JustPaste.it

Esej o złotym cielcu

 Od kilku dni pojawiała mi się w głowie myśl o historii Mojżesza i złotego cielca. Ciągle myśl ćmiła w głowie nie dając wytchnienia. O co Ci znowu chodzi, Panie? Już wiem. Fajnie mi się pisze, kiedy Ty dyktujesz. Mam wielką frajdę czytając później pełny tekst. Podziwiam Ciebie – skąd biorą się te Twoje pomysły, Boże?

***

W II Księdze Mojżeszowej w Biblii jest mowa o dziesięciu przykazaniach, a pośród nich następujące:

- 20.2. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i tu na ziemi w dole, i tego co jest w wodzie pod ziemią.

- 20.3. Nie będziesz im się kłaniał i nie będziesz im służył, (…)

„Nie czyń podobizny (…) czegokolwiek (…)”! CZEGOKOLWIEK! Jak to rozumieć: (…) czegokolwiek, co jest na niebie w górze (…) ? O co tu chodzi? Czy mamy rozumieć to dosłownie? Czy więc chodzi np. o ptaki szybujące w powietrzu? Jak to zwykle bywa w tego typu poetyckich wręcz tekstach, chodzi pewnie o metaforę. Czy w takim razie słowa „(…) co jest na niebie w górze, i tu na ziemi w dole, i tego co jest w wodzie pod ziemią” oznaczają to, co jest ukryte dla ludzkich zmysłów, co jest niewidoczne, czego nie da się usłyszeć i poczuć? A może oznacza to po prostu wytwory naszej wyobraźni? Wiele pokoleń wyobrażało i wyobraża sobie, wykonywało i wykonuje różne bóstwa. Malujemy je, rzeźbimy zgodnie z naszymi wyobrażeniami i tak powstają dzieła naszych rąk. „Dzieła naszych rąk”! Czy Bóg, w którego wierzymy, może być dziełem naszych ludzkich umysłów i rąk? Parafrazując słowa jednego ze starotestamentowych proroków: czy garnek stwarza garncarza?

„Kraj jego pełen jest bożków.

Oni wielbią rąk swoich dzieło,

Które wykonały ich palce.

Poniżył się człowiek, upodlił śmiertelny (…)”

Ks. Izajasza, 2.8-9

Bogowie, bóstwa, którym często oddajemy cześć, którym się kłaniamy i często drżymy przed nimi są jedynie wytworem naszych wyobrażeń, naszych myśli. Są iluzjami. Jak nędzne są więc te nasze wyobrażenia, jak niskie myśli, jeśli uważamy za Boga dzieło ludzkich rąk! Przecież najpiękniejsza choćby rzeźba jest tak naprawdę tylko kawałem ostruganego drewna, ociosanego kamienia lub odlanego metalu. Jeśli jest tak piękna, to komu należy się chwała? Kogo należy podziwiać? Ją czy jej stwórcę – rzeźbiarza?

„(…)Ich bożki – to srebro i złoto,

robota rąk ludzkich.

Mają usta, ale nie mówią;

oczy mają, ale nie widzą.

Mają uszy, ale nie słyszą;

Nozdrza mają, ale nie czują zapachu.

Mają ręce, lecz nie dotykają;

nogi mają, ale nie chodzą;

z gardła swego nie wydobędą głosu.

Do nich są podobni ci, którzy je robią,

i każdy, kto im ufa.”

Ps.115.3-8.

„Posągi te są jak strachy na ptaki wśród pola melonów,

Nie mówią, trzeba je nosić, bo nie chodzą.

Nie bójcie się ich, gdyż nie mogą zaszkodzić

ani nie są zdolne czynić dobrze (…)”

                                 Ks. Jeremiasza, 10.2-6

Dlaczego tak poniżamy się? MY – wspaniałe dzieci Boga, stworzone przez Niego w tak niesamowity sposób, ze wspaniale funkcjonującymi ciałami, zmysłami, obdarzone przez Niego tak niesamowitymi talentami, umiejętnościami, możliwościami – oddajemy cześć wytworom naszych rąk? Dlaczego nie dostrzegamy cudu stworzenia w nas? Cudu myślenia, cudu wzruszeń i zachwyceń, cudu zakochania…

„Ty bowiem stworzyłeś moje nerki,

Ty utkałeś mnie w łonie mej matki.

Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,

godne podziwu są Twoje dzieła.

I dobrze znasz moją duszę,

nie tajna Ci moja istota,

kiedy w ukryciu powstawałem,

utkany w głębi ziemi.

Mnie w zalążku widziały Twoje oczy

i w Twojej księdze zostały spisane wszystkie

dni, które zostały przeznaczone,

chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Ps.139.13-126.

„(…)Nikogo nie można porównać do Ciebie, Panie! Jesteś wielki i wielkie jest przepotężne imię Twoje!”

                                                              Ks. Jeremiasza, 10.2-6

Jednak jak zwykle, mamy – jako ludzie – tendencję, aby czcić materię kierując się naszą fascynacją tym, czego – w naszym mniemaniu – nie posiadamy. Powstają więc wizerunki bóstw w postaci ludzi, zwierząt, przedmiotów itp. Nie daj się jednak tak łatwo zbić z tropu. Możesz przecież uznać, że autor tego tekstu myli się, że są to tylko takie sobie luźne jego refleksje, a może nawet bajdurzenia. I bardzo dobrze, że możesz tak właśnie pomyśleć! Nie wierz więc mi. Sprawdzaj, czytaj, dyskutuj, myśl i słuchaj swojego serca, słuchaj głosu Boga w Twojej duszy. Idź do źródła…

„(…)Ja Pan, tylko Ja istnieję, a poza mną nie ma żadnego zbawcy.

To Ja zapowiedziałem, wyzwoliłem i obwieściłem,

a nie jakiś cudzy bóg pośród was.

Wy jesteście moimi świadkami [podkreślenie autora] – wyrocznia Pana – że ja jestem Bogiem, wciąż od wieczności jestem ten sam.

I nikt nie wymknie się z mojej ręki,

któż może zmienić to, co Ja zdziałam? (…)”

                                                                      Ks. Izajasza,43.11-13

„Wy jesteście moimi świadkami…” Faktycznie – spójrzmy tylko na siebie. Powróć do początku książki, do „Świątyni”. Czyż trzeba lepszego dowodu na wspaniałość STWÓRCY? Jakich innych bardziej wiarygodnych świadków poza nami może usłyszeć jakikolwiek sąd?  Czy Bóg nie przemawia do nas? Robi to codziennie, tylko wielu z nas nie słyszy Jego głosu. Bądźmy więc spokojni. Możemy wziąć Biblię do ręki, poprosić Boga o Jego Boskie słowo skierowane właśnie do nas, poprosić o zrozumienie. Ja – na podstawie moich doświadczeń powiem – jeszcze nigdy Bóg nie odmówił mojej prośbie. Często nie odbywało się to natychmiast, już. Czasami trzeba było poczekać. W ten sposób cierpliwie uczyłem się cierpliwości.

„Ufność, którą w Nim pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą. A jeśli wiemy, ze wysłuchuje naszych próśb, pewni jesteśmy również posiadania tego, o cośmy Go prosili” (List św. Jana, 5.14.

Bóg jest niezwyczajnie zwyczajny. Możemy z Nim rozmawiać, jak z przyjacielem, znajomym, członkiem naszej rodziny. Możemy mówić do Niego naszym zwykłym językiem.„Bóg nie przygniata człowieka swą obecnością, lecz do każdego przychodzi współmiernie do zdolności przyjęcia Go.” („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding). On wszystko zrozumie, bo doskonale nas rozumie. I odpowie nam w taki sposób, że każdy z pewnością to pojmie. Tylko wsłuchujmy się. Oczywiście, jeśli tego chcemy.

Wielu z nas mogą trapić wątpliwości: „Czy jestem gotów na spotkanie z Bogiem?” Dodam nieco żartobliwie: a z czym kojarzy się nam najczęściej to zdanie – „gotów na spotkanie z Bogiem”? Czy zazwyczaj nie kojarzy się nam z tzw. „ostatnim pożegnaniem”? J To tylko wówczas mamy szansę na spotkanie Boga? Bardzo to pesymistyczne… A przecież codziennie Go spotykamy. Tylko tak jakoś ciągle się składa, że mijamy Go bez słowa, nie dostrzegamy, nie słyszymy, nie czujemy Go w ludzkiej masie, w natłoku zdarzeń, w gonitwie myśli. Jeśli tego zechcemy, to już od teraz słowo podane w TV, pojedyncze zdanie przeczytane w gazecie, słowa usłyszanej piosenki, fragment wiersza, strzęp rozmowy usłyszanej na ulicy mogą być skierowane właśnie do nas. Bądźmy więc uważni…

***

- 20.3. (…) Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winą ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą.

Oooooooo! Tu dopiero mamy nad czym pomyśleć! Tu pojawiła się „zagwozdka”! Czy oznacza to, że Bóg jest niezrozumiale mściwym okrutnikiem. Czy stworzył zasadę odpowiedzialności zbiorowej, bo za grzechy ojców karze dzieci, wnuki, prawnuki itd.?

„Pan skierował do mnie te słowa: «Z jakiego powodu powtarzacie między sobą to przysłowie z ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom? Na moje życie – wyrocznia Pana. Nie będziecie więcej powtarzali tego przysłowia w Izraelu. Oto wszystkie osoby są moje: tak osoba ojca, jak osoba syna. Są moje. Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła».”

Księga Ezechiela, 18.1-4

Myślę więc, że chodzi o zupełnie co innego. Bóg ustanowił KOSMICZNE PRAWO, PRAWO WSZECHŚWIATA. Jedną z reguł tego prawa jest prawo skutku i przyczyny, swoista zasada akcji i re-akcji, czyli kosmiczna odmiana trzeciej zasady dynamiki Newtona  – „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”, „Co posiejesz, to i zbierzesz”, „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. W rezultacie, kiedy postępujemy w taki sposób, że krzywdzimy innych, obraca się to przeciw nam, czego ślady znajdziemy w innych mądrościach ludowych w rodzaju:  „Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”, „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”, „Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”, „Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”.Biblia również mówi o tym wielokrotnie, m.in.:

„Tak jak ty uczyniłeś, uczynią tobie.

Czyny Twoje spadną na twoją głowę.”

Księga Abdiasza, 15

Doświadczyłem działania tego prawa niejednokrotnie na sobie – zarówno w negatywnym jak i pozytywnym znaczeniach. Działanie tego prawa – w sensie negatywnym dla nas – często wyobrażałem sobie tak: trzymamy korbę przymocowaną do potężnego koła zamachowego i zaczynamy nim kręcić. Przecież chcemy komuś za coś „przykorbić”. Na początku idzie nam ciężko, ale później jest coraz łatwiej – przecież koło wiruje coraz szybciej. Włożyliśmy przecież w nie całą naszą energię zawiści, zazdrości, mściwości, gniewu itd. Puszczamy w końcu korbę i zadowoleni z tego, co zrobiliśmy myślimy o skutkach naszego działania wobec przeciwnika. Tak nas to pochłonęło, ta radość, że mu dokopiemy, że zagapiliśmy się, stanęliśmy za blisko koła, a korba… łuuuup! Reszty już się domyślamy. Sami na siebie ukręciliśmy bat.

W kulturze i wierzeniach wywodzących się ze Wschodu, zwłaszcza Indii, zasada, o której mówimy, działa jako zasada karmy. Zgodnie z nią każdy musi odpokutować za swoje czyny po ponownym wcieleniu się (reinkarnacji), przejść przez tzw. karmiczne lekcje. I nie ma tu żadnego „zmiłuj się” (a może mylę się?). A przecież w sanskrycie słowo karma (karman) oznacza po prostu czyn, działanie. W takim razie każdy nasz czyn możemy zastąpić innym czynem, innym działaniem. Jeśli nawet w gniewie (a któż z nas chociaż raz nie był w takim stanie?) palniemy coś, to przecież możemy szybko to zneutralizować, „odkręcić” (przynajmniej spróbować).„Jeżeli myśl nie jest dobra, to lekarstwem na to jest zmiana waszej myśli. Przywołuj rzeczy, których nie ma, tak, jakby były!” („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding)

Sam niejednokrotnie, zwłaszcza prowadząc samochód, dałem do wiwatu innym kierowcom posyłając im niezbyt pochlebne dla nich opinie i niezbyt przyjemne słowa czy myśli. Jednak z czasem, dzięki Bogu, BOGU DZIĘKI!, po takim „wyczynie” natychmiast przepraszałem tych, których skrzywdziłem i prosiłem o wybaczenie. A i sobie wypadało też rzec „słowo”: „Odezwał się mistrz kierownicy! A w czymże ty jesteś, Januszek, lepszy od tych kierowców? Nigdy nie popełniałeś błędów na drodze? A ile to razy za późno włączyłeś kierunkowskaz albo wywinąłeś jakiś inny numer na drodze? Taki święty jesteś?”  Przepraszam więc natychmiast współużytkownika ruchu drogowego i proszę go o wybaczenie. Uważam po prostu, że tak trzeba. To moja powinność w tych okolicznościacPóźniej również i sobie trzeba było wybaczyć te akty „samokrytyki”, nie biczować się bez końca, przestać powtarzać bez końca „Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa” i „Nie jestem godny…”. Przestańmy w końcu żyć ciągle z poczuciem winy! Właśnie dlatego, że jesteśmy w swojej warstwie ludzkiej tylko ludźmi i popełniamy błędy – jak wszyscy. Jednak naszym obowiązkiem wobec nas samych jest świadoma praca nad sobą.

„Społeczeństwo i religia nauczają o winie, której nie można zmazać. Lecz Ja powiadam ci: żyjecie po to, aby stwarzać siebie wciąż na nowo w każdej chwili, w kolejnym najwspanialszym wydaniu waszej najświetniejszej wizji siebie. W tym dziele Ja was wspomagam, jestem współtwórcą – widzę, dokąd zmierzacie, widzę, jaką sobie wyznaczyliście drogę i wyposażam was w narzędzia do tego, abyście doświadczyli tego, czego potrzebujecie doświadczyć, stworzyli to, co potrzebujecie stworzyć. Wszystko to wspólnie przywołaliśmy, ty i Ja. Więc czyja to «wola»? Powiadam, że to Wola Boża. Nigdy nie zapominaj: Twoja Wola z Moją wespół to wola, która jest Boska.”.

(Neale Donald Walsch, „Przyjaźń z Bogiem”)

Mamy więc możliwość zmienić się w każdej chwili, zmienić własne postępowanie. Nic nie jest „zaklepane” z góry, nie ma tzw. przeznaczenia – jedynego i ściśle określonego. Fatalizm jest błędnym podejściem do życia. Wszystko można zmienić w każdej chwili.

JEDYNA STAŁA WE WSZECHŚWIECIE

– ZMIENNOŚĆ.

Czy jednak sami z siebie jesteśmy w stanie to uczynić i podążyć właściwą ścieżką? Ja wiem, że bez Boga nic nie wyjdzie, więc po prostu proszę Boga, aby mnie prowadził, aby mnie wychowywał, aby mnie uczył – łagodnie, z wyrozumiałością i pełnią Jego miłości. Uczyłem się więc stopniowo, że ważne jest, aby dostrzegać w sobie te tzw. „błędy” wynikające z oddalenie się od Boga i odpowiednio reagować eliminując z czasem negatywne zachowania, eliminować moje GRZECHY… 

A czymże jest grzech?W potocznym rozumieniu jest czymś, co obraża Boga, czymś strasznym, za co możemy smażyć się w piekielnym ogniu. Według mnie grzech jest po prostu stanem odejścia od Boga, pozostawaniem poza nim, odłączeniem się od Niego i skazaniem się z własnej woli na „zosiosamosiowatość”. Podobne znaczenie nadaje grzechowi judaizm – grzech jest niewiernością przymierzu z Bogiem. Zresztą, nawet greckie słowo na określenie grzechu hamartia – oznacza po prostu „zbłądzenie”, „odstępstwo”, „odejście”. Grzech jest więc sprzeniewierzeniem się woli Boga, czyli zboczeniem z duchowej drogi, wybitnym przejawem egocentryzmu. Stan zaś odłączenia, niewierności, sprzeniewierzenia się  skutkuje wytworzeniem w nas nieprawdziwego obrazu Boga z prostego powodu – nie znamy Boga.

„Największym problemem człowieka nie jest grzech. Jest nim fałszywy obraz Boga. Tylko z powodu niezrozumienia i ciasnej ludzkiej logiki uczyniliśmy z Niego kogoś, kogo trzeba się bać. Uciekamy przed nim, a co bardziej zadufani mierzą w Boga obelgami i obwiniają za wszystko.” (Paulina Starościk, „Krew Twojego Syna”, „Fakty i mity” nr 13, 01-07.04.2005 r.).

„Grzechem jest każda myśl i każde uczucie, które nie są w harmonii z celami życia. Te myśli i uczucia stoją w opozycji do życia, które powinno wyrazić się przez ciało. Taki grzech jest przyczyną śmierci (wg Pisma). Usunięcie tej przeszkody byłoby lekarstwem. Zamiast nieustannego hodowania świadomości, pozbawiającej ciało siły, podtrzymującej i odłączającej ciało od świadomości w śmierci, człowiek powinien umrzeć dla świadomości fałszywej” („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

I tu znów wracamy do Boga. On wie, że bez Niego –  BEZ NIEGO, jesteśmy słabi i podatni na wszelkie tzw. „zło”. Dlaczego tak jest i czym jest w tym przypadku zło? „Człowiek dziedziczy po Adamie nie grzech, ale naturę skłonną do grzechu, skażenie niemożnością, zwątpieniem, lękiem [podkreślenie autora]. („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding). Dlatego Bóg jest cierpliwy i doskonale zna, rozumie wszelkie przyczyny i motywy naszego postępowania. Rozumieć – nie znaczy usprawiedliwić, u-sprawie-dliwić (sprawiedliwy – idący z prawem, przestrzegający prawa) zgodzić się, że popełniony czyn jest zgodny z prawem. Prawo jest prawem, dla wszystkich, a skutki naszego postępowania trzeba ponieść. Chyba, że… Chyba, że okażemy skruchę poprzez zrozumienie do głębi naszego jestestwa naszego błędnego myślenia i postępowania, poprzez zrozumienie krzywd, jakie wyrządziliśmy naszym bliźnim i sobie wynikających z grzechu odstąpienia i nieświadomości. I, rzecz jasna, zerwanie z poprzednim postępowaniem. Wówczas Bóg okaże łaskę, nawet z wielką chęcią z niej skorzysta. Bo powróciliśmy do Niego – jak syn marnotrawny.

Od razu powiedzmy – Bóg, ten Największy Kreator, Największy Architekt, mimo ustanowienia powszechnego PRAWA obowiązującego wszystkich bez wyjątku, zarezerwował sobie Wyższe Prawo – Prawo Łaski, wynikające z NAJWYŻSZEGO PRAWA – PRAWA MIŁOŚCI. Przypomnijmy:   Deus caritas est… „Bóg jest Miłością…” Czy w społeczeństwach ludzkich nie obowiązują podobne zasady? Przecież każdy skazany przez sąd prawomocnym wyrokiem może ubiegać się np. o prezydenckie ułaskawienie. Praktykowane to było od wieków. I żaden władca nie musiał uzasadniać, dlaczego ze swojego prawa do ułaskawienia skorzystał. Czy oznacza to, że „Hulaj, dusza! Piekła nie ma!”, tj. można ciągle liczyć na wybaczenie? Oczywiście TAK, ale konsekwencje postępowania, zwłaszcza świadomego, poniesiemy. I będziemy je ponosić tak długo, aż w końcu zrozumiemy, co tak naprawdę robimy i jakie są konsekwencje naszego postępowania – dla innych i dla nas. Człowiek w Jedni z Bogiem nie może popełniać tzw. złych uczynków.

„Zło nie istnieje. Zło jest brakiem boskiej świadomości, brakiem duchowej wiedzy. Gdy człowiek buntuje się przeciw Bogu, znaczy, że nie ma prawdziwej wiedzy o Bogu, a jego bunt nie jest buntem przeciwko Bogu, a przeciw jego własnemu rozumieniu Boga, co w rzeczywistości jest buntem przeciw sobie.

Zło nie istnieje. Wszystko, co nas otacza, jest rezultatem albo wiedzy, albo jej braku. Przeciwnymi biegunami są nie «dobro - zło» lecz «wiedza - niewiedza». Jeśli osiągniesz pełną wiedzę jak Jezus, czy Budda, znika potrzeba walki.

Należy się starać zrozumieć Mistrzów. Przyszłość człowieka i jego cel, to starać się zbliżyć do ideału Mistrzów. Im lepiej nauczysz się siebie, tym szybciej zniknie agresja.” („Rozmawiając z niebem”, James Van Praagh).

Człowiek zjednoczony z Bogiem jest DOSKONAŁYM DZIECKIEM BOŻYM, w pełni Bogiem jako – powtórzmy –  dziecko Boga. Właśnie dlatego należałoby pojednać się z Bogiem, po-JEDNAĆ, stać się Jednią z Bogiem, uzyskać pełne DZIECIĘCTWO BOŻE. Jak więc zrozumieć te straszne słowa z Biblii o karze przechodzącej z ojców na synów, z jednego pokolenia na następne? Z różnych przyczyn odstępujemy od Boga. Jednak w każdym z nas jest „coś”, jakiś nieuchwytny pierwiastek, który w sytuacji niezrozumienia i nieznajomości Boga jakby zmusza nas do podporządkowania się wyższym siłom, czemuś, czego się boimy, co jest dla nas niezrozumiałe. W ten sposób zaczynamy oddawać cześć różnym bóstwom, bożkom, które sami stwarzamy. Wiara w bóstwa, to jednocześnie wiara w naszą niemoc, w nasze ograniczenia, wiara w to, że nie jesteśmy tak do końca dziećmi Bożymi i Jego dziedzicami, że nie zostaliśmy stworzeni jako doskonałość. Nie mamy więc bezpośredniego związku z naszym Ojcem-Matką, Abba-Amma. Szukamy więc bóstw, pośredników. zanosimy przebłagalne modlitwy, składamy niepotrzebne ofiary – zupełnie bezsensowne (bo czy można Właścicielowi ofiarowywać to, co i tak jest Jego?).

 „Co mi po mnóstwie waszych ofiar? – mówi Pan.

Syt jestem całopalenia kozłów

I łoju tłustych cielców.

Krew wołów i baranów,

I kozłów mi obrzydła.

Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną,

Kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce?

Zaprzestańcie składania czczych ofiar!

Obrzydłe jest mi wznoszenie dymu;

Święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań.

Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości.

Nienawidzę całą duszą

Waszych świąt nowiu i obchodów;

Stały Mi się ciężarem,

Sprzykrzyło Mi się je znosić!”

                                     Ks. Izajasza1. 11-14

 „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary,

poznania Boga bardziej  niż całopaleń.”

 Księga Ozeasza, 6.6

Pławimy się w fałszu i obłudzie, pokrywamy się tynkiem naszej religijnej hipokryzji, pod którym jest zazwyczaj pustka. Już Jezus przyganiał faryzeuszom mówiąc o nich „groby pobielane” – z zewnątrz piękne, a pełne zgnilizny wewnątrz. „Człowiek sam stworzył ułudę śmiertelnego istnienia, w którym trzeba pozyskać Boga przez modlitwę i dopełnienie formalności religijnych”. („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding). Czy zewnętrzne formy religijności wystarczą? Czy  Boga trzeba przebłagiwać procesjami, nabożeństwami?

„Legalistyczna religia nie wystarcza, by pojednać się z Bogiem. (…) Uczniów Chrystusa powinna charakteryzować inna sprawiedliwość [w odróżnieniu od tzw. sprawiedliwości wszelkich purpuratów, ekscelencji, eminencji itp., czy faryzeuszy, których nazywał Jezus grobami pobielanymi – na zewnątrz pięknymi, a w środku pełnymi robactwa – przyp. autora] – oparta nie na obrzędach i zewnętrznych uczynkach, nie na przechwałkach, ale na więzi z tym, który pokonał grzech.

Nikt oprócz Jezusa nie może udzielić owej «wyższej sprawiedliwości», która rodzi w ludzkim sercu skromność, pokorę i samarytańską postawę.To tacy ludzie na Chrystusowe: «Byłem głodny, a daliście mi jeść» pytają: «Panie, kiedy?» nie zdając sobie nawet sprawy ze swych dobrych uczynków, czynią wokół to, co wskazane, w sposób naturalny, bez odczuwania nakazów i zakazów. I bez specjalnej dumy ze swej postawy. To jest właśnie «wyższa sprawiedliwość» udzielona przez samego Chrystusa tym, którzy żyją blisko Niego. To jest prawdziwe chrześcijaństwo. Być sługą i służyć z radością. «Miłosierdzia chcę, nie ofiary.»” („Większa sprawiedliwość”, Paulina Starościk, „Fakty i mity” nr 9, 4-10.03.2005 r.).

Wewnątrz nas może powstawać więc coraz większa pustka od Boga. Może narastać coraz bardziej lęk osamotnienia. Ponieważ każda pustka musi zostać wypełniona, więc wypełnia się – naszymi ograniczeniami, wiarą w nie, wspomnianym lękiem. Powodują one cały szereg negatywnych stanów – to jest wszelkie cierpienia, których podłożem jest stres, a jako dalsze jego skutki pojawiają się choroby i w końcu śmierć fizycznego ciała. Czy Bóg może cierpieć, chorować, umrzeć? Pytanie jest bezsensowne, prawda? Te nasze ograniczenia, negatywne myśli, błędne wierzenia przenosimy na nasze potomstwo. Nasze dzieci wysysają wierzenia, tradycje, zwyczaje niejako wraz z mlekiem matki, nasycają się atmosferą rodzinnego domu i środowiska, w którym przyszło im żyć. To wszystko przechodzi z pokolenia na pokolenie w pamięci genetycznej rodu oraz jest czerpane z tzw. pola morfogenetycznego (piszę o tym szerzej w książce „Biomagnetyzm: cudowna moc w życiu”). W rezultacie nasi potomkowie również ponoszą konsekwencje błędnego postępowania poprzednich pokoleń, ponoszą skutki naszego odejścia od DOSKONAŁEGO BOGA, zerwania z nim Przymierza. Przecież nauczyliśmy nasze dzieci błędnych postaw. Jak może dziecko nie być otyłe i nie chorować, kiedy jego rodzice sami objadają się do obrzydliwości i tuczą swoje dzieci? A później dziwią się, że sami i ich dzieci chorują na cukrzycę, choroby serca itd. W rezultacie szukają winnego, którym okazuje się „zły Bóg”, bo przedwcześnie zabiera kogoś z ich rodziny.

„Mamo! Ten elegancki biały garniturek, który mi kupiłaś, jest całkiem do d…, chciałem powiedzieć:  do bani! Popatrz – utytłałem się i wszystko na nim widać!” Do kogo ta pretensja? Raz wprawioną w ruch machinę destrukcji trudno zatrzymać. Oczywiście, można powiedzieć od razu: STOP! Trzeba mieć jednak odwagę, by zerwać z przeszłością i już nigdy nie oglądać się za siebie. Trzeba mieć wiedzę, boskie poznanie, które natchnie nas odwagą. Trzeba w końcu pokonać nasze mentalne opory. Trzeba przezwyciężyć tradycję, która jest tylko tradycją, a która stała się kanonem wiary stworzonej przez ludzi. Kanonem, który tak daleko odbiegł od kanonu danego nam przez Boga. I ten kanon tradycji stał się w końcu kokonem, w którym sami się zamknęliśmy jak w pancernej kapsule, z której nie jesteśmy w stanie wyjść, by zobaczyć świat, w którym powinniśmy żyć – zobaczyć PRAWDĘ BOGA.

Pamiętasz może film „Seksmisja” Juliusza Machulskiego? To jest komedia, ale z bardzo pouczającym podtekstem. Kiedyś chodziło m.in. o podtekst polityczny. Dla mnie film ten jawi się dzisiaj bardziej uniwersalnie. Jego bohaterkom ich władczyni (władca) wpoiła bardzo dokładnie wiarę w obcy, wrogi, skażony nieszczęściem i śmiercią świat na zewnątrz. Wszystkie wierzyły więc bezkrytycznie wkładanym im od dziecięctwa do głów dogmatom. Doszło nawet do tego, że i „Kopernik była kobietą!!!” A jaka okazała się prawda? Jeśli więc mówić o karze, to mówmy o tym, że karzemy sami siebie. I przestańmy w końcu o wszelkie nieszczęścia świata oskarżać MIŁOŚĆ…

***

„20.6. A okazuję łaskę do tysiącznego pokolenia tym, którzy mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.”

W świetle poprzednich refleksji – myślę, że nic dodać, nic ująć. Wszystko wydaje się zrozumiałe. Zatrzymajmy się jednak przy słowach: „(…) którzy mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.” Co to znaczy „Miłować Boga i przestrzegać jego przykazań”? Myślę, że warto tu najpierw przytoczyć słowa Jezusa: „Uwielbiaj Boga całym sercem twoim, całą duszą twoją, całą myślą twoją i całą siłą twoją”.

 I jeszcze kilka cytatów:

„Wielbiliśmy w poniżeniu na zewnątrz warunków i stanów i umożliwiliśmy wszelkie bałwochwalstwo, uwielbiając bałwany i bożki. Człowiek musi wyprowadzić Boga z wnętrza, ukazując Go w ten sposób całemu światu”. („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

„Uświadamiajcie sobie Boga wewnętrznego zawsze. To jest największe dobrodziejstwo dla ludzkości”. („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

 „Pierwsza rzecz, to postawić w umyśle myśli i słowo BÓG, uświadamiając sobie w sposób pozytywny, że to jedyny punkt, z którego rodzi się wszelka pomyślność i z którego promieniuje wszelkie powodzenie”. („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

Jeśli Bóg nie wypełnia dokładnie naszego wnętrza, jeśli pozostawimy najmniejszą choćby pustkę, to pustka ta staje się przestrzenią, w którą wdzierają się wszelkie ludzkie ograniczenia, a przede wszystkim lęk i zwątpienie. Te stają się z kolei swoistym zapalnikiem procesu szukania pomocy na zewnątrz. Co jednak znajdziemy poza „murami świątyni bożej” – Boga żywego, jaką jest każdy z nas? Czy możemy znaleźć Boga poza nami? Czy mury świątyń budowanych i przyozdabianych – chociażby najwspanialej – ręką ludzką, mogą równać się z cudem stworzenia, jakim jesteśmy MY?

BÓG Z MIŁOŚCI BUDUJE ŚWIĄTYNIĘ,

LECZ LUDZIE NOSZĄ KAMIENIE.

Rabindranath Tagore, indyjski poeta

Znajdujemy więc to, co wydaje się nam Bogiem, a jednak Nim nie jest. Nie są więc Bogiem całe masy bożków różnego rodzaju – ludzkie quasi-autorytety, które w jednym przypadku w pewnym momencie zawodzą, w drugim – na które odnajdują się „różne papiery”, w trzecim – „święci”, którzy w pewnych okresach dziejowych są skreślani z „listy świętych” (i to dosłownie!). Nie są Bogiem różne ideologie i idee, które okazują się często nieludzkie i zbrodnicze (choć niejednokrotnie zakładają szczytne pozornie cele, które mają być osiągane zgodnie z zasadą „cel uświęca środki”). Nie są również Bogiem zdobycze materialne, których posiadanie ma dać nam szczęście (co okazuje się ułudą). Bogiem nie jest także władza, która tak wywyższa władających, że w końcu powoduje najgłębsze poniżenie zarówno władców, jak i ich poddanych, którym nie służą, a jedynie rządzą nimi z myślą o własnych egoistycznych celach. 

Często bożkiem stajemy się dla siebie my sami – uwielbiając nasze EGO – pozorną mądrość, wszelkie zdolności i tym podobne cechy, którymi obdarzył nas przecież Bóg. Przywłaszczamy więc to, co tak naprawdę nie jest nasze – wszelkie talenty, zdolności wszelkie dobra duchowe i materialne. Uważamy, że to „nasze”, że sami to sobie zawdzięczamy.

„(…) Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał? Tak więc już jesteście nasyceni, już opływacie w bogactwa. Zaczęliście królować bez nas! Otóż tak! Nawet trzeba, żebyście królowali, byśmy mogli współkrólować z wami.” (I List do Koryntian, 4.7-8).

Rzekł więc Piłat do Niego: «(…) Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić ciebie i mam władzę ciebie ukrzyżować?» Jezus odpowiedział: «Nie miałbyś żadnej władzy nade mną [żadnej wiedzy, żadnego talentu, żadnej umiejętności, życia, zdrowia, majątku, rodziny itp. – przyp. autora], gdyby ci jej nie dano z góry. (…)».” (Ew. św. Jana 19.10-11). [podkreślenie autora]

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jesteśmy jedynie dzierżawcami tych dóbr. Wbijamy się więc w pychę gardząc w dodatku innymi, gorzej – według nas –„wyposażonymi”.

„Początkiem pychy człowieka jest odstępowanie od Pana,

gdy odstępuje jego serce od swego Stwórcy.”

Mądrość Syracha, 10.12 

Bożkami czynimy również naszych nauczycieli, przewodników, na których ciągle się oglądamy, zamiast z głębi siebie wyłonić ideał. W ten sposób i z Jezusa Chrystusa, naszego Przewodnika, Wychowawcy i Mistrza  uczyniliśmy bożka, któremu oddajemy bałwochwalczą cześć. Dlaczego bałwochwalczą? Ponieważ nie pojmujemy Jego nauki. W wyniku tego czcimy osobę, osobowość wyrażającą ideał, a nie ideał wyrażany poprzez osobowość. Postać bałwochwalstwa, to czynienie ideału z osobowości, która miała wyrażać ten ideał.  Jezus przecież nie chciał, aby idealizować Jego osobę. Chciał, by czcić, wielbić Ideał, który On przedstawia i do którego mamy dążyć, którym mamy się stawać – „Bądźcie doskonali, jak Ojciec nasz jest doskonały…”.

Czy nie jest z nami często tak, jak z tłumami krzyczącymi do Jezusa: „Zostań naszym królem!” Jasne… Po co się wysilać samemu, jeśli władca da nam rybę i chleb i jeszcze wiele innych rzeczy. Właśnie dlatego Jezus odchodził wówczas od ludzi. Nie zrozumieli Go przecież. Nie chciał być ich władcą, nie chciał być ich bożkiem. Nie chciał być największym spośród nich zgodnie z Jego zasadą: „Ten jest największym panem, kto jest największym sługą…”  Nie zrozumieli, że wskazywał im drogę do doskonałości, do tego, że mogą mieć wszystko pod dostatkiem, że nie muszą opierać się na żadnym ziemskim władcy, że źródło wszelkiego dobra i szczęścia jest w nich. Trzeba jedynie odkryć w sobie  to ŹRÓDŁO.

Czy dzisiaj nie jesteśmy w podobnej sytuacji, jak nasi przodkowie z czasów opisywanych w ewangeliach? „Najpierw zatroszcie się o Królestwo Niebieskie, a reszta będzie wam dodana…”  Bożkiem czynimy również naszego Boga. Boga dobra, miłości, wybaczenia, łaski, harmonii, radości, Boga życia, zdrowia i Boga nieprzebranej obfitości wszelkich dóbr duchowych i materialnych przeznaczonych właśnie dla nas –  tego naszego DOSKONAŁEGO BOGA zastępujemy bożkiem – niezrozumiałym dla nas, karzącym bez miary, okrutnym, mściwym i zsyłającym na ludzkość wszelkie plagi i śmierć. Czy to Bóg sprawia, czy raczej my sami zabijamy samych siebie?

„Nie dążcie do śmierci przez swe błędne życie,

nie gotujcie sobie zguby przez czyny swych rąk!

Bo śmierci Bóg nie uczynił

i nie cieszy się z zagłady żyjących.

Stworzył bowiem wszystko po to, aby było,

i byty tego świata niosą zdrowie:

nie ma w nich śmiercionośnego jadu

ani władania otchłani na tej ziemi.

Bo sprawiedliwość jest nieśmiertelna.

Występni zaś ściągają śmierć na siebie czynem i słowem,

marnieją, uważając ją za przyjaciółkę,

i zwierają z nią przymierze,

zasługują bowiem na to, aby do niej należeć.”

Księga Mądrości, 1.12-16

W dodatku czynimy Boga bożkiem niedostępnym, do którego trzeba zanosić błagalne prośby na kolanach, czołgając się, w postawie pełnej upokorzenia niemającej nic wspólnego z pokorą, i który może, ale wcale nie musi, wysłuchać próśb poprzez całe chmary pomniejszych bożków-pośredników.

****

W opowieści biblijnej Mojżesz udał się na górę Synaj, gdzie miał odebrać od Boga wskazania i nauki. W tym czasie lud izraelski pozostał bez swojego duchowego przywódcy.Oczekiwanie na powrót Mojżesza przedłużało się, a Aaron, brat Mojżesza i jednocześnie jego zastępca nie radził sobie z ludem, który w końcu stracił cierpliwość: „A gdy lud widział, że Mojżesz opóźniał zejście z góry, zgromadził się wokół Aarona  i rzekli do niego: «Nuże, uczyń nam bogów, którzy pójdą przed nami, nie wiemy bowiem, co się stało z owym Mojżeszem [podkreślenie autora], mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej»”. 

Efektem buntu niepokornego ludu o twardych karkach było odlanie przez Aarona bożka w postaci złotego cielca, któremu zaczęto oddawać hołdy. Oczywiście, Mojżesz po powrocie, pełen gniewu i rozpaczy z powodu niewierności ludu, któremu Bóg dał tyle już dowodów swojej miłości i opieki, zniszczył figurę wołu – symbol ewidentnego bałwochwalstwa. Może niektórzy z nas w tym momencie powiedzą: „Tak było w czasach biblijnych. Teraz jest inaczej. Przecież jesteśmy już mądrzejsi.” Zauważmy jednak, czy nie jest tak, że i dzisiaj stawiamy często żądania:

„Kościoły i wy, kapłani! Nuże, uczyńcie nam bogów, którzy będą się nami opiekować, których będziemy czcić i składać im przebłagalne ofiary, nie wiemy bowiem, co się dzieje z OWYM JEZUSEM, który miał nas zbawić, dać nam wieczne szczęście, który tyle obiecywał, a nie wiadomo, gdzie jest, czemu nie przychodzi  i czemu w końcu nie spełnił tego, co obiecał!”

Akurat dobrym przykładem wydaje się być tzw. „święty” Krzysztof, który został skreślony z listy świętych jeszcze przez papieża Jana Pawła II, ponieważ nie istniał  – o ile się nie mylę (sprawdź!). Dlaczego więc księża dokonują w dalszym ciągu „pokropków” samochodów? Czyżby nie znali kościelnego prawa, nie znali papieskich zarządzeń? A może to kierowcy wprost żądają poświęcenia swoich maszyn? Czy nie jest tak? Jak widać – „coś za coś” – ułuda ochrony przez „świętego” z jednej strony, a drugiej zaś –  „co łaska…” Jedni – nieświadomi (J), a drudzy – pazerni… Gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Toż to w najczystszej postaci pogaństwo. I nie tylko…

***

 Historyjka nie tylko o „co łasce”… :))

Matka z córeczką przechodzą obok kościoła. Mama mówi:

-  Popatrz, córuś, tu jest dom Boży.

- Oj, mamo! Przecież zawsze mówiłaś, że Bóg   

   jest w niebie.

- No tak, prawda, ale tu prowadzi swoje interesy…

***

Czy historia ze złotym cielcem jest więc tylko bardzo starą opowieścią, prawie mitem? Czy nie jest aktualną ciągle historią nas, ludzi, każdego pokolenia? Czy nie jest historią całej ludzkości i pojedynczego człowieka – każdego z nas? Czy Bóg nie objawia w naszych sercach swoich zasad, swojego prawa?

„Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre.

I czego żąda Pan od ciebie,

Jeśli nie czynienia sprawiedliwości, umiłowania, wierności

I pokornego obcowania z Bogiem twoim?”

Księga Micheasza, 6.8

Czy nie zsyła nam swojego Syna, by ratował ludzkość, by przypomniał nam wszystkim, kim naprawdę jesteśmy, od kogo pochodzimy? Czy Jezus, który stał się Chrystusem, Zbawicielem, nie daje nam przykładu dążenia do doskonałości Dziecka Bożego? Czy nie mówi nam, że jesteśmy w stanie czynić rzeczy większe nawet od tych, które On czynił? Jak w takim razie niesamowitą, wielką osobowością jest Jezus, jeśli – powtarzam – mówi: „(…) te i większe jeszcze rzeczy będziecie czynić [„większe, niż ja to czynię”] (…)” (Ew. Św. Jana) [podkreślenie i przypisek autora]. Wskazuje więc wyraźnie, że możemy osiągnąć to, co i On, a nawet więcej. Wierzy więc w nasze możliwości, ba!, po prostu wie o tym i przekazuje nam tę wiedzę.

„(…) jeśli jeden dąży do doskonałości i osiągnie powodzenie – wszyscy mogą zrobić to samo. Moc zawsze istniała i zawsze będzie istnieć. Dlaczego trzyma się z dala? Ponieważ my sami stawiamy zaporę niewiary.” („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

 Jezus Chrystus nie pojawia się… „(…) Gdzież jest obietnica Jego przyjścia? Odkąd bowiem ojcowie zasnęli, wszystko jednakowo trwa od początku świata.” (II List św. Piotra, 3.4). W oczekiwaniu na jego powtórne przyjście popadamy w zniecierpliwienie. Kiedy w końcu Mojżesz zejdzie z góry? Kiedy „ów Chrystus” zejdzie do nas i przyniesie dobrobyt, stworzy raj na Ziemi, obdarzy nas wiecznym szczęściem? Tak to widzi wielu z nas. Oczekujemy więc przyjścia osobowego, zmaterializowanego Syna Bożego i oczekiwanie to wiążemy z jakimiś strasznymi w dodatku wydarzeniami opisywanymi m.in. w Apokalipsie św. Jana, objawieniach Daniela i innych proroków starotestamentowych.

A nie jest przypadkiem tak, że Chrystus ma przyjść w ciszy do każdego nas? Indywidualnie i w czasie, który MY SAMI wybierzemy i pozwolimy Mu wejść do nas? Czekamy na Chrystusa. Więc po prostu zaprośmy Go do siebie. Na początku nic więcej nie musimy robić. Z pełną ufnością powiedzmy Bogu: „TAK, działaj, Panie!”:

„Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli nie pociągnie go Ojciec, który Mnie posłał (…). Napisane jest u Proroków: «Oni wszyscy będą uczniami Boga». Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do Mnie”. (Ew. św. Jana,6.44-45) [podkreślenie autora].  Kiedy już powiemy Bogu „TAK, bądź wola Twoja…”, wówczas zacznie kształtować się w nas, w każdym z nas, ŚWIADOMOŚĆ CHRYSTUSOWA, świadomość tego, że jesteśmy dziećmi Boga, jego dziedzicami, że wszystko jest dla nas możliwe w jedności z Bogiem i mamy wszystko, co ma Bóg, co nam przeznaczył w swojej miłości.

„Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa; skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale.” (List do Rzymian, 8.14-17).

Czekamy ciągle na objawienie, na przyjście osobowego Chrystusa do całej ludzkości. Czekając – niecierpliwimy się. Nie starcza nam wytrwałości, wiary i wiedzy. Szukamy więc środków zastępczych – erzatz-bogów. Nie rozumiemy, że Bóg jest bliżej, niż nam się wydaje – bo przecież  w nas samych, w naszych sercach, a zbawiany może stać się jednocześnie Zbawicielem samego siebie. „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg zesłał do serc naszych Ducha Syna swego [tj. Chrystusa – przyp. autora], który woła: «Abba, Ojcze!» A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej.” (II List do Koryntian, 4.5-7). Po co więc czekać? Na co czekać? Na kogo czekać? Przecież Chrystus Boży może pojawić się już, teraz. Wystarczy tylko powiedzieć – powtórzmy:

  „Boże – mówię Ci w pełni mojej świadomości: TAK! Przyjdź, Panie, i ucz mnie, wychowuj, daj poznać Twoją Prawdę, Prawdę Boga. Napełnij mnie ŚWIADOMOŚCIĄ CHRYSTUSA, która poprowadzi prosto do Ciebie. Chrystusie Jezusie! Bądź mym przewodnikiem, bądź nauczycielem, wychowawcą i przyjacielem. Pójdźmy razem, proszę. Poprowadź mnie najprostszą ścieżką do Boga, abym i ja stał się Chrystusem.”

„Jest to bowiem dobre i miłe w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy.Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik miedzy Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus (…). (I List do Tymoteusza, 2.3-5).

Precz więc, złoty cielcu!

Precz, wszelkie bałwochwalstwo!

Precz, wszelkie ograniczenie!  

ISTNIEJE TYLKO BÓG.

 

DZIĘKUJĘ CI, BOŻE,

 

ZA OBFITE ŻYCIE, ŚWIATŁO,

 

PEŁNE I WOLNE,

 

ZA DOSKONAŁĄ OBFITOŚĆ, DOSTATEK,

 

MOC I NIESKRĘPOWANĄ WOLNOŚĆ.

 

 („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

 

 

 

Fragment książki  "Nie samym chlebem żyje człowiek - Jak odkryć Boga w sobie?"

Autor: Janusz Dąbrowski

 

 

 

Inne artykuły tego typu – autor: Janusz Dąbrowski

 

http://www.eioba.pl/a78744/o_tobie_lustrze_bogu_hologramie_i_innych_sprawach

http://www.eioba.pl/a78362/o_chrztach

http://www.eioba.pl/a78137/o_autorytetach

http://www.eioba.pl/a78129/szczegolny_list

http://www.eioba.pl/a78127/krzyz_i_zbawienie

 

http://www.eioba.pl/a78087/cialo_i_krew

http://www.eioba.pl/a78081/o_stwarzaniu

http://www.eioba.pl/a78078/swiadomosc_niezwykla_postac_energii