JustPaste.it

Przesada... tak stara jak kucie mieczy

Spisał gościnnie Hank Reinhardt, przełożył Bartłomiej.
Oryginalny tekst znajduje się na stronie HACA

Przesada to część amerykańskiej sceny, może nawet kultury, o czym wielu z nas się już przekonało i większość z nas łatwo odrzuca sporą jej część, którą serwuje się nam na każdym kroku. Jednakże w niektórych dziedzinach zdaje się ona przeradzać w prawdę i wielu ludzi z powagą przyjmuje na wiarę opowieści, które w najlepszym wypadku są oburzające. Ma to miejsce szczególnie jeśli chodzi o japońskie miecze. We wczesnych latach 50, kiedy to pojawił się film "Bad Day at Black Rock" z jednorękim Spencerem Tracym, który przy pomocy karate/judo pokonuje złoczyńcę Ernesta Borgnina, Stany Zjednoczone oszalały na punkcie orientalnych sztuk walki. Od tamtego czasu traktuje się nas coraz bardziej nieprawdopodobnymi wyczynami - herosi, którzy wyskakują w górę na ponad 3 metry, samotnie i bez broni walczą z 15-20 przeciwnikami i pokonują ich, nawet się nie pocąc, ani nie dostając ani razu w nos, albo też trafiają nożem w odległy o 15 metrów spust pistoletu. To śmieszne.

Jeśli nie wystarczają wam niemożliwe wyczyny w walce wręcz, to możecie dodać do tego inne: pistolety maszynowe Mac 10, które wystrzeliwują 300 pocisków z jednego magazynka, tnące metal i betonowe słupy miecze, potem zderzane ostrze w ostrze, pozbawione jakiejkolwiek szczerby, a także noże tnące drut kolczasty po tajemniczym przekręceniu ostrza. W większości z tych rzeczy ludzie widzą przesadę, ale z jakiejś przyczyny, kiedy podobne wyczyny wykonywane są japońskim mieczem, wszyscy zdają się w nie wierzyć.

Dla mnie, wieloletniego bronioznawcy, jest to zarówno bolesne, jak i zabawne. Gdy wspominam, że miecz wikiński "Quernbiter" (Tnący kamień) został tak nazwany, ponieważ miał przeciąć w pół kamień młyński, każdy się śmieje i uważa, tę opowieść za bajkę, którą też najprawdopodobniej jest. Potem te same osoby z grobową powagą zapewniają mnie, iż japońskie katany słynęły z tego, że przecinały w pół lufy karabinów maszynowych.

Ta sztuczka musiała się zdarzyć kilka razy, ponieważ gdy próbowałem odnaleźć jej źródło, to zdawało się, że miała miejsce na Guadalcanal, Bougainville, Iwo Jimie, Tarawie i kilku innych wyspach. Muszę wierzyć, że japońscy żołnierze mają jakąś wrodzoną nienawiść do luf karabinów maszynowych. Zastanawiam się również, czemu nigdy nie próbowali ściąć ich operatorów.

Nie tylko ludzie ci chwalą japońskie ostrza do granicy absurdu, ale jednocześnie obniżają wartość ostrzy europejskich do poziomu zwykłych sztab żelaza, tępych tak, że nie przetną nawet masła. To jest po prostu nieprawda.

Bronioznawcy zawsze uważali japoński miecz za bardzo dobrą broń. Jest doskonale wyważony, może zostać dobrze zrobiony i całkiem nieźle sprawdza się w tym, do czego został stworzony. Ale jest ze stali i jak inne stalowe miecze ma pewne ograniczenia. To nie jest magia.

Najwcześniejsze japońskie miecze pochodziły bezpośrednio od chińskich broni z tego samego okresu - miały ostrza proste, jednosieczne. Były kiepskiej jakości i prawdopodobnie ich nie hartowano. W okolicach IV i V wieku Japończycy nauczyli się, jak hartować miecze, by wyprodukować stal. Nawet wtedy miecz nie cieszył się specjalnym poważaniem, za o wiele lepszy uważano łuk. Wkrótce zaczęły się pojawiać proste, obusieczne miecze, ale nie pozostały zbyt długo na arenie, możliwe że z powodu trudności związanych z ich hartowaniem. Legenda głosi, że pewien kowal, Amakuni, zaprojektował pierwszy jednosieczny, zakrzywiony miecz. Dokładna postać tego ostrza jest nie znana, ale ostateczny kształt nie ustalił się przed około 1100 rokiem. W okolicach roku 1300 był to naprawdę dobry, nieźle zrobiony miecz. Pochodzące z tego okresu ostrza są przeważnie nieco większe i dłuższe niż te, które robiono pod koniec XVI wieku. Na temat wytwarzania japońskich mieczy napisano całe tomy książek, a moim celem nie jest dywagowanie nad nimi. Metoda była skomplikowana i w jej skład wchodziło zakuwanie warstw, żeby uzyskać ostrze prawie homogeniczne. Najważniejsze jest to, że do krawędzi tnącej używano bardzo twardej stali, natomiast z miększej, bardziej odpornej, robiono pozostałą część broni. Czasami ostrze pokrywano miększą stalą, a czasami twardsza stal pokrywała miększą.

Końcowym rezultatem był miecz, mający bardzo twarde ostrze i sprężystą resztę. Jednakże nawet z tą sprężystością nie był on zbyt giętki. Jedna ze szkół kowali, Soshu, produkowała bardzo wytrzymałe ostrza, ponieważ posiadały one niewielki stopień giętkości. Spojrzenie na pochodzące z tego okresu teorie europejskie ukazuje inne podejście.

Już na początku VIII w. p.n.e. Celtowie kuli broń, zarówno włócznie jak i miecze, nakładając na siebie warstwy i skuwając tak powstałą masę. Proces ten ciągle usprawniano, aż w końcu w VI w. n.e. zaczęto wykuwać doskonałe dziwerowane miecze. W czasie ich produkcji sklepywano razem kawałki nawęglonego żelaza, a na to naklepywano twardą stal. Powstawał z tego miecz, przeważnie obusieczny, o miękkim, sprężystym środku i twardym ostrzu. Był on płaski, raczej cienki, dość lekki i giętki. Waga wahała się w okolicach 0,8-1,2 kg.

Broń ta pozostała dość popularna aż do X w., kiedy to pojawił się nowy typ miecza. Był on nieco chudszy w okolicach jelca, zwężał się ostrzej od rękojeści i kuto go nie z nawęglonego żelaza, ale całego ze stali. Był łatwiejszy w produkcji i równie wytrzymały, jak wcześniejsze ostrza.

Należy tu zauważyć dwa istotne czynniki. Europejscy kowale cały czas próbowali różne wariacje nowych kształtów. Pojawiały się tam miecze jednosieczne, nieco zakrzywione i krótkie, jak rzymski gladius, a także miecze o szerokim ostrzu.

Japończycy, gdy zdecydowali się już na podstawowy kształt, nigdy nie czynili żadnych prób, żeby go usprawnić. Wielu chciałoby rzec, że gdy już znaleźli doskonały kształt, to nie było przyczyny go ulepszać. Nie sądzę, żeby to była prawda.

Japońska kultura była zawsze dość sztywna, bardzo ograniczona przez tradycję. Kontrolowane w wysokim stopniu społeczeństwo nie zachęcało do eksperymentów. Zaletą tego jest fakt, iż pozostawiło po sobie całkiem sporą liczbę dość starych, doskonale zachowanych, całkiem dobrych mieczy. Przyjrzyjmy się możliwościom zadawania cięć. Europejskie ostrza były lekkie, szybkie, z twardym ostrzem (zawartość węgla wahała się od 0,75% do 1,2%) i można nimi było zadać okrutny, przełamujący* cios. Była to jednocześnie broń jednoręczna, przeważnie do użycia z drewnianą tarczą. Giętkość była koniecznością. Gdy cięło się w tarczę albo w ciało przeciwnika, ostrze musiało być w stanie zgiąć się, a nie złamać, czy odkształcić. Mężczyzna cięty mieczem nie stoi w miejscu. Miecz przeciwstawiony używanej wtedy zbroi - kolczudze, skórzni, czy sporej warstwie grubych materiałów - będzie w stanie ciąć głębiej, gdy w miejscu uderzenia będzie cienki i szeroki, ponieważ cienkie ostrze nie musi rozsuwać na boki sporej ilości materiału. Mocnym ciosem, jeśli trafi się pod odpowiednim kątem, można przecišć nimi kolczugę. Wiele czasu i pieniędzy poświęciłem na sprawdzanie cięć na manekinach przykrytych kolczugami. Jeśli cios nie zostanie zadany prosto, ostrze ześlizgnie się i nie uczyni krzywdy. Jeżeli trafi się prawidłowo w zbroję, nawet z pełną siłą, ostrze dobrego miecza doznaje bardzo niewielkiego uszczerbku.

Japoński miecz jest doskonałą bronią do cięć krojących. Tego sposobu cięcia uczy się od kilkuset lat i wszystko wskazuje, że stosowano go od zawsze. Przy takich uderzeniach broń podczas cięcia należy ciągnąć, dzięki czemu cios taki nie tylko rozdziera, ale też kroi. Dla miękkiej tkanki, takiej jak ciało, czy kość, jest to przerażające uderzenie, z łatwością mogące przeciąć w pół tors. Jego wadą jest to, że nie tnie zbyt dobrze zbroi, nawet kolczugi. Przeciwko zbroi twardej jest wysoce nieskuteczne. Nie pomaga tutaj też zmiana sposobu cięcia i uderzanie ciosami przełamującymi. Ostrze katany jest grube, tworzy ostry z jednej strony klin, który musi rozsunąć na bok większą ilość materiału. Gdy tnie się metal, jest to bardzo trudne.

Należy też rozważyć dwa dodatkowe aspekty. Miecz japoński jest bronią dwuręczną. Przy pomocy obu rąk można uderzyć znacznie silniej. Wcześniejsze miecze, nieco dłuższe i cięższe, zwiększały jeszcze siłę ciosu. Ale nawet wtedy miecz nie był dobry w przebijaniu zbroi. Japończycy robili dobre miecze, ale również podobnie dobre opancerzenie. Wiele z nich posiada elementy wykonane z tej samej stali, co miecze. Wierzch był podobnie twardy jak ostrze, natomiast spód miękki i sprężysty.

Są trzy bronie, które radzą sobie ze zbroją lepiej niż miecz - łuk, yari (włócznia) oraz naginata. To wyjaśnia, czemu to właśnie przede wszystkim je wykorzystywano w bitwach. W Europie, gdy skuteczna broń palna wyparła zbroje, szybko ją zarzucono. Podobnie stało się w Japonii. Japończycy z pewnością nie są głupi. Miało to też miejsce we wszystkich społeczeństwach wojowników. Miecz nigdy nie był główną bronią w bitwach. Zawsze używało się go w ostateczności. Rzymianie polegali na swoich pilum, Grecy na włóczniach, rycerze na lancach, Mongołowie na łukach, a Landsknechci na pikach i halabardach. W Japonii było dokładnie tak samo. Mieczy używano w bitwach tylko w ostatnich walkach wręcz, by dobić rannych i do ostatecznej, desperackiej walki, kiedy wojownik chciał zabrać ze sobą do grobu tak wielu, ilu tylko był w stanie.

To wszystko tyczy się wojowników w pełni opancerzonych. Nigdy nie należy zapominać, że zarówno w Europie, jak i w Japonii było na polach bitew wielu żołnierzy nie posiadających takiego opancerzenia.

Innym "faktem" dotyczącym japońskich mieczy jest to, że sztych, wyjątkowy i raczej niespotykany, służy do przebijania zbroi. To nieprawda. Przebicie drzwi samochodu nożem nie jest specjalnie trudne i wiele ostrzy jest w stanie tego dokonać. Japońskim mieczem pcha się o wiele ciężej niż wieloma innymi. Ma on jednakże jeden z najlepiej przystosowanych do ciecia sztychów. Ogólnie, jeśli tnie się przy pomocy sztychu, daje się odczuć wyraźne ciągnięcie, co zmniejsza skuteczność ciosu. Natomiast japoński sztych z ostro zakrzywionym "ostrzem" w rzeczywistości pomaga przy cięciu. Jest to o tyle ważne, że większość standardowych cięć tymi mieczami wykonuje się pierwszymi 15 centymetrami ostrza. Europejczycy po prostu zignorowali ten problem, który dla nich prawie nie istniał. Większość cięć wykonywali oni daleko od sztychu. Ze względu kształt ich miecza, najlepszym punkt do cięcia znajdował się znacznie poniżej. Wiele lat później Europejskie szable kawaleryjskie miały pióra podobne do japońskich**.

Zapewniano mnie, właściwie nawet dość często, że japońskie miecze są tak twarde i wytrzymałe, że nigdy nie pękają, szczerbią się, ani nie gną. Cóż, pękają, szczerbią się i gną. Często szczerbią się dość poważnie. Stal damasceńska jest wyjątkowa, a przynajmniej może taką być, jeśli wykona ją dobry kowal. Ale nawet ona wciąż pozostaje stalą i podlega tym samym zasadom. Przykrym faktem jest to, że czym będzie twardsza, tym bardziej będzie się szczerbić. Miększy metal będzie się giął, spłaszczał, czy też w inny sposób odkształcał. Gdy coś takiego się stanie, stosunkowo łatwo jest spiłować albo sklepać ostrze. Natomiast gdy odłamek opuści szczerbę, to niewiele można już uczynić. Całość można przekuć na nowo, ale wymaga to również ponownego hartowania ostrza.

* polskie nazwy cięć zaczerpnięto z: W. Zabłocki, "Cięcia prawdziwą szablą", Wydawnictwo "Sport i Turystyka", Warszawa 1989. (przyp. tłum.)

** autor rozpatruje tutaj tylko rejony Europy Zachodniej, nie biorąc pod uwagę faktu, iż szabla z piórem podobnym do japońskiego pojawiła się na wschodzie znacznie wcześniej (przyp. tłum.)


Podziękowania dla autora oraz HACA za udostępnienie tekstu.

 

Źródło: Hank Reinhardt