JustPaste.it

Dwie Kromki Czerstwego Chleba - Czesław Kostecki

Artykuł dotyczy osoby szukającej za granicą pracy,jako jedynej drogi by móc przeżyć.

Artykuł dotyczy osoby szukającej za granicą pracy,jako jedynej drogi by móc przeżyć.

 

 

                   DWIE KROMKI CZERSTWEGO CHLEBA 

 

C

hcesz się dowiedzieć co w Republice Czeskiej oznacza słowo „czerstwy chleb” powinieneś tam pojechać chociaż na chwilę. Słowo czerstwy oznacza dokładnie coś przeciwnego niż u nas w kraju. Poszukujesz pracy, pieniędzy i spokoju znajdziesz dokładnie to samo co oznacza tam słowo „szukać”. Słowo „bydlenie” to zakwaterowanie.

Jadąc do Czech mamieni kolorowymi ulotkami czeskich firm rodacy nawet nie myślą o tym że w każdej chwili mogą stać się ofiarami zwykłej ludzkiej niekompetencji.

Aby stać się ofiarą różnego rodzaju sytuacji w cale nie trzeba jechać dalej do Europy, wystarczy tuż za miedzę. Spotka Cię to samo tylko że bardziej boli.

W Czechach za pracą byłem trzykrotnie, spotkałem  w większości ludzi za którymi ciągnął się duży ogon licznych osobistych problemów i którzy w nadziei na poprawę swojego losu przyjechali do pracy. Dla wszystkich których tam spotkałem, Polaków ,Czechów, Słowaków mam osobisty podziw i szacunek za determinację która powodowała, że po prostu „mimo wszystko” walczyli tam o przetrwanie.

Mógłbym teraz wyliczyć wszystko to co moim zdaniem jest niezgodne z prawem i z czym się nie zgadzam, mógłbym podać okoliczności i licznych świadków, chodzić po sądach, prokuraturach i dochodzić swoich racji. Ja zrobię inaczej: opiszę swoją ostatnią podróż za chlebem do Republiki Czeskiej. Może ktoś z tych opowieści wyciągnie dla siebie jakieś wnioski. Nie będę nikomu nic sugerował zachęcał, zniechęcał w myśl określenia „róbta co chceta” ale jeżeli chodzi o pracę za pośrednictwem agencji to ja Republikę Czeską omijał będę szerokim łukiem.

Jestem w wieku naszego Prezydenta a więc w wieku w którym zdążyłem już napatrzyć się na wiele dziwnych rzeczy w naszym kraju. Mam też spore doświadczenie życiowe i zawodowe.

Wiem jak łatwo można uwikłać się w różne sprawy z których ciężko się wygrzebać, ale ja w

 przeciwieństwie do licznych nigdy nie poddaje się. Mam tylko swoją zasadę ,najpierw uratuję życie, potem zdrowie a na końcu mienie.

W listopadzie ub. roku w telegazecie telewizji Kraków po hasłem „praca” znalazłem zachęcające ogłoszenie „praca dla kobiet i mężczyzn”, wysokie zarobki, zakwaterowanie, liczne dodatki itd. Dzwonię pod podany numer 664187319. Męski głos odpowiada ,proszę pana jest to czeska agentura z siedzibą w Ostrawie. Jestem przedstawicielem a jednocześnie tłumaczem agentury.

Bliższe informacje i specjalny druk do lekarza przyśle mi na adres domowy. Miałem z tym przysłaniem kłopot, bo nie mieszkałem już prawie rok w miejscu stałego zameldowana.

Uporałem się jednak z tym problemem. Otrzymałem dość obszerną informację i stosowny druk na badania lekarskie. Umowa miała być podpisana w Ostrawie w wyznaczony poniedziałek gdzie tłumacz – Polak z Bielska Białej – będzie przy tym obecny. Ustaliliśmy konkretną datę mojego przyjazdu do Ostrawy. Był to pierwszy poniedziałek grudnia. Dzień wcześniej około południa w niedzielę dzwonił do mnie czy aby na pewno przyjadę do Ostrawy .Sprawa pracy i cała rozmowa brzmiała tak wiarygodnie ,że spakowałem się i pojechałem do Ostrawy. Ponieważ mieszkałem sam w wynajętym mieszkaniu i nie miałem innej możliwości musiałem wszystko ,dosłownie wszystko opróżnić z mieszkania. Powynosiłem więc do skrzynek PCK swój dorobek tj. ubrania, garnitury, kurtki, pościele ,a inny sprzęt domowy rozdawałem za darmo. Ze sobą zabrałem tylko to co naprawdę niezbędne bo zamierzałem pracować za granica dłużej. Okazało się później, że i tak zabrałem ze sobą za dużo rzeczy bo nie mogłem tego unieść. W Ostrawie mieliśmy się spotkać na dworcu kolejowym. Agentura jest blisko dworca więc gdy przyjadę mam do niego zadzwonić na podany mi czeski numer to po mnie wyjdzie. W umówionym miejscu na dworcu kolejowym byłem już przed jedenastą rano. Kupiłem czeską kartę telefoniczną i dzwonię. Dzwonię kilka razy, piskliwy ton w słuchawce- nie ma takiego numeru. Może inny automat, może inny polski numer telefonu?

Kupuję nową kartę ,tym razem do telefonu komórkowego – abonent jest poza zasięgiem, lub ma wyłączony telefon. Postanowiłem sam udać się do agencji i była, ale pracy dla Polaków nie ma. Po drodze na dworzec wyrzucałem dalsze swoje rzeczy bo stały się balastem. Ciągle wydawało mi się to one są winne że jestem tak zmęczony. W okolicach Cieszyna w drodze powrotnej udało mi się dodzwonić do Szanownego tłumacza – tłumaczył się że wraca z sześcioma innymi osobami gdyż czescy pracodawcy nie chcieli zatrudnić Polaków. -Proszę pana ale ja nie mam gdzie wracać bo panu uwierzyłem i zlikwidowałem swoje mieszkanie!

Bardzo mi przykro-przepraszam pana!

Zatrzymałem się w Krakowie-goły ale nie wesoły.

Za pośrednictwem lokalnej krakowskiej prasy znalazłem inną firmę oferującą pracę w Republice Czeskiej. Jest to „Trenkwalder Kappa people Sp.z.o.o” Plac na Stawach w Krakowie. W grudniu ub. roku w czasie kiedy tam byłem firma miała oferty w dwóch  zakładach.

W jednym miały być lepsze zarobki ale gorsze warunki zakwaterowania. Drugi zakład w Czechach nieco mniej płacił natomiast warunki zakwaterowania miały być dużo lepsze. Zależało mi na czasie bo kończyły mi się pieniądze dlatego zgodziłem się na tą drugą propozycję zwłaszcza że była szansa wyjechać już za tydzień. Formalności to nowe badanie lekarskie ,zaświadczenie o niekaralności i podpisanie umowy. Wymogi to minimum podstawowe wykształcenie, badanie lekarskie –zezwolenie na pracę w nocy ,sumienność i chęć do pracy. Miejsce pracy Velka Biteś –pracownik produkcyjny w zakładzie ITW Pronovia.

Po podpisaniu stosu dokumentów w tym zapoznaniu się z ogólnymi warunkami zatrudnienia w Spółce za tydzień już byłem w Czechach.W razie jakichkolwiek problemów miałem kontaktować się z Krakowem ale przede wszystkim z koordynatorem panią Klimentową Z ogólnych warunków zatrudnienia wynikało iż wszelkie ewentualne spory należy zgłaszać pisemnie i będą one rozstrzygane w ciągu 30 –tu dni. Musiałem też założyć konto w banku.

Dojechałem do Velka Biteś przed godziną 16-tą.Piękne małe miasteczko architekturą przypominające mi Stary Sącz, położeniem Piwniczną.

Przed wyjazdem do Czech otrzymałem w Krakowie ustną ale też na piśmie instrukcję co mam robić gdy przypadkiem spóźnię się i nie dojadę do godziny szesnastej na przystanek w rynku gdzie będzie na mnie i inne osoby czekać pani koordynator. Wysiadam z autobusu  rozglądam się – nie ma nikogo. Jest jeszcze czas więc czekam. Mija 16-ta,mróz coraz bardziej mi dokucza. Na końcu tej samej wysepki stoi młody mężczyzna, obok niego leżą bagaże. Obaj zachowywaliśmy się podobnie więc zagadnąłem do niego-Pan może też z Polski? Okazało się, że jest to Przemek z Krakowa. Dzwoniliśmy kilka razy do koordynatorki informując ją ,że zgodnie z poleceniem czekamy na przystanku i nie wiemy co mamy dalej robić. Pani koordynator-młoda dziewczyna przyjechała samochodem firmowym tuż przed 19-tą.Zabrała nas celem zakwaterowania do hotelu „Jelinek” znajdujący się około 30 metrów za naszymi plecami. Po zameldowaniu nas na recepcji udaliśmy się na pierwsze piętro budynku gdzie umieszczono nas razem w pokoju nr 7.Koordynatorka samochodem podwiozła nas w pobliże zakładu w którym mieliśmy pracować i poleciła zgłosić się do personalnej na drugi dzień rano. Poleciła nam też założyć konto w jednym z banków bo w najbliższy czwartek ma nam wpłacić 1000 koron zaliczki.

Oprócz nas w hotelu w innych pokojach mieszkali pracownicy tego samego zakładu zatrudnieni przez firmę „Trenkwalder Kappa people” którzy przyjechali do pracy kilka dni przed nami. Byli to mieszkający razem Słowak-Marian i Czech- Paweł, dwie młode dziewczyny ze Słowacji; Polacy Marzena i Piotrek oraz Krzysztof z Częstochowy jak również Helenka z Czeskich Karkonoszy. Po Nowym Roku dochodziły nowe osoby na wakujące miejsca bądź w zamian za tych którzy odeszli.

Hotel „Jelinek” to stary stylowy budynek, na parterze restauracja i osobno kawiarnia z ubikacjami na podwórku tuż pod naszymi oknami. W podwórzu gdzieś z tyłu zasłonięta dużą niebieska plandeką jest stajnia. Nie ma tam dostępu ale słychać było porykiwanie krowy. Na podwórku w pobliżu naszych okien znajdują się hotelowe śmietniki ustawione na drodze do wspomnianej,ukrytej stajni dlatego dostęp do nich miała tylko sprzątaczka. Ta sama sprzątaczka pracowała też na kuchni bo zarówno hotel, restauracja i kawiarnia należy do tej samej właścicielki. Jeśli wierzyć w to co właścicielka sama do mnie mówiła w hotelu tym nocował i spożywał posiłek sam Cesarz Józef II- miała w tedy 5 lat.

Mieliśmy do dyspozycji lodówkę, czteropalnikowy piecyk gazowy, elektryczny czajnik na herbatę, trzy kabiny z prysznicem z których praktycznie do użytku była  tylko jedna. W pokojach po dwa łóżka z pościelą telewizor kolorowy. Telewizory tak jak właścicielka też musiały być z czasów Cesarza Franciszka i w zależności jak komu się trafiło były z pilotem lub bez, z jednym lub czterema programami .Lodówka zdemolowana zamrażała a nie chłodziła. Początkowo używaliśmy odkurzacza ale ponieważ worki kosztują oddano nam do dyspozycji froterkę. Była też pralka automatyczna używana na okrągło. Wydaje mi się, że na tyle osób mieszkających w hotelu najbardziej dostępny i sprawny technicznie był czajnik elektryczny. Mimo wszystko czuliśmy się tam wszyscy jak jedna rodzina.

Zakład w którym pracowaliśmy mieścił się na obrzeżach miasteczka w odległości 15 minut drogi od hotelu. Pracowała tam prawie sama młodzież, w większości kobiety. Pracowaliśmy w dobrej i miłej atmosferze. Jedynym mankamentem to praca na dziale tzw.lisownia przy bardzo głośnych maszynach coś w rodzaju kafarów, a także praca w godzinach wieczorowo nocnych od 18 do 2 nad ranem czyli trochę drugiej ,a trochę trzeciej zmiany. Mnie osobiście

taka zmiana wieczorowo nocna dotyczyła przez ostatnie pięć kolejnych tygodni pracy w tym

zakładzie.

W grudniu zakończono pracę w zakładzie na tydzień przed świętami i miała rozpocząć się dopiero po nowym roku w styczniu. Kto tylko miał za co, z czym i gdzie  pojechał na święta.

Pani koordynator wypłaciła wszystkim należną zaliczkę po 1000 koron i zniknęła na dwa tygodnie. Pieniądze otrzymałem za pośrednictwem banku więc o 100 koron mniej bo tyle wynosi prowizja za pobranie z konta pieniędzy.

Zostało nas trzy osoby. Przekwaterowano mnie i Słowaka Mariana do jednego pokoju natomiast w innym mieszkała Czeszka Helenka.

Małe miasteczko Velka Biteś zapadało jakby w sen zimowy. Coraz mniejszy ruch  samochodów, mniej ludzi w sklepach i na ulicach. Na dworze lekki mróz, ładna pogoda.

Przez całą zimę właścicielka hotelu włączała ogrzewanie dopiero o 18-tej wieczorem a wyłączała regularnie o drugiej w nocy i tak całą zimę. Nie pomogły interwencje u koordynatora, która po paru tygodniach od naszej interwencji powiedziała nam, że w Czechach tak się wyłącza ogrzewanie wszędzie także u  niej w domu. Z tym ogrzewaniem hotelu był jeden wyjątek na święta gdzie przez dwie doby w ogóle nie było ogrzewania. Pamiętam jak spałem w czapce zimowej na głowie. Nie było się gdzie schować, sklepy zamknięte bo święta, kościół wyziębiony, dworców nie ma. Dodatkowo nie mieliśmy już pieniędzy i robiła się realna wizja głodu. Co mieliśmy robić? Koordynator nieosiągalny.

Marian znalazł metodę na głód i zimno bo nieustannie spał lub leżał w łóżku pod kocem. Wychodził z łóżka i robił pierwszy posiłek ale było to zazwyczaj pod wieczór. Helenka siedziała u siebie w pokoju także w łóżku ale co jakiś czas rano za drzwiami słychać było  na korytarzu jej nerwowe kroki, gdzieś ubrana w dużą kurtkę wychodziła. Po chwili wracała i miała różne zupki, ciastka. -Muszę przecież coś jeść! -Ależ Helenka przecież są kamery, będzie wstyd. -Trudno już kiedyś siedziałam jeden rok –za kradzież! nie jest mi dziwne. Tymczasem ja padłem finansowo dopiero przed samym Nowym Rokiem. Gospodarowałem skromną zaliczką najdłużej jak tylko mogłem. Z powodu zimna w pokoju hotelowym często wychodziłem na spacery do lasu. Przez to leciał mi lepiej czas – czas oczekiwania na włączenie ogrzewania w hotelu. Co do tego właścicielka była nieugięta.Za 150 koron od osoby na dobę które płaci jej Kappa chcieliby luksusów?! Z tych moich spacerów miałem jeszcze jedną korzyść znalazłem miejsce gdzie rosła dzika róża. To ona pozwoliła mi zaspakajać na kilka godzin swój głód. Jeszcze jedno najważniejsze i całe sedno mojej wyprawy do Czech. W lesie kiedy byłem głodny znalazłem dwie kromki czerstwego chleba.

Tak, dwie kromki w paśniku dla zwierząt. Zabrałem je do hotelu i podzieliłem się z Marianem. Parę dni później cały chleb zaniosłem do lasu i oddałem w to samo miejsce. Kiedyś tam pojadę bo w pobliżu jest ciekawa 150 letnia kapliczka, muszę ją zobaczyć jeszcze raz. Po Nowym Roku wszyscy w komplecie wrócili do pracy. Po pewnym czasie dochodziły nowe osoby. Odeszły młode Słowaczki, zwolniony został Marian i Czech Paweł, Krzysiek z Częstochowy, w dalszej kolejności Helenka i z nowych już osób dwóch Tomków aż w końcu

podziękowano wszystkim za pracę w zakładzie. Ja z Przemkiem z Krakowa byliśmy jako jedyni którym udało się przejść trzymiesięczny okres próbny i jako jedyni mieliśmy zostać do końca maja czyli czasu trwania kontraktu. Było to oficjalnie ogłoszone przez koordynatora ,ale jak to wszędzie- coś się tajemniczego stało, bo nieoficjalnie przez pośredników powiadomiony zostałem, że też jestem zwolniony a w to miejsce zostaje dwoje z nowo przybyłych osób. Moje zwolnienie i całej grupy dotyczy zwolnienia z zakładu ITW Pronovia

ale nie z firmy „Trenkwalder Kappa”. Niestety wbrew zapewnieniom koordynator Pani Klimentowa nie zdołała znaleźć nam na miejscu żadnej pracy w innym z zakładów. W Krakowie także nie ma osoby władnej aby znaleźć na terenie Czeskiej Republiki innej zastępczej pracy. Brak oficjalnego zwolnienia z pracy, nie zachowanie terminu wypowiedzenia, nie wydanie świadectwa pracy a jednocześnie wbrew mojej woli bez uzgodnienia ze mną wysłanie mi wypłaty na adres domowy gdzie przecież podałem, że jest to tylko mój adres zameldowania i tam nie mieszkam. Mam też w Czechach swoje konto do założenia którego wręcz nas przymuszano. Ja dzięki uprzejmości znajomych czekam parę tygodni na wypłatę po to aby w dniu jej otrzymania dowiedzieć się, że wysłano mi ją na domowy adres i będzie za parę tygodni. Oczywiście wszystko na mój koszt. Ja nie miałem wrogów ani w pracy ani w hotelu. Byłem bezkonfliktowy i darzony poważaniem. Tak też traktowałem wszystkich .Natomiast koordynatorka nie dość, że nic nie koordynuje to wręcz wpływa destrukcyjnie na pracę. Jedno jest pewne działa na oślep i jest złośliwa.

Gdybym chciał opisać jak faktycznie traktowała ludzi w sytuacji gdy byli bez pieniędzy wyrzucani na ulicę. Niesłowna, sporadyczne kontakty z pracownikami ,to są fakty. Mnie też z wysłaniem wypłaty narobiła bardzo dużo problemów-pytam ,dlaczego?

Po ostatniej rozmowie, którą przeprowadziłem z przedstawicielem firmy „Trenkwalder” w Krakowie na drzwiach siedziby jest wywieszka „nieczynne do odwołania”.

 

 

                                                                                                       Czesław Kostecki