Almustafa wybrany i ukochany, w pełni rozkwitu swego życia, czekał dwanaście lat w mieście Orfalez na statek, który miał powrócić aby go zabrać na rodzinną wyspę.
Autor - Gibran Khalil Gibran
Tłumaczyła - Bogusława Jurkevich
Gibran Khalil Gibran
Przybycie statku
Almustafa wybrany i ukochany, w pełni rozkwitu swego życia, czekał dwanaście lat
w mieście Orfalez na statek, który miał powrócić aby go zabrać na rodzinną
wyspę. I dwunastego roku, siódmego dnia miesiąca zbiorów Ielool, wspiął się na
wzgórze miejskie, spojrzał w morze i ujrzał swój statek zbliżający się pośród
mgły. Wtedy bramy jego serca otworzyły się na oścież, a jego radość wzleciała
wysoko ponad morze. Zamknąwszy oczy modlił się w cichości swej duszy.
Jednak gdy schodził ze wzgórza, nawiedził go smutek i w jego sercu zrodziło się
pytanie: Jakże mógłbym odejść w pokoju i bez żalu? Nie potrafię opuścić tego
miasta nie raniąc swej duszy.
Wiele bolesnych dni spędziłem w jego murach i długie były samotne noce; a komu
nie żal własnego bólu i samotności?
Zbyt wiele okruchów mej duszy zostawiłem na tych ulicach i zbyt wiele dzieci mej
tęsknoty przechadza się bezbronnych wśród tych wzgórz, i nie zdołam ich
pozostawić tu bez żalu i bólu.
To nie ubranie, które zdejmuję wieczorem, lecz skóra, którą rozdzieram własnymi
rękami.
Ani myśl, którą zostawiam za sobą, lecz serce, sycone głodem i pragnieniem.
Nie mogę jednak zwlekać dłużej.
Morze, które przyzywa do siebie wszystko, przyzywa także mnie i muszę odpłynąć
Gdyż pozostać, mimo żaru, który spala mnie nocami, to jakby zamarznąć i zamienić
się w kryształ, i zamknąć się w skorupie.
Z radością zabrałbym ze sobą wszystko. Ale jakże mógłbym?
Głos nie niesie ze sobą języka i ust, które go uskrzydliły. Sam musi wzbić się w
powietrze.
Tak jak samotnie, bez swego gniazda, orzeł wzlatuje do słońca.
A gdy zszedł ze wzgórza, odwrócił się znów ku morzu i spostrzegł, że statek
zbliża się do portu, a na dziobie stoją marynarze, jego współziomkowie.
I całą duszą zapragnął znaleźć się pośród nich, i zawołał:
Synowie mojej starej ziemi - matki, jeźdźcy fal,
tak często żeglowaliście w moich snach. A teraz pojawiacie się w chwili
przebudzenia, która zdaje się być jeszcze głębszym snem.
Jestem gotów odpłynąć a rozpięte żagle tego pragnienia oczekują wiatru.
Jeszcze raz tylko odetchnę tym spokojnym powietrzem, jeszcze raz spojrzę wstecz.
A później chciałbym stanąć wśród was jak żeglarz pośród żeglarzy.
A ty potężne morze, matko czuwająca,
która jesteś pokojem i wolnością rzek i strumieni -
- ten strumień raz jeszcze zniknie za zakrętem, raz jeszcze zaszumi
i rozpłynie się w tobie jak bezkresna kropla w bezkresnym przestworzu.
Odchodząc dostrzegł w oddali mężczyzn i kobiety; opuszczali pola i winnice
spiesząc w kierunku bram miasta.
I słyszał ich głosy wołające go po imieniu, i krzyki niosące się po polach, że
przybył jego statek.
I zapytał sam siebie:
Czy dzień rozstania okaże się dniem zrozumienia? I czyż mój zmierzch nie jest
tak naprawdę moim świtem?
Co mogę dać temu, który w połowie bruzdy przerwał orkę lub temu, który zatrzymał
prasę w swej winnicy?
Czy moje serce będzie jak drzewo pełne owoców, które mogę zebrać, by im
podarować?
I czy moje pragnienia winny być jak zdrój, który napełni ich czary?
Czy jestem harfą, której mogą dotykać dłonie Najjaśniejszego lub fletem, przez
który płynie Jego oddech?
Jestem poszukiwaczem ciszy lecz czy mogę rozdawać z ufnością wszystkie skarby,
które w niej znalazłem?
Jeśli to dzień zbiorów, w jakiej ziemi zasiałem ziarno i w jakiej zapomnianej
porze roku?
Jeśli zaiste jest to godzina, w której uniosę swą latarnię, przecież nie mój
płomień palić się w niej winien.
Pusty i ciemny wznieść mam latarnię, a Strażnik Nocy winien ją napełnić i
rozpalić.
Te słowa wypowiedział. Lecz wiele w jego sercu pozostało niewypowiedziane, gdyż
nie był w stanie wyrazić swej najgłębszej tajemnicy.
I gdy wszedł do miasta, wszyscy ludzie przyszli, by go spotkać i wypłakiwali mu
się jakby jednym głosem.
A najstarsi wyszli do przodu, aby rzec:
Nie oddalaj się od nas!
Byłeś jak księżycowy przypływ w naszym zmierzchaniu a twoja młodość pozwoliła
rozmarzyć się naszym marzeniom.
Nie jesteś obcym wśród nas, ani gościem, lecz synem naszym ukochanym ponad
wszystko.
Nie daj cierpieć naszym oczom tęsknoty za twoją twarzą.
A kapłanie i kapłanki rzekli do niego:
Nie pozwól falom morskim teraz nas rozdzielić, a latom, które spędziłeś wśród
nas stać się wspomnieniem.
Natchnąłeś nas wszystkich duszą a twój cień był światłem na naszych twarzach.
Bardzo cię kochaliśmy. Lecz milcząca była nasza miłość i ukryta za zasłonami.
A teraz w głos płacze do ciebie i stoi otwarcie przed tobą.
A zawsze tak jest, że miłość nie zna swej głębi aż do momentu rozstania.
Pozostali podeszli także i błagali go. Lecz on nie odpowiadał. Schylił jedynie
głowę i ci, stojący najbliżej widzieli łzy spływające na jego pierś.
Powoli przeszli wszyscy na wielki plac przed świątynią.
I wyszła z sanktuarium kobieta zwana Almitrą. A była ona jasnowidzącą.
Spojrzał na nią z najwyższą czułością, gdyż to ona pierwsza go ujrzała i
uwierzyła w niego, gdy tylko co przybył do ich miasta.
I zatrzymała go mówiąc:
Proroku Boga, poszukując tego, co najważniejsze, długo wypatrywałeś swego
statku.
Przybył wreszcie i musisz odpłynąć.
Głęboka jest twoja tęsknota za krajem twoich wspomnień, za miejscem, w którym
ukryłeś swe najskrytsze pragnienia, a nasza miłość nie przywiąże cię, ani nie
zatrzyma cię nasza potrzeba.
Zanim jednak nas opuścisz przemów do nas i przekaż nam swoją prawdę.
A my przekażemy ją naszym dzieciom, a one swoim dzieciom, tak by nie zaginęła.
W swej samotności patrzyłeś na dni nasze, a w swym czuwaniu na płacz i śmiech w
naszych snach.
Ukaż więc nam nas samych i powiedz tak jak to ujrzały twoje oczy, o wszystkim,
co zawiera się między narodzinami a śmiercią.
A on odpowiedział:
Mieszkańcy Orfalezu, o czymże mam mówić, by wyrazić to, co porusza wasze dusze?
O Miłości
Wtedy Almitra rzekła:
Mów nam o Miłości.
A on uniósł głowę i spojrzał na ludzi, i zapadła cisza. I podniesionym głosem
mówił:
Jeśli miłość cię zawoła - podążaj za nią śmiało,
choć jej drogi są trudne i strome.
A gdy rozpostrze swe skrzydła – ulegnij,
nawet, jeśli miecz, który skrywają jej pinie miałby cię zranić.
A kiedy mówi do ciebie - dotrzymaj jej wiary,
nawet, jeśli jej głos rozrywa twoje marzenia jak wiatr północny pustoszący
ogród.
Miłość może nałożyć ci koronę albo cię ukrzyżować. Pragnie twego rozkwitu, lecz
również nadaje ci kształt.
Wspina się wysoko by pieścić twe najdelikatniejsze gałęzie, które drżą w słońcu,
ale także zniża się do twych korzeni i wstrząsa nimi by nie przylegały zanadto
do ziemi.
Zagarnia cię do siebie jak łan kukurydzy.
Zdejmuje twe łupiny do zupełnej nagości.
Oddziela twe ziarno od plew.
Ściera cię do białości.
Ugniata aż do uległości.
A następnie wkłada cię do swego świętego ognia i czyni cię uświęconym chlebem na
boską uroczystość.
Wszystko to miłość powinna uczynić abyście poznali sekrety swego serca i dzięki
tej wiedzy stali się częścią Serca Życia.
Lecz jeśli się lękacie i pragniecie jedynie spokoju i przyjemności, które miłość
daje,
lepiej okryjcie swą nagość i oddalcie się od tej twardej ziemi do mdłego świata
gdzie będziecie się śmiać, lecz nie pełnią śmiechu i płakać, lecz nie pełnią
swej rozpaczy.
Miłość nie daje niczego prócz siebie i nie czerpie z niczego prócz siebie.
Miłość nie posiada i nie daje się posiąść.
Bowiem miłości wystarcza miłość.
Kiedy kochasz nie mów: „Bóg gości w mym sercu”, lecz raczej: „Jestem gościem w
sercu Boga”.
I nie sądź, że możesz kierować miłością, gdyż jeśli tylko warto, miłość
pokieruje tobą.
Miłość nie pragnie niczego poza spełnieniem.
A jeśli kochasz i pragniesz, niechaj takie będą twoje pragnienia:
Rozpłynąć się w wartki strumień, który nocy nuci swą melodię.
Poznać ból z nadmiaru czułości.
Nosić ranę zadaną poprzez twe własne rozumienie miłości.
Krwawić dobrowolnie i z radością.
Budzić się o świcie z uskrzydlonym sercem i dziękować za kolejny dzień kochania.
Odpoczywać w południe przywołując miłosną ekstazę.
Powracać do domu z wieczorną bryzą, niosąc w sobie wdzięczność i spać z modlitwą
w sercu za twoje kochanie i pieśnią chwały na ustach.
O Małżeństwie
I znów odezwała się Almitra.
Powiedz nam o Małżeństwie, mistrzu.
A on odpowiedział:
Staliście się wspólnotą i powinniście nią pozostać.
Winniście być razem, gdy białe skrzydła śmierci rozerwą waszą codzienność.
Będziecie trwać razem nawet w milczącej pamięci Boga.
Lecz niechaj w tym wspólnym trwaniu będzie przestrzeń,
by niebiańskie wiatry mogły tańczyć między wami.
Kochajcie się nawzajem, lecz nie twórzcie więzów miłości.
Niech będzie ona raczej jak morze falujące pomiędzy brzegami waszych dusz.
Napełniajcie swe kielichy, lecz nie pijcie z jednego.
Dzielcie się swoim chlebem, lecz nie jedzcie z jednego bochna.
Śpiewajcie i tańczcie razem i bądźcie radośni, lecz niechaj każde pozostanie
sobą,
gdyż nawet struny lutni nie dotykając się drżą tą samą muzyką.
Dajcie sobie nawzajem swe serca, ale nie na własność,
gdyż wasze serca mogą być zawarte jedynie w Dłoni Życia.
I stójcie razem, ale nie nazbyt blisko,
bo oddzielnie stoją filary wspierające świątynię,
a dąb i cyprys nie rosną jeden w cieniu drugiego.
O Dzieciach
Kobieta z dzieckiem przy piersi rzekła:
Mów nam o Dzieciach.
A on odpowiedział:
Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi.
Są synami i córkami Życia, które pragnie istnieć.
Przychodzą przez was, ale nie od was
i chociaż są z wami, nie są waszą własnością.
Możecie dać im miłość, lecz nie myśli.
One mają swe własne myśli.
Możecie gościć ich ciała, ale nie dusze.
Ich dusze zamieszkują w domu przyszłości, do którego nie macie wstępu nawet w
swoich snach.
Możecie starać się być jak one, lecz nie próbujcie czynić ich podobnymi do was,
gdyż życie się nie cofa i nie zatrzymuje na dniu wczorajszym.
Jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci, jak żywe strzały wyleciały naprzód.
Łucznik widzi ten znak na ścieżce wieczności i nagina was swą siłą tak, by Jego
strzały leciały szybko i daleko.
I bądźcie radzi ręce Łucznika,
bo kocha On strzałę, która wzlatuje, ale tak samo kocha łuk, który jest opoką.
O Dawaniu
Bogaty człowiek przemówił:
Powiedz nam o Dawaniu.
A on odpowiedział:
Niewiele dajesz, gdy rozdajesz swój majątek.
Dajesz naprawdę, kiedy dajesz siebie.
Czym, bowiem, jest twój majątek, jeśli nie przedmiotami, których pilnujesz
martwiąc się, że jutro mogą ci być potrzebne?
A jutro, cóż może przynieść zapobiegliwemu psu, który zakopuje kości w
bezkresnym piasku podążając za pielgrzymami do świętego miasta?
Czymże jest strach, że będziesz w potrzebie, jeśli nie potrzebą samą?
Czyż uczucie pragnienia, kiedy twoja studnia jest pełna, nie jest pragnieniem,
którego nie można zaspokoić?
Są tacy, którzy oddają część tego, co zgromadzili – a czynią to dla sławy i ta
ukryta żądza czyni ich dar kalekim.
A są też tacy, co mając niewiele oddają wszystko.
Oni wierzą w życie i w szczodrość życia, i ich skrzynia nigdy nie jest pusta.
Są tacy, którzy dają z radością i radość jest ich nagrodą,
i tacy, którzy dają z bólem, a ból jest ich nawróceniem.
A są także inni, którzy dając nie znają bólu dawania ani nie szukają jego
radości, ani nie dbają o zasługi.
Oni dają jak mirt rozsiewający swój zapach w odległej dolinie i to przez ich
ręce objawia się Bóg, i uśmiecha się patrząc na ziemię z głębi ich oczu.
Dobrze jest dawać w potrzebie, ale lepiej dawać zanim ktoś poprosi, dlatego że
rozumiesz.
A dla szczodrych radość odnajdywania tych, co w potrzebie jest większa niż
radość dawania.
Czy jest cokolwiek, co pragniesz zatrzymać?
Wszystko, co masz będzie pewnego dnia rozdane.
Toteż rozdawaj sam, aby szczęście dawania było twoje, nie twoich spadkobierców.
Mówi się często: „Dałbym, ale tylko tym, którzy zasłużyli”.
Nie mówią tak drzewa w twoim sadzie ni zwierzęta na twoim pastwisku.
Wciąż oddają to, co posiadają, gdyż zachować znaczy zaprzepaścić.
Ten, kto wart jest swoich dni i swoich nocy wart jest przecież wszystkiego, co
możesz mu dać.
Kto zasługuje na to by pić z oceanu życia, wart jest także by twój maleńki
strumień napełnił jego czarę.
A czy może być deser wspanialszy niż odwaga, pewność a nawet miłosierdzie
otrzymywania?
Kimże, bowiem jesteś by ludzie musieli obnażać przed tobą piersi i przełamywać
swą dumę byś ty mógł ocenić ich wartość i popatrzeć sobie na podeptaną godność?
Najpierw przekonaj się, że zasługujesz na to by obdarowywać i być narzędziem
darowania.
Bowiem prawda jest taka, że to życie rozdaje życiu, podczas gdy ty, darczyńca -
jak myślisz - jesteś jedynie świadkiem.
A wy obdarowani, a wszyscy zostaliście obdarowani, nie wyważajcie swojej
wdzięczności, aby nie nakładać wędzidła na siebie i na tego, co was obdarował.
Niechaj podarunki uniosą was wszystkich jak skrzydła.
Bowiem troszczyć się zanadto o swój dług znaczy wątpić w szczodrość tego, który
ma miłującą Ziemię za matkę i Boga za ojca.
O Jedzeniu i Piciu
Następnie stary człowiek, właściciel gospody, rzekł:
Powiedz nam o Jedzeniu i Piciu.
A on odpowiedział:
Gdybyśmy tak mogli żyć zapachem ziemi i jak powietrzna roślina karmić się
jedynie światłem!
Ale musimy zabijać, aby jeść i okradać nowonarodzone z mleka ich matek by
zaspokoić swoje pragnienie wykażmy więc pokorę.
Niechaj stół będzie ołtarzem, na którym składasz czyste i niewinne z lasów i
pól, by stało się jeszcze czyściejsze i bardziej niewinne w człowieku.
Gdy zabijasz zwierzę powiedz mu z serca:
„Ta sama siła, która odbiera ci życie, zabija i mnie;
ja też będę zniszczony.
Prawo, które wepchnęło cię w moje ręce mnie także przekaże w ręce Najwyższego.
Twoja krew i moja krew jest niczym innym tylko sokiem, który karmi drzewo
wieczności.”
A kiedy zgniatasz jabłko zębami powiedz mu swoim sercem:
„Twoje nasiona będą trwały we mnie
a twoje przyszłe pąki rozkwitną w moim sercu;
twój aromat będzie moim oddechem
i razem będziemy się cieszyć”.
Jesienią, kiedy zbierasz grona z twej winnicy, by zgnieść je prasą, powiedz im z
serca:
„Ja także jestem winnicą i moje grona dostaną się pod prasę,
i jak młode wino będę przechowywany w naczyniach wieczności”.
A zimą, gdy ściągasz wino, niechaj twoje serce zachowa pieśń dla każdego
kielicha,
w której zabrzmią wspomnienia jesiennych dni, winnicy i prasy.
O Pracy
Następnie oracz powiedział:
Mów nam o pracy.
A on odrzekł:
Pracujesz by dotrzymać kroku ziemi i ziemskiej duszy.
Gdyż być leniwym znaczy stać się obcym porom roku i wyjść z procesji życia,
która podąża majestatycznie i z dumnym posłuszeństwem ku wieczności.
Kiedy pracujesz jesteś jak flet, którego serce zamienia godziny w muzykę.
Któż z was chciałby być piszczałką tępą i milczącą, gdy wszyscy inni śpiewają
razem unisono?
Zawsze mówiono ci, że praca jest przekleństwem a trud nieszczęściem.
Lecz ja mówię, że pracując wypełniasz część najśmielszego marzenia ziemi
przypisaną ci już w dniu jego narodzin.
A trudząc się, naprawdę kochasz życie.
A kochać życie poprzez trudy, znaczy dotykać jego najgłębszych sekretów.
Lecz jeśli w swym bólu przeklinasz dzień swoich urodzin, a wspierające cię ciało
nazywasz fatum wypisanym ci na czole, odpowiem ci, że nic, tylko pot spływający
z czoła może zmyć to, co zapisane.
Powiedziano ci także, że życie to ciemność i w swym znużeniu powtarzasz to, co
znużenie ci szepcze.
A ja mówię ci, że życie jest ciemnością, jeśli nie zabłyśnie w nim pragnienie.
Zaś wszystkie pragnienia są ślepe, jeśli nie istnieje wiedza.
Wiedza jest zaś zbędna, jeśli nie istnieje praca.
Praca jest pusta, jeśli nie z miłością.
A kiedy kochasz to, co robisz, łączysz się z samym sobą, z innymi oraz z Bogiem.
Czymże jest praca z miłością?
To tkać płótno nićmi wyciągniętymi z serca tak, jakby miała je nosić najdroższa
osoba.
To budować dom z uczuciem, jakby miał być schronieniem dla twoich najbliższych.
To zasiewać ziarno z czułością a plony zbierać radośnie, jakby twoi ukochani
mieli je spożywać.
To napełniać wszystko, czego się dotkniesz chlebem swej duszy
i mieć świadomość, że wszyscy twoi zmarli stoją przy tobie i patrzą.
Często słyszałem jak mówicie niby we śnie:
”Ten, kto rzeźbi w marmurze odnajdując kształt swej własnej duszy w kamieniu
jest szlachetniejszy od oracza, a ten, kto przekształca tęczę i układa ją na
płótnie, by podobało się ludziom jest kimś więcej niż szewc robiący sandały na
nasze stopy”.
Lecz ja mówię, nie we śnie, lecz w pełni przebudzenia podczas południowego
przypływu, że wiatr nie szepcze czulej gigantycznym dębom niż najmarniejszemu
źdźbłu trawy.
A ten tylko jest wielki, kto przetwarza głosy wiatru w pieśń słodką od Jego
miłości.
Praca jest ucieleśnieniem miłości.
A jeśli nie umiesz pracować z miłością, a jedynie ze wstrętem, lepiej byś rzucił
swą pracę, usiadł pod bramą świątyni i żebrał o jałmużnę od tych, co pracują z
radością.
Jeśli zaś pieczesz chleb z obojętnością, twój chleb jest gorzki i może nasycić
jedynie połowę ludzkiego głodu.
Jeśli żałujesz, że musisz gnieść winogrona, twój żal zatruje wino.
Jeśli masz głos anielski a nie lubisz śpiewać, to jakbyś tłumił przed ludzkim
uchem głosy nocy i głosy dnia.
O Radości i Smutku
Następnie kobieta powiedziała:
Przemów do nas o Radości i Smutku.
On zaś odpowiedział:
Twoja radość jest twoim smutkiem pozbawionym maski.
Ta sama studnia, z której wznosi się twój śmiech, była niejednokrotnie
wypełniona twoimi łzami.
A jakże inaczej mogłoby być?
Im głębiej wyżłobi cię smutek, tym więcej radości możesz pomieścić.
Czyż czara, w której przechowujesz wino nie jest tą samą czarą, która wyszła z
pieca garncarza?
A lutnia, która koi twą duszę, czyż nie była drewnem drążonym przez dłuta?
Kiedy odczuwasz radość, spójrz głęboko w swe serce a powinieneś spostrzec, że
wyzwala ją to samo, co przyniosło ci smutek.
Kiedy czujesz smutek znów zajrzyj do swego serca a dowiesz się, że płaczesz z
powodu tego, co przynosiło ci radość.
Niektórzy z was mówią: „radość jest wspanialsza niż smutek” inni zaś: „nie,
smutek jest wspanialszy”.
Ale powiadam wam – one są nierozdzielne.
Przychodzą razem a gdy jedno z nich siedzi z tobą za stołem, pamiętaj, że drugie
drzemie przy twoim łóżku.
Jesteś zawieszony jak waga między swym smutkiem i swą radością.
Jedynie jeśliś pusty stoisz pewnie i równo.
Kiedy skarbnik każe ci powstać byś zważył jego złoto i jego srebro, szala
twojego smutku lub radości podniesie się lub opadnie.
O Domach
Następnie gospodarz domu wystąpił i powiedział:
Przemów do nas o Domach.
A on odpowiedział:
Budując dom w granicach miasta zbuduj w swej wyobraźni chatkę na odludziu.
Jeśli będziesz miał gości o zmierzchu, będzie ich także miał wędrowiec w tobie,
zawsze obcy i samotny.
Twój dom jest przedłużeniem twego ciała.
Rośnie w słońcu, śpi w ciszy nocnej i nie jest pozbawiony marzeń.
Czyż twój dom nie ma pragnień? Czy w marzeniach – nie zamienia miasta na
zagajnik lub wzgórze?
Ach gdybym mógł zebrać wasze domy na dłoni i jak siewca rozrzucić je po lasach i
łąkach!
Doliny byłyby waszymi ulicami a leśne ścieżki alejami, abyście mogli szukać się
nawzajem w winnicach i chodzić z zapachem ziemi na ubraniach.
Ale tak być nie może.
W swoim lęku ojcowie wasi zgromadzili was zbyt blisko siebie. I lęk ten potrwa
jeszcze trochę. Jeszcze przez jakiś czas ściany miasta będą was oddzielać od
waszych pól.
A powiedzcie mi mieszkańcy Orfalezu, co macie w tych domach? I czego strzegą
wasze zamknięte drzwi?
Macie spokój, tę cichą potrzebę, która wyzwala waszą moc?
Macie wspomnienia, połyskujące łuki, które umożliwiają wzloty umysłu?
Macie piękno, które prowadzi serca od rzeczy wykonanych w drewnie i kamieniu aż
do świętych wzgórz?
Powiedzcie, macie to w swoich domach?
Czy też posiadacie jedynie wygody i żądzę jeszcze większych wygód, tę podstępną,
co wchodzi do domu jak gość, staje się gospodarzem a następnie Panem?
I staje się przyzwyczajeniem, a za pomocą haka i bicza zamienia wasze największe
marzenia w marionetki.
I choć jej ręce są jedwabiste, jej serce jest z żelaza.
Kołysze was do snu po to tylko by stojąc u wezgłowia drwić z godności waszych
ciał.
Mami wasz zmysł słuchu i układa go na opuszkach ostu jak kruche naczynie.
A ostatecznie żądza wygód zabija pasje w waszej duszy i uśmiechając się idzie w
kondukcie żałobnym.
Lecz wy, dzieci przestrzeni, nieustający w wysiłkach, nie powinniście dać się
złapać i oswoić.
Wasz dom winien być nie kotwicą, lecz masztem.
Nie powinien być jak błyszcząca blizna, która zakrywa ranę, lecz jak powieka,
która chroni oko.
Nie powinniście składać skrzydeł by móc przejść przez drzwi ani zginać głowy by
nie uderzyć o sufit, ani obawiać się, że ściany pękną i zawalą się od pełni
waszego oddechu.
Nie powinniście zamieszkiwać grobowców wzniesionych dla żywych przez umarłych.
Pomimo swej wspaniałości i chwały dom wasz nie powinien gromadzić sekretów ani
być schronieniem dla waszych pragnień.
Bowiem to, co w was bezgraniczne przebywa w rezydencji nieba, której drzwiami
jest poranna mgła, a w której okna są pieśniami i ciszą nocy.
O Ubraniu
Tkacz, zaś powiedział:
Przemów do nas o Ubraniu.
A on odpowiedział:
Wasze ubrania zakrywają większość waszego piękna, a nie zakrywają tego, co nie
jest piękne.
I mimo, że odzienie ma dawać swobodę prywatności, może okazać się uprzężą i
łańcuchem.
Czy nie wolelibyście stykać się ze słońcem i wiatrem bardziej przez skórę niż
przez ubranie?
Wszak oddech życia potrzebuje blasku słońca a wiatr jest dłonią życia.
Niektórzy z was mówią: Czyż to nie północny wiatr utkał te wszystkie ubrania,
które nosimy?
A ja mówię, a jakże - to północny wiatr - ale jego krosnem był wstyd a
więdnięcie mięśni jego przędzą.
A gdy zakończył pracę śmiał się w lesie.
Nie zapominajcie, że skromność jest tarczą przeciwko nieczystym oczom.
Ale gdyby nieczyste zniknęło, czym byłaby skromność, jeśli nie kajdanami i
balastem dla umysłu.
I nie zapominajcie, że ziemia uwielbia czuć dotyk waszych bosych stóp, a wiatr
tęskni by bawić się waszymi włosami.
O Kupowaniu i Sprzedawaniu
A sprzedawca powiedział:
Mów nam o Kupowaniu i Sprzedawaniu.
A on odezwał się w te słowa:
Ziemia rodzi swe owoce dla ciebie i nie powinieneś pragnąć, jeśli wiesz jak
napełnić swe dłonie.
To wymiana podarunków ziemi powinna przynosić ci zaspokojenie i satysfakcję.
Jeśli tej wymianie nie towarzyszy miłość i uprzejma sprawiedliwość, doprowadzi
ona niektórych do łakomstwa a innych do głodu.
Kiedy wy trudzący się na morzu i na polu, i w winnicach spotkacie na rynku
tkaczy, garncarzy i zbieraczy przypraw - zaproście Najwyższego Ducha Ziemi aby
wszedł pomiędzy was, aby uświęcił szale i sprawdził czy wartość obliczacie
według wagi.
A nie dopuszczajcie tych z pustymi rękami, którzy sprzedają słowa za waszą pracę
by brali udział w waszych transakcjach.
Takim ludziom powiedzcie:
„Chodźcie z nami na pola lub wypłyńcie na morze z naszymi braćmi i zarzućcie
sieć
bo ziemia i morze będą dla was tak samo szczodre jak dla nas”
A jeśli nadejdą śpiewacy i tancerze, i grający na fletach – kupcie ich podarki.
Oni także są jak zbieracze owoców i kadzideł, a to, co przynoszą, chociaż
wzbogacone o marzenia, jest odzieniem i strawą dla waszych dusz.
Zanim opuścicie rynek bądźcie pewni, że nikt nie odszedł z pustymi rękami.
Najwyższy Duch nie zaśnie w spokoju na wietrze, dopóki potrzeby ostatnich z was
nie będą zaspokojone.
O Występku i Karze
Następnie jeden z sędziów miejskich wystąpił naprzód i powiedział:
Mów nam o Występku i Karze.
A on odpowiedział:
Dzieje się tak, że twój duch zawieruszy się na wietrze,
A ty samotny i bezbronny wyrządzisz krzywdę innym a przez to samemu sobie.
I z powodu tej krzywdy musisz zapukać i odczekać chwilę pod Bramą
Błogosławionych zanim zostaniesz zauważony.
Boskość w tobie jest jak ocean -
- pozostaje na zawsze nieskazitelna.
Jest też ona jak powietrze, które unosi jedynie uskrzydlonych,
a jest nawet jak słońce.
Nie zna krecich korytarzy i nie zagląda do wężych gniazd.
Lecz twoja boskość nie mieszka w tobie sama.
Duża część ciebie to uformowany człowiek, ale jakaś cząstka nie jest nawet
człowiekiem lecz bezkształtnym karłem wędrującym sennie we mgle poszukiwań swego
własnego przebudzenia.
Lecz teraz pragnę mówić o człowieku w tobie, bo nie twoja boskość ni karzeł w
tobie, lecz on zna występek i karę za przewinienie.
Często słyszałem jak mówicie o kimś, kto popełnił zbrodnię jakby nie był on
jednym z was, lecz obcym i intruzem w waszym świecie.
Lecz mówię wam, że nawet święci i prawi nie mogą wznieść się powyżej
najwyższego, które znajduje się w was.
Tak samo niegodziwi i słabi nie upadną poniżej najniższego, które również w was
się znajduje.
I jak żaden liść nie zżółknie bez cichej zgody drzewa, tak przestępca nie
popełni zbrodni bez waszej milczącej wiedzy.
Podążacie razem jak procesja w kierunku swej boskości.
Jesteście drogą i wędrowcami.
A gdy jeden z was upada, upada on za tych, którzy są za nim, jako przestroga
przed wystającym kamieniem.
Ale też upada za tych z przodu, którzy mają szybsze i pewniejsze nogi, jednakże
nie uprzątnęli kamiennej przeszkody.
I jeszcze jedno, mimo, iż te słowa zaciążą na waszych sercach:
Zabity nie jest niewinny swej własnej śmierci.
Okradziony nie pozostaje bez winy za kradzież.
Prawy nie jest bez winy za czyny niegodziwca.
A ten, kto ma czyste ręce, wcale nie jest czysty, z powodu uczynków przestępcy.
Tak, winny jest często ofiarą zadanych ran.
A jeszcze częściej potępiony nosi brzemię za prawych i niewinnych.
Nie możesz oddzielić prawa od bezprawia i dobra od niegodziwości, gdyż stoją one
na równi przed obliczem słońca jak białe i czarne nici uprzędzione razem.
A kiedy pęknie nić czarna, tkacz musi obejrzeć całą tkaninę a także sprawdzić
krosno.
A jeśli któryś z was wymierzałby sprawiedliwość niewiernej żonie, niechaj także
położy na szali serce jej męża i zajrzy do jego duszy.
I niechaj ten, kto miałby chłostać przestępcę przyjrzy się uważnie duszy
skrzywdzonego.
I jeśli ktokolwiek z was skazałby w imię prawa i przyłożył topór do drzewa zła,
niechaj obejrzy także jego korzenie.
A ujrzy korzeniezarówno dobre jak i złe, owocujące i jałowe splecione razem w
milczącym sercu ziemi.
A wy sędziowie chcąc wymierzyć sprawiedliwość - jaki wyrok wydacie na tego, kto
uczciwy ciałem posiada złodziejską duszę?
Jaką karę wymierzycie mordercy, którego dusza także przecież jest martwa?
I jak wykonacie wyrok na tym, kto w swych czynach jest oszustem i bandytą, ale
jest także urażony i znieważony?
A jak winniście ukarać tego, którego wyrzuty sumienia są większe niż krzywda,
którą wyrządził?
Czyż to nie skrucha wobec sprawiedliwości jest tym, co stanowi sedno prawa,
któremu służycie?
Nie możecie nakazać skruchy niewinnemu ani wydobyć jej z serca winnego.
Dobrowolnie musi ona krzyczeć nocą, aby ludzie zbudzili się i przyjrzeli się
sobie samym.
A wy, którzy zajmujecie się prawem, jakże zrozumiecie, jeśli nie patrząc na
wszystkie czyny w pełnym świetle?
Tylko w ten sposób pojmiecie, że ci, co zostali wyniesieni i ci, co upadli są po
prostu jednym człowiekiem stojącym w cieniu pomiędzy nocą swojego skarlenia i
dniem swej boskości, i że kamień wieńczący świątynię nie jest ważniejszy niż
najniżej położony kamień jej fundamentów.
O Prawie
Następnie jeden z prawników rzekł:
Powiedz nam o naszym Prawie.
A on odpowiedział:
Znajdujecie przyjemność w tworzeniu praw a jeszcze większą w ich łamaniu.
Ale gdy budujecie swoje zamki z piasku ocean wyrzuca coraz więcej piasku na
brzeg
A kiedy je burzycie ocean śmieje się.
Albowiem ocean śmieje się zawsze z niewinnymi.
A co powiedzieć o tych, dla których życie nie jest oceanem lecz skałą, a prawa
ludzkie to nie zamki z piasku, lecz dłuto, którym rzeźbią według własnego
uznania?
A co o kalekach, którzy nienawidzą tancerzy?
A co o wołu, który kocha swe jarzmo i uważa łosia i jelenia w lesie za włóczęgi
i bezpańskie stworzenia?
A co o starym wężu, który nie może zrzucić swej skóry, toteż innych nazywa
nagimi i bezwstydnymi?
A co o tym, który przychodzi zbyt wcześnie na wesele i odchodzi przejedzony i
zmęczony mówiąc, że wszystkie święta są bezprawiem a ci, co świętują są
przestępcami?
Co mogę powiedzieć o tych, co także stoją w świetle słonecznym, lecz tyłem do
słońca?
Oni widzą tylko swoje cienie. Ich cienie są ich prawem.
A czymże jest dla nich słońce, jeśli nie twórcą cieni jedynie?
I czym jest honorowanie prawa, jeśli nie pochylaniem się by podziwiać własne
cienie na ziemi?
Lecz wy, którzy idziecie patrząc w słońce, jakie znaki zapisane na ziemi mogą
was zatrzymać?
Wy, którzy podróżujecie z wiatrem - jaka chorągiewka powinna wyznaczać wasz
szlak?
Jakie ludzkie prawo powinno przykuć was do nieludzkich drzwi więzienia, jeśli
wyrwaliście się z jarzma?
A jeśli tańczycie, jakiego prawa macie się obawiać, jeśli nie utykania w
nieludzkich żelaznych kajdanach?
I kim jest ten, kto winien postawić was przed obliczem prawa, jeśli zdejmiecie i
pozostawicie swe ubrania na odludziu?
Mieszkańcy Orfalezu, możecie wytłumić bębny i poluzować struny liry, ale kto
zabroni śpiewać skowronkowi?
O Wolności
Mówca rzekł, powiedz nam o Wolności.
A on odpowiedział:
Widziałem jak u bram miasta i w zaciszu domowego ogniska padacie na twarze
sławiąc Wolność.
Tak samo niewolnicy uniżają się przed tyranem i chwalą go, mimo że ich gnębi.
A w gaju nieopodal świątyni albo w cieniu cytadeli widywałem jak ci, co cieszą
się największą wolnością nosili ją jak jarzmo lub kajdany.
I krwawiło moje serce; możecie być wolnymi, bowiem jedynie, gdy sama myśl o
poszukiwaniu wolności staje się wam ciężarem i gdy przestajecie rozprawiać o
wolności jako celu i spełnieniu.
Będziecie naprawdę wolnymi nie wtedy, gdy dni wasze będą pozbawione trosk, a
noce pragnień i smutku, lecz raczej, pomimo iż te uczucia otaczają was w życiu,
jeśli będziecie potrafili unieść się ponad nimi nadzy i nieskrępowani.
Ale jakże wzniesiecie się ponad swoimi dniami i nocami, jeśli nie zerwiecie
łańcuchów, którymi omotaliście pełnię swego dnia zanim jeszcze potrafiliście to
zrozumieć?
To, co nazywacie wolnością jest najmocniejszym z tych łańcuchów, choć jego
ogniwa połyskują w słońcu i mamią wasze oczy.
A czy nie są one cząstkami waszych jestestw, których trzeba się pozbyć, aby móc
poczuć się wolnymi?
Niesprawiedliwe prawo zostałoby zniesione.
To prawo zostało jednakże wypisane waszymi własnymi rękami na waszych czołach.
Nie możecie go wymazać paląc kodeksy prawne ani zmywając czoła waszych sędziów
choćbyście wylali na nich całe morze.
Bo jeśli pragniecie obalić despotę musicie zniszczyć jego tron zbudowany w was.
Jak tyran mógłby rządzić wolnymi i dumnymi, jeśli nie dzięki tyranii w ich
własnej wolności i wstydowi w ich własnej dumie?
A jeśli to troski chcecie się pozbyć, troska ta była przez was wybrana a nie
narzucona.
A jeśli to strach chcecie odpędzić, jego siedlisko jest w waszych sercach nie
zaś w dłoniach tych, co się boją.
Wszystkie te elementy są w was poprzeplatane: to, co upragnione i znienawidzone,
wstrętne i uwielbiane, to, co gonicie i to, od czego pragniecie uciec.
To wszystko porusza się w was jak światło i cień w nierozdzielnych parach.
A kiedy zabraknie cienia światło usycha stając się cieniem innego światła.
Tak samo wolność wasza, gdy jej więzy opadną, stanie się więzami dla innej,
większej wolności.
O Rozsądku i Namiętności
Kapłanka przemówiła znów:
Powiedz nam o Rozsądku i Namiętności.
A on odezwał się w te słowa:
Wasze dusze są często polem bitwy, na którym rozsądek i prawość prowadzą wojnę z
tym, co czujecie i czego pragniecie.
Gdybym mógł zaprowadzić pokój w waszych duszach zamieniłbym niezgodę i
rywalizację waszych cząstek w jedność i melodię.
Ale jakże mogłoby mi się to udać, jeśli nie spróbujecie pogodzić ze sobą, a
raczej, nie pokochacie wszystkich swoich cząstek?
Rozsądek i namiętność są sterem i żaglami dla waszej wędrującej duszy.
Jeśli wasze żagle lub ster zostaną zniszczone, będziecie jedynie kołysać się i
dryfować albo nawet zatrzymacie się w bezruchu pośrodku morza.
Posługiwanie się jedynie rozsądkiem to krępowanie mocy, zaś czysta namiętność
jest płomieniem, który płonie aż do samospalenia.
Toteż pozwólcie swej duszy wynieść rozsądek aż na wysokość namiętności, tak by
dusza mogła zaśpiewać.
A także pozwólcie by rozsądek nadał kierunek waszej namiętności, tak by
namiętność mogła codziennie zmartwychwstawać i unosić się jak feniks z popiołów.
Pragnę byście traktowali rozsądek i namiętność tak, jak traktowalibyście dwóch
najmilszych waszemu domowi gości.
Z pewnością nie wywyższalibyście jednego gościa ponad drugiego gdyż, kto
troszczy się bardziej o jednego, traci miłość i zaufanie obu.
Kiedy siedzicie w chłodnym cieniu białych platanów pośród wzgórz, czując spokój
i łagodność odległych pól i łąk – pozwólcie swemu sercu powiedzieć w ciszy „Bóg
odpoczywa w rozsądku”.
A gdy nadejdzie burza i potężny wiatr wstrząśnie lasem, a grzmoty i błyski
ogłoszą majestat niebios – pozwólcie swemu sercu powiedzieć z lękiem – „Bóg
rozbudza się w namiętności”.
A ponieważ jesteście oddechem w Boskiej sferze i liściem w Boskim lesie, także i
wy powinniście odpoczywać w rozsądku a rozbudzać się w namiętności.
O Bólu
Jedna z kobiet odezwała się:
Powiedz nam o Bólu.
A on odpowiedział:
Wasz ból bierze się ze skruszenia skorupy, która więzi wasze rozumienie rzeczy.
Jak pestka, która musi pęknąć by jej serce powstało w pełni słońca, tak i wy
musicie znać ból.
A gdybyście potrafili utrzymać swe serce w zachwytach nad codziennymi cudami
waszego życia, wasz ból wydawałby się wam nie mniej cudowny niż wasza radość.
I zaakceptowalibyście różne nastroje swego serca tak samo, jak akceptujecie pory
roku przechodzące nad waszymi polami.
I patrzylibyście z łagodnością poprzez zimy waszego smutku.
Większość waszego smutku przychodzi z waszego wyboru.
Jest on gorzką miksturą, jaką lekarz obecny w was leczy wasze chore jestestwa.
Toteż ufajcie mu i pijcie jego lekarstwo w ciszy i spokoju.
Bowiem jego ręka, chociaż ciężka i twarda, jest wiedziona czułą dłonią
Niewidzialnego.
A filiżanka, którą przynosi, chociaż parzy wasze usta, jest stworzona z gliny
zmoczonej uświęconymi łzami Garncarza.
O Poznawaniu Samych Siebie.
I poprosił jeden z mężczyzn, powiedz nam o Poznawaniu Samych Siebie.
A on odrzekł:
W ciszy swoich serc znacie tajemnice dni i nocy.
Lecz uszy wasze są spragnione brzmienia mądrości waszych serc.
Chcielibyście usłyszeć to, co znacie jedynie jako własne myśli.
Chcielibyście dotykać palcami nagich ciał waszych marzeń.
I tak właśnie powinniście czynić.
Ukryte źródło pragnień waszej duszy potrzebuje wezbrać i szemrząc popłynąć ku
morzu, a wtedy skarb waszej nieskończonej głębi ukaże się waszym oczom.
Lecz nie próbujcie odmierzać swego niezgłębionego skarbu i nie sprawdzajcie
głębi swego poznania miarą lub liną do sondowania.
Gdyż tożsamość wasza jest bezgraniczna i niemierzalna.
Nie mów „Odnalazłem jedyną prawdę” lecz raczej „Odnalazłem jedną z prawd”.
Nie mów „Znalazłem właściwą drogę dla swej duszy”, lecz powiedz „Wędrując moją
drogą odnalazłem duszę”.
Ponieważ dusza zna wszystkie drogi.
Nie chodzi ona w szeregu ani nie rośnie jak trzcina.
Dusza otwiera się jak lotos o niezliczonych płatkach.
O Nauczaniu
Następnie przemówił nauczyciel:
Powiedz nam o Nauczaniu.
A on odpowiedział:
Nikt nie może wyjaśnić wam czegokolwiek z wyjątkiem tego, co już leży w półśnie
u początków waszego poznania.
Nauczyciel, który spaceruje w cieniu świątyni pośród swych uczniów nie rozdaje
swej mądrości, lecz raczej swą wiarę i umiłowanie.
Jeśli jest naprawdę mądry nie zaoferuje wam odwiedzin w domu swej mądrości, ale
zaprowadzi was do progu waszego własnego rozumienia.
Astronom może wyjaśnić wam jak rozumie przestrzeń, lecz nie może podarować wam
swojego rozumienia.
Muzyk może wyśpiewać rytm, który dźwięczy w przestrzeni, ale nie da wam ucha,
które ten rytm zatrzyma ani głosu, który go powtórzy.
A kto jest biegły w sztuce liczenia, może opowiadać o tajnikach ważenia i
mierzenia, ale nie może was do nich zaprowadzić.
Bowiem wizja jednego człowieka nie użycza swych skrzydeł drugiemu.
I jako, że każdy z was stanie pojedynczo przed Boskim osądem, tak samo każdy z
was posiada swój własny obraz Boga i własne rozumienie świata.
O Przyjaźni
A młody człowiek powiedział, przemów o Przyjaźni.
I on odpowiedział tak:
Twój przyjaciel jest odpowiedzią na twe pragnienia.
Jest jak pole, na którym siejesz z miłością i zbierasz z wdzięcznością.
Jest twoim stołem i domowym ogniem, gdyż idziesz do niego ze swoimi pragnieniami
i szukasz w nim ukojenia.
Kiedy twój przyjaciel opowiada ci swoje myśli, nie boisz się, że w twych myślach
pojawi się „nie” ani nie powstrzymujesz swego „tak”.
A gdy milczy, jego serce nie przestaje słuchać twego serca.
W przyjaźni, bez jednego słowa, wszystkie myśli, wszystkie pragnienia, wszystkie
nadzieje powstają i są dzielone z cichą radością.
Kiedy rozstajesz się z przyjacielem nie odczuwasz żalu.
Bowiem to, co w nim kochasz najbardziej, pod jego nieobecność staje się
jaśniejsze tak samo jak góra staje się wyraźniejszą dla wędrowca, gdy patrzy nań
z równiny.
I niechaj nie będzie innego celu przyjaźni jak tylko poznanie głębi ducha.
Gdyż miłość, która szuka czegokolwiek innego ponad objawienie swej własnej
tajemnicy jest w istocie nie miłością, lecz zarzuconą siecią i to, co złowisz
nie ma żadnej wartości.
To, co w tobie najszczersze niechaj będzie przeznaczone dla twojego przyjaciela.
Jeśli pozna odpływ twojej fali, pozwól mu także poznać jej przypływ.
Po cóż ci, bowiem przyjaciel, którego potrzebujesz jedynie w wolnych chwilach?
Powinien być ci potrzebny zawsze.
Do niego należy wypełnianie twych pragnień, a nie twej pustki.
I niechaj słodycz przyjaźni przynosi śmiech i wspólne przyjemności.
Bowiem małe rzeczy odświeżają serca jak poranna rosa.
O Mówieniu
Następnie uczeń powiedział, opowiedz nam o Mówieniu.
A on odrzekł:
Mówisz, kiedy przestajesz być w zgodzie z własnymi myślami.
Gdy nie możesz już dłużej ukrywać się w samotności swego serca, zamieszkujesz w
swych ustach a dźwięk wypowiadanych słów przynosi odmianę i rozrywkę.
I często, gdy mówisz twoje myślenie jest w połowie unicestwione.
Myślenie, bowiem jest ptakiem przestrzeni, który w klatce słów może, co prawda
rozłożyć skrzydła, lecz donikąd nie poleci.
Są tacy wśród was, którzy poszukują gadatliwych w obawie przed samotnością.
Cisza samotności obnaża ich jestestwa i chcieliby od niej uciec.
Są i tacy, którzy mówią, a nie mając własnej wiedzy ni przemyśleń objawiają
prawdę, której sami nie rozumieją.
Ale są i tacy, którzy mają prawdę w sobie, ale nie objawiają jej w słowach.
W piersiach takich jak oni, w miarowej ciszy, zamieszkuje Duch.
Kiedy spotykasz przyjaciela na poboczu drogi lub na targu pozwól by Duch w tobie
poruszał twoimi ustami i rządził twym językiem.
Niechaj głos w twoim głosie przemawia do ucha w jego uchu.
Jego Duch zatrzyma prawdę twego serca tak, jak zapamiętuje się smak wina, kiedy
zapomnimy już jego kolor i nie istnieje naczynie.
O Czasie
Astronom powiedział, Mistrzu, powiedz nam o Czasie.
A on odpowiedział:
Mierzylibyście czas – niezmierzony i niemierzalny.
Dostosowalibyście swe zachowanie, a nawet nadali kierunek swej duszy zgodnie z
godzinami i porami roku.
Uczynilibyście z czasu strumień, na którego brzegu usiedlibyście obserwując jak
upływa.
Jednakże to, co ponadczasowe w was wyczuwa ponadczasowość życia, i wie, że
wczoraj jest niczym innym jak pamięcią dnia dzisiejszego a jutro jest jego
marzeniem.
A to, co śpiewa i medytuje w was, nadal przebywa niedaleko tego pierwszego
momentu, kiedy gwiazdy rozsypały się po firmamencie.
Kto spośród was nie ma poczucia, że siła jego miłości jest bezgraniczna?
A mimo to, któż nie czuje, że ta właśnie miłość, choć bezgraniczna, zamknięta
jest w samym środku waszych jaźni, i że porusza się nie tylko od jednej czułej
myśli ku drugiej, czy też od jednego aktu miłości ku innemu?
A czas – czyż nie jest właśnie jak miłość niepodzielny i nieograniczony?
A jeśli musicie w swych myślach dzielić czas na pory roku, niechaj każda z nich
zawiera w sobie pozostałe.
I niechaj dzień dzisiejszy przyjmie przeszłość ze wspomnieniami, a przyszłość z
tęsknotą.
O Dobru i Złu
Jeden ze starszyzny miejskiej rzekł, przemów do nas o Dobru i Złu.
A on odpowiedział:
Mogę mówić o tym, co w was dobre, ale nie o tym, co złe.
Czymże, bowiem jest zło, jeśli nie dobrem upodlonym przez swój głód i
pragnienie?
Gdy dobro umiera z głodu, zaczyna szukać pokarmu w ciemnych jaskiniach, a gasi
swe pragnienie pijąc nawet martwą wodę.
Jesteś dobry, gdy stanowisz jedność.
Ale gdy nie ma w tobie wewnętrznej zgody – nie znaczy, że jesteś zły.
Skłócony dom nie jest wszak jaskinią zbójców; jest jedynie skłóconym domem.
Statek bez steru może wszak błądzić bez celu pośród złowrogich wysp a przecież
nie zatonąć.
Jesteś dobry, kiedy starasz się dawać z siebie.
Ale nie jesteś zły, gdy próbujesz coś dla siebie zyskać.
Gdy starasz się coś zyskać jesteś jak korzeń, który przytula się do ziemi i ssie
jej pierś.
Oczywistym jest, że owoc nie może nakazać korzeniom:”Bądźcie jak ja, dojrzałe,
pełne i zawsze rozdające swe bogactwo!”
Owoc, bowiem, potrzebuje dawać, a korzeń pragnie otrzymywać.
Jesteś dobry, jeśli twoja mowa jest w pełni świadoma.
Ale nie jesteś przecież zły, kiedy twój język plącze się w półuśpieniu.
Nawet kiepska przemowa może przecież wzmocnić słaby język.
Jesteś dobry, jeśli zmierzasz do celu pewnie i dużymi krokami.
Ale nie jesteś zły, jeśli podążasz do celu utykając.
Nawet ci, co utykają, nie idą przecież do tyłu.
Ale wy, którzy jesteście silni i szybcy, pilnujcie się by nie utykać przy
kulawych, poczytując to za grzeczność.
Jesteście po tysiąckroć dobrzy, ale kiedy nie jesteście dobrzy, nie jesteście
przecież źli.
Jesteście po prostu włóczęgami i próżniakami.
Szkoda, że gazela nie może nauczyć żółwia szybkości!
Wasza dobroć leży w tęsknocie za byciem doskonałym i ta tęsknota jest w was
wszystkich.
W niektórych z was, tęsknota owa to strumień wartko płynący do morza, niosący
tajemnice górskich stoków i pieśni lasu.
A innych – jest ona jak struga na równinie, która gubi się w zakolach i
zakrętach, i ociąga się z dotarciem do brzegu morza.
Lecz niechaj ten, kto ma wiele pragnień nie pyta tego, kto ma ich niewiele: ”Z
jakiego powodu jesteś tak powolny i pełen wahania”?
Gdyż ci naprawdę dobrzy nie pytają nagiego, „Co zrobiłeś ze swoim ubraniem”? ani
bezdomnego, „Co się stało z twoim domem”?
O Modlitwie
Kapłanka odezwała się w te słowa:
Powiedz nam o Modlitwie.
A on odrzekł:
Modlicie się w zmartwieniu i w potrzebie.
A czemu nie czynicie tego także w pełni swego szczęścia i w dni pomyślne?
Czymże, bowiem jest modlitwa, jeśli nie wyprawą jaźni w pulsującą przestrzeń?
A jeżeli wyrzucenie swego bólu w przestrzeń przynosi ukojenie, sprawi wam
przecież przyjemność także przesłanie tam radości promieniującej z serca.
A jeśli umiesz jedynie lamentować, gdy twoja dusza wzywa cię do modlitwy,
powinna ona, mimo, że płaczesz, nękać cię jeszcze i jeszcze aż w końcu się
rozpogodzisz.
Gdy się modlisz, unosisz się by spotkać w przestrzeni tych, którzy modlą się w
tej samej chwili, a których, gdyby nie ta Modlitwa nigdy byś nie spotkał.
Niechaj, więc jedynym celem twej wizyty w tej niewidzialnej świątyni będzie
ekstaza i słodka komunia.
Jeśli bowiem wchodzisz do świątyni tylko po to by prosić - nic nie otrzymasz.
A jeśli wchodzisz, aby się ukorzyć - nie zostaniesz podniesiony.
A tym bardziej, jeśli wchodzisz, aby żebrać o jałmużnę od innych - nie będziesz
usłyszany.
Wystarczy abyś po prostu wszedł do niewidzialnej świątyni.
Nie mogę nauczyć was, jakimi słowami się modlić.
Bóg nie słucha waszych słów, chyba, że sam je wkłada w wasze usta.
A ja nie mogę nauczyć was modlitwy mórz, lasów i gór.
Lecz wy, zrodzeni z gór i lasów i mórz powinniście odnaleźć ich modlitwę w
waszych sercach.
A jeśli tylko będziecie chcieli słuchać spokojną nocą zapewne usłyszycie jak
szepczą w ciszy:
„Nasz Panie, który stworzyłeś nasze uskrzydlone jaźnie;
Twoja to wola w nas jest najwyższą wolą.
Twoje pragnienie jest najwyższym pragnieniem.
Za Twoją przyczyną nasze noce, które należą do Ciebie, zamieniają się we dnie,
które takoż do Ciebie należą.
Nie możemy prosić Cię o nic, bowiem znasz nasze pragnienia zanim jeszcze w nas
się zrodzą.
Ty stworzyłeś nasze potrzeby, a dając nam siebie, zaiste dajesz nam wszystko.”
O Przyjemności
Następnie pustelnik, który odwiedza miasto raz w roku, wystąpił naprzód i
powiedział:
Przemów do nas o Przyjemności.
A on odpowiedział tak:
Przyjemność to pieśń wolności, ale nie jest wolnością.
Jest rozkwitem waszych pragnień, lecz nie ich owocem.
Jest otchłanią, która woła ku niebiosom, lecz nie jest głębokością ani
wysokością
Jest wyrywaniem się do lotu, lecz nie jest zdobyciem przestworzy.
Tak, zaprawdę przyjemność to pieśń wolności.
I byłbym rad, gdybyście śpiewali pełnią swego serca!
Byle byście tylko nie zatracili się w tym śpiewie.
Niektórzy spośród waszej młodzieży szukają przyjemności jakby była ona wszystkim
i są za to osądzani i karceni. Nie osądzał ani nie karciłbym ich. Pozwoliłbym im
szukać.
Znajdą oni bowiem przyjemność, lecz nie tylko.
Ma ona siedem sióstr, a nawet ta najbrzydsza piękniejsza jest niż przyjemność.
Słyszeliście wszak o człowieku, który szukając w ziemi korzeni znalazł skarb?
Niektórzy starsi spośród was wspominają przyjemności ze skruchą, jakby były
występkami popełnionymi w upojeniu.
Ale skrucha jest jedynie zaciemnieniem umysłu nie zaś jego chłostaniem.
Powinni oni wszak myśleć o przyjemnościach z wdzięcznością tak jak o zbiorach,
które przynosi lato.
Ale jeżeli skrucha przynosi im ulgę, pozwólmy im ją odczuć.
A są wśród was i tacy, którzy nie są dość młodzi by szukać ani dość starzy by
mieć wspomnienia.
Ci, w strachu przed poszukiwaniem i wspomnieniami, unikają wszelkich
przyjemności, żeby nie zlekceważyć Ducha albo go nie urazić.
I w takim postępowaniu leży ich przyjemność. Także i oni znajdą skarb, chociaż
ich drżące ręce kopią w ziemi w poszukiwaniu korzeni.
Lecz powiedzcie – kimże jest ten, kto jest w stanie urazić Ducha?
Czyż słowik może urazić spokój nocy, albo świetlik – gwiazdy?
Lub czy ogień lub dym może zaszkodzić wiatrowi?
Czy sądzicie, że Duch jest jak spokojna tafla jeziora, którą można zakłócić
kijem?
Często, odmawiając sobie przyjemności, kryjecie pragnienia w zakamarkach swojego
„ja”.
Kto wie czy to, co wydaje się być pominięte dziś nie czeka nas jutro?
Ciało zna swe pochodzenie i własne potrzeby, i nie da się oszukać.
Jest harfą dla duszy i od was zależy czy wydobywa się z niej słodka muzyka czy
też chaotyczne dźwięki.
A teraz zapytajcie w głębi swego serca: „jakże odróżnić to, co jest w
przyjemności dobre od tego, co dobrym nie jest”?
Wyjdźcie na pola lub do swych ogrodów a dowiecie się, że to przyjemność pszczoły
w pobieraniu kwiatowego pyłku, a także przyjemność kwiatu w dawaniu swego pyłku
pszczole.
Dla pszczoły, bowiem, kwiat jest zdrojem życia a dla kwiatu pszczoła jest
posłańcem miłości.
I dla obojga – pszczoły i kwiatu – dawanie i otrzymywanie przyjemności jest
potrzebą i ekstazą.
Mieszkańcy Orfalezu, bądźcie w swych przyjemnościach jak kwiaty i pszczoły!
O Pięknie
Poeta poprosił, przemów do nas o Pięknie.
A on odrzekł:
Gdzie powinieneś poszukiwać piękna i jak je można odnaleźć, jeżeli ono samo z
siebie nie stanie się twoją drogą i przewodnikiem?
I jak mówić o nim, jeśli ono samo nie ułoży twych słów?
Boleśnie doświadczeni i zranieni mówią:
„Piękno jest życzliwe i delikatne. Jak młoda matka w lekkim onieśmieleniu swą
własną chwałą przechadza się wśród nas”.
A zapalczywi mówią: „Nie, Piękno to sprawa potęgi i lęku. Jak burza wstrząsa
ziemią pod nami i niebem nad nami”.
Zmęczeni i wypaleni mówią: „Piękno to miękkie szepty. Ono brzmi w duszy. Jego
głos muska nasze milczenie jak delikatne światełko, które drży w obawie przed
cieniem”.
Lecz niecierpliwi mówią: „Słyszeliśmy jak krzyczało pośród gór, a w jego wołaniu
był stukot kopyt, uderzanie skrzydeł i ryczenie lwów.”
Strażnicy miejscy nocą powiadają: „Piękno wzejdzie wraz z jutrznią na
wschodzie”.
W czasie południowej bryzy robotnicy i wędrowcy mówią: ”Widzieliśmy je
wychylające się ku ziemi przez okno zachodzącego słońca”.
Odgarniający śnieg zimą powiadają: „Nadejdzie wraz z wiosną, gdy pojawi się ona
na wzgórzach”.
A w upalne lato żniwiarze mówią: ”Widzieliśmy jak tańczyło z jesiennymi liśćmi i
zobaczyliśmy, że ma pasma śniegu we włosach”.
Wszystko to zostało powiedziane o Pięknie.
A prawda jest taka, że mówiliście nie o nim, lecz o swoich nieosiągalnych
pragnieniach.
Ale Piękno nie jest pragnieniem, lecz ekstazą.
Nie jest ono spragnionymi ustami albo pustą dłonią wyciągnięta w potrzebie,
lecz raczej rozpalonym sercem i oczarowaną duszą.
Nie jest obrazkiem, który można obejrzeć ani pieśnią, którą można usłyszeć.
A raczej jest obrazkiem ale takim, który widać przez zamknięte oczy i taką
pieśnią, którą słychać przez zakryte uszy.
Nie jest jak sok z wysuszonej kory ani skrzydło zrośnięte z pazurami,
lecz raczej jak wiecznie kwitnący ogród i gromada aniołów w nieustającym tańcu.
Mieszkańcy Orfalezu, Piękno jest życiem, gdy życie odsłania swą najświętszą
twarz.
Ale to wy jesteście i życiem, i zasłoną.
Piękno to wieczność przeglądająca się w lustrze.
Ale to wy jesteście i wiecznością, i lustrem.
O Religii
A stary ksiądz poprosił, przemów o Religii.
On zaś odrzekł:
Czy mówiłem dzisiaj o czymkolwiek innym?
Czyż nie religią są wszystkie myśli i uczynki?
A także to, co nie jest uczynkiem lub myślą, lecz cudem i niespodzianką wiecznie
kwitnącymi w duszy, nawet, gdy dłonie ciosają kamień lub obsługują krosna?
Kto umie oddzielić swą wiarę od swych uczynków lub wyznawane zasady od swej
pracy?
Któż umie rozsypać przed sobą godziny mówiąc:” te są dla Boga, a te dla mnie;
te są dla mej duszy a te pozostałe dla mojego ciała”?
Wszystkie twoje godziny to skrzydła, które przemierzają przestrzeń od siebie do
siebie.
Ten, kto nosi swą moralność jak odświętny strój niechaj lepiej pozostanie nagi.
Wiatr i słońce nie wydrą dziur w jego skórze.
A ten, kto dba o etykę jedynie, zamyka swój trel słowiczy w klatce.
A przecież pieśń swobody nie przenika przez kraty i druty.
A ten, dla kogo modlitwa jest jak okno – otwierane, lecz także zamykane – nie
był nigdy jeszcze w domu swojej duszy, której okna pozostają otwarte od świtu do
świtu.
Waszą świątynią i waszą religią jest wasze życie codzienne.
Kiedykolwiek tam wchodzicie zabierajcie ze sobą wszystko.
Weźcie pług i obcęgi, młot i lutnię, rzeczy, które stworzyliście z konieczności
lub dla przyjemności.
Bo w zamyśleniu nie wzniesiecie się powyżej tego, co osiągnęliście, ani nie
upadniecie niżej niż wasze porażki.
I zabierzcie ze sobą wszystkich ludzi.
Nie możecie, bowiem, unieść się w chwale wyżej niż ich nadzieje lub spaść w
upokorzeniu niżej niż ich rozpacz.
Możecie się więc domyślić, że Bóg nie będzie rozwiązywał waszych problemów.
Popatrzcie raczej w górę a zobaczycie jak bawi się z waszymi dziećmi!
I popatrzcie w przestrzeń; zobaczycie Go jak spaceruje w chmurach wyciągając swe
ramiona w czasie burzy a opuszczając w deszczu.
Możecie Go także ujrzeć jak uśmiecha się w kwiatach a potem wznosi dłonie i
porusza nimi w drzewach.
O Śmierci
Następnie Almitra odezwała się tymi słowami:
Zapytalibyśmy teraz o Śmierć.
A on powiedział:
Chcecie poznać sekret śmierci.
Lecz jakże moglibyście go odnaleźć, jeśli nie w samym środku życia?
Sowa, której widzące nocą oczy są ślepe w dzień, nie może odkryć tajemnicy
światła.
Jeśli zaprawdę chcecie pojąć ducha śmierci otwórzcie szeroko serca na pełnię
życia.
Bowiem życie i śmierć stanowią jedność, tak jak rzeka i morze.
W głębi waszych nadziei i pragnień leży wasza cicha pewność tego, co nastąpi.
I wasze serca jak nasiona skryte pod śniegiem marzą o wiośnie.
Ufajcie marzeniom, bo to w nich kryje się brama do wieczności!
Wasz strach przed śmiercią jest jak drżący pasterz stojący przed królem, którego
dłoń dotknie go z honorem.
Czyż pasterz nie jest radosny, pomimo swego drżenia, że poczuje królewski dotyk?
A także czyż nie zna przyczyny tego drżenia?
Czymże innym jest śmierć, jeśli nie staniem nago na wietrze i roztopieniem się w
słońcu?
I czym jest zatrzymanie oddechu, jeśli nie oswobodzeniem go od niespokojnych
przypływów tak, by mógł bez przeszkód powstać, unieść się i poszukać Boga?
Powinniście śpiewać tylko, jeśli pijecie z rzeki milczenia.
A wspinać się dopiero, gdy już osiągniecie szczyt górski.
A kiedy ziemia odbierze wasze ciała wtedy będziecie naprawdę tańczyć.
Pożegnanie
Nastał już wieczór.
I Almitra, jasnowidząca, rzekła: Niechaj będzie błogosławiony ten dzień, to
miejsce i twój duch, który przemawiał.
A on odpowiedział: Czy tylko przemawiałem? Czyż nie byłem także słuchaczem?
Następnie opuścił schody Świątyni, a wszyscy zebrani podążyli za nim.
I wszedł na statek, i stanął na pokładzie.
A zwróciwszy się znów do zebranych podniesionym głosem rzekł:
Mieszkańcy Orfalezu, wiatr nakazuje mi was opuścić.
Nie jest mi tak spieszno jak wiatrowi, ale mimo to muszę odejść.
My wędrowcy zawsze szukający samotnych dróg, żadnego dnia nie zaczynamy w
miejscu gdzie zakończył się dzień wczorajszy, a wschodzące słońce nie zastaje
nas tam, gdzie zostawiło nas o zachodzie.
Wędrujemy nawet, kiedy ziemia śpi.
Jesteśmy nasionami wytrwałych roślin i w naszej dojrzałości, a także w pełni
naszego serca jesteśmy oddani wiatrowi i rozsiani po świecie.
Krótkie były moje dni pośród was a jeszcze krótsze słowa, którymi przemawiałem.
Lecz jeśli mój głos zamilknie w waszych uszach a miłość moja zblaknie w waszej
pamięci znów do was przybędę.
I z sercem bogatszym a ustami bardziej posłusznymi duchowi, znowu do was
przemówię.
Tak, wierzcie mi, powrócę z przypływem.
I mimo, że śmierć może mnie ukryć, a wszechogarniająca cisza wziąć w objęcia,
znów kiedyś będę szukał waszego zrozumienia.
I nie będę szukał na próżno.
Jeśli cokolwiek z tego, co powiedziałem jest prawdą, ta prawda objawi się sama
jeszcze prawdziwszym głosem i słowami bliższymi waszym myślom.
Mieszkańcy Orfalezu, odchodzę z wiatrem, ale nie zapadam się w pustkę.
A jeśli ten dzień nie jest spełnieniem waszych pragnień i mojej miłości, niechaj
będzie chociaż obietnicą następnego dnia.
Potrzeby człowieka zmieniają się, ale jego miłość i pragnienie, by
zadośćuczyniła ona wszystkim jego potrzebom pozostają niezmienne.
Wiedzcie, zatem, że nawet z wszechogarniającej ciszy – powrócę.
Mgła, która znika nad ranem zostawiając po sobie jedynie rosę na polach, uniesie
się i stworzy chmurę, i opadnie deszczem.
A nie różnię się przecież od mgły.
W ciszy nocnej chodziłem waszymi ulicami a moja dusza nawiedzała wasze domy.
I bicie waszych serc jest w moim sercu, a wasz oddech na mojej twarzy.
I poznałem was wszystkich.
Tak, poznałem waszą radość i ból, a kiedy spaliście wasze sny były moimi snami.
I często byłem pośród was jako jezioro pośród gór.
Jak lustro ukazywałem wasze najwyższe uniesienia i załamania, a nawet
przepływające obłoki waszych myśli i waszych pragnień.
A do mojej ciszy dochodził śmiech waszych dzieci w strumykach i tęsknoty młodych
w rzekach.
A gdy strumyki i rzeki dopływały do mnie wciąż jeszcze były takie rozśpiewane!
Lecz dostałem także to, co jest słodsze ponad śmiech i wspanialsze niż tęsknota.
Jest tym wszystko to, co w każdym z was nieograniczone - ten Ogromny Człowiek,
którym cały jesteś, jeśli pominąć komórki twego ciała i ścięgna, ten, w którego
psalmach cały twój śpiew jest bezdźwięcznym pulsowaniem.
Jesteś ogromny dzięki Ogromnemu Człowiekowi w tobie oraz dzięki wdzięczności dla
Niego, tak jak ja jestem wam wdzięczny i kocham was.
Jakie odległości można znależć w tej ogromnej przestrzeni, których miłość nie
byłaby w stanie dolecieć?
Jakie wizje, jakie oczekiwania i jakie przypuszczenia mogłyby być lepsze niż
taki lot?
Ogromny Człowiek w tobie jest jak gigantyczny dąb pokryty kwiatami jabłoni.
Jego potęga trzyma cię przy ziemi, jego zapach unosi cię w powietrze, a poprzez
jego trwałość ty także jesteś nieśmiertelny.
Powiedziano wam, że jesteście jak łańcuch – tak słabi jak wasze najsłabsze
ogniwo.
To jest zaledwie połowa prawdy.
Jesteście wszak tak silni jak wasze najmocniejsze ogniwo.
Oceniać was według drobiazgów to jakby oceniać potęgę oceanu według delikatności
jego piany.
Osądzać was według waszych błędów to jakby obwiniać pory roku za ich zmienność.
Uwierzcie: jesteście jak ocean.
Ale, mimo że statki u waszych brzegów na mieliźnie oczekują przypływu, nawet
będąc oceanem nie możecie przynaglić swoich fal.
I jesteście także jak pory roku.
A chociaż w swej zimie wypieracie się swojej wiosny, to i tak wiosna
spoczywająca w was uśmiecha się sennie i nie czuje żalu.
Nie myślcie, że przemawiam tak, byście mogli rzec jeden drugiemu: „Pochwalił nas
należycie. Zobaczył w nas tylko dobro”.
Ja mówię jedynie słowami, które sami znacie z własnych myśli.
A czymże jest wiedza ubrana w słowa, jeśli nie cieniem tej wiedzy, której słów
nie trzeba?
Wasze myśli i moje słowa są jak promieniowanie z zapieczętowanej pamięci, która
trzyma zapis naszych dni wczorajszych i wcześniejszych dni, kiedy ziemia nie
znała ani nas,
ani samej siebie, a także nocy, gdy ziemia pogrążona była w zamęcie.
Mędrcy odwiedzają was by przynieść swą mądrość. Ja przyszedłem uszczknąć waszej
mądrości.
I z wdzięcznością znalazłem coś wspanialszego niż mądrość.
To płomień Ducha w was, rozpalający się coraz mocniej, gdy wy niepomni na jego
rosnącą siłę narzekacie na swe przeznaczenie.
Życie, które pragnie się ucieleśnić obawia się śmierci.
Tu nie ma grobów.
Te góry są kołyską i oparciem.
Gdy przemierzać będziecie pola gdzie pochowani są wasi przodkowie, przypatrzcie
się dokładnie, a zobaczycie siebie tańczących ręka w rękę ze swoimi dziećmi.
Doprawdy często wasza radość jest bezwiedna.
Odwiedzają was także inni, którym wierzycie w ich piękne obietnice dając im
bogactwo, sławę i władzę.
Ja niczego wam nie obiecałem a byliście dla mnie jeszcze bardziej szczodrzy.
Daliście mi głębokie, wieczne pragnienie.
Nie ma wszak lepszego daru dla człowieka niż zamiana wszystkich jego pragnień w
usta spragnione, a jego życia w źródło.
I w tym pokładam swój honor i swoją nagrodę, że kiedykolwiek przybywam do źródła
by napić się odkrywam, że woda także jest spragniona.
I ona pije mnie tak jak ja piję ją.
Niektórzy z was myślą, że jestem dumny i zbyt nieśmiały, aby przyjmować dary.
Tak, jestem zbyt dumny by przyjąć wynagrodzenie, ale nie podarunki.
I mimo, że jadłem jagody na wzgórzach, gdy przecież z chęcią gościlibyście mnie
w swych domach i spałem pod sklepieniem świątyni, gdy z radością
ofiarowalibyście mi schronienie, czyż to nie wasza troska o moje dnie i noce
napełniała pokarm w moich ustach słodyczą i opasywała moje sny wizjami?
Błogosławię was najbardziej za to, że daliście dużo nie czując, że dajecie
cokolwiek,
gdyż przecież dobroć, która przygląda się sobie w lustrze, zamienia się w
kamień.
A dobry uczynek, który sam siebie wychwala staje się matką przekleństwa.
A niektórzy z was zwali mnie samotnikiem upajającym się swą samotnością.
I mówili: „Jemu bliskie są drzewa w lesie, ale nie ludzie.
On siada samotnie na wzgórzu i przygląda się naszemu miastu.”
To prawda, że wspinałem się na wzgórza i spacerowałem na odludziu.
Jakże inaczej mógłbym was zobaczyć, jeśli nie z dużej wysokości i oddalenia?
Jak ktoś może być naprawdę blisko jeśli nigdy nie będzie daleko?
A jeszcze inni spośród was wołali do mnie bez słów: „Obcy, obcy! Miłośniku
nieosiągalnych wysokości, dlaczego kryjesz się pośród górskich szczytów gdzie
orły budują swe gniazda?
Czemu szukasz tego, co niezdobyte?
Jakie burze chwytasz w swoją sieć i jakie mgliste ptaki łapiesz na niebie?
Przyjdź i bądź jednym z nas!
Uspokój i nasyć swój głód naszym chlebem a pragnienie ugaś naszym winem!”
Mówili tak w samotności swych dusz.
Lecz gdyby ich samotność była jeszcze głębsza wiedzieliby, że nie szukałem
niczego innego jak tylko sekretu waszej radości i waszego smutku,
A chwytałem jedynie wasze doskonalsze jaźnie przechadzające się po niebie.
Ale łowca był jednocześnie ofiarą.
Wiele strzał wypuszczonych z mojego łuku dosięgło mej własnej piersi.
Jednak nie tylko latałem, ale i pełzałem.
Cień moich skrzydeł rozpostartych w słońcu kładł się na ziemi jak żółw.
I będąc wierzącym byłem jednocześnie wątpiącym.
Bowiem często jątrzyłem własne rany, aby posiąść więcej wiary w was i więcej
wiedzy o was.
I dzięki tej wierze i wiedzy mówię wam, że nie jesteście zamknięci w swoich
ciałach lub ograniczeni przez swe domy czy pola.
To, co jest wami, ma schronienie ponad górami i wędruje z wiatrem.
To nie jest coś, co pełznie do słońca po ciepło lub wwierca się w ciemność dla
poczucia bezpieczeństwa.
Ale jest swobodne, duchem, który okrąża ziemię i wzbija się w przestrzeń.
Jeśli te słowa są niejasne, nie próbujcie ich wyjaśniać.
Niejasne i zamglone jest początkiem, nie zaś końcem wszystkiego i byłbym
zadowolony gdybyście pamiętali mnie jako początek.
Życie, wszystkie życia, są poczęte we mgle, nie zaś w krysztale.
A któż to wie czy i kryształ nie powstaje z mgły?
Oto, co pragnę byście pamiętali wspominając mnie: to, co zdaje się być
najdelikatniejsze i onieśmielone w was jest w rzeczywistości najsilniejsze i
najtrwalsze.
Czyż to nie wasz oddech zbudował i wzmocnił konstrukcje waszych kości?
I czy to nie marzenie, którego już nie pamiętacie, zbudowało wasze miasta i
ukształtowało wszystko, co się w nich znajduje?
A gdybyście mogli ujrzeć jak rozchodzi się ten oddech, przestalibyście widzieć
wszystko inne.
A gdybyście mogli usłyszeć szept marzenia, przestalibyście słyszeć wszystkie
inne dźwięki.
Ale nie widzicie i nie słyszycie, i to dobrze.
Zasłona na waszych oczach winna być uniesiona przez dłoń, która ją utkała,
a glina, która wypełnia wasze uszy powinna być usunięta przez palce, które ją
ugniatały.
I wtedy przejrzycie na oczy.
I wtedy usłyszycie.
Ale nie narzekajcie, że zaznaliście ślepoty ani nie żałujcie, że byliście głusi.
Gdyż tego właśnie dnia poznacie odpowiedzi na wszystkie pytania i będziecie
błogosławić ciemność jak błogosławicie światłość.
Powiedziawszy to wszystko rozejrzał się i zobaczył kapitana swego statku jak
stał u steru i spoglądał to na rozpięte żagle, to w dal.
I powiedział:
Wielka jest cierpliwość kapitana mojego statku!
Wiatr wieje i żagle są niespokojne.
Nawet ster błaga o rozkazy.
Ale kapitan czeka aż zamilknę.
A ci spośród mych marynarzy, co słyszeli chór ogromnego morza, także i mnie
słuchali cierpliwie.
Ale nie powinni już dłużej czekać.
Jestem gotów.
Strumień dopłynął do morza i kolejny raz, jak wspaniała matka, przywołuje ono
swego syna do piersi.
Zostańcie w pokoju mieszkańcy Orfalezu.
Ten dzień dobiegł końca.
Zamyka się dla nas, jak lilia wodna, do jutra.
Zachowajmy cośmy tu otrzymali,
A jeśli to nie wystarczy będziemy musieli spotkać się znów i znów by razem
wyciągnąć ręce do tego, kto nas może obdarować.
Nie zapomnijcie, że wrócę do was.
Za niedługą chwilę moje pragnienia nabiorą wystarczająco popiołu i piany dla
innego ciała.
Jeszcze niedługa chwila, moment odpoczynku na wietrze, i odrodzę się w innej
kobiecie.
Żegnam was i młodość, którą spędziłem z wami.
To wczoraj spotkaliśmy się w snach.
Śpiewaliście mi w mej samotności a ja zbudowałem z waszych pragnień wieżę aż do
nieba.
Ale nasz sen prysnął i pojaśniało.
Mamy już południowy przypływ i nasze przebudzenie zamieniło się w pełnię dnia, i
musimy się rozstać.
W półmrokach pamięci powinniśmy spotkać się ponownie by znów rozmawiać i byście
zaśpiewali mi dojrzalszą pieśń.
A jeśli nasze dłonie spotkają się w innym śnie, powinniśmy zbudować jeszcze
jedną wieżę do nieba.
Powiedziawszy to dał znak załodze, i natychmiast podnieśli kotwicę i uwolnili
statek z lin cumowniczych i odpłynęli na wschód.
I rozległ się płacz ludzi jakby płynący z jednego serca, i zamienił się w
zmierzch i został uniesiony przez morze jak dźwięk trąbki.
Jedynie Almitra milczała patrząc na oddalający się statek aż zniknął we mgle.
I gdy wszyscy już poszli ona ciągle stała na brzegu rozpamiętując w swym sercu
to, co powiedział: „Jeszcze niedługa chwila, moment odpoczynku na wietrze, i
odrodzę się w innej kobiecie”.
Źródło: http://www.sm.fki.pl/SMN.php?nr=Gibran_Khalil_Gibran