JustPaste.it

Przesądy - nowe spojrzenie

1. Rys ogólny

Gdyby pochodzić po krajowych ulicach i popytać trochę naszego pochrzczonego (chyba częstokroć przypadkowo) społeczeństwa o przesądy, to w większości przypadków usłyszelibyśmy odpowiedzi typu: "Nie, nie jestem przesądny, nie wierzę w przesądy, jeśli nawet czytam horoskopy, to w nie nie wierzę." "No, czyli generalnie w porządku" - ktoś powie. Ale czy na pewno?? Otóż: STAWIAM TEZĘ ŻE NASZE POLSKIE - "KATOLICKIE" SPOŁECZEŃSTWO JEST NIEZWYKLE PRZESĄDNE.

Swoją tezę pragnę uargumentować w cyklu czterech artykułów.

W poniższym - otwierającym serię - pragnę nakreślić ogólne spojrzenie na tematykę przesądów. Dotknę tutaj kilku rzeczy, ale niektórych jedynie bardzo powierzchownie, podając przykłady przesądności i krótko je komentując.

W następnych trzech natomiast zajmę się kolejno: przesądami w życiu codziennym, przesądami w polskiej pobożności ludowej oraz przesądami w mediach.

Uściślenia terminologiczne

Zanim jednak przejdę do udowadniania swojej tezy, względy metodologiczne obligują mnie do krótkiego wywodu wyjaśniającego, jaką rzeczywistość określa termin "przesądy", czyli najprościej mówiąc, do odpowiedzi na pytanie: czym są przesądy oraz jak będziemy rozumieć ten termin w poniższym cyklu artykułów.

Słownik języka polskiego podaje takie oto definicje przesądów:

1. "Objaw czyjejś wiary w magiczne, tajemnicze, nadprzyrodzone związki między zjawiskami, w fatalną moc słów; zabobon".

2. "Częściej: <>." (SJP, t.II, Warszawa 1984, s. 1004).

Myślę, że Słownik traktuje termin komplementarnie i jeśliby ktoś w jakimś momencie czytania mej pracy poczuł nieodpartą potrzebę terminologicznego uściślenia, to może swobodnie wrócić do powyższych definicji. Można jeszcze tylko zaznaczyć, że przesądy będą bardzo często związane z religijnością, bądź świeckimi tradycjami ludowymi (często mającymi swoje korzenie w pogaństwie), choć - chyba wypada nam powiedzieć: niestety - nie tylko.

Internet

Współczesny świat epatuje nowymi, niezakorzenionymi w tradycji formami zabobonów (jak sugeruje SJP ten termin ma bardzo podobny zakres znaczeniowy do słowa ‘przesąd’, stąd też często będę ich używał zamiennie).

Najlepszym przykładem niech będą teksty krążące łańcuszkami po internecie. Korzystając z poczty elektronicznej czy Gadu - Gadu wielokrotnie otrzymywałem linki do stron, czy informacje, jakich przykład zamieszczam poniżej:

"Gdy dwie osoby się kochają, nie ważna jest....różnica wieku...wzrost i odległość... 1. Jeśli dwie osoby chcą być razem, jedyne co.....jest ważne, to miłość miedzy nimi. 2. Nie znajduj nikogo innego tylko po to, by...zapomnieć o tym, kogo kochasz... 3. Nie zrywaj z tym, kogo kochasz tylko dlatego... że ktoś ma coś przeciwko temu, że jesteście razem... (...) 6. Nie mów i nie rób rzeczy pochopnych, których potem będziesz żałować...

A teraz rób to co następuję, krok po kroku:
pomyśl o osobie, którą kochasz...
pomyśl życzenie, związane z tą osobą... > masz pięć sekund (...).
Jeśli teraz wyślesz tę wiadomość do 3 osób, ten lub ta kogo kochasz porozmawia z Tobą o czymś ważnym
do 5 - 10 osób - ten/ta którą kochasz da Ci coś, czego nigdy nie zapomnisz...
do 12 lub więcej osób, Twoje życzenie się spełni.....
(...)
ktokolwiek przerwie ten list będzie miał przeklęte związki."

Absurdalne!! A przecież do pewnego momentu to bardzo piękny tekst. Jakże wszystko można spłycić. Dla mnie zawsze jest nie do pojęcia, że ludzie bądź temu bezkrytycznie wierzą, bądź wolą wiadomość przesłać dalej, niż jej nie przesyłać, bo - jak suponują - przesyłając nic nie tracą, a jeśli tego nie uczynią, to pewnie i tak nic się nie stanie, lecz... lepiej nie kusić losu. Niestety, do tych ostatnich zalicza się chyba większość "katolickich" internautów.

Mniej więcej rok temu często otrzymywałem na Gadu tego typu "listy" od mojej koleżanki Małgosi (imię Agnieszki celowo zostało zmienione... No dobra, Agnieszka też nie jest prawdziwe). Po kilku poprosiłem ją o e-rozmowę (skoro funkcjonuje termin ekartki itp., to myślę, że ten też jest uprawomocniony) dotyczącą jej podejścia do tematu. Zadałem jej trzy pytania:

1. O podejście do rzeczy, które często rozsyła przez GG (czy w to wierzy).

2. Czy wie, że takie rzeczy (czy są, czy nie są zwyczajem GG) są sprzeczne z naszą wiarą.

3. Jaki widzi osobisty sens w wysyłaniu tego typu "wiadomości".

Na pierwsze otrzymałem odpowiedź negatywną. Odpowiadając na trzecie pytanie napisała, że robi to dla dobrej zabawy. Co ciekawe, jeśli chodzi o drugą kwestię, długo nie mogła mnie zrozumieć. Dopiero, gdy zwróciłem uwagę na podobieństwo do horoskopów, w które - jak zaznaczyła - nie wierzy oraz podałem konkretny przykład, pojęła i zgodziła się ze mną.

Ostatecznie podałem jej dwa powody, dla których nie powinna rozsyłać takich "listów".

1. Jeśli czyta się sporo takich rzeczy, to niechcący można się zabrudzić (ten argument jest raczej słaby). 2. Niektórzy wierzą w takie bzdury. A wtedy można stać się przyczyną zła.

Oczywiście taką argumentację mogłem zastosować w dyskusji z człowiekiem wierzącym, jednak zawsze najlepiej stosować dowodzenie na płaszczyźnie rozumowej, i takie też cele rości sobie tenże portal internetowy.

A najlepsze argumenty wypływają z analizy tego typu bzdur. Popełnijmy ją więc na powyższym przykładzie:

"Jeśli teraz wyślesz tę wiadomość do 3 osób, ten lub ta kogo kochasz porozmawia z Tobą o czymś ważnym (...) ktokolwiek przerwie ten list będzie miał przeklęte związki".

Po pierwsze: na podstawie jakiej przesłanki ktoś może daną tezę zaproponować? Na jakim fundamencie można oprzeć twierdzenie, że jeśli wyślesz akurat do trzech osób, to obiekt westchnień będzie wiedział, że ma z Tobą porozmawiać o czymś ważnym? Czyli co? Jakaś nadnaturalna siła bytuje w świecie i ona mu podpowie: "Ty teraz porozmawiaj z nim o czymś ważnym!"? Takie natchnienie otrzyma? A "jeśli wyślesz do pięciu", to ta siła go tak mocno natchnie, że on akurat zrobi coś, czego nigdy nie zapomnisz.

Czy ktoś naprawdę może w to wierzyć? Przecież żadne takowe moce nie istnieją. Jeśli czasem wydaje nam się, że coś się spełnia, to jest to czysta sugestia. Jeżeli wysłałem taki "list" do trzech osób i jestem przekonany, że "ten/ta" porozmawia ze mną o czymś ważnym, to owo przekonanie powoduje, że zaczynam robić wszystko - często mało świadomie - by do tej rozmowy doszło. Przecież - w moim przekonaniu - to musi się stać. No i w końcu do takowej rozmowy dochodzi. Ale to tylko dlatego, że ja ją sprowokowałem. Oczywiście równie dobrze mógłbym to zrobić nie przesyłając żadnych tego typu bzdur.

Ponadto często informacje podawane w takich "listach" są tak ogólne, że wiele rzeczy, które się zdarza w naszym życiu możemy potraktować jako ich spełnienie; znowu sugestia.

Drugi argument jest taki, że ja nigdy nie przesłałem dalej tego typu informacji, a jakoś nigdy nie sprawdziły się na mnie pogróżki "e-listów". No chyba że nade mną czuwa jakaś inna siła, która jest mocniejsza od tamtej... Na pewno tak :-)

Kończąc wątek, chciałem tylko zaprezentować wiadomość, którą otrzymałem od Małgosi - która w takie rzeczy nie wierzy - w ostatnich tygodniach:

"To jest wiadomość, która przynosi szczęście w nauce... Jeśli roześlesz ją wszystkim, których masz na liście kontaktów w tym roku zdasz wszystkie egzaminy, jeśli nie odeślesz jej nikomu to będziesz powtarzać rok" Z dopiskiem: "Sorry, ale dostałam to i nie będę ryzykować".

"Pokarania" i kary Boże

To, co napisałem powyżej, dotyczy głównie ludzi młodych, bo przecież to oni zazwyczaj korzystają z internetu. Jednak także w życiu codziennym możemy wskazać analogię.

Gdy dziecko coś przeskrobie, a zaraz potem przytrafi mu się coś złego, rodzice niejednokrotnie komunikują mu: "Pokarało cię!" lub gorzej: "Widzisz, Pan Bóg Cię pokarał!"

Często też w naszym życiu, gdy zbiegną się dwa wydarzenia: Poprzedzające, gdzie przykładowo robimy głupią awanturę; i następujące, gdy zaraz potem - dajmy na to - zapadamy na jakąś chorobę albo np. po prostu przewracamy się itp., to również mówimy, że to kara za nasze postępowanie.

I takie wnioskowanie poddamy gruntownej analizie.

Otóż, jeśli coś miałoby nas "pokarać", to znów musiałaby istnieć jakaś siła, tę karę nakładająca. Czyli musiałyby w naturze istnieć jakieś bezwzględne moce, które tylko czekają, by nam wymierzyć sprawiedliwość. Jeśli taką mamy wizję świata, to jesteśmy już daleko od prawowiernego chrześcijaństwa.

Wytłumaczeniem dla tego typu twierdzeń byłoby to drugie sformułowanie, że to Pan Bóg karze. Ale zobaczmy, co mówi o Bogu Pismo Święte, Księga, z której my, chrześcijanie powinniśmy czerpać swą wiedzę o Nim. Otóż ukazuje ona Boga miłującego człowieka, Boga, który jest dawcą wszelkiego dobra. Zobaczmy opis pierwszego grzechu, gdzie On w żadnym momencie nie karze człowieka, ale gdy ten upada, natychmiast zapowiada, że ześle mu wybawienie (zob. Rdz 3). I potem Nowy Testament, gdzie Bóg sam staje się Człowiekiem, gdzie On daje się za każdego z nas ukrzyżować - ponosi najhaniebniejszą śmierć. Popatrzmy, że nie ma miejsca w Ewangelii, gdzie Jezus pokarałby grzesznika. On zawsze wyciąga do niego rękę, jest Bogiem przebaczającym. I jak to się ma do powyższych twierdzeń?

Może być jednak inna sytuacja. Otóż świat funkcjonuje w ten sposób, że konkretna przyczyna powoduje proporcjonalny dla siebie skutek. I tak, jeżeli ja - przykładowo - wyjdę w koszulce z krótkim rękawem na mróz i będę miał na drugi dzień 39 stopni gorączki, no to wiadomo, że ani mnie nie wiadomo co nie pokarało, ani się Pan Bóg na mnie nie mści, tylko po prostu ponoszę konsekwencję swojej głupoty.

I analogicznie: jeśli dzieciak jest niedobry i - załóżmy - łazi po stole, no to wiadomo, że może z tego stołu spaść i to wcale nie dlatego, że "coś" go pokarało za to, że wlazł na stół, tylko będzie to konsekwencja jego nieostrożności. Pan Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Zapewniam, że On nie jest sadystą, który zrzuca dzieci ze stołu, by je nauczyć rozumu. A my przedstawiając Go takim, tak bardzo niszczymy poprawną wizję Boga u naszych dzieci...

Sny

Czasem ktoś wyznaje pogląd, jakoby niektóre sny miały jakieś ukryte znaczenie na zasadzie: jeśli śni mi się dana rzecz, to spotka mnie to i to. Jest to temat na osobne opracowanie. Poza tym wyjaśnienie byłoby identyczne, jak w wyżej poruszonych problemach.

Tutaj chciałbym poruszyć jednak problem snów trochę pod innym kątem. Otóż są katolicy, którzy twierdzą, że jeśli śni im się dana zmarła osoba, oznacza to, że potrzebuje ona ich modlitwy czy też się o nią upomina.

Otóż i ta sprawa jest przesądem. Sny wypływają tylko i wyłącznie z naszej podświadomości - są mieszanką naszych lęków, radości, wspomnień, pragnień, itp. Jeśli więc dana osoba nam się śni, jest to po prostu świadectwo, że ona jest gdzieś w naszym życiu, w naszej psychice - myślimy o niej, tęsknimy za nią, itd. Co nie znaczy, że taki sen nie może nam dodać motywacji do częstszego jej wspominania w modlitwie.

Jako że Kościół katolicki mówi, że dusze czyśćcowe mogłyby się kontaktować z nami tylko przez Boga, to musielibyśmy tu uznać, że to On sam ingeruje w nasze sny. Jeśliby tak było, to moglibyśmy tu mówić wręcz o jakimś pośrednim objawieniu. Ale jeśliby Bóg miał się nam objawiać w snach w sposób nadnaturalny (dla człowieka), musielibyśmy ograniczyć Boga stwierdzając, że wykorzystuje On jedynie sen ludzki dla przekazywania swojego przesłania.

Tymczasem jeśli Pan Bóg będzie chciał zaingerować w życie ludzkie poprzez objawienie, nie zrobi tego w momencie, gdy to jest najbardziej niepewne i ulotne, ale w momencie największej trzeźwości i przytomności człowieka. Dla potwierdzenia wystarczy spojrzeć choćby na objawienia maryjne.

Jeśli ktoś w tym miejscu zarzuciłby mi nieewangeliczność, bo przecież w Biblii wielokrotnie Bóg objawia się człowiekowi we śnie, to niech lepiej poczyta o znaczeniu snów w Piśmie Świętym.

Sakramenty

Pozostając przy tematyce polskiej religijności chciałbym jeszcze krótko poruszyć jedną kwestię, która jest - według mnie - charakterystyczna, a zarazem rzadko zauważana, a do której nie będę już wracał w artykule traktującym o pobożności ludowej.

Otóż niezwykle często zdarza się, że w sakramentach, zwłaszcza Eucharystii i Pokuty, szukamy rozwiązania problemów naszej codzienności. Jest to ogromne spłycanie tych sakramentów i niezwykle zabobonne ich traktowanie. W adhortacji apostolskiej Ecclesia in Europa Jan Paweł II pisze: "Celem liturgii Kościoła nie jest uśmierzanie pragnień i lęków człowieka, ale słuchanie i przyjmowanie do serca Jezusa Żyjącego, który czci i wielbi Ojca, by Go czcić i wielbić razem z Nim" (Ecclesia in Europa, 71) W innym miejscu dodaje, że pewne środowiska zagubiły pierwotny sens sakramentów, spłycając sprawowane misteria, które są czynnościami Chrystusa i Kościoła, mającymi na celu oddawanie czci Bogu, uświęcanie ludzi i budowanie kościelnej wspólnoty (por. Ecclesia in Europa, 74).

Jak więc wyraźnie widać często zapominamy o prawdziwych celach liturgii Kościoła, szukając w niej wzlotów czy recept na życiowe problemy. Tymczasem samo przyjmowanie sakramentów nie może ich rozwiązywać. Eucharystia bowiem jest pokarmem duchowym. Łaska zaś dawana przez Boga działa na konkretnej naturze. Oczywiście życie sakramentalne może (i powinno) nam pomagać, ale nie w sposób nadnaturalny samo rozwiązując nasze problemy, ale wzmacniając nas na płaszczyźnie duchowej. Nie oczekujmy więc widzialnych cudów związanych z przyjmowaniem sakramentów, czy nawet tego, że po Eucharystii poczujemy się lepiej na płaszczyźnie psychicznej (różnej od duchowej). Jest to bowiem sprowadzanie największych tajemnic, jakie Bóg daje człowiekowi, do celów pragmatycznych, czy do zwykłego zabobonu. Jeśli tak będziemy tę rzeczywistość traktować, to po kilku przypadkach, gdy sakramenty nam "nie pomogą", po prostu przestaniemy w nie wierzyć.

Generalnie temat jest bardzo szeroki, ale myślę, że jeśli chodzi o jego powiązania z problemem przesądów, to tyle jak najbardziej wystarczy.

Inne zabobony

Jeśli chodzi o inne przesądy chciałbym jeszcze tylko podać dwa przykłady: jeden na zabobony w życiu codziennym, a drugi w mediach. Szerzej te tematy potraktuję w kolejnych artykułach.

Zwracającym uwagę przykładem przesądów w życiu codziennym jest wiara w przysłowia, zwłaszcza te dotyczące pogody, np. "Jak październik ciepło chadza, w lutym mrozy naprowadza", czy "Jak wczesną jesienią żółkną listki na brzozie, miej ziemniaki w komorze" (zob. także, różne numery "Niedzieli", s.27). Należy stwierdzić, że mają one jednak małą szkodliwość, bo tak naprawdę chyba nikt w nie do końca nie wierzy. Poza tym w takich przysłowiach znajdzie się czasem słuszna sugestia, bo przecież wymyślali je ludzie, którzy przyglądali się zależnościom między zjawiskami pogodowymi. I rzeczywiście często jest przykładowo tak, że po ciepłej zimie mamy stosunkowo zimne lato. Chodzi tu tylko o to, że nie można takich twierdzeń dogmatyzować. Od tych reguł są wyjątki.

Przykładem zabobonów medialnych niech będzie często powtarzane przez komentatorów sportowych sformułowanie: "nie zapeszajmy". Taki tekst jest wypowiadany zazwyczaj przed rozpoczęciem zawodów, bądź w ich trakcie, gdy nasi reprezentanci mają duże szanse odnieść sukces. Obalającym sensowność tego typu stwierdzeń będzie ten sam argument, który obnażał bezzasadność poprzednich. Jeśli sportowiec nie słyszy tego, co się o nim mówi, to nie może to wpłynąć na jego postawę. Zastanawiam się, co może się stać, jeśli komentator powie, że nasi są blisko zwycięstwa: nadnaturalna energia sprawi, że przykładowo nasz bramkarz pośliźnie się i przepuści piłkę toczącą się spokojnie w kierunku bramki? A może ta moc wstąpi w jakiegoś kibica przeciwników, który poczuje wewnętrzną inspirację, by na ostatnich metrach wyjść na bieżnię i podstawić nogę Polakowi? Bardzo ciekawe.

Na razie na tym kończę swoje dywagacje. Ale to nie koniec mojego "nowego spojrzenia" na przesądy, bo - jak ukazują powyższe treści - częstokroć zupełnie nie zdajemy sobie z nich sprawy.

Paweł Pomianek

Zakończenie

Jeśli prześlesz link do tego artykułu do 10 osób, w najbliższych tygodniach spełni się największe marzenie Twojego życia.

Jeśli prześlesz link do tego artykułu do 5 osób, to jutro (a jak nie zdąży jutro, to pojutrze) spotka Cię coś bardzo miłego.

Jeśli nie wyślesz linku do artykułu nikomu, wówczas w najbliższą niedzielę wychodząc z kościoła parafialnego po zakończonej liturgii pośliźniesz się i złamiesz nogę nieszczęśliwie upadając na twarz, co pozbawi Cię również obu górnych jedynek.

A oto moja niezwykle rozbudowana bibliografia :-) :

Jan Paweł II, Ecclesia in Europa.

Słownik Języka Polskiego, red. M.Szymczak, t.II, Warszawa 1984.

 

Źródło: Paweł Pomianek