JustPaste.it

Świat, który zawodzi...

Świat i nasze w nim istnienie; to, co nas spotyka, z czym nie umiemy sobie poradzić, czego nie jesteśmy w stanie pojąć, niezawinione cierpienie jest, jak haftowana makatka.

1. Świat i nasze w nim istnienie; to, co nas spotyka, z czym nie umiemy sobie poradzić, czego nie jesteśmy w stanie pojąć, niezawinione cierpienie jest, jak haftowana makatka. My z ludzkiej perspektywy możemy dostrzec tylko jej odwróconą stronę: na pozór plątanina, różnobarwnych nici, które niczego sensownego nie obrazują, jedynie chaos. Nieład setek fragmentów przędzy, gmatwanina i mętlik pomieszanych włóczek. Dopiero, kiedy odwrócimy makatkę dostrzegamy piękno i sens jej przedstawienia… Widzimy, że wszystkie te splątane nici, tworzą jednak misternie utkaną całość, coś wartościowego, co rozumiemy, ogarniamy i podziwiamy…

2. Sens cierpienia, które nas spotyka, (choć jak najbardziej realne, bo przecież boli…) nie wyczerpuje się w „tu i teraz”. Choć buntujemy się przeciwko niemu z całych sił, choć go nie rozumiemy, posiada( tak podpowiada nam nasza wiara) jednak jakieś głębsze znaczenie, którego teraz, co prawda nie jesteśmy wstanie odkryć, to jednak kiedyś, gdzieś indziej, na pewno tak… W myśl takiej wizji, potrzeba tylko przenicować cierpienie, by zobaczyć jego pełen sens. To, co jest teraz, nie jest całą i jedyną prawdą naszego bycia, tę prawdę możemy poznać i doświadczyć, jeśli nie tu na ziemi, to na pewno, „po drugiej stronie życia…”

3. A może jest zgoła inaczej… Może jest tak, że nieustannie próbujemy stworzyć własnymi siłami świat, nam bliski, sensowny, pełen piękna i harmonii. Świat, w którym wszystko jest uporządkowane i oswojone, w którym wyznaczone są rolę i funkcje, realizowane cele, zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach przyszłość…  I zapewne w jakimś stopniu to się udaje. I tylko czasem ukazuje się nam druga strona rzeczywistości ta, której nie chcemy, o której wolimy nie pamiętać… To rzeczywistość rozpadu, dekompozycji i dezintegracji życia i świata. I naraz, zdajemy sobie sprawę, że taka właśnie rzeczywistość jest prawdziwa i autentyczna, a wszelkie nasze próby, mizerne zresztą, okiełznania i obłaskawienia tych sił przypominają zaklinanie rzeczywistości, sprawowanie nadzoru nad czymś, co wymyka się wszelkiej kontroli i wszelkiemu nadzorowi. Zaczyna powoli, acz wyraźnie dochodzić do naszej świadomości, że świat i nasze życie, w którym wszystko jest dla nas, który jesteśmy wstanie przeniknąć i okiełznać, że świat pozbawiony cierpienia, zła, pustki i samotności jest z gruntu niemożliwy; że takiego świata nie ma i być nie może. Taki świat jest utopią… Zaczynamy rozumieć, że to, co dotąd wydawało nam się tak oczywiste, że życie, które miało być łatwe i przyjemne ma drugą, stronę, że jest nie-objęte, nie-odgadnione, nie-pewne… „ W świecie, w którym żyjemy, nie ma żadnego stałego punktu oparcia. Bo świat nie tyle "jest", co "się staje". Jego konstytutywnym elementem są niepewność i płynność. A zatem także każdy przejaw naszego życia przeniknięty jest niepewnością i płynnością. A jeśli tak, to każda próba okiełznywania życia to wysiłek Syzyfa. Albo zgodzimy się, że jedyne życie jest to tutaj przepełnione ryzykiem i niepewnością, albo nieustannie ześlizgiwać się będziemy w pozory życia, szukając podpórek i zabezpieczeń, które mają nam dać poczucie panowania nad nim” (Jarosław Makowski).

4. Każdy, kto uczciwie i w prawdzie chce patrzeć na życie, jakie jest, dostrzeże prędzej czy później, tegoż życia "absurdalność, paradoksalność, tajemnicę i dramat"(T. Gadacz). W czym owe przymioty życia się objawiają? W tym, że "pragnąc, kochając, posiadając i cierpiąc"(Cz. Miłosz), zawsze będę pragnął, kochał, posiadł, a nawet cierpiał nie w pełni... Że zawsze będzie to jedynie połowiczne, nie-całościowe i, że jest to jedyne, czego mogę się spodziewać i racjonalnie oczekiwać. Owo nie w pełni jest przecież jak najbardziej człowiecze, ludzkie, nasze... Im bardziej kocham to znaczy oddaję, ofiarowuję siebie, tym bardziej tracę siebie. Im więcej posiadam, tym więcej mogę stracić. Im intensywniej pragnę, tym mocniej zatracam siebie w tym pragnieniu ciągle niezaspokojonym...

To nieustanny zgrzyt miedzy tym, jak miało być, jak sobie wyobrażałem moje życie, a tym jak jest...

To nieusuwalność napięcia miedzy pragnieniem stabilizacji emocjonalnej, psychicznej i duchowej, pragnieniem harmonii świata, a doświadczanym permanentnym poczuciem niespełnienia, problematyczności i tragiczności ludzkiego losu...

To, z jednej strony, pragnieniu transcendencji, wyjścia ku temu, co inne, co poza mną, ku temu co nadchodzi, a przeżywanym każdego dnia doświadczeniu przygodności i znikomości mojego istnienia...

To nieustanna chęć bycia kimś, zrobienia czegoś wielkiego, dokonania niebanalnych rzeczy konfrontowana z rzeczywistą nędzą, złem, brudem, bylejakością naszej ludzkiej egzystencji...

 To wreszcie niemożności cofnięcia czasu, który minuta po minucie zabiera nam życie, nieodwracalność tego, co już się wydarzyło, a co często związane jest z klęską, błędem, dramatem... Dramat życia polega na tym, że ono przemija, że za chwilę nie zostaje juz nic z tego co było; że każdy nasz wybór, każda decyzja niesie ze sobą konsekwencje, których nie potrafimy do końca przewidzieć...  To sprawia, że ujawnia się, tak przecież radykalnie i nie do zaprzeczenia "wymiar życia- jego pęknięcie nie do zlepienia, jego zasadnicza niespójność, jego nieciągłość."(K. Michalski).

5. Ta "zasadnicza niespójność, nieciągłość i pęknięcie" każe nam zdać sobie sprawę z tego, że, jak pisze Jan Potoĉka " cały (...) tak oczywisty (...) świat jest czymś, co zawodzi", a życie, "które zdawało się tak oczywiste, jest w gruncie rzeczy w jakiś sposób problematyczne"  ( J. Potoĉkę tu i w dalej cytuję za T. Węcławskim/Polakiem). Zapytać można, kiedy, w jakich sytuacjach dochodzą najbardziej do głosu owe doświadczenia nieoczywistości i problematyczności świata i życia w tym świecie? I czy rzeczywiście, jak twierdzi Potocka, "są one wyjątkowe, ale koniec końców każdy spotyka je na swojej drodze"?

6. Są sytuacje, miejsca, które powodują wyrwę, wyłom w strukturze zastanej rzeczywistości, kiedy nagle, niespodzianie okazuje się, że coś nie jest tak, że jest inaczej niż miało być, że stało się coś, co według nas nie miało prawa się zdarzyć. Kiedy w jednej chwili świat, który był bliski, znany, swojski, w którym wszystko było, w jakiejś mierze przynajmniej, pewne i przewidywalne, kiedy ten nasz świat już nie jest nasz i nie jest dla nas, bo zaszło w nim coś, czego się nie spodziewaliśmy, czego nie rozumiemy i czego nie umiemy zaakceptować i z czym nie sposób nam się pogodzić. Do czego można porównać takie doświadczenia? Może do sytuacji, kiedy otwieramy po raz nie wiem, który, drzwi tej samej windy, robimy bezmyślnie, nie patrząc uważnie krok na przód i spadamy w dół, bo na miejscu, gdzie zawsze była, a więc powinna być i tym razem winda, jej nie ma... Może do obrazu rodem z kina, kiedy mąż po dniu w nudnej pracy, wraca jak zawsze do domu, który już nie jest jego domem, w którym mieszka jego rodzina, ale on jest dla nich kimś obcym, nie znają go i traktują jak wariata...? Kiedy mamy do czynienia z takimi sytuacjami? Tu znowu oddajmy głos Ptoĉce: "Widzimy, że ludzie, z którymi współżyjemy, współdziałamy, współpracujemy, współmyślimy, wspólnie się uczymy, podobnie jak my są niekonsekwentni, że nie są jednolitą całością, że wchodzą w konflikty; widzimy, że się zdradzają, że ich życiowe plany zawodzą, że porzucają to, w co wierzyli. A zdarzają się doświadczenia jeszcze straszniejsze." 

To taka ludzka tożsamość, która ujawnia się najpełniej właśnie w jej "pęknięciu, ciszy, pustce, niemocy i obcości, które kryją się gdzieś za wszystkimi ludzkimi zajęciami rolami i funkcjami..." (K. Michalski)...

7.m„Doświadczenia jeszcze straszniejsze.” Wojny, których wybuchu nie podobna uzasadnić ani tym bardziej usprawiedliwić. Klęski żywiołowe, kataklizmy tak nieprzewidywalne i straszne jak bezsensowne i niezrozumiałe. Katastrofy, którym można było, lub nie, zapobiec.. Demoniczna nienawiści, która potrafi wyrazić się w racjonalnych argumentach, przybrać pragmatyczną postać, a potem ogarnąć i pociągnąć za sobą rzesze normalnych i zwyczajnych ludzi przeciwko drugim, innym. Bezmyślność i głupota, ograniczająca pole widzenia i wyborów do chęci natychmiastowego zysku i doraźnych korzyści, nie zważając na dalekie konsekwencje, jakie wynikają z takiego działania. Obłęd, który nagle, nie wiadomo skąd i dlaczego, ogarnia jednostki i całe społeczeństwa popychając je do zmiany zastanego porządku w imię Boga, religii, ideologii, Wodza niszcząc wszystko i wszystkich, którzy, mają odwagę myśleć i odczuwać inaczej.

8. Kiedy stajemy wobec takich doświadczeń, nie ważne, kim jesteśmy, skąd pochodzimy, ile mamy na koncie, kogo znamy. Stajemy bezradni, wystraszeni, obdarci z iluzji o wyjątkowości własnej egzystencji, czasem zażenowani, pozbawieni wszelkich złudzeń; jakby nas ktoś okradł z siebie samych, z niezachwianej i niewzruszonej pewności, że wszystko jest w naszych rękach, że nad wszystkim panujemy. Jest wtedy tak, jakby zerwane zostały „pierwotne więzy ufności –ufności naturalnej” (J. Tischner) między mną, a światem, mną a Bogiem. „ Świat przestaje być piękny, ludzie obiecujący. Ziemia staje się ziemią wygnania, bez zielonych pastwisk, na których pasie swe owce dobry pasterz” (również Tischner).

I wcale nie są to doświadczenia wyjątkowe, pojedyncze. Co więcej, właśnie doświadczenia obcości świata, nieprzewidywalności tego, co może być z nami w tym świecie, niepewność i niewystarczalność życia, prędzej czy później muszą dotknąć każdego człowieka (jak pisał, Potoĉka), stanowią o rzeczywistej wspólnocie nas wszystkich.

9. Dopiero rozumiejąc, że tak się rzeczy mają, możemy zacząć żyć prawdziwie i autentycznie, jak ludzie w pełni wolni, którzy wiedzą, że nie wszystko może i rzeczywiście się uda. Bardzo wiele jednak się nie uda. Nie zrealizuje się, tego wszystkiego, co się chciało, co się założyło, zaplanowało. Tacy ludzie zdają sobie jasno i wyraźnie sprawę z tego, na co maja rzeczywisty wpływ, a co leży poza zasięgiem ich ludzkich możliwości. Wiedzą jak bardzo niewiele, tak naprawdę zależy od nich, że o kształcie ich życia często decydują i to w znacznej mierze inni ludzie. Niemniej jednak świadomość, że tak się rzeczy mają nie powoduje rezygnacji i zniechęcenia, nie wpędza w rozpacz. To trzeźwe myślenie wprost przeciwnie daje siłę i nadzieję do walki, o to, co leży w naszych rękach.

To ludzie, którzy wiedza, że to, co ich w życiu spotyka, choćby było traumatyczne i bolesne, nie jest przecież czymś wyjątkowym.

To ludzie, którzy zdają sobie sprawę z fragmentaryczności świata i jego przygodności.

To ludzie, którzy doświadczają zła w sobie i na, zewnątrz, ale ani nie próbują go zrelatywizować i umniejszyć czy zbagatelizować, ani też nadmiernie nie demonizują, nie wyolbrzymiają..

To wreszcie ludzie pogodzeni ze sobą i ze światem, ale nie na zasadzie rezygnacji czy apatii. Jest to takie pogodzenie się ze sobą i z tym, co mnie spotyka, ze światem i z moim w nim miejscu, jakie widzimy u tych, którzy wiedzą, że nic tak naprawdę złego nie może nas spotkać skoro już spotkało nas… nasze życie.

 

Zbigniew Głos