JustPaste.it

Sprzęt podróżniczy

Przez całą, kilkumiesięczną podróż do Indii używaliśmy cyfrowej kamery Sony, model DCR-TRV18E. Była używana codziennie, nigdy się z nią nie rozstawaliśmy, nawet w nocy spała razem z nami w śpiworze pod namiotem, wiadomo najbezpieczniejsze miejsce i wystarczająco ciepłe dla baterii. Przez 138 dni podróży nagraliśmy ponad dziesięć godzin taśmy. Kamera pracowała w palącym słońcu na goańskich plażach, w kurzu pustyni irańskiej i pakistańskiej, w niskich temperaturach i bez tlenu na wysokich przełęczach Himalajów i na co dzień na ogarniętych smogiem ulicach miast indyjskich, nigdy nas nie zawiodła i to chyba jej największa zaleta - niezawodność. Tak sądziłem do momentu montażu filmu na video, kiedy to uszkodzeniu uległ czujnik przesuwu taśmy i trzeba było oddać kamerę do serwisu, gdzie wymieniono cały moduł silnika napędu taśmy za 850zł. Pracowałem w swoich podróżach z różnymi kamerami i różnie to bywało z ich niezawodnością, ale żadną z tych kamer nie naprawiałem za takie wielkie pieniądze, bo to byłoby 75% ich wartości. Jak wszyscy wiedzą cyfrowe kamery są wygodne w użyciu przez swoje małe gabaryty, nasze Sony nie należy do najmniejszych, ani do najnowocześniejszych, ale dobrze leży w ręku, łatwo ją schować przed wejściem do muzeum, nie haczy ubrania żadnymi wystającymi częściami i nie jest ciężka. Tradycyjnie okleiłem kamerę twardą gąbką (izolacja rur CO), aby uchronić ja przed ewentualnymi upadkami z niskich wysokości, uderzeniami oraz aby ułatwić sobie życie. Każdorazowe odkładanie kamery na twardą powierzchnię, wrzucanie jej do plecaka, odbywa się szybciej, po prostu nie muszę dbać o to aby zbyt gwałtownie nie uderzyła o twardą powierzchnię. Dodatkowe plusy to brzydki wygląd odpychający złodziei, niewidoczne znaczki słynnej marki Sony, możliwość umieszczenia własnych napisów na gąbkach. Niewątpliwym minusem jest powiększenie wymiarów zewnętrznych. Kamera ma silne paski, którym można zaufać, łatwo montuje się ją na stojaku, łatwo zmienia baterię, używa wyświetlacza LCD oraz szybko zdejmuje osłonę obiektywu. Na zewnętrznej obudowie umieszczono niewiele przycisków sterujących, szkoda tylko że te które są najczęściej używane, zostały umieszczone pod pokrywą wyświetlacza LCD, aby ich użyć trzeba uchylić pokrywę, ale nie za mocno bo włączy się wyświetlacz, czyli większe obciążenie baterii. Wszystkie opcje są dostępne za przyciskiem MENU (który jest właśnie ukryty pod pokrywą wyświetlacza), sterowanie wyborem opcji umieszczona zaś na zewnątrz po lewej stronie baterii. Jest to pokrętło, wyboru dokonuje się lekkim wciśnięciem tegoż pokrętła (typowe rozwiązanie Sony). Wszystkie opcje są wizualizowane na wizjerze lub wyświetlaczu LCD. Sterowanie głównymi funkcjami kamery, jak odtwarzanie, nagrywanie oraz trzaskanie cyfrowych zdjęć, jest dostępne za pośrednictwem kolejnego patentu Sony - pojedynczego, wielofunkcyjnego pokrętła, umieszczonego po prawej stronie baterii i ergonomicznie pasującego do kciuka prawej dłoni. Wielofunkcyjne pokrętło, według mnie poroniony pomysł, przełącza się lekko po wciśnięciu zielonego przycisku blokady ruchu pokrętła. Skupienie tak wielu kluczowych funkcji w jednym pokrętle powoduje częste pomyłki, zwłaszcza jeśli chcemy strzelić szybkie ujęcie lub zdjęcie. Inżynierowie Sony zdali sobie chyba z tego faktu sprawę bo umieścili kolejną blokadę, która ma zapobiec przypadkowemu włączaniu rzadziej używanych funkcji. Jednakże blokada ta bardzo łatwo sama się wyłącza w trakcie używania kamery, więc przydałaby się blokada blokady. Dużym udogodnieniem jest możliwość pstrykania zdjęć podczas nagrywania filmu lub w stanie Stand By. Spust migawki aparatu znajduje się w dogodnym miejscu pod palcem wskazującym prawej dłoni. Tuż obok umieszczono pokrętło słabego zoomu, na tyle wystające, że łatwo je urwać. Aktualna praca zoomu jest wyświetlana na wizjerze, szkoda tylko, że pasek stanu zoomu znika po jakimś czasie, według mnie powinien przez cały czas wskazywać stan zoomu inny od zerowego. Dobrze chociaż, że umieszczono informację kiedy zoom mechaniczny przechodzi w cyfrowy - co znaczy pogorszenie obrazu nagrywanego. Sam obraz ma możliwość stabilizacji niewielkiego drżenia ręki, ta funkcja działa znakomicie, co można zaobserwować patrząc w wizjer tuż po jej wyłączeniu. Wizjer jest kolorowy z regulacją ostrości, z dużym zakresem ruchu i zrozumiałymi komunikatami wyświetlanymi na brzegach ekraniku. Niestety wizjer nie jest wyposażony w siatkę złotego podziału zaznaczaną na szkle ekraniku, co utrudnia nieco profesjonalne prowadzenie ujęć. Niewątpliwym mankamentem jest utrudnienie czyszczenie wizjera z kurzu, aby tego dokonać należy wyposażyć się w maleńki śrubokręt krzyżakowy i odkręcić cztery wkręty mikroskopijnej wielkości, co w warunkach polowych jest dość trudne. Pewnie twórcy kamery sądzili, że wizjer jest szczelny i nie wpadnie do niego kurz, mylili się. Pokrywa kaset Mini DV z pamięcią do 16kB znajduje się pod głównym uchwytem kamery na prawą rękę. Łatwo ją obsługiwać, trzeba tylko pamiętać przy oklejaniu kamery gąbką aby nie zakleić spustu otwierającego tą pokrywę. Pokrywa zasłaniająca gniazda IN - OUT wygląda tandetnie, nie jest szczelna ale nigdy sama się nie otworzyła. Obiektyw 1.7/3.3 - 33 Carla Zeiss'a jest niewielkich rozmiarów co nie służy dobrej jakości obrazowi, ma możliwość ręcznej nastawy ostrości i tyle na ten temat. Tuż pod nim znajduje się kiepskiej wydajności mikrofon stereo (istnieje możliwość dołączenia zewnętrznego mikrofonu). Poniżej wbudowana dwa promienniki podczerwieni, które umożliwiają filmowanie w całkowitych ciemnościach, wygląda to jak Big Brother nocą. Kamera posiada też możliwość znacznego spowolnienia migawki, co daje nam sposobność do filmowania w znikomym świetle (blokada robienia zdjęć). Oczywiście komputer pokładowy oferuje nam kilkanaście automatycznych filtrów mechanicznych i cyfrowych, które jakoby potrafią dostosować sposób nagrywania do zmieniających się warunków otoczenia. W praktyce są niewiele przydatne, używałem jedynie opcji zmiany balansu bieli, która działa znakomicie. Obraz nagrany na taśmę jest w jakości cyfrowej, co nie znaczy, że na zwykłym telewizorze zauważymy różnicę między nagraniami dokonanymi za pomocą cyfrowej kamery Sony wartej dużo pieniędzy a nagraniami dokonanymi na przykład kamerą o analogowym zapisie marki Samsung za 1200zł. Jedyna pociecha, że nagrania cyfrowe można próbować sprzedać do telewizji. Zdjęcia czy krótkie, w pełni cyfrowe filmiki nagrywane na karty Memory Stick, w zasadzie nadają się tylko do prezentacji w internecie. Kamera posiada szereg udogodnień, które można wykorzystać przy montażu filmu na kasetę na przykład video VHS lub przy przesyłaniu obrazu na komputer przez gniazdo USB (instalacja driverów jest dziecinnie prosta). Możemy programować kolejność montowanych scen, wyszukiwać żądane przez nas sceny na kasecie, podkładać głos na drugą ścieżkę audio (niedostępne przy nagrywaniu w Long Play), powiększać obraz lub wybierać jakiś jego fragment do wysłania po kablu z kamery, znajdywać ostatnie ujęcie aby zachować ciągłość nagrywania filmu, czy stosować wielość filtrów artystycznych do nagranego wcześniej obrazu. Przez słowo scena rozumiem pojedyncze ujęcie. Na pewno ważnym plusem jest precyzyjne łączenie poszczególnych ujęć. Zwykle kiedy nagrywamy kolejne ujęcie na kamerę, taśma nieco się cofa obcinając nam sekundę poprzedniego ujęcia, tutaj obcina najwyżej ułamek sekundy. Wszystko jest piękne, ale przy montażu na zwykły magnetowid, zasady pracy pozostają wciąż te same, czyli szybkość ręki spoczywającej na pilocie magnetowidu i kilkukrotne obejrzenie filmu z kasety kamery przed jego montowaniem na kastę VHS. Ostatnią wadą jest długi czas uzbrajania - przejścia ze stanu wyłączenia do stanu Stand By, co utrudnia pracę typu reporterskiego, czyli nagrywanie szybkich ujęć w gorącej akcji. Reasumując kamera cyfrowa Sony jest drogą zabawką, która ma niewątpliwe zalety typu pstrykanie zdjęć i krótkich filmików, które można publikować później w internecie; łatwość przesyłu obrazu po kablu bezpośrednio do komputera; małe gabaryty; obiektyw kompensujący drgania ręki; sprawny system pozwalający na filmowanie w znikomym oświetleniu lub w całkowitych ciemnościach; oraz nie pochłaniający wiele energii baterii system nagrywania i podglądu na wyświetlaczu LCD. Do wad należą wysoka cena i wysokie koszty ewentualnych napraw; niezadowalająca jakość obrazu jak na cyfrowy zapis, co można tłumaczyć mikroskopijnym obiektywem, wadą wielu kamer Sony; niska jakość zdjęć cyfrowych; bezmyślne pokrętło wielofunkcyjne powodujące częste pomyłki przy szybkim przełączaniu trybów pracy kamery; drogie kasety; nieefektywne rozmieszczenie przycisków sterujących opcjami urządzenia (przycisk MENU ukryty pod pokrywą wyświetlacza LCD). Czy warto kupować taką zabawkę? Aby tworzyć filmiki z nielicznych wakacji i okazji spotkań rodzinnych, na pewno nie. Raczej aby używać tej kamery do częstszych i dłuższych podróży, i do ewentualnych prezentacji nagranego materiału w telewizji czy w internecie, albo do noszenia dumnie na piersi zamiast pobrzękiwania kluczykami od Mercedesa.      
 
 
Przez kilka wypraw Azja2003, Bośnia2005, Azja2005 i pomniejszych, wykorzystywaliśmy namiot z polskiej firmy Marabut, model Komodo+. W sumie był rozkładany i składany kilkaset razy, w różnych warunkach atmosferycznych i terenowych. Wprowadziliśmy do jego konstrukcji kilka poprawek. Poznaliśmy nazbyt dobrze jego wady i zalety. Więc poniżej postaram się naświetlić jego właściwości.
Namiot kosztował 690zł (2003). Był w jednym tylko kolorze, jak te Fordy T, tylko że namiot w kolorze zielonym. Zdecydowaliśmy się na niego, dlatego ponieważ potrzebowaliśmy namiotu dobrej jakości, ale nie wysokiej ceny. Marabuty są wykorzystywane przez profesjonalistów w górskich wyprawach, to nam dało jakąś gwarancję, że sprzęt jest dobry. Jednak jego górsko-extremalne właściwości szybko dały o sobie znać. Fartuchy przeciwśnieżne, dobrze chronią przed zawiewaniem śniegu podczas zamieci pod tropik, ale kiedy jest tropik, znaczy się żar leje się z nieba, to hamują dostęp świeżego powietrza. W zasadzie przez cały czas użytkowania tego namiotu, fartuchy były więc zrolowane i nie używane.
Namiot bardzo szybko się rozkłada. Tropik jest przymocowany do moskitiery (wnętrza) za pomocą zaczepów. Aby go rozłożyć, wystarczy wcisnąć aluminiowe stelaże w uszyte kołnierze i namiot można postawić, nawet bez przybijania do ziemi, czyli na betonie (wyjątek przedsionek wymaga przybicia dwoma szpilkami, ale można z niego zrezygnować jeśli nie pada). Wkładanie stelaża nie jest łatwe, ponieważ łączenie aluminiowych prętów zaczepia się o krawędzie kołnierza. Producent powinien tylko tak zaszyć końce kołnierza aby szew był na zewnątrz, ale przecież tak byłoby nieładnie.
Nigdy nie suszyliśmy namiotu, przez 4 lata użytkowania. Mimo, że wielokrotnie był wystawiony na deszcz. Namiot wysychał sam w stanie złożonym i nie gnił ani nie pleśniał. Jest doskonale wytrzymały na ulewne deszcze. Nie przecieka nawet przy dotykaniu tropika palcami. Podłoga także jest odporna na wodę a przede wszystkim na ostre kamienie na szlakach górskich. Przy kwestii deszczu należy wspomnieć o nieudanym pomyśle na przedsionek. O ile sama konstrukcja jest mocna, odporna na wiatr i deszcz, o tyle nie jest odpowiednia na upalne wieczory z lekkim deszczem. Jeśli zwiniemy całkowicie drzwi przedsionku, deszcz leje się do wnętrza. My wprowadziliśmy udoskonalenie. Wszyliśmy w krawędzie drzwi przedsionka zaczepy, jedna para na dolnym końcu drzwi, a druga w połowie wysokości drzwi na brzegu. Te zaczepy służą do składania drzwi w połowie, lub w ćwierci, tak aby deszcz nie padał do wnętrza namiotu i jednocześnie otwarte drzwi zapewniały komfort przewietrzania wnętrza. Standard zapewnia albo całkowite zamknięcie (zastosowaliśmy tylko dwa razy) albo całkowite otwarcie drzwi. Niestety nowy model Komodo+ (2006) nadal nie ma tej kwestii rozwiązanej.
W tropiku jak i we wnętrzu namiotu znajdują się dwa okna. Konia z rzędem temu, który wie po co te okna. Ich wiszące swobodnie fartuchy zamykające, nawet po otwarciu okien zasłaniają ich światło. Cyrkulacji powietrza te okna i tak nie wymuszają. Rzadko je otwieraliśmy. Jeśliby w nocy zaczęło padać, trzeba wyjść na zewnątrz aby je zamknąć. To jedyne miejsce przez które czasami przeciekała woda.
Moskitiera wnętrza namiotu jest bardzo gęsta. Niestety okna nie posiadają własnej moskitiery bardziej przepuszczalnej dla powietrza (wszyliśmy ją sami). Wejście ma inną moskitierę, która jest doskonała przeciw meszkom, ale słabo przepuszcza powietrze do wnętrza namiotu. Niestety nowe modele mają już bardziej rzadką moskitierę, co na Syberii skutkuje pogryzieniem w nocy przez meszki. My wszyliśmy drugie drzwi z rzadkiej moskitiery i używaliśmy drzwi odpowiednich do warunków owadowych na zewnątrz.
Jakość wykonania namiotu jest perfekcyjna i może być wzorem dla innych producentów. Niestety nie ma dużego wyboru rozmiarów, ani kolorów. Jakość materiałów jest najwyższej klasy i chyba tylko to jest powodem dla którego oceniam ten namiot jako dobry. Niestety projekt wykonania namiotu jest mało dopracowany i nie jest poprawiony w nowym modelu. Wygląda to tak, jakby projektant nigdy nie nocował w długich podróżach namiocie, a tylko wydumał sobie jak to powinno być. Jednakże cena odpowiada wartości, a producent jest zainteresowany uwagami i często wspiera pomysły swoich klientów. Polecam ten namiot dla wszystkich podróżników zmotoryzowanych (dla motocyklistów jednak jest zbyt ciężki). Chętnie służę radą jak dopracować namiot do własnych potrzeb.
Ciekawą alternatywą są namioty dwusekundowe - Cetchua. Nowatorski pomysł konstrukcyjny. Zdarzyło mi się kilkakrotnie w nich spać. Są doskonałe na krótkie wypady w teren. Łatwo się rozkładają i łatwo składają (trzeba tylko pomyśleć i przeczytać instrukcję). Nie polecam ich jednak tym, którzy cenią sobie mały rozmiar po złożeniu, Cetchuy są duże ale płaskie, nadają się tylko do samochodowych podróżników. Nie są także dobre w trudnych warunkach atmosferycznych. Nie są odporne na silny wiatr, za mało mają sznurków, źle trzymają w czasie wiatru. Kiedy pada możesz się zamknąć całkowicie w namiocie, ale wtedy nie ma czym oddychać. Przedsionek jest więc źle rozwiązany. Kiedy go otworzysz, deszcz wali do środka. Trochę inaczej są rozwiązane większe wersje Cetchuy. Nie spałem w nich, ale rozkładałem i na oko są jeszcze gorzej skonstruowane pod względem wytrzymałości na trudne warunki atmosferyczne. Tak więc polecam te namioty tym, którzy wyjeżdżają z domu tylko w lecie i jak jest ładna pogoda. Zwłaszcza, że producent zaoszczędził także na materiałach (podłoga nie wytrzymuje nawet kamieni w Polsce, a co dopiero na stepie), są kiepskiej jakości. Jedyna zaleta tych namiotów i jedyny powód aby się nad nimi zastanowić, to nowatorska, a przede wszystkim niezwykle szybka metoda rozkładania i składania.

 

Źródło: http://www.kilometr.republika.pl/