JustPaste.it

Zero tolerancji dla szkolnej demokracji!

Dlaczego w polskich szkołach panuje takie bezprawie? To wszystko przez ustrój demokratyczny, czyniący ucznia panem nauczyciela.

Dlaczego w polskich szkołach panuje takie bezprawie? To wszystko przez ustrój demokratyczny, czyniący ucznia panem nauczyciela.

 

Tego, że polskie szkolnictwo przeżywa kryzys, nikomu nie trzeba tłumaczyć. Chyba każdy szanujący się Polak słyszał o brutalnym "znieważeniu" toruńskiego anglisty, samobójstwie 14-letniej Ani z Gdańska oraz innych dziwnych incydentach. Warto jednak podkreślić, że do podobnych sytuacji dochodzi w wielu polskich szkołach. Zazwyczaj zostają one jednak przemilczane lub maksymalnie "wybielone".

W mojej Szkole Podstawowej lekcje języka polskiego, historii i matematyki przebiegały w tragikomiczny sposób. Większość uczniów wybiegała z ławek, rzucała w siebie różnymi przedmiotami, krzyczała i przeklinała, dokuczała nauczycielce, dewastowała mienie szkolne. Szczególnie idiotyczne były sytuacje, w których dzieci rzucały w siebie... monetami - i to o dość dużym nominale (gdyby któryś z metalowych przedmiotów uderzył kogoś w głowę, mogłoby dojść do wielkiego nieszczęścia!). Kiedyś zobaczyłam na własne oczy, jak pewien podrostek drze podręcznik do j. polskiego i wyrzuca jego szczątki przez okno. Innym razem jakiś 12-latek rzucił w swojego kolegę "kozą" z nosa, co zakończyło się szaleńczą gonitwą dookoła ławek. Kiedy matematyczka uderzyła tego drugiego w pośladek, uczeń rozzłościł się i ryknął: "K...a, spier...j, ch..u!!! Przy...ć pani?!". Pamiętam, iż ów wulgarny chłopak był bardzo niechętny do nauki. Gdy polonistka zorganizowała dyktando, napisał na swojej kartce: "Pier...ę to!". Niestety, to jeszcze nie wszystko, co powinniście wiedzieć o mojej byłej klasie. Przez jakiś czas uczył się z nami chuligan, który podobno kopał na ulicy pijanego mężczyznę.

W moim Gimnazjum było spokojniej niż w Podstawówce, ale również tam dochodziło do niepokojących sytuacji. Na lekcjach języka angielskiego panowała totalna anarchia. Uczniowie dyktowali nauczycielce, kiedy ma organizować luźne lekcje, zmuszali ją do odwoływania kartkówek itd. Kiedy już odbywały się sprawdziany, uczniowie otwarcie korzystali ze ściąg lub podpowiedzi, a anglistka nie zwracała na to uwagi. Ba! Zdarzało się, iż sama podawała nam prawidłowe odpowiedzi! Niedobrze było również na zajęciach z techniki. Podczas jednej z lekcji koleżanka uderzyła mnie w policzek, toteż postanowiłam powiedzieć o tym nauczycielce. Niestety, kobieta udawała, że mnie nie słyszy.

Liceum, do którego obecnie uczęszczam, przypomina mi moją Szkołę Podstawową. W minionym roku szkolnym codziennie widziałam, jak uczniowie np. symulują stosunki seksualne. Chłopaki z dziewczynami, dziewczyny z chłopakami, chłopaki z chłopakami, dziewczyny z dziewczynami - układy były przeróżne. Jeszcze do niedawna wyrażenia typu "dziwka" czy "cipa" uchodziły w społeczeństwie za obraźliwe. W moim liceum (a wcześniej - w Gimnazjum!) takie określenia są wręcz zwrotami grzecznościowymi. Ileż to razy słyszałam, jak uczniowie i uczennice zwracają się do siebie per "cipeczko", "sutasku"!

Osoby, które pamiętają o tradycyjnych zasadach moralnych i obyczajowych, są szykanowane przez swoje otoczenie oraz spychane na jego margines. Tak było ze mną - zwolenniczką ponadczasowych norm etycznych. Nieustanne ataki, których doświadczałam w minionym roku szkolnym, doprowadziły mnie do myśli samobójczych i zachowań autoagresywnych. Pamiętam dokładnie, jak pewna osoba - podpisująca się moim imieniem i nazwiskiem - wypisywała w Internecie okropne rzeczy na mój temat. Kiedy kazałam jej się ujawnić, wyznała, iż uczęszcza do mojej klasy. W końcu nawiązałam kontakt z właścicielami nieszczęsnego serwisu internetowego - poprosiłam ich o zlikwidowanie oszczerczo-uzurpatorskiej strony. Jak to dobrze, że mnie posłuchali, bo byłam skłonna zgłosić sprawę na policję!

Licealni znajomi dokuczali mi nie tylko za konserwatywne poglądy, ale również za to, że się... uczę! W moim Ogólniaku nie ma mody na edukację, wielu uczniów żyje według ideologii: "Po co się uczyć, skoro i tak nie pójdziemy na studia? Kiedy będziemy zrywać ogórki we Francji, duża wiedza na nic nam się nie przyda. Po cóż nam wiedzieć, o co chodzi np. z trygonometrią? Czy ktoś z nas, robiąc zakupy, poprosi ekspedientkę o dwa sinusy chleba? Dlaczego musimy się martwić o oceny, o dobre świadectwo? Ten papierek nigdzie za nami nie idzie - co najwyżej do szuflady. Zależy nam tylko na tym, aby bez problemu zdawać z klasy do klasy. Ale to tylko teoria, bo wielu z nas rzuci szkołę jeszcze przed maturą". Niedawno z mojego LO wyrzucono kilku chłopaków, którzy pili alkohol na terenie szkoły. Nauczyciele robili wszystko, aby zatuszować tę sprawę (wychowawczyni zabroniła nam nawet mówić o tym osobom trzecim!).

Znam dziewczynę, która powtarzała klasę pierwszą LO. Nastolatka nigdy (lub prawie nigdy) nie przygotowywała się do lekcji, nie odrabiała prac domowych, nie czytała lektur. Umyślnie zbierała jedynki, aby zrobić na złość swoim rodzicom, którzy rzekomo zmusili ją do nauki w liceum (moja koleżanka zawsze marzyła o zawodówce). Dosłownie kilka tygodni przed zakończeniem roku szkolnego dziewucha postanowiła się "nawrócić". Bez problemu poprawiła wszystkie "pały"- tyle, że została skazana na poprawkę z j. angielskiego. Udowodniła tym samym, iż we współczesnych szkołach "nie warto" się uczyć, bo na koniec wszyscy i tak są "głaskani po głowach"...

Dlaczego w polskich szkołach panuje takie bezprawie? To wszystko przez ustrój demokratyczny, czyniący ucznia panem nauczyciela. Pedagodzy, wychowujący uczniów bezstresowo, przestają być dla nich autorytetami i wpadają we własne sidła. Gdyby w placówkach oświaty wprowadzono surowszy system kar oraz ograniczono przywileje młodzieży, zdołano by przezwyciężyć obecną anarchię. Plan "Zero Tolerancji dla Przemocy w Szkole", opracowany przez Romana Giertycha, to wielka szansa dla polskiego szkolnictwa. Świetnym pomysłem są także mundurki, które (przepraszam za nieładne sformułowanie!) mogłyby wpłynąć na podświadomość uczniów. Młodzi ludzie, zakładając jednolity strój szkolny, czuliby, iż w placówkach oświaty panują pewne zasady. Być może wpłynęłoby to na ich zachowanie oraz stosunek do nauczycieli.

O ile w "wielkim świecie" potępiam socjalizm i opowiadam się za terceryzmem, o tyle nie mogę się przekonać do wolności gospodarczej w szkole. W minionym roku szkolnym, tuż przed Dniem Chłopaka, wychowawczyni pozostawiła dziewczynom "wolną rękę". To one miały zadecydować o cenach i rodzaju upominków dla płci przeciwnej. Skończyło się na tym, iż nieszczęśni chłopcy nie dostali nic. Kompletnie nic! Nie dziwię się, iż postanowili oni się zemścić i zlekceważyli nas przed Dniem Kobiet.

Bardzo podobnie było w przypadku wycieczki szkolnej - my, uczniowie, mieliśmy wybrać czas i miejsce podróży. Ponieważ nie mogliśmy się dogadać, nie pojechaliśmy nigdzie. Czy pani wychowawczyni naprawdę nie mogła wziąć spraw w swoje ręce?! Z drugiej strony - to dobrze, iż pozostaliśmy w mieście. Nie zasłużyliśmy na żadne przyjemności. Zazwyczaj głosuję przeciwko wszelkim "wyjściom", ale w praktyce nie ma to żadnego znaczenia. Niedawno powiedziano mi, że - jako jedyna w mojej klasie - nie posiadam prawa głosu.

Na tym właśnie polega "szkolna demokracja", której życzę rychłej śmierci w męczarniach!!!