JustPaste.it

Jogowie się nie modlą

Autor - Wiesław Matuch  Wrocław, dn. 08.12.2007

fea54353f73a31d9592d015f4cdba2eb.jpg

Aby zachęcić do zrozumienia czym jest modlitwa lub jej brak, albo niechęć do tradycyjnego jej rozumienia - dobrze jest zaglądnąć za kulisy.

Żeby nie pochłaniać wiele cennego czasu, powiem o tym bardzo skrótowo.

Jest wiele osób, które na pewnym etapie, nie mogą się pogodzić z odmawianiem modlitw, mantr, a nawet rozważaniem przy udziale cytatów z Pisma św. Jest to typowy przypadek frustracji u katolika, hindusa, islamisty czy buddysty.

Kiedy umysł mało dojrzały odpracuje już swoje zachwyty i upadki, wyimaginowaną fantazję, na temat wzrostu duchowego i Boga, staje dość optymistycznie przed racjonalną rzeczywistością. Następuje konfrontacja dzieciństwa z wyrastającym nagle stanem dojrzałości. Trafiają się porzucenia wszystkiego, co powiązane jest z wiarą i duchowością.

Na rozdrożu umysłu i emocji, podejmuje się nieraz bardzo dziwne decyzje, od staniem się ateistą po religijny fanatyzm. Bywają jednak osoby, które potrafią zbilansować swoje stany, podsumować okres nieporozumienia ze samym sobą i podjąć odpowiednie kroki. Ale większość unika tak ostrej konfrontacji z własnymi przekonaniami, boi się zwyczajnie uderzeń i z różnych stron pomówień. Trudno się dziwić. Jest to jeden z najtrudniejszych etapów życiowych.

Wykryty w ten sposób ból, paraliżuje otwarcie i rozsądne poszukiwania. Ale z drugiej strony patrząc na to z perspektywy, takie doświadczenie nie jest niepotrzebne. Dzięki niemu narasta powoli temperatura intelektualna, co pozwala przetrwać i nabrać całkiem nowych doświadczeń. Pomimo chwilowego zagubienia, stawiany jest powoli, ale sukcesywnie fundament na nowe podejście do życia.

Tak zdruzgotany, często ogłupiały umysł, staje się z czasem racjonalistą i wesołym poszukiwaczem prawdy obiektywnej.

No tak, ale co to ma wspólnego z modlitwą? Otóż, ma! Na podłożu skrajnych i ryzykownych doznań, odkrywamy to, co jest istotne.

Pojmujemy w końcu, że klepanie pacierzy nie ma sensu. Autentyczne osoby nie odmawiają zaklęć, czyli formułek modlitw, ale dostrzegają świadomą miłość, która jest w nich przyczyną tych wszystkich kłopotów. Głębiej niż do tej pory, zastanawiają się nad jej esencją, siłą i możliwościami. Gdy tylko zorientują się, że jest ona sensem ich życia, próbują tę energię przekierować w miejsca, gdzie jest jej najmniej. Odkrywają nagle coś, co jeszcze wcześniej nie było możliwe.

Prawdziwy katolik, prawdziwy jogin - nie modli się. Od tej pory wszystko staje się dla niego modlitwą. Samo życie, oddychanie, patrzenie, ruch ręką jest tym największym sensem życia, którego w sercu doświadcza uroczyście.

Człowiek prawdziwy, szczery, otwarty, w środku mądry, doświadczony i świadomy, rozumie w czym jest rzecz. Zauważa w sobie dużo spontanicznej promienistej energii, i pragnie się nią z wszystkimi dzielić. Robi to na różne sposoby. Myślami i uczuciami obdarza całe stworzeni serdecznymi życzeniami i zapewnieniami, że będzie pomagał, że będzie miał serce otwarte dla każdego, bez warunków wstępnych. Taką osobę można nazwać joginem, świętym, osobistością.

A więc człowiek, który pokonuje w sobie, stary, nieużyteczny model przyzwyczajeń i przekonań, staje się wyzwolonym jogą. Mówię jogą, bo to bardzo pozytywnie nastrajająco brzmi, ale tak naprawdę słowo "jogin" nie ma żadnego znaczenia, to jedynie zwrot, parę zwykłych literek. Można równie dobrze powiedzieć: "nawrócony katolik". Istota jest zupełnie gdzie indziej, nie jest ona religijna i wyznaniowa.

Taka osoba staje się bytem o większym horyzoncie widzenia, odczuwania, bytem, którego najmocniejszą reakcyjną stroną, jest dawanie miłości i dobra, poprzez uśmiech, życzliwe słowo, pociechę i osobiste promieniowanie uzdrawiającą radością, nawet na duże odległości.

Promieniowanie takich osób, wnosi wszędzie dobre samopoczucie, spokój, świąteczny nastrój, a nawet zachwyt, nie wspomnieć już o kulturze, wyczuciu smaku oraz współodczuwaniu.

A teraz mam zamiar powiedzieć coś, co nie wszystkim może się spodobać, zwłaszcza chrześcijanom. Są współcześnie żyjące wybitne osoby, promieniujące ze swojego serca tak ogromną miłością, że śmiem powiedzieć, iż to właśnie im zawdzięczamy dalsze istnienie naszego ziemskiego świata. Dlaczego? Potrafią swoją miłość przekierowywać specjalnymi kanałami świadomości, w miejsca największych zagrożeń. Głównie chodzi o decyzje polityczne, bo od nich wychodzi wszystko, co najgroźniejsze dla społeczności. Jeden człowiek, jedna niefortunna decyzja może zawalić nasz świat. Głównie tym sprawom te osoby się oddają. Mieszają politykom w głowach, pobudzają rozsądek, sumienie. Ale też potrafią sterować asteroidami, aby nie przecięły się z ziemią.

No, ale wszystkiego zrobić nie mogą. Co leży w ich możliwościach, starają się spożytkować dla tego jednego celu: ochronić ludzkość i pokazać, że tylko miłość, tak naprawdę, w tym świecie się liczy. Takich osób na świecie jest zaledwie kilka. Nie są to katoliccy święci, ale właśnie jogowie. Nieznani. Posiadają umysły o wielkiej mądrości a serca wypełnione nektarem wolnej i niezazdrosnej miłości.

Dodam na marginesie, że jeśli ktoś chciałby się modlić i prosić o coś, jak to tradycyjnie się robi, niech właśnie do nich zwraca swe błagania, a nie do katolickich świętych. Prawdziwych katolickich świętych jest niewielu. Kościół nagminnie ogłasza "swoich" wybrańców, niestety, robi to ze względu na fanatyczny tłum, lub dla prestiżu społecznego. Robi to z wielką pompą, zwykły spektakl, by było głośniej. Może jest to sposób na przyciąganie do kościoła, lecz mądrych to nie dotyczy. Oni zdają sobie sprawę z tego, że źródło życia i korzeń bytu, znajduje się w nich samych.

W ostatnich czasach, takim joginem był Ojciec Pio i Jan Bosko. Byli znani, lecz ukryci za sutanną. Ojciec Pio, jak wiemy z opisów, potrafił przenikać ściany, być w kilku miejscach jednocześnie, a nawet zmieniać tor lotu samolotom wojskowym zamierzającym spuszczać bomby. Mówią o tym sami piloci eskadry. Choć ojciec Pio pokazywał się z różańcem w ręku, jego prawdziwa siła tkwiła w nim samym. Obowiązywała go reguła zakonna i z tego powodu starał się nie odchylać od norm.

Człowiek wyzwolony, oświecony, nie musi się modlić. A to jak mówiłem wyżej, z prostej przyczyny, gdyż wszystko co robi, czego słucha, co widzi i odczuwa - jest dla niego nieskończonym źródłem inspiracji i uniesień, inaczej modlitwą. Jeżeli on sam staje się źródłem modlitwy, nie potrzebuje odmawiać dodatkowych modlitw, mało tego, nie potrzebuje siadać w pozycji jogi, trzymać różańca w ręce, nie musi rozważać. Wszystko co ma, to własną jaźń, która jest samą Miłością.

 

Źródło: http://www.sm.fki.pl/SMN.php?nr=jogowie_sie_nie_modla