JustPaste.it

PRL-u czasów czar...

Pokolenie 30 i 40-latków miało to „szczęście” że żyło jeszcze w barwnych czasach PRL-u. Czasy to były ciekawe i bardzo specyficzne.
Obecny ustrój zbliża nas powoli do stylu życia w państwach Europy Zachodniej. Nigdy tego poziomu życia nie osiągniemy, ale chociaż wiemy w jakim kierunku zmierzamy.
Moim zdaniem powinniśmy być bardzo dumni z naszej współczesnej historii. Ustrój komunistyczny ktoś nam zgotował – to nie był nasz wybór, a jednak sobie z nim jakoś poradziliśmy. Nauczyliśmy się w nim żyć i nawet się cieszyć z niedogodności jakie nam niósł .

Teraz - po latach, z jaką nostalgią wspomina się kolejki po papier toaletowy, który był deficytowym towarem niespotykanie pierwszej potrzeby. Występował tylko i wyłącznie w jednym gatunku i kolorze, a szczęśliwy jego nabywca, z dumą niósł go domu nanizany na szary, pakowy sznurek jak trofeum wojenne.
A wspaniały środek płatniczy - kartki. Nie wystarczyło mieć pieniądze, które wtedy nie były tak trudne do zdobycia przy braku bezrobocia. Kartka umożliwiła wydanie tych pieniędzy na mięso, kawę, masło, proszek do prania, mydło, buty. Nawet alkohol miał swoją kratkę na kartce żywnościowej.
Buty kupowało się jakie były – jeśli nie pasował rozmiar dla nikogo z najbliższej rodziny zawsze można było je na coś wymienić. Do tej pory na strychu u mego ojca leży pamiątka tamtych zakupów dwa lewe buty kupione bez otwierania pudełka i mierzenia .

A propos alkoholu – przypomnieć należy naszą wspaniałą godzinę 13.00. Nie wiadomo dlaczego, ale dopiero od tej zaczarowanej godziny można było nabyć alkohol w sklepach. Ale Polacy oczywiście z wszystkim sobie umieli poradzić i wymyślili instytucję zwaną - meta lub ciotka.
Na mecie można było kupić wszystko ( mowa o papierosach i alkoholu) i o każdej porze. Drzwi mety otwierały się na umówione hasło, stawki na towar były ustalone i jakoś sobie wszyscy radzili.
A ile z tą konspirą było radości .

Jeszcze takie moje osobiste wspomnienie.
Na studiach w Sopocie wynajmowałam mieszkanie u takich przesympatycznej starszej pani. Babcia handlowała na bazarku warzywami, w domu trochę węgierskimi ciuchami a w niedziele zawsze chodziła na wyścigi konne.
Dziwiła mnie trochę ta jej pasja – bo babcia miała już swoje lata i jakoś tak mało o tych koniach mówiła. Wydało się dopiero pod koniec mojego u niej mieszkania, kiedy zdobyłam już jej pełne zaufanie. Babcia się pochwaliła po co chodzi na te wyścigi. W torbie - dość dużej – zawsze miała coś co uspokajało emocje kibiców i brała za to dobrą cenę. U babci nie obowiązywała godzina 13 i nie trzeba było mieć karteczek. No i wszyscy byli zadowoleni .

Do absurdów tamtych czasów należały też listy społeczne na zakup artykułów „luksusowych” – mebli, lodówek, pralek itp. Kolejki stały całymi dniami i nocami. Trzeba było się na tych listach podpisywać codziennie.
Czekanie na towar trwało rożnie - od tygodnia do dwóch miesięcy. Ale jakże cieszyła wtedy wniesiona do domu meblościanka typu – Puszcza! Wszyscy w bloku mieli takie same i nikt się nie silił na oryginalność :)
I mimo, że było tak trudno ludzie potrafili się bawić i cieszyć. Nie mieliśmy dla swoich dzieci kolorowych zabawek, pieluchy były z tetry i trzeba je było prać i prasować .
Jedliśmy niezdrowo, tłusto i nieregularnie a jednak wyrośliśmy na dość zdrowe pokolenie .
Nie mieliśmy szybkich samochodów a jednak potrafiliśmy często odwiedzać kuzynów i znajomych .
Więc czy tak naprawdę było nam tak źle?

Więcej przecztasz na stronie: www.myPolinfo.com