JustPaste.it

Kapitalistyczny mobbing przyczyną biedy społecznej

Autor - Wiesław Matuch Wrocław, dn. 04-10-2007

Ten artykuł dedykuję w całości największemu bezinteresownemu społecznikowi - świętemu Franciszkowi z Asyżu, którego dziś wspominamy.

Może na sam początek przytoczę jakie pojęcie mobbingu zostało wprowadzone do Kodeksu Pracy. "Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu i zastraszeniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu pracowników."
Do tej listy dodałbym jeszcze słowo: upokarzanie. Od 1 stycznia 2004 r. mobbing jest w Polsce wykroczeniem.

Pomyślałem, że będzie rzeczą przydatną jeśli w tej sprawie napiszę kilka swoich spostrzeżeń, które wydaje mi się sięgają głębiej w przyczynę tego zjawiska. Niejednokrotnie widziałem jak pracodawca wykorzystuje przymusowe położenie podwładnego. Szczególną postacią mobbingu-wyzysku jest właśnie nękanie, ciągłe upominanie, wytykanie, itd. By w końcu zdegradować go i wyrzucić z pracy. Poniżanie pracownika w ten sposób świadczyć może tylko o jednym: - kierownik, lub szef albo się nie stara o mądrość życiową, albo nie wie co to jest życie samo w sobie. Mądrość definiuje się jako umiejętność zadawania sobie trudnych pytań i szukanie na nie odpowiedzi. Jeżeli zdarza się szefostwu mobbing wobec kogoś, to oznacza że cała uwaga skupiona jest na czystym wyniku ekonomicznym z pominięciem dobra i godności pracownika. Lub po prostu lubi się nad kimś znęcać dla samej satysfakcji, oczywiście wykorzystując przy tym pozycję wyższego rangą, bo w przeciwnym razie nie odważyłby się. Robić to może wyłącznie w honorach władzy. To dość prosty i często wykorzystywany przywilej wielu szefów, kierowników i dyrektorów.

Chciałbym pokazać w tym artykule, że mobbing to standardowe prawo kapitalizmu, którym nie powinniśmy się szczycić. Jego różne oblicza i cienie wpisane w prawa ekonomiczne rynku, próbują nas przekonać, że tak właśnie ma być. Ale nie dajmy się zauroczyć i spójrzmy prawdzie w oczy.

W dzikim kapitalizmie, jaki niestety w wielu krajach do tej pory funkcjonuje, ekonomiści, dyrektorzy i szefowie mają wyraźną tendencję eliminować ze swojego zakładu pracy słabsze jednostki, także wykorzystując do tego celu ukryty mobbing. Mniej zdolnych, mniej harmonijnych i nieuległych pracowników za wszelką cenę próbuje się zniszczyć. Po prostu wyrzucić z pracy, nie zważając na to, że pozbawia się ich środków do życia.

Dla kapitalizmu liczy się głównie efekt i rachunek ekonomiczny. Człowiek jest traktowany jako wyrobnik, albo skuteczny rywal, którego należy tak czy inaczej pokonać w konkurencji. Człowiek w tym systemie najmniej się liczy, ponieważ najważniejszy jest pieniądz i prywata. Dochodzi do tego jeszcze na powszechną skalę lizusostwo i strach. Przykład: kogoś zatrudniono na stanowisko dyrektora, aby dokonał oszczędności. Nie straszne są mu zwolnienia. Robi to bez pardonu. Ale w tle przyjmuje swoich znajomych. Nagminnie ogranicza etaty lub zatrudnia firmy tańsze, a swoich zaczyna traktować jak obcych i powoli dąży do ich zwolnienia. Pomimo, że firma nie upada i ma się w miarę dobrze. O co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi? O jedno. Zaoszczędzić, aby szefostwo miało większe zyski i pensje. Rezultat jest zawsze taki sam - większe pensje dla dyrekcji, a mniejsze dla pracowników. Tak się dzieje głównie w spółkach i firmach prywatnych. W zakładach państwowych takie zjawisko raczej nie występowało, choć były wyjątki, bo i tam funkcjonowały niesprawiedliwe prawa.

W kapitalizmie najbardziej pokrzywdzeni są ludzie biedni, których jest najwięcej w społeczeństwie. To oni głównie nie radzą sobie z twardymi prawami egoistycznego, inwazyjnego i grabieżczego wolnego rynku. Bogaci, którym się udało wspiąć wysoko, wcale nie mają zamiaru litować się nad szarą strefą ekonomiczną. Tak było i tak jest odkąd powstał kapitalizm i jego przeróżne formy. Dziś mówi się bardzo pozytywnie o prywatyzacji. Uzasadnia się niezwykle przekonująco, że jest to najlepsze rozwiązanie ekonomiczne. Dla bogatych owszem - bardzo dobre, dla biednych firm już mniej - nie wytrzymują konkurencji i upadają. Dla całkiem biednych ludzi, tych zwykłych pracujących w sklepach, na kasach, jako sekretarki, ekspedientki, osoby sprzątające, wykonujące proste zajęcia, - to jedynie czysty wyzysk i upokorzenie. Słowo "prywatyzacja" doskonale współgra ze słowem "prywata". Prywata to w dużej części czysta postać egocentryzmu, egoizmu, nieumiejętności współżycia z innymi, nieumiejętności dzielenia się i miłosiernej miłości do bliźniego.

Wszystko co zostaje sprywatyzowane, nie łudźmy się - szybko przywdziewa na siebie właśnie takie ubranie. Widać to na każdym kroku. Walczyć i niszczyć konkurenta, wykorzystać ponad plan pracownika, wypłacić jak najmniej, okraść go z świadczeń socjalnych, zamknąć mu buzię. Tak przeważnie myśli każdy prywaciarz. I nie ma wielkiego wyboru, bo system wymusza te skrajne postawy. Jeśli chce przetrwać na rynku musi innych niszczyć i upokarzać. Do rzadkości należy, aby szef prywatnej firmy starał się tak samo, jak szef państwowej.

Czy zatem socjalizm jest lepszy? Można by się nad tym zastanawiać. Jeśli już, to socjalizm innego wymiaru, nie taki jaki znamy z przeszłości. Ale to tylko takie moje dywagacje, które same się narzucają obserwując to, co na rynku niedobrego się dzieje i jakie wywoływane są niekorzystne dla zdrowia fizycznego i psychicznego, skutki. Nie wypieram się tego, jest to moja krytyczna ocena kapitalizmu. Jasna rzecz, nie liczę na to, że coś tu się zmieni pod tym względem. Może pozostać jak jest, ale do czego to nas może globalnie doprowadzić? Gdy się weźmie pod rozwagę idee Jezusa, to raczej są one w opozycji do współczesnych trendów biznesowych. Z tego punktu widzenia kapitalizm jest gorszą formą organizowania i prowadzenia życia społecznego niż idee społecznej równości, jakie przyświecały Jezusowi. Ale kto się dzisiaj z tym liczy? Poza Świętym Franciszkiem chyba już nikomu na tym nie zależy. Przepraszam, mnie zależy bo o tym właśnie piszę. I oczywiście tym osobom, którzy podzielają moje zdanie w tej kwestii.

Często tak jest iż pracodawca udostępnia pracownikowi samochód służbowy, telefon a nawet komputer przenośny, i zezwala pracownikowi na wykorzystywanie tych przedmiotów dla celów prywatnych. I tu jest według mnie problem. Ale jest jeszcze gorzej kiedy dyrektor, który zarabia straszne pieniądze w stosunku do zwykłych pracowników, dostaje na domiar samochód i paliwo. Tylko po to, aby mógł dojeżdżać do pracy na koszt firmy. Swój samochód stawia w garażu, częstokroć zakładowym, a jeździ na koszt pensji załogi. Przeciętny pracownik nie tylko, że ileś krotnie mniej zarabia, to jeszcze musi kupować bilety na dojazd do pracy, co jest nie małą kwotą. A dyrektor nie musi, dostaje w prezencie wszystko czego zapragnie. Nie można dostrzec w tym jakoś mądrego prawa i mądrej sprawiedliwości. Dysproporcja razi aż w oczy.

Przeciętny pracownik ledwo co wiąże koniec z końcem i nie posiada takich przywilejów. A kupić żywność musi, zapłacić rachunki musi, itd. Chciało by się powiedzieć, że styl dyrektorowania jaki obecnie rozplenił się w naszym kraju, to najbardziej korupcjogenny i demoralizujący czynnik w społeczeństwie. Wyraźna amoralna postawa, szczególnie gorsząca i upokarzająca innych. Można zapomnieć w tej sytuacji o braterstwie i równości. Prywata, duma i chęć wynoszenia siebie, jak widać bierze górę nad zdrowym rozsądkiem i chrześcijańskim prawem miłości bliźniego. Ustalić nie jest trudno, że te skrajnie złe zależności i przywileje, ogromne pensje, milionowe odprawy, grube dywidendy, składane są na ręce chrześcijan, katolików. I te ręce nie odmawiają, nie wstydzą się. Mają gdzieś zwykłych ludzi, też przecież chrześcijan, katolików, swoich braci w Panu. Poniżając i upokarzając innych, mniej zdolnych czy wykształconych ludzi, kwalifikują się na osoby poddające swoich pracowników mobbingowi. Bo jak to można inaczej nazwać, kiedy ludzie czują się poniżeni i ośmieszeni, wystrychnięci na "dudka", wykorzystani moralnie i finansowo? Opluci w twarz dysproporcją i złamani bólem rażącej, społecznej niesprawiedliwości? Dlaczego w takiej sytuacji prawo nie działa, skoro mobbing w Polsce jest wykroczeniem? No cóż, interpretacja tego przepisu jest na korzyść biznesmenów, dyrektorów - "zbawców ekonomicznych narodu".

Fakty mówią za siebie. Tak ustalone prawo jest rażące i stoi przeciw społecznemu i zdrowemu porządkowi. Sprawa jest oczywista, ale szary człowieczek nie może się poskarżyć w obawie, że straci pracę, jedyne źródło dochodu. Według mojego rozeznania jest to mobbing, bardzo a bardzo zakamuflowany, choć w swoim wyrazie oczywisty.

Współczesna szkoła marketingu i zarządzania oparta jest na budowie silnego wizerunku firmy i marki. Ciągłe wzmacnianie jej pozycji oznacza jedno - wyciąć konkurencję. Pokazać, że jest się lepszym, sprytniejszym, że ma się dostęp do lepszej technologii itd. Można śmiało powiedzieć, że działania marketingowe na poziomie społecznym powodują, że nasze kierunki myślenia wciskają nas w starą jakość konceptu. Inaczej mówiąc, cofają nas w swej formie zachowań do średniowiecza, a nawet barbarzyństwa.

Czy święty Franciszek z Asyżu, którego właśnie dziś są imieniny, zniósłby taką niesprawiedliwość i nie stanął po stronie uciśnionych, wykorzystanych do cna przez kapitalistów, którzy demokrację, równość i prawo miłości bliźniego obrócili w perzynę? Pomimo, że do swoich pracowników uśmiechają się bardzo mile. Ale czy to szczery uśmiech?

Miłość wymaga czegoś więcej od dyrektorów i od pracowników. Proponuje się mniej prywaty a więcej obiektywnej energii, niwelującej rażące dysproporcje. Aby każdy mógł poczuć się doceniony i równy wobec innych. To co się teraz czyni ze społeczeństwem, to jedno wielkie jego upokorzenie. Są panowie i biedni. Są politycy, posłowie, przedsiębiorcy i społeczeństwo niedocenianych zwykłych ludzi, ciężko pracujących za małe pieniądze, których nie stać na podniesienie swoich standardów życiowych. Dzieje się to w dobie telefonii komórkowej, internetu i telewizorów plazmowych. A co nam to przypomina? Jakieś dawne ciężkie czasy, ucisk i wyzysk.

Człowiek stał się nikim. Prześladuje się go i straszy, stwarza niepewność jutra, co paraliżuje całe jego życie psychiczne i fizyczne. Związki zawodowe praktycznie w firmach i spółkach nie istnieją. Dyrekcja robi wszystko, aby nie było społecznego ruchu na rzecz obrony praw pracownika.

Na płaszczyźnie pracownik i szef - miłość przegrała. Złe prawo stało się dobrą marką dla wyzyskiwaczy, czyli dyrektorów i szefów. Właściwie wszystko mogą z człowiekiem zrobić. Przykro o tym mówić, ale taka rysuje się obiektywna prawda o tak zwanym wolnym rynku.

Mobbing zrodził się na wskutek wolnych rynków biznesowych, a zainicjował go kapitalizm. Gdyby przeliczyć ilu ludzi z tego powodu choruje i leczy się, wydaje pieniędzy na lekarstwa, byłaby to spora kwota, którą jako społeczeństwo i kraj tracimy bezpowrotnie. Społeczeństwo coraz bardziej choruje psychicznie, a choroby te leczy się bardzo długo.

Prawo według mnie musi być zmienione, inaczej układy dyrektorsko-biznesowe, partyjno-państwowe, dobrze płatne stanowiska urzędnicze, zaleją nas i zjedzą. Mówimy o bezrobociu. Właśnie stąd się ono bierze. Wielka grupa biznesmenów ogarnęła swoimi mackami słabe punkty społeczeństwa i wykorzystuje je do maksimum. Zmuszają ludzi do ciężkiej, wielogodzinnej nieraz ponad normę, intelektualnej czy fizycznej pracy, za malutkie pieniądze. Z zastrzeżeniem, że w każdej chwili możesz być zwolniony. Ludzie więc okropnie się boją i drżą na myśl, że mogą zostać zwolnieni. Godzą się więc na najgorsze warunki. Sami natomiast opływają w luksusy i olbrzymie konta bankowe. Bezrobocie ulokowane jest w bankach bogatych, a nie w tym, że ludzie unikają pracy.

Co prosty człowiek żyjący za mniej niż średnia krajowa mógł zrobić, że bezrobocie nagle stało się faktem? Nic! To system, a pod nim ukryci biznesmeni i urzędnicy, zgarnęli to co było do wzięcia przez nieuczciwe prywatyzacje i transfery pieniędzy.

Jedni dorobili się na niezbyt uczciwych interesach, a inni całkiem legalnie dzięki funkcjonującemu prawu, które łatwo stosunkowo jest przecież omijać. I tak właśnie się dzieje. Niektórzy politycy i biznesmeni po kilku zaledwie latach swojej działalności, opływają w fortuny a zwykli ludzie stracili pracę, a nawet prawo do zasiłku. Całą winę zrzuca się na okres transformacji. Pytanie tylko jakiej? Kto na niej najwięcej zyskał. Wiadomo: politycy i nieuczciwi prywaciarze. Nie wspomnieć o mafiach bankowych, paliwowych i innych, mafiach w służbie zdrowia. Tam wyciągano największe kwoty pieniędzy do prywatnych portfeli.

Wnioskując: przyczyn wysokości strat, przeliczając je na stan bezrobocia oraz pusty skarb państwa szukać należy w tym, że człowiek nawet najbardziej dobre prawo potrafi omijać, by rozwijać swój własny interes.

Prawo, które obecnie funkcjonuje, dając ogromne przywileje firmom, spółkom czy urzędnikom państwowym, dyrektorom w największym stopniu przyczynia się to tego, że społeczeństwo jest upokarzane i wyzyskiwane. W obliczu złego według mnie prawa, wprowadza się świadomie na ogromną skalę dysproporcje społeczne, które ranią i upokarzają obywateli.

Można zapytać, gdzie w tym wszystkim jest dobro każdego człowieka i miłość, która zawsze umie się dzielić, widzi dobro innych, pochyla się nad słabszym, stara się każdego zrozumieć, wysłuchać i w każdej sytuacji pomagać?

Może na koniec powiem coś demagogicznego i niepopularnego w dzisiejszych czasach. Jak wiemy jesteśmy narodem biednym. Społeczeństwo żyje ubogo. Powiem tak: gdyby bardzo bogate firmy, bardzo bogate osoby fizyczne i w tym bardzo bogaty kościół, oddali część swoich pieniędzy i wrzucili razem do wspólnego koszyka, okazałoby się, że byłoby ich tak dużo, że starczyło by całemu krajowi, a w tym i na poważne inwestycje i rozwój, i to nie tylko w naszym kraju.

I jeszcze jedno, ludzie biznesu, w tym posłowie szybko zapominają jakie prawa rządzą kosmosem. Ludzie słabi, inwalidzi, o których się zapomina i nie bierze pod uwagę w ekonomice, są tak samo wpisani do prawa Wszechświata. Duszę posiadają wszyscy taką samą. W życiu nie o ciało przecież jedynie chodzi. Niepełnosprawni, chorzy i nieradzący sobie na rynku, tak samo są częścią społeczeństwa. Przykro to stwierdzić, że ani telewizja a tym bardziej ludzie biznesu, nie liczą się z tą grupą społeczną. Uważają ich jako osoby bezproduktywne, których trzeba utrzymywać.

Czy Bóg też tak myśli jak nasi posłowie, dyrektorzy firm i biznesmeni? Czy Bóg ma względy na osoby i daje jednym przywileje a innym nie? Moim zdaniem człowiek sam sobie psuje prawo, stosunki społeczne i robi niestosowne dysproporcje, które poniżają i upokarzają ogromną część społeczeństwa, w tym emerytów i rencistów.

To tyle co chciałem powiedzieć. Może ktoś ma inne zdanie i szerzej to widzi. Nie przeczę. Z moich obserwacji i doświadczeń wynika taki oto obraz naszej rzeczywistości. Nie zapominam, że są też pozytywne przykłady osób funkcjonujących w tej złożonej rzeczywistości. Ale ich można wyliczyć na palcach. W obecnym systemie praw rynkowo ekonomicznych, stosunkowo łatwo dać się sprzedać dla pieniędzy, i to dużych pieniędzy. Zaliczam do nich naszą elitę polityczną i posłów. Nie znajdzie się chyba na obecny czas ani jeden poseł i polityk, który nie przekracza progu Sejmu w poszukiwaniu pieniędzy, przywilejów i władzy. Chciałbym nie mieć tu racji.

 

Źródło: http://www.sm.fki.pl/SMN.php?nr=wm_kapitalistyczny_mobbing_przyczyna_biedy_spolecznej