JustPaste.it

Zagubione owieczki

Pewnego czerwcowego wieczoru 2008 roku zebrala sie mala grupka Polakow mieszkajacych w okolicach Bostonu, i jak to czesto bywa wywiazala sie dyskusja na temat religii i Boga. Tak jak zwykle nikomu z ateistow ani wierzacych nie udalo sie przekonac innych o slusznosci swoich pogladow. Nie do przelamania jest slepa wiara ateistow, ze prawdziwie inteligentni ludzie nie moga, czy tez nie powinni wierzyc w istnienie Boga, takiego jakiego znamy z tradycjii judeo-chrzescijanskiej. Tego dnia dyskusja byla wyjatkowo goraca i wydawalo sie, ze rozejdziemy sie w stanie wysokiego rozdraznienia i niecheci jednych do drugich. Kiedy bylem gotowy juz do wyjscia, podszedl do mnie jeden z najbardziej agresywnych ateistow i powiedzial tak: " Nie ma sie o co klocic - w koncu wszyscy jestesmy zagubionymi owieczkami." Ta niespodziewana wypowiedz dala mi wlasnie mysl do napisania nastepujacego krotkiego opowiadania.

Krotkie Opowiadanie o Zagubionych Owieczkach

Baca Jozek mial spore stadko owiec do wypasania. Jedne byly mlode i glupie, inne starsze i tez glupie, a inne inteligentne ( przynajmniej tak im sie wydawalo), oraz owieczki madre (choc tego nie wiedzialy). Jedne byly brzydkie a inne ladne, wsrod ktorych jeden baran wyroznial sie nie tylko pieknym futrem, ale prawie ze ludzka inteligencja i przebiegloscia. W zwiazku z tym Jozek nazwal go Janosik, ktory byl mu bardzo pomocny w pilnowaniu stada. Janosik mial wielkie powodzenie wsrod mlodych owieczek, ale on upatrzyl sobie najpiekniejsza o sniezno-bialej welnie nazywanej Sniezka. Niestety, Jozek nie dopuszczal Janosika do niej i wogule kontrolowal scisle zycie prywatne swej owczarni. Bardzo sie to Janosikowi nie podobalo i jednego dnia, kiedy to baca odbywal swa popoludniowa drzemke, ten butny baran zwolal wswzystkie owce i tak przemowil (oczywiscie baranim glosem): " Ja juz mam tego wszystkiego dosyc, i mysle ze wy tez. Codziennie wczesnym switem zrywani jestesmy na nogi i gonieni na dosyc marna lake, a gdy jeszcze sobie dobrze nie pojemy juz jestesmy zapedzani do zagrody, gdzie nasze kolezanki sa poddawane torturom dojenia mleka. Ponadto co roku oszpeca nas strzygac welne, ktora jest naszym najwiekszym skarbem. Najbardziej przeszkadza mi jedenak sluchanie jak okropnie falszuje grajac na tej drewnianej fujarce. W zwiazku z tym proponuje, abysmy opuscili to miejsce i udali sie na druga strone doliny gdzie sa piekne i soczyste laki. Tam wypasaja sie jelenie, ktorych nikt nie goni i nie kontroluje ich zycia osobistego. Ja wychodze dzis w nocy i kto chce niech za mna podaza. Na to odezwala sie jedna troche przyglupiata i brzydka owieczka zakochana potajemnie w Janosiku: "Ja tam nigdzie nie ide. A co bedzie w zime jak nie bedzie trawy i nie bedzie gdzie sie schronic? Tutaj baca zapewnia nam dach nad glowa, strawe i opieke, a tam jak te jelenie bedziemy musieli o wszystko starac sie sami." Wiele owieczek, szczegolnie tych mniej inteligentych zgodzilo sie z przedmowczynia. Mimo tego jedna trzecia stada opouscila potajemnie Jozefa smacznie spiacego w tym czasie na baranim kozuchu.

Po przedostaniu sie na druga strone doliny owce doznaly ekstazy wolnosci i dobrego zycia karmiac sie wspaniala trawa. Radosc nie trwala zbyt dlugo, gdzyz z nadejsciem zimy trzeba bylo gdzies sie schronic. Janosik zakomenderowal przeprawe przez pobliski wawoz aby schronic sie w otaczajacym go gestym lesie, tak jak to juz zrobily wszystkie jelenie z latwoscia pokonujac ta przeszkode. Jednak mimo swej inteligencji owce nie zauwazyly ze ich nozki sa dosyc krotkie i nie dostosowane do pokonywania stromych zboczy wawozu. Janosik wyslal wpierw najsilniejsze barany aby przetarly droge. Po pewnym czasie zaczely dochodzic z dna wawozu rozpaczliwe beczenia. Okazalo sie po zejsciu na dol zaden z nich nie byl wstanie wspiac sie na gore ani po jednej ani po drugiej stronie tego wawozu. Paru z nich lezalo z polamanymi nogami zlozeczac na bace ze nie przypilnowal ich i pozwolil im zwiesc sie Janosikowi. Ciekawe, ze nikt nie mial pretensji do samego Janosika. Mimo tego, Janosil nakazal innym owcom probowac przedostac sie na druga strone i isc do lasu, ale juz nikt nie chcial jego sluchac. Niektore z nich, mimo grozb i przeklenstw Janosika, udaly sie w droge powrotne do bacowki. Kiedy pierwsze z nich dotarly do zagrody zobaczyli Jozka jak spokojnie gral na fujarce w otoczeniu swojej trzodki przy cieple zapalonego ogniska. " Jak to, nie probowales nas szukac ?" - pytaly wynedzniale i wyglodzone powrocone owieczki. " A no nie, bo wiedzialem, ze wrocicie dobrowolnie a nie pod przymusem o co mnie przedtem oskazalyscie" - odpowiedzial Jozek. Tym niemniej, zaraz wstal wzial ze soba pare owczarkow zaprzezonych do malego wozka i ruszyl w kierunku wawozu. Po drodze spotykal wymeczone owieczki, ktore pokornie wracaly do domu, ale nie widzial wsrod nich swej ukochanej Sniezki. Dowiedzial sie, ze ona jako ostatnia postanowila z milosci do Janosika zejsc na dol aby pomoc w znalezieniu drogi do lasu. W czasie wdrapywania na drugie zbocze stoczyl sie duzy kamien i przytloczyl ja do ziemi. Jozek nie namyslajac sie dlugo zszedl do wawozu i zaczal poszukiwania, az wreszcie znalazl pol-zywa owieczke. Wzial ja na rece i przytuliwszy do piersi wspinal sie na krawedz wawozu, i dopiero wtedy Sniezka zrozumiala co to jest prawdziwa milosc. Jak Janosik zobaczyl ja wpatrzona z wdziecznoscia w bace, to natychmiast uciekl i juz go nigdy nikt wiecej nie zobaczyl. Po uratowaniu Sniezki Jozek powrocil do wawozu ofiarowujac swoja pomoc znajdujacym sie tam innym uwiezionym baranom. Wielu z nich z radoscia go witalo wyrazajac wdziecznosc iz odpowiedzial na ich prosby o ratunek, ale byli tacy co woleli umrzec niz ponownie oddac sie w "niewole" bacy.