JustPaste.it

Własna firma w Rwandzie

Założenie firmy w Polsce nie jest łatwe. Trzeba mieć nieziemską determinację by przez to wszystko przejść. A jak wygląda to w Rwandzie?

Założenie firmy w Polsce nie jest łatwe. Trzeba mieć nieziemską determinację by przez to wszystko przejść. A jak wygląda to w Rwandzie?

 

63a8e5646bda28987cec534a92cbfa97.jpgJakiś tydzień temu czytałem sobie artykuł o tym jakie problemy spotkała kobieta próbująca założyć domowe przedszkole. Kupa biurokracji, chodzenia od urzędu, do urzędu żeby kolejne razy wypełniać te same rubryczki i co odwiedzone miejsce to inna otrzymana informacja, często sprzeczna z tym, co się dowiedzieliśmy wcześniej. Ostatecznie przedszkola nie udało się legalnie otworzyć, z powodu licznych blokujących przepisów. Polecam wszystkim lekturę.

Tak sobie pomyślałem, że skąd ja to wszystko znam ;) Sam miałem swoją jednoosobową działalność gospodarczą. Pamiętam dobrze bieganie na początku od Urzędu Miasta, do ZUSu, Urzędu Skarbowego, GUSu… No a potem karę jaką otrzymałem za niezapłacenie podatku VAT (efekt niejasnych przepisów, ale i mojego poddania się zawczasu w szukaniu ostatecznej ich interpretacji) i która tak mnie wkurzyła, że postanowiłem rzucić to w cholerę :) Ja się produkuję, biegam, załatwiam, płacę podatki i ZUSy, żeby tylko legalnie sprzedawać na Allegro podczas gdy muszę konkurować z szarą strefą, która nazywała mnie frajerem. I faktycznie miała jak widać rację, bo to ja jako zarejestrowany byłem kontrolowany co najmniej raz w roku. Oni: wyrywkowo kilka osób z dziesiątek tysięcy. Ot, Polskie prawo.

Ale zostawmy Polskę. Po przeczytaniu lektury artykułu zastanowiłem się czy gdzieś może być gorzej niż u nas. Może – pomyślałem – pewnie w Rwandzie jest jeszcze bardziej rozpaczliwie. Zacząłem więc pytać i czytać jak to jest tutaj z własną firmą.

Zakładanie firmy

Założenie firmy nie jest łatwe. Trzeba mieć nieziemską determinację by przez to wszystko przejść.

Mianowicie trzeba udać się do miejsca, które nazywa się One Stop Office. Znajduje się w każdym dystrykcie w siedzibie jego władz. Siedziba dystryktu Nyamata znajduje się około 500 metrów od naszego domu. Jako, że nie ma tu komunikacji miejskiej (no jest, ale co to za komunikacja, rowerowa) już w tym punkcie sobie odpuściłem. Nie, że chciałem założyć firmę, jeszcze nie ;) Chciałem zobaczyć jak to wygląda. Zamiast pójść, popytałem.

W One Stop Office trzeba powiedzieć urzędnikowi co chcemy założyć (Uwaga! Nie znają języka polskiego! Pewnym ratunkiem jest fakt, że każdy urzędnik mówi po francusku i angielsku) i dostaniemy formularz do wypełnienia. Niestety formularza też nie widziałem, więc nie powiem ile ma stron. Uwaga, formularz też jest nie po polsku, a po angielsku. Ułatwieniem jest fakt, że formularz wypełniamy razem z urzędnikiem, który cały czas wszystko tłumaczy co i gdzie wpisać.

Następnie należy udać się do… domu. Po dwóch, trzech dniach musimy wrócić do urzędu, by dowiedzieć się, że nasza firma jest już otwarta.

Wiem, wiem co sobie myślicie. A gdzie kolejne urzędy? Gdzie kolejne formularze? Gdzie pozwolenia, gdzie akceptacja sanepidu, gdzie kontrola straży pożarnej przed rozpoczęciem działalności? Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale wygląda na to, że te dzikusy tu mają te mityczne, obiecywane przez kolejne polskie rządy „jedno okienko”. Skandal. Co to za rząd, który sprzyja ludziom przedsiębiorczym?! W pierwszej kolejności powinni się zająć rozliczeniem z przeszłością, znaleźć zdrajców narodu, a gdzie załatwienie spraw z teczkami ludzi odpowiedzialnych za ludobójstwo?

OK. To też mi się udało ustalić. „Te dzikusy” już  to w większości załatwiły. Więzienia są pełne skazanych za ludobójstwo od tak dawna, że niektórzy już wychodzą. Ściganiem tych, którzy uciekli za granicę zajmuje się międzynarodowy trybunał ICTR z siedzibą w Tanzanii. Mimo to rząd nadal zajmuje się też rozliczeniem z przeszłością ściśle z nim współpracując. Tyle, że to nie paraliżuje innych prac legislacyjnych.

No ale odbiegam od tematu. Przepraszam, to przez to, że dziś rano na jednym z polskich portali widziałem, że znów został wznowiony proces Kiszczaka. Jeszcze 20 – 30 lat i rozliczenie z komuną będziemy mieć za sobą.

Podatki

System podatkowy Rwandy można porównać do węzła gordyjskiego. Tego, kto go opanuje choćby w podstawach, można śmiało nazwać mistrzem świata.

Nieskromnie więc napiszę, że zostałem mistrzem świata :) No może jeszcze nie do końca, bo sam nie mogę uwierzyć, że wystarczyła mi na to godzina. Otóż cały system podatkowy (cały!) zapisany jest w jednej ustawie. I do tego liczącej dwadzieścia stron.

Z moim polskim doświadczeniem nie mogę w to uwierzyć. Na pewno gdzieś są skrzętnie ukryte kolejne ustawy zmieniające ustawę, rozbudowujące ją, nowelizacje, interpretacje i inne kłody pod nogi. Ale nie mogłem ich znaleźć. A to, że nie mogłem ich znaleźć to przecież nie dowód na to, że ich nie ma, a na to, że są bardzo dobrze ukryte!

No ale przyjrzyjmy się temu o czym piszą na stronie Urzędu Skarbowego Rwandy i co jest w przeczytanej przeze mnie ustawie.

Podatek VAT:
Wynosi 18%, wyjątki są nieliczne, głównie zwolnione z podatku są dobra importowane z za granicy poprawiające sytuację gospodarczą kraju (na przykład komputery). Płaci go każdy przedsiębiorca.

Podatek dochodowy:
Ha! I tu ich mam, prymitywy nie wiedzą co to dobrze w Polsce znany podatek liniowy, dyskutowany od lat, więc zapewne już dawno w kraju nad Wisłą wprowadzony dla wszystkich. Podatek jest progowany zarówno dla firm, jak i osób prywatnych i wynosi:
- 0% (zero procent) jeśli twój roczny dochód nie przekroczył 360000 FRW (na dzień dzisiejszy 654 USD)
- 20% jeśli twój roczny dochód nie przekroczył 1200000 FRW (2181 USD)
- 30% w najwyższym progu podatkowym

Jeśli jednak twój roczny obrót nie przekracza 200000000 FRW (około 36000 USD) zapominasz o progach i płacisz 4% od obrotu.

ZUS i inne podatki ukryte

Innych podatków (lokalnych, gruntowych…) nie widzę (widzę nieliczne wzbogacenia), ale przypominam: to, że ich nie widać i wszyscy mówią, że ich nie ma, oznacza tylko, że są skrzętnie ukryte, by gdy przyjdzie co do czego, urzędnik wyciągnął podczas kontroli tajemniczy przepis i zażądał kary rozkładającej twój mały biznes.

Ha! Ale ZUS za to mają (kiedyś pisałem, że za służbę zdrowia się płaci przy wizycie u lekarza, ale okazuje się, że nie wiedziałem jeszcze wszystkiego).

Każdy obywatel Rwandy, niezależnie czy pracuje czy nie, musi z własnej kieszeni płacić składkę podstawową. W tragicznej do zniesienia wartości tysiąca franków czyli dwóch dolarów. Rocznie.

Dodatkowo za osoby zatrudnione płaci następna składkę pracodawca. Niestety nie znam liczb, ale o ile się już dowiedziałem nikt tu niestety nie wpadł na rewelacyjny polski pomysł, aby stawka była jednolita dla każdego, niezależnie czy firma przynosi zyski, czy straty. W Polsce co miesiąc za pracownika i za siebie pracodawca musi zapłacić prawie tysiąc złotych od głowy. Tutaj płaci procent od wysokości wynagrodzenia. Za siebie płacić nie musi, ale jeśli zachoruje, przy wizycie zapłaci całą kwotę.

Składka „ZUSu” nie pokrywa jednak kosztów wszystkich świadczeń. Jeśli ktoś choruje „delikatnie” za wizytę musi dopłacić z własnej kieszeni. Sam wybiera gdzie będzie leczony i co za tym idzie ile dopłaci. Jednak jeśli sytuacja zagraża życiu (nawiązując do polskiej sytuacji: przypadek znajduje się w koszyku świadczeń gwarantowanych), nikt go nie zapyta o pieniądze. Zostanie wyleczony, wtedy szpital wystawi mu rachunek, a jeśli nie jest go stać, nie musi płacić – szpital jest od takich przypadków ubezpieczony i pokrywa to prywatna firma ubezpieczeniowa.

I nieco z innej beczki: jeśli jesteś obywatelem Rwandy i pracujesz jako wolontariusz, masz zapewnione ubezpieczenia zdrowotne. W Polsce jak zostajesz wolontariuszem, masz nie tylko wyrwę w płaceniu składek emerytalnych, ale jak zachorujesz, za wizytę musisz zapłacić z własnej kieszeni. Tak, to nie pomyłka: w Polsce bardziej się opłaca migać od pracy i być na bezrobociu, bo wtedy masz i ubezpieczenie i kuroniówkę, niż pracować społecznie. Jak jesteś wolontariuszem nie masz oczywiście ani pensji, ani ubezpieczeń, ani składek na emeryturę, a dodatkowo jak chcesz żyć, musisz zapłacić. Ustawa o wolontariacie jest pisana z tego co wiem, ale nie zapominajmy o kolejności uczuć: najpierw przewałkować siedem razy byłych esbeków, potem zająć się tym, czego potrzebują ludzie.

Kary

Wszędzie na  świecie się może zdarzyć, że niezależnie jak prosty jest system podatkowy, to można za niego dostać karę. Ot, choćby spróbuj się spóźnić ze złożeniem oświadczenia podatkowego.

W Polsce w takiej sytuacji mamy wyjścia dwa: albo dostaniemy małą karę, albo urzędnik zasunie nam dziesiątkami tysięcy złotych, jak w przypadku poważniejszych spraw. Jak dostaniemy małą karę, to pół biedy (wyjścia w postaci braku kary nie ma, bowiem urzędnik o ile wiem z rozmów z nimi ma odgórne przykazy ile kar ma przyznać i od wysokości nałożonych kar, ma naliczaną premię).

Jak dostaniemy dużą karę, możemy poprosić o jej zmniejszenie i wtedy mamy dwa wyjścia. Kara zostanie zmniejszona albo i nie. Jak zostanie zmniejszona to pół biedy. W moim przypadku ten etap zadziałał. Ale po cóż mamy w Polsce uznaniowość urzędniczą przepisów i wysokości kar?

Otóż na przykład jak urzędnik nadal się upiera przy karze dziecięciu tysięcy złotych, zawsze zostaje nam szansa na sakramentalne: „panie kierowniku, a może by tak trzy tysiące na karę, trzy tysiące dla pana i trzy tysiące zostawione dla mnie?” Polak z Polakiem zawsze się przecież dogada ;) Ale chciałbym wierzyć, że tak już nie jest.

W Rwandzie to jednak nie przejdzie. Tu nie ma widełek. Za wszystkie drobne wykroczenia związane z podatkami płacisz tyle samo. Mali przedsiębiorcy (obrót do 20 milionów franków) płacą 180 dolarów, duzi trzy razy więcej. I gdzie tu miejsce na kręcenie lodów? Skandal ;)

Podsumowanie

Co chwila powtarzam znajomym, że ze smutkiem odliczam dni, jakie zostały do powrotu do Polski. Rwanda nie jest krajem idealnym, o czym się zapewne przekonaliście czytając poprzednie wpisy, ale boję się, że dostanę depresji jak znów wrócę do Polski. Tu mimo, że to środek Afryki, bieda i kraj, w którym czternaście lat temu we wzajemnej rzezi wytłukło się prawie milion ludzi w sto dni, prezydent – były szef zwycięskiej formacji FPR, bohater wojny domowej – nie grzebie ludziom, którzy zabili jego rodzinę w teczkach, a robi to co jest według niego najważniejsze dla kraju podnoszącego się z katastrofy. W 2000 roku opublikowano dokument „Rwanda Vision 2020” – odpowiednik naszego wciąż rodzącego się w bólach Narodowego Planu Rozwoju – w którym ludobójstwo jest wskazane jako przyczyna obecnej sytuacji, a jako rozwiązanie podana jest nie lustracja, a dążenia do poprawy jakości życia przez rozwój przedsiębiorczości, poprawę sytuacji zdrowotnej i rozwój społeczeństwa opartego na wiedzy (m.in. informatyzację kraju). I nie skończyło się na dokumencie – to już działa lub jest wdrażane.

A u nas? Zimno, na ulicy zamiast usłyszeć dobre słowo, można dostać w ryja. W polityce zapowiedzi jednego okienka, koszyka świadczeń, podatku liniowego są przesłaniane co chwila to nowymi pomysłami na lustrację i kolejnymi ich uwaleniami. A na koniec czerwony pasek w TVN-ie i wielkie halo na cały tydzień, że premier znów nie pocałował w d.ę prezydenta.

“Sto lat za murzynami”.

Przedruk dokonany za zgodą autora

 

Źródło: Konrad Karpieszuk