JustPaste.it

Student poszukuje stancje

Wolność, równość i braterstwo - z takimi hasłami na ustach wprowadzasz się do dzielonego z innymi studentami mieszkania. Perspektywa ostrych imprez do białego rana, szaleństwa i totalnego braku jakiejkolwiek kontroli... Żyć, nie umierać! Czyżby?

Nareszcie wyrwałeś się z rodzinnego domu. Zrzędzenie rodziców, kłótnie z rodzeństwem, spacery z psem w deszczu i inne domowe uciechy, są już tylko wspomnieniem. Zaczynasz nowy rozdział życia - będziesz żył razem z innymi studentami, którzy przecież czują dokładnie to, co ty. Już zacierasz ręce i rozpływasz się w wyobrażeniach o cudownym, beztroskim, studenckim życiu... Jednak, skąd wiesz, jaka okaże się ta sympatyczna blondynka, z którą będziesz dzielił pokój?

Kiedyś stancje i pojedyncze pokoje do wynajęcia cieszyły się stosunkowo dużą popularnością, chyba głównie ze względu na cenę. Wciąż łatwo trafić na takie ogłoszenia w stylu: pokoje do wynajęcia, wolny pokój itd.. Zwykle pojawiają się na tablicach ogłoszeniowych, przystankach, na słupach w centrum miasta. Warto pamiętac jednak, że mieszkanie na stancji czy w wynajętym pokoju wiąże się z brakiem pełnej swobody. Jakby nie było, mieszka się u kogoś. Sytuacja jest zupełnie inna niż mieszkaniu studenckim, gdzie każdy cieszy się swobodą i choć dzieli mieszkanie z innymi, to mieszka u siebie. Od ludzi mieszkających na stancjach często słyszy się o problemach z ustaleniem wysokości opłat, ograniczeniach w przyjmowaniu przyjaciół i znajomych, nadwrażliwym na hałas lub wścibskim gospodarzem. Potencjalnych kłopotów i powodów do kłótni nie brakuje. Niemniej zdarza się spotkać studentów, którzy takie lokum bardzo sobie chwalą i nie zamienili by stancji na nic innego 

 

Wolnoć Tomku w swoim domku

- Wynajmowałam niedawno pokój z dziewczyną, którą znałam wcześniej z widzenia, więc myślałam, że jest w porządku - opowiada Ela, studentka Akademii Ekonomicznej. - Ale jak razem zamieszkałyśmy, okazało się, że jest jakaś dziwna. Miała chorą obsesję na punkcie swoich rzeczy. Liczyła płatki kosmetyczne, papier toaletowy, sprawdzała ustawienie kosmetyków na półce, a gdy dla żartu specjalnie jej coś przestawiłam, ona kładła to z powrotem na miejsce - kontynuuje. - Pozatym zawsze kiedy coś wypiła, zaczynała wywrzaskiwać piosenki na cały głos. To, że był środek nocy w niczym jej nie przeszkadzało - dodaje Ela.

- Jednak najbardziej się jej wystraszyłam, jak weszłam do łazienki, a ona siedziała pod prysznicem na przyniesionym z kuchni stołeczku i zapytana przeze mnie co robi, odpowiedziała, że się uczy. Później wysiadywała tak po kilka godzin dziennie, zajmując łazienkę - kończy. Walki o pomieszczenia, które dzieli się wspólnie z innymi lokatorami, to norma w życiu na stancji.

- Mieszkałam kiedyś z chłopakiem, niedoszłym fryzjerem, który jak wchodził do łazienki, to siedział tam przynajmniej pół godziny. Przez to musiałam wstawać wcześniej od niego, żeby móc chociaż skorzystać z toalety, zanim on znów by się zabarykadował - mówi Ewelina Krakowska, studentka Uniwersytetu Wrocławskiego. - W końcu postanowiłam zobaczyć, co on tam tak długo robi. Podeszłam do drzwi i przez szybkę zobaczyłam, że on sterczy te trzydzieści minut przed lustrem i ogląda ze wszystkich stron te swoje mizerne włosięta! - denerwuje się Ewelina.

Wynajmując mieszkanie w bloku, musimy liczyć się ze zdaniem sąsiadów. I to bardzo różnych sąsiadów. - Piętro nade mną żyje człowiek, który zawsze się awanturuje dosłownie o wszystko. Kiedyś zaprosiłam koleżanki na pogaduchy i część z nas poszła na balkon zapalić papierosa. Śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy, gdy wtem usłyszałyśmy głos z góry: "Przestańcie się tam gździć!" - opowiada Ela. Tym niezwykle taktownym mężczyzną okazał się sąsiad, który następnego dnia wywiesił na drzwiach jej mieszkania regulamin z podkreślonymi punktami o obowiązku zachowania ciszy nawet przed godziną 22.

- Innym razem moje współlokatorki wystawiły sobie krzesła na balkon, wzięły książki i zaczęły się uczyć. Nagle patrzą, że coś spada na balkon. Okazało się, że to nasz sąsiad rzuca w nie grudkami ziemi ze swojego balkonu - mówi rozbawiona. - Potem już przestałyśmy się nim przejmować i robiłyśmy normalne imprezy, aż sąsiad schodził i już osobiście groził policją i eksmisją. Przy okazji naszej wojny z sąsiadem z góry, niechcący zniechęciłyśmy do siebie sąsiadów z mieszkania obok, którzy teraz w odwecie robią nam rano podbudkę, puszczając bardzo głośno jakieś wojskowe pieśni, które dudnią nam przez ścianę - wzdycha Ela.

Równi i równiejsi

Idealiści mogliby spodziewać się po studenckich mieszkaniach spełnienia snu o prawdziwej komunie, gdzie każdy lokator wnosiłby równą część swojej pracy dla dobra wspólnego mieszkańców.
- Nie ma co się oszukiwać, jeśli dziewczyna mieszka z kilkoma facetami, to oczywiste jest, że oni nie będą po sobie sprzątać, czy zmywać - tłumaczy Justyna Kańczukowska, studentka Uniwersytetu Wrocławskiego. - Na dodatek, jeśli chłopak wraca z zajęć głodny, to wtedy rzeczywiście przypomina sobie idee "wspólnoty dóbr" i bez zastanowienia wyjada wszystko z lodówki, obojętnie czy to jest jego jedzenie, czy nie - śmieje się.

Czasem najgorszym rozwiązaniem jest decyzja o zamieszkaniu z właścicielem podnajmowanej kwatery, który jako student dobrał sobie współlokatora.
- Nie lubię mieszkać z właścicielem, bo on zawsze uważa, że skoro to jego mieszkanie, to on nic w nim nie musi robić. Gdy on zostawiał stertę brudnych garów w zlewie, to wszystko było w porządku, ale gdy ja nie zdążyłam umyć jednej patelni, to już były pretensje - irytuje się Justyna. - Zresztą właściciel przeważnie skąpi na wszystkim i gdy przychodziła pora mycia się, to nagrzewał wody tylko tyle, że starczyło jej tylko dla dwóch osób, a mieszkaliśmy w trójkę. Dlatego często zdarzało się, że gdy kończyłam późno zajęcia, musiałam myć się w zimnej wodzie.

Wspólnota dóbr, jak się okazuje, nie jest rozwiązaniem, które by wszystkich satysfakcjonowało.
- Kiedyś mieszkałam z dziewczyną, która była bardzo specyficzna. Wyglądała jak postać z japońskich horrorów, bo gdy wchodziłam do pokoju i zapalałam światło, to moim oczom ukazywała się właśnie ona, gdy siedziała w kącie po ciemku i milcząc wpatrywała się we mnie. Poza tym miała jeszcze jedną, dość istotną wadę - mówi Ela. - Otóż uważała, że moje rzeczy są również jej własnością i mi je ciągle gdzieś chowała i przestawiała!

Braterstwo? Jakie tam braterstwo!

Studencka brać musi się bratać także w mieszkaniach. Lecz to nie taki proste, jak by się wydawało, kiedy tą "bracią" stają się "siostry"...
- Mieszkanie z samymi dziewczynami często zamienia się w koszmar - opowiada Justyna, która wynajmowała stancję razem z trzema innymi studentkami. - Ja akurat trafiłam na osoby, z którymi jakoś się dogadywałam, ale i tak nie zapomnę, kiedy wszystkie cztery miałyśmy okres! Wtedy dopiero było piekło. Jedna się nie odzywała, druga chodziła wściekła na cały świat i denerwowała trzecią, która zaczynała histeryzować na dowolnie wybrany temat, przez co czwarta miała dosyć i trzaskała drzwiami zamykając się w pokoju - wspomina.
Solidarność i braterstwo idą w zapomnienie, kiedy w taki mikroświat dziewczyn wkroczy mężczyzna.

- Miałem koleżanki, które żyły we czwórkę pod jednym dachem przez ponad rok, niemal bezproblemowo - mówi Tomek Błoński, student Uniwersytetu Wrocławskiego. - Wszystko zmieniło się, gdy jedna z nich znalazła sobie chłopaka. W resztę dziewczyn coś wstąpiło, bo każda chciała sobie udowodnić, że jest atrakcyjna i też mogłaby mieć chłopaka. Zaczęły więc uwodzić partnera swojej koleżanki, a przy tym, żeby pognębić się nawzajem, rywalizowały ze sobą na każdym polu - wspomina.
Wkrótce w mieszkaniu dziewczyn zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Właściciel zaczął dostawać tajemnicze donosy, że jedna czy druga oszukuje przy płaceniu rachunków, awanturuje się i urządza libacje. Dodatkowo każda zapraszała swoich kolegów, którym opowiadała niestworzone historie o swoich współlokatorkach, tak aby ukazać je w jak najgorszym świetle.

- Nawet w stosunku do mnie zaczęły odnosić się dziwnie. Nagle, gdy przychodziłem je odwiedzić, wszystkie trzy krzyczały jedna przez drugą, czego mam ochotę się napić i biegły do kuchni po "coś extra", żeby jak najbardziej mi się przypodobać - opowiada Tomek. - Na początku to było miłe, ale w miarę upływu czasu doszło do mnie, że ich celem nie było zdobycie faceta, tylko chęć udowodnienia innym dziewczynom, że jedna jest lepsza od drugiej. Ta chora rywalizacja spowodowała, że właściciel mieszkania nie mógł znieść tych ciągłych skarg czy kłótni i po jednej z wizyt kolejnego amanta dziewczyn, który zaczął się awanturować z nim w nocy, właściciel wypowiedział dziewczynom mieszkanie.
Tym razem nie zamieścimy poradnika, jak uniknąć podobnych sytuacji. Dlaczego? Bo na stateczne, spokojne życie przyjdzie jeszcze czas, a takie przygody będziecie wspominać do końca życia.