JustPaste.it

Holandia 2004 - relacja z podróży

Pierwszy raz w Holandii byłem w 1995 roku. Wówczas celem podróży był ogród Keukenhof oraz krótka wizyta w Amsterdamie. Dziewięć lat później miałem ponownie wkroczyć do krainy tulipanów i szkoda, że niestety po raz drugi na bardzo krótko. 

Mając do dyspozycji dwa i pół dnia oraz w perspektywie tak daleki wyjazd wszystko musi być zaplanowane niemal co do godziny. Z uwagi na małą ilość czasu jaką dysponowaliśmy zrezygnowaliśmy ze zwiedzania stolicy na rzecz mniejszychHolandia słynie z tulipanów atrakcji w okolicy Amsterdamu i Roterdamu. Zaplanowaliśmy ponowną wizytę w parku Keukenhof, zwiedzanie Kinderdijk w którym znajduje się 19 drewnianych wiatraków, spacer po wiosce rybackiej na wyspie Marken oraz zwiedzanie skansenu w Zaanse Schans.

Ponieważ w Holandii mieliśmy spędzić jedną noc postanowiliśmy najpierw poszukać informacji o noclegach w sieci. Niestety znalezienie informacji o kwaterach okazało się bardzo trudne, a ceny noclegów w hotelach były dla nas nie do przyjęcia. Z drugiej strony nie chcieliśmy też tracić czasu na poszukiwanie noclegu już na miejscu w Holandii. Zabraliśmy więc ze sobą namiot, który planowaliśmy rozbić na kampingu w miejscowości Uitdam, niedaleko Amsterdamu.

Podróż samochodem na trasie Wrocław - Amsterdam zabrała nam trzynaście godzin wliczając trzygodzinny odpoczynek. Po raz kolejny docenialiśmy niemieckie i holenderskie autostrady, które ułatwiają przemieszczanie się z punktu A do punktu B. Dużym ułatwieniem był też brak kolejki na granicy z Niemcami (granicę przekraczaliśmy pierwszego dnia po wejściu Polski do Unii Europejskiej).

Ogród Keukenhof otwiera swoje bramy o godzinie ósmej rano, a nam udało się być na miejscu już w kilka minut po jego otwarciu. Samochodowy parking dopiero przyjmował pierwsze samochody w cichy i spokojny poranek. Niewielka kolejka do kas i już po chwili wkroczyliśmy w świat tulipanów.

Na ogromnej powierzchni poprzecinanej alejkami rosną miliony tulipanów najróżniejszych odmian i kolorów. Piękno tego miejsca dopełniają liczne oczka wodne, drzewa, rzeźby oraz finezyjnieFontanna na środku stawu ukształtowane rabaty kwiatowe. Tulipany, które są symbolem Holandii chyba nigdzie indziej nie prezentują się tak okazale jak w Keukenhof. Wiele cebulek tych samych odmian tulipanów posadzonych koło siebie sprawia, że piękno tych kwiatów jest jeszcze bardziej wyeksponowane.

Na terenie ogrodu znajduje się staw z nietypową kładką po której nie każdy może mieć odwagę przejść. Z daleka wygląda to tak, jakby po powierzchni wody pływały okrągłe drewniane tafle. W rzeczywistości są one przytwierdzone do dna, więc nie przesuwają się, a przejście po nich jest bezpieczne. Odstęp pomiędzy tymi pływającymi platformami wynosi koło dwadzieścia centymetrów więc wystarczy dać krok, aby znaleźć się na następnej części kładki. 

Nie zapomniano o dzieciach, dla których atrakcją jest mały zwierzyniec który zamieszkują kury, kaczki, kozy, owce i pawie. Nieopodal znajdziemy kolejny z Tulipany, trawa oraz woda symboli Holandii - drewniany wiatrak, który jest udostępniony do zwiedzania. Z jego tarasu widokowego zobaczyć można całe pola tulipanów które rozciągają się już za terenem ogrodu. Tak jak u nas rośnie na polach zboże, tak w Keukenhof rosną tulipany.

Ogród w Keukenhof można zwiedzać kilka godzin, można też tam spędzić cały dzień, ale na nas czekały kolejne atrakcje więc kierowaliśmy się do wyjścia. Dopiero teraz doceniliśmy jak miło spaceruje się rano, kiedy nie ma jeszcze wielu zwiedzających. Przy bramie wyjściowej panował taki tłok, że dla nas skończyła się cała przyjemność zwiedzania. Autokary przywoziły kolejne rzesze turystów pragnących zagubić się w tulipanowych alejkach Keukenhof. Ruszyliśmy w stronę Roterdamu.

Niedaleko Roterdamu znajduje się miejscowość Kinderdijk, która słynie z wiatraków. Drewniane wiatraki można spotkać na terenie całej Holandii, ale nigdzie indziej nie tylko w kraju tulipanów, ale i na całym świecie nie ma w jednym miejscu zgromadzonych tak wielu wiatraków. Z tego teżJeden z 19 wiatraków w Kinderdijk powodu Kinderdijk znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Dzięki dobrze oznaczonym drogom łatwo trafić do Kinderdijk. Dla turystów zorganizowano obszerny i bezpłatny parking oddalony zaledwie kilkaset metrów od wiatraków. Wprawdzie przy wejściu na teren gdzie znajdują się wiatraki jest jeszcze jeden parking, ale jest on bardzo mały i panuje tam spory ścisk. Lepiej zostawić wcześniej samochód i przespacerować się, dzięki czemu można troszkę podpatrzeć jak mieszkają Holendrzy. A wszystko to dlatego, że okna parterowych domów nie są zasłaniane firankami. Przechodzień ma możliwość zaglądnięcia do środka przez szybę. W wielu oknach stoją specjalnie wystawione drobiazgi, które przyciągają uwagę przechodzących osób.

Wstęp na tren polderów, gdzie stoją wiatraki jest bezpłatny. Teren można zwiedzać pieszo lub na rowerze, korzystając ze ścieżki poprowadzonej pomiędzy kanałami wodnymi przy których stoją wiatraki. Innym sposobem na poznanie tego miejsca jest podróż łodzią, która pływając po kanale I kolejny wiatrak przepływa tuż obok wiatraków. Niestety spóźniliśmy się kila minut ponieważ łódź tyle co odpłynęła, więc nie pozostało nam nic innego jak długi i przyjemny spacer.

W Kinderdijk wiatraków jest 19, ale jak sami się przekonaliśmy trudno jest je policzyć. Rozmieszczone są bowiem na sporym terenie i wiatraki, które są bliżej zasłaniają te dalsze. Ostatecznie jednak doliczyliśmy się wszystkich wiatraków. Jeden z wiatraków jest odpłatnie udostępniony do zwiedzania. Cały teren dzięki wiatrakom wygląda bajecznie i jest jakby z innego świata. Chciałoby się tutaj zostać i pomieszkać przez jakiś czas w jednym z tych zabytkowych wiatraków. Tymczasem musimy się zadowolić noclegiem na kampingu do którego kierujemy się jadąc w stronę Amsterdamu.

Po noclegu na kampingu w miejscowości Uitdam pokonaliśmy zaledwie kilka kilometrów i już znaleźliśmy się w Marken. Wioska rybacka znajduje się na wyspie, która została połączona z lądem za pomocą grobli, po której prowadzi droga. 

Samochód zostawiliśmy na płatnym parkingu na początku wioski. Dalej mogą jeździć już tylko miejscowi. Wczesny poranek sprawił, że turystów było jeszcze niewielu, a mieszkańcy MarkenDrewniana zabudowa na wyspie Marken dopiero otwierali sklepiki z pamiątkami. Ruszyliśmy wąskimi uliczkami na zwiedzanie wioski. Pierwsze co zauważyliśmy to kolorowe drewniane domy zbudowane na podwyższeniach. 

Marken skąpane w porannym słońcu i poprzecinane kanałami wodnymi to widok bajkowy. Uroczy jest niewielki port rybacki i mały ryneczek przy kościele. Jednak najbardziej niesamowite są poszczególne domy, a dokładniej ich dekoracje. Wiele domów jest ozdobionych od strony ulicy przeróżnymi drobiazgami, kwiatami, roślinami. Są więc kwiaty posadzone w ocynkowanych wiaderkach, figurki zwierzątek, niby przypadkiem rozsypane okazałe szyszki, wiklinowe buty w których rosną bratki i wiele innych. 

Najbardziej oryginalna jest jednak dekoracja, która na pierwszy rzut oka nie jest dekoracją i wygląda to tak jakby dwuletnie dziecko stojąc na krześle Niesamowite dekoracje domów w Marken zaglądało nieporadnie przez szybę do domu wypatrując rodziców. Oczywiście to nie dziecko tylko lalka tak ubrana i w taki sposób ustawiona, że dopiero po bliższym podejściu można się przekonać, że to tylko dekoracja. Na dodatek z ulicy widzieliśmy domownika czytającego w salonie gazetę. Gdzie indziej można zobaczyć takie niecodzienne obrazki jak nie w Marken.

Obeszliśmy wokoło wioskę podglądając jak żyją mieszkańcy Marken. Zobaczyliśmy inny świat, bardzo kolorowy, spokojny i ciekawy, taki w którym chciałoby się zostać na zawsze. Poza zdjęciami zrobionymi w wiosce, zabraliśmy z Marken pyszne pieczywo, które kupiliśmy w niewielkiej piekarni.

Kilka kilometrów na północ od Amsterdamu trafiliśmy do skansenu Zaanse Schans. Wprawdzie wstęp jest bezpłatny, ale dość drogi jest parking. Już przy wejściu widać było, że to nie jest skansen jakie oglądaliśmy do tej pory w innych krajach. 

Furtka przez którą się wchodzi do środka okupowana była przez dwóch mężczyzn z których jeden zatrzymywał wchodzących, a drugi w tym czasie robił im zdjęcia. Przy wychodzeniu ze skansenu sfotografowane osoby mogły kupić gotowe zdjęcie. Trochę dziwny sposób na zarabianie na turystach z których wielu nie życzyło sobie aby robiono im zdjęcia. Na szczęścieZabudowania w skansenie Zaanse Schans zorganizowanych wycieczek na których skupiał się fotograf było tak dużo, że nam udało się uniknąć przymusowego pozowania do zdjęcia.

W pierwszych zabudowaniach znajdują się liczne sklepy z pamiątkami - kolejny przejaw komercji. Na szczęście dalej było już troszkę lepiej i przyjemniej. Na początek wiatraki, trochę inne niż te w Kinderdijk, ponieważ pokazano ich przemysłowe zastosowanie. Oglądamy zabudowania typowe dla Holandii oraz wplecione w krajobraz kanały wodne, które podobnie jak na terenie całego kraju przecinają skansen w różnych kierunkach.

Na koniec oglądamy wytwórnię żółtych serów oraz poznajemy proces produkcji drewnianych butów. Zarówno różne gatunki serów jak i drewniane buty w różnych kolorach i rozmiarach można nabyć na miejscu. Zaanse Schans nie jest typowym skansenem ale mimo wszystko na małej powierzchni bardzo ładnie wkomponowano zabudowania typowe dla Holandii.

 

Źródło: http://www.adamski.pl/podroze/holandia/zaanse-schans/