JustPaste.it

Wasza Klasa

Portal „Nasza Klasa” zaczarował nasz kraj – naszych rówieśników, naszych rodziców, nasz czas…

Portal „Nasza Klasa” zaczarował nasz kraj – naszych rówieśników, naszych rodziców, nasz czas…

 

Obserwuję ten proces od początku (może sobie schlebiam, mój „początek” to moment, kiedy niektórzy obok mieli już stu siedemdziesięciu ośmiu znajomych na koncie) – jednych pochłonęła „Nasza Klasa”, mnie obserwacja… Zatem od początku (mojego) ludziom ten pomysł uczynił wiele frajdy. Gratulowałam i zazdrościłam pomysłu autorom.

Widziałam takich, dla których każdy kolejny „znajomy” – kimkolwiek by nie był – stawał się triumfem. Ilość bowiem wzrosła o jeden. Widziałam moją Siostrę, która w tempie błyskawicznym mogła poszczycić się kontem wyposażonym w kilkuset znajomych, tym samym długo przodowała w wyścigu.

Widziałam takich, którzy szybko zauważyli owe „zawody na znajomych” i mniej lub bardziej ostentacyjnie umywali od nich ręce – celebrując wręcz i długo przemyśliwując każdego, komu klikną „Akceptuję zaproszenie”.

Widziałam takich, którzy odnajdowali dawne miłości, wspomnienia, z których ze wzruszeniem strzepywali kurz wielu lat. Takich, którzy odbudowywali stare przyjaźnie, które, mimo, że miało to nigdy nie nastąpić, jednak przegrały z kilometrami odległości, nowozałożonymi rodzinami, zwykłym życiem…

Widziałam wielu i różnych, ale jedno jest pewne: w imię naszej klasy moja własna Mama nauczyła się korzystać zinternetu i obsługiwać e-mail! Brakowało Jej ku temu motywacji przez pięć lat moich studiów z dala od domu, kiedy to komputer aż sam się prosił o opanowanie go. Tymczasem moją Mamę opanowała „Nasza Klasa”. Jestem z Niej dumna. Nie wiem czy chciałoby mi się spędzać czas na szukaniu opcji, dzięki której mogę „wejść na czyjś profil” tak, aby jego właściciel o tym nie wiedział. A mojej Mamie się chciało i już potrafi.

 

Pamiętam moment, w którym miałam wrażenie, że słowa: „nasza klasa” padały zewsząd – z ust znajomych, kolegów z pracy, cioć… na spacerze, z telewizora, podczas zakupów w centrum handlowym, atakowały po otwarciu mojej własnej lodówki.Krążyłam po parku i widziałam ludzi padających sobie w ramiona po latach, stałam w kolejce po kawę i słyszałam stojące przede mną zaaferowane „dobrym wypadnięciem” przed sobą wzajemnie 25-latki. Mimo, że nie miały sobie zbyt wiele do powiedzenia, nie słyszały po raz kolejny zadawanego pytania zza lady: „W czym mogę pomóc?”. Szłam zjeść kolację w ulubionej knajpce i okazywała się ona zarezerwowana dla jakiejś konkretnej „naszej klasy”. W końcu gdzieś musiało znajdować wydźwięk ponad 11 milionów w chwili obecnej zarejestrowanych użytkowników, ponad pół miliarda dodanych zdjęć, ponad miliard przesłanych wiadomości – z czego na pewno spora część to działo mojej Mamy.

Nie jestem jedną z tych jedenastu milionów. Wpisałam do okna wyszukiwarki znaki: www.nasza-klasa.pl dwukrotnie i poczułam się znurzona wszechobecnością tego bytu i… niedającymi rady serwerami (na szczęście dla milionów podobno jest już teraz lepiej). A może tak naprawdę do wielu z ławek szkolnych jest mi jeszcze za blisko lub już za daleko, a może wciąż nijak…

Przy okazji niebycia uczniem „Naszej Klasy” jestem psychologiem. Pewnego dnia w moim pokoju, w którym spotykam się z moimi pacjentami odwiedziła mnie bez pukania wasza klasa. Kobieta – dojrzała, atrakcyjna, ustabilizowana, bogata, żona człowieka, któremu nie da się wiele zarzucić (przynajmniej nie więcej niż przez ostatnie 20 lat), matka, która stwierdza, że odkryła w końcu coś prawdziwego w życiu. Czekam na ciąg dalszy – okazał się długi i pokrętny. Streszczając: do tej pory tej Kobiecie zazdroszczono męża, dużych pieniędzy, udanych dzieci, pięknego domu, pracy, którą uwielbia, wyczucia i smaku. Na takim zwyczajnym byciu szczęśliwą i pokonywaniu kolejnych zakrętów (które oczywiście się zdarzały) upłynęło jej 20 ostatnich lat. I powstał portal „Nasza Klasa”. Przy okazji wielu innych zmartwychwstał kontakt z tzw. szkolną miłością. Zaczęły się nocne rozmowy, telefony, spotkania ukradkiem, motylki w brzuszku, to charakterystyczne napięcie jak sprzed pierwszej randki, odżyły wspomnienia – wiele z nich mocno powykrzywianych, przemalowanych, garbatych… To była jedna z pierwszych rzeczy od dawna, która zajmowała tyle miejsca w jej życiu, a do której mąż nie miał dostępu. Sama sobą była przerażona. Gubiła się w poczuciu winy, próbach usprawiedliwiania siebie, nieudolnego szukania znaczenia, w podekscytowaniu, w tych motylkach. Dlaczego ta kobieta już na starcie postanowiła to ukryć? Twierdzi, że cała ta mieszanina uczuć, wspomnień i tęsknot zupełnie ją zaskoczyła. Dlaczego zatem zachowuje się tak, jakby od samego początku miała zamiar zostać zaskoczoną, jakby postanowiła się zaskoczyć?

Inna pacjentka przynosi opowieść o swojej przyjaciółce – zwyczajnej kobiecie, w zwyczajnym świecie z poprawnym życiem, które pokazało jej między innymi jak to jest stracić na zawsze kogoś, kto obiecywał, że będzie obok zawsze. Córka pokazała Jejpewnego dnia bogactwo „Naszej Klasy” i… musiała postarać się o drugi komputer. Ta kobieta stała się inna – jej ubrania przestały być zwyczajne zgrzytając z jej figurą i wiekiem, jej makijaż już nie był stonowany i wyważony, jej priorytety posypały się jak domek z kart, mówiła nawet inaczej, a towarzysko rozkwitła na tyle, by zapomnieć co się dzieje u jej ulubionych bohaterów serialowych, prawdziwych przyjaciół i jeszcze prawdziwszego dziecka. A moja pacjentka zapytała mnie czy powinna powiedzieć swojej przyjaciółce, że stała się nieprawdziwa i … śmieszna. Ale jak to powiedzieć komuś, kto ze wszystkich sił próbuje odnaleźć tamte lata, odnaleźć szaleństwo, wręcz je nadrobić jeśli uważa, że nie szalał wystarczająco i pokazać całą sobą, że to możliwe. Przestała nosić obrączkę, z którą nigdy się nie rozstawała – gdyby nie kontekst pomyślałabym, mówiąc językiem Gestalt, że „domknęła figurę”, przepracowała żałobę i pozwoliła mężowi odejść, a sobie żyć dalej.

Co takiego jest w „Naszej Klasie”? Co takiego jest w mieszaninie uczuć, jaką można sobie nią zaserwować? Co takiego jest w niektórych ludziach, iż zgadzają się na przewrócenie swojego życia do góry nogami (zakładając, że wcześniej nie chcieli go zmieniać, a często twierdzili nawet, że są po prostu szczęśliwi)?Jako psycholog staram się nie oceniać i nie generalizować, zastanawiam się tylko jak to działa.

Być może to po prostu groźnie brzmiące starzenie się. Aby je uprawiać z wdziękiem nie należy mu zaprzeczać i podejmować prób negocjacji. Gdy co rano patrzy się w lustro widzi się tą samą osobę. Jednak wystarczy spojrzeć dalej wstecz by przekonać się, że nie jest się tym samym i takim samym człowiekiem. Może to budzić sprzeciw, poczucie niesprawiedliwości.

Być może to kult młodości, przed którym wbrew prawidłowościom obecnych przemian demograficznych świat chyli czoła gapiąc się na młodość z uwielbieniem. Być może dla tych nie najmłodszych odwołanie się do cieszących się w starożytności powszechnym autorytetem nestorów nie jest pocieszeniem, ani kierunkiem, w którym chcieliby zmierzać. No właśnie. Czy ktoś ich kiedyś zapytał gdzie chcą być za dwadzieścia lat? A jeśli nawet nie to czy tam właśnie są?

Być może to kryzys – któryś z tych, na których temat napisano setki książek. Może uczeń „Naszej Klasy” tkwił w nim od dawna i potrzebował czegoś, co przywróci kolor jego codziennym dniom. A być może właśnie dzięki „Naszej Klasie” i wszystkiemu, co się z nią wiąże jego kryzysowanie z zupełnie utajonego stało się zaognionym. Właściwie teraz ten człowiek – te kobiety- go tłumią czy rozwiązują? Bo ten ktoś„zwariował”– śmieje się głośno, wpatruje w monitor komputera, wspomina, zdradza - to w ramach ucieczki czy zauważenia, że tak w ogóle wolno? Próbuje odegrać nową rolę w teatrzyku życia, bo ktoś z ławki mu pokazał, że tak można czy, aby zapomnieć i spojrzeć z pogardą na te stare, znane na pamięć kwestie jako na coś, co już go nie dotyczy? Szuka nowości. Ale po co? Bo ma prawo czy wyznawać zaczął zasadę, że wszystko, co inne jest lepsze, bo postanowił istnieć spontanicznie?Bo to, że nie poznają go inni jest znakiem tego, że jest w końcu taki, jaki być chciał czy tak po prostu wyszło? Pędzi do czegoś nie bardzo potrafiąc to nazwać albo właśnie nazywa to kamuflując się jednocześnie gestem pytającym z pretensją za niezrozumienie jego nowego ja: „Ale o co Wam chodzi?”. A może naprawdę nie rozumie o co chodzi, nie rozumie co widzi otoczenie. Być może on zna o sobie prawdziwszą prawdę. Tylko na co ona komu skoro musi o nią walczyć, usprawiedliwiać, udowadniać? Tak bardzo lgnie do tamtych ludzi i nowego siebie, że depcze czasem swoje ograniczenia (i nie tylko). Robi to, bo spędził z tamtymi kawałek życia w ławce szkolnej i najzwyczajniej jest ciekawy co u nich czy otrzymuje od nich coś więcej – zaprzeczenie obecnym czasom? Czy to taka zwyczajna radość i podekscytowanie z racji spotkania po latach czy jednak coś innego? I czy każda z tych osób jest tak po prostu w ten sposób szalona czy może ich współobecność tworzy jakiś wspólny umysł, pielęgnowany nieświadomie przez „Naszą Klasę”, a być może już na tyle silny, że będący w stanie funkcjonować bez niej?

Być może to po prostu jeden zbiorowy acting-out - działanie, które wyraża bezpośrednio coś, co tkwi dużo głębiej, co nie do końca chce się odkrywać. Żeby tu jeszcze „chcenie” miało coś do rzeczy… To, o czym działamy nie jest do końca uświadomione.

Co począć z tymi emocjami, z tym czymś? Sposobów jest co najmniej kilka. Fachowo mówi się o wyparciu, które daje kiepską gwarancję na usunięcie myśli i uczuć, które zagrażają spójności jednostki. Teraz można już się stawać kimś innym bez obaw, wydatkując jedynie systematycznie jakąś część energii, która nie pozwoli tym myślom wypłynąć zbyt blisko powierzchni. Ale przecież ostatnimi czasy ten ktoś energii ma tyle, że ta wydana na utrzymanie nowej wizji swojej osoby nie uczyni różnicy. Można to coś poddać intelektualizacji. Bo przecież człowiek jest taki, jakim się czuje, bo psychologia namawia do dbania o siebie, do sprawiania sobie przyjemności, do tego, aby się nie poświęcić, ale realizować. Być może nie do wszystkich to wcześniej trafiało, ale czemu by się teraz tym nie posłużyć? Można też to coś spróbować skompensować – wynagrodzić sobie, zastąpić, wypłacić pod inną postacią, bo … też się mi od życia należy.

Skąd zatem bierze się to tajemnicze coś?

Sądzę, że każdy do tego stopnia zaangażowany w „Naszą Klasę” musi się zmierzyć z wieloma porównaniami. A mechanizm porównywania ma do siebie to, że potrafi pomóc docenić, ale potrafi też wywołać tęsknoty, smutki. Bo ta osoba porównuje siebie dziś i siebie sprzed lat. Porównuje swoje plany na życie z czasów siedzenia w ławce szkolnej czy na sali wykładowej z tym, jak wygląda jej życie teraz. Porównuje w końcu punkt, w który jest do tego, gdzie zawędrowali jej koledzy i koleżanki. Porównuje swoją fizyczność. Ludzie pogodzeni z sobą i swoim życiem użyją „Naszej Klasy” do usłyszenia co słychać u ich dawnych znajomych, do opowiedzenia jak się potoczyło ich życie, pewnie do odnowienia niektórych relacji, powiedzenia „dobrze się trzymasz” lub „zestarzałeś się”. Jednak na tych innych zadziała to inaczej. Poniesie ich ekscytująca mieszanina uczuć, która, jeśli poczują tęskniące porównania, pomoże stwierdzić, że dadzą radę wejść do tej samej rzeki albo chociaż zmienić jej bieg byle jakim patykiem i skorzystać być może z ostatniej szansy na zmianę swojego życia.

Dla nastolatków „Nasza Klasa” jest kolejnym fajnym pomysłem na spędzenie czasu przy komputerze ze znajomymi. Dla wielu jest coś po prostu magicznego w tym, że za sprawą „Naszej Klasy” ma ochotę się z nimi skontaktować kolega, który siedział w podstawówce trzy ławki dalej oraz wykładowca, którego się ceniło i oglądało tylko z perspektywy kilkunastu metrów sali wykładowej, bo nawet wpisy do indeksu odbywały się za pośrednictwem sekretariatu. Inni tym sposobem odzyskali ludzi ważnych, bliskich, z którymi ponownie łączy ich coś więcej niż kartka wysłana na święta z krótkim raportem co u moich dzieci. Niektórzy twierdzą, że po dodaniu zdjęć do własnej galerii, przejrzeniu i ewentualnym skomentowaniu zdjęć znajomych, wypełnieniu rubryk w swoim profilu okazuje się, że zadziało się już wszystko, co „Nasza Klasa” może zaoferować. Jednak dla innych zmienia to całe życie. A co Ty chowasz w swoim profilu? Po co Tobie "Nasza Klasa"?

Być może moja pacjentka zbuduje szczęśliwy związek ze znajomym sprzed lat, odkryje życie na nowo. Być może za jakiś czas otrząśnie się i nie będzie mogła zrozumieć czego szukała – być może będzie za późno. A może właśnie nie, może pozwoli to jej małżeństwu dostrzec coś, czego w swoim mniej lub bardziej pozornym szczęściu nie zauważali, może zmieni na lepszy ich związek, scementuje go jeszcze bardziej.Być może przyjaciółka mojej pacjentki z dużym opóźnieniem weźmie sobie z życia to, czego twierdzi, że nigdy nie dostała. Może w międzyczasie nie zgubi tego, co ważne. Może odnajdzie wielu utraconych znajomych, którzy pomogą jej żyć inaczej. A może za jakiś czas spojrzy na siebie i poczuje bolesne zażenowanie tym, kim chciała się stać. Być może nadal będzie miała przy boku takich ludzi, jak moja pacjentka: wiernych, cierpliwych, nie do końca docenionych, bo zwyczajnych. A może już ich nie będzie.

Być może te kobiety będą żałować, że „w życiu nie mam prób, ale od razu zaczyna się przedstawienie” – jak mawiała Marianne Feithfull. A może będzie to rola ich życia?

Nie wiem czy pomysłodawcy „Naszej Klasy” byli sobie w stanie wyobrazić jak bardzo odmienią życie niektórych. Wątpię czy domyślają się, że są takie osoby, jak moja Mama poprosiła o stworzenie jej skrótu na ekranie komputera, aby nie tracić cennych chwil na wpisywanie adresu do okna przeglądarki. Dla Niej to jednocześnie skrót do przeszłości, wspomnień, śmiechu, życia, na które patrzyło się tak inaczej. Dla niektórych to skrót do burzy uczuć, które niszczą, budują, zmieniają.

Pomysłodawca „Naszej Klasy” – wrocławski student informatyki – wymyślił coś, co miało pozwalać ludziom w kilka lat po maturze utrzymać kontakty, nie zniknąć. Tymczasem pomógł odnaleźć ludziom dużo więcej. W dwa miesiące jego pomysł stał się największym tego typu portalem w Polsce. Czyprzypuszczał chociażby, iż na jego stronie będą chciały się reklamować najbardziej znane marki (to, jak migające reklamy wpływają na klimat Naszej Klasy pozostawiam na razie)? Czy przypuszczał jak wielką bazą danych i tworem kipiącym emocjami o niesamowitej sile stanie się jego pomysł? Czy przypuszczał, iż administratorzy „Naszej Klasy” zostaną poproszeni o zwiększenie limitu wieku tak, aby mógł się zarejestrować 95-latek?

Dziś jest podobno najmłodszym milionerem z tytułu sprzedania części udziałów w ręce bardzo zainteresowanych cudzoziemców. On postanowił nie zwariować - zacznie od podróży dookoła świata i napisze pracę magisterską o „Naszej Klasie”. Przez jakie ścieżki poprowadzi jego pomysł innych ludzi?

 

mf