był taki:

77de172a0c8124c435fe5286cafff0d6.jpg


Przypomina on potężny silnik odrzutowy wyrzucający płomienie z tylnej części, przednia jest natomiast zagadkowo otwarta. Ta zagadka ustępuje jednak miejsca zdumieniu, gdy „przesylabizujemy" dingir, łącząc te dwa piktogramy. Ogon mającego coś w rodzaju stateczników gir pasuje doskonale do otworu na przodzie din!.

ee041ee46f1841712def08bf8f32bea8.jpg

6426ad83ef7a1191f29594ab6838ca74.jpg


W rezultacie powstaje zadziwiający obraz statku kosmicznego o napędzie rakietowym z dokładnie połączonym lądownikiem - zupełnie tak, jak moduł księżycowy był połączony ze statkiem kosmicznym Apollo 11! Jest to trzysegmentowy pojazd składający się ze starannie dopasowanych do siebie części: napędowej, mieszczącej silniki, sektora środkowego z zaopatrzeniem i ekwipunkiem oraz cylindrycznej „niebiańskiej izby", gdzie znajdowali się ludzie zwani dingir - bogowie starożytności, astronauci zamierzchłych czasów.
Czy można wątpić w to, że nazywając swoje bóstwa „bogami nieba i ziemi", starożytni mieli na myśli w dosłownym znaczeniu ludzi, którzy przybyli na ziemię z jakiegoś obcego nieba?
Przedstawione dotychczas dowody, dotyczące starożytnych bogów i ich pojazdów, powinny rozwiać wszelkie wątpliwości co do faktu, że byli oni kiedyś rzeczywiście istotami z krwi i kości, ludźmi, którzy dosłownie zstąpili z nieba na ziemię.

Nawet starożytni kompilatorzy Starego Testamentu - którzy poświęcili Biblię jedynemu Bogu - uznali za konieczne potwierdzenie obecności na Ziemi w dawnych czasach takich boskich istot.

Zagadkowy fragment - zmora trapiąca tłumaczy i teologów - otwiera Rozdział 6 Genesis. Jest wtrącony między przegląd rozwoju następujących po Adamie generacji a historię boskiego rozczarowania ludzkością żyjącą przed potopem. Fragment ten oznajmia niedwuznacznie, że w owym czasie:

„Ujrzeli synowie boży,
że córki ludzkie były piękne.
Wzięli więc sobie za żony te wszystkie,
które sobie upatrzyli".


Konsekwencje wynikające z tych wersetów oraz analogie do sumeryjskich opowieści o bogach, ich synach i wnukach, i ich półboskim potomstwie zrodzonym ze współżycia śmiertelników z bogami narastają w miarę dalszej lektury biblijnego tekstu:

„Byli na ziemi Nefilim
w owych czasach, również i potem,
gdy synowie boży
obcowali z córkami ludzkimi,
a one im rodziły dzieci.
Byli to mocarze wieczności -
ludzie shem".


Nie jest to przekład tradycyjny. Przez długi czas wyrażenie „Byli na ziemi Nefilim" tłumaczono jako „byli na ziemi olbrzymi". Jednak współcześni tłumacze, zrozumiawszy ten błąd, uciekli się po prostu do pozostawienia hebrajskiego terminu Nefilim bez zmiany. Wersetowi „z dawien dawna mieli shem", jak można się było spodziewać, nadano znaczenie „z dawien dawna mieli imię", a stąd „z dawien dawna byli sławni". Lecz jak już to ustaliliśmy, termin .shem trzeba pojmować w jego oryginalnym znaczeniu: rakiety, pojazdu rakietowego.

Cóż zatem znaczy termin Nefilim? Pochodzi od semickiego źródłosłowu NFL („być zrzuconym") i znaczy dokładnie to, co mówi: ci, którzy zostali zrzuceni na ziemię!
Współcześni teologowie i bibliści przejawiają tendencję do unikania tych kłopotliwych wersetów; tłumaczą je alegorycznie lub ignorują. Ale żydowskie pisma z czasów drugiej świątyni rozpoznają w nich echa starożytnych legend opowiadających o „upadłych aniołach". Niektóre z wczesnych dzieł naukowych wymieniają nawet imiona tych boskich istot, „które upadły z nieba i były na ziemi w owe dni": Sham-Hazzai („strażnik shem"), Uzza („potężny") i Uzi-El („moc Boga").

Malbim, znany żydowski dziewiętnastowieczny komentator biblijny poznał te starożytne źródła i wyjaśnił, że „w dawnych czasach władcy państw byli synami bogów, którzy przybyli na ziemię z nieba i wzięli za żony córki ludzkie; wśród ich potomstwa byli herosi i mocarze, książęta i królowie". Te historie - oświadczył Malbim - odnosiły się do bogów pogańskich, „synów bóstw, które w najstarszych czasach upadły z nieba na ziemię [...], dlatego nazywały się &raquo;Nefilim&laquo;, tzn. ci, którzy upadli".

Niezależnie od teologicznych implikacji, nie można pominąć dosłownego i oryginalnego znaczenia tych wersetów: Nefilim byli synami bogów, którzy przybyli na ziemię z nieba.
A Nefilim byli ludźmi shem - ludźmi pojazdów rakietowych. Będziemy ich odtąd nazywać ich biblijnym imieniem.

Źródło : "12 Planeta" Z. Sitchin
Zdjęcia : hiszpańsko - języczna wersja książki

 

Źródło: dj_cinex

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych