JustPaste.it

Daleko od noszy, czyli historia jednego pacjenta

Życie pisze najlepsze scenariusze, niekiedy o wiele bardziej komediowe, niż w popularnym serialu, jednakże w tym przypadku farsa mogła być tragiczna.

Życie pisze najlepsze scenariusze, niekiedy o wiele bardziej komediowe, niż w popularnym serialu, jednakże w tym przypadku farsa mogła być tragiczna.

 

 

Czytelnicy zadecydowali

„Super Express” opublikował listę 100 najbardziej przyjaznych pacjentom placówek medycznych. Wśród 304 ocenianych szpitali zwyciężyło Pleszewskie Centrum Medyczne, zaś szpital chojnicki zajął trzecie miejsce w kraju. W zestawieniu ujęto tylko szpitale  

wielospecjalistyczne. Ranking stworzono we współpracy z Ministerstwem Zdrowia. Po zgłoszeniach dyrektorów szpitali, „Super Express” sprawdzał certyfikaty , wyróżnienia, czy zadłużenie. decydujący głos należał jednak do sześciu tysięcy czytelników, którzy wypełnili Ankiety Satysfakcji Pacjenta.

Wcześniej chojnicka placówka również święciła tryumfy, bowiem szpital w Chojnicach okazał się najlepszy na Pomorzu i 25. w kraju w kategorii publicznych szpitali wielospecjalistycznych w rankingu, który przeprowadziło Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia. Z tej okazji już we wrześniu 2005 r. dyrektor szpitala Leszek Bona

m.in. powiedział: - Ten laur jest dowodem, że nawet bez specjalnych nakładów można osiągnąć sukces. Przez długi czas pracowałem z załogą nad tym, by uświadomić im, że najważniejszym ogniwem lecznictwa jest pacjent. Jestem szczęśliwy, bo mój zespół to zrozumiał, a wysiłek został doceniony.

Z dala od szpitala?

I dalej byłoby sielsko i anielsko gdyby nie historia, jak przydarzyła się naszemu czytelnikowi. Wprawdzie jako indywidualna nie zachwiała pozycją szpitala, niemniej warta jest przytoczenia. A było tak:

Zawał serca dopadł chojniczanina w najmniej spodziewanym momencie, jak to z zawałem bywa. Nie obyło się bez leczenia w Chojnicach, Kościerzynie a następnie w Akademii Medycznej w Gdańsku. W piątej dobie po operacji serca łącznie z wykonaniem bay - passów - chorego przewieziono do szpitala w Chojnicach. Gwoli ścisłości należy dodać, iż podróż trwała 4 godziny, m.in. z powodu wypadków i licznych korków z jakimi przyszło się zmierzyć załodze karetki pogotowia. Na izbie przyjęć chojnickiego szpitala pacjenta

przyjęto profesjonalnie, co miało dla niego kolosalne znaczenie, wobec stanu zdrowia w jakim się znalazł. Został przekazany na oddział kardiologiczny, gdzie jak się wkrótce okaże, nie było już profesjonalnie, jak w Izbie Przyjęć.

Z silnymi bólami, jako że morfina, którą mu zaaplikowano w Akademii w Gdańsku przestała działać, a temperatura ciała przekraczała 39 st. C. poprosił pielęgniarkę o leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, co wydaje się być zrozumiałe. Reakcja pielęgniarki była natychmiastowa, jednak niezrozumiała dla pacjenta. Jakby w nią grom strzelił, nie

odezwała się słowem, trzasnąwszy drzwiami - wyszła. I leżał nasz pacjent zdany na siebie z silnymi bólami trawiony gorączką, mijały minuty, godziny. Po dwóch godzinach pojawił się dr Adam M. być może powodowany ciekawością, co do stanu zdrowia pacjenta ,ale kompletnie nie zorientowany bo nie przeczytał wypisu z Akademii Medycznej w Gdańsku, co

jest podstawą sztuki lekarskiej. Na prośbę pacjenta o podanie leków i zwrócenie uwagi iż pacjent jest uczulony na leki Pan doktor się obraził i podniesionym głosem zaczął egzaminować chorego wymieniając kilkanaście leków,  każdorazowo pytał czy na dany lek chory jest uczulony. Dopiero po ,,pyskówce” i stwierdzeniu delikwenta, iż nie studiuje medycyny i to właśnie od lekarza oczekuje pomocy – chory ponownie zapytał, czy lekarz chce doprowadzić do kolejnego zawału serca? Pan doktor zorientował się, że chyba przesadził i wyszedł z sali bez słowa. Po około 10 minutach lekarz wrócił. Po rozmowie pacjent się zorientował, iż medyk wreszcie przeczytał wypis z A M w Gdańsku i jest poinformowany co do stanu zdrowia pacjenta. Z rozbrajającą szczerością przyznał, iż wcześniej nie miał czasu aby udzielić pomocy choremu. Po kilku minutach wreszcie podano choremu odpowiednie leki. Młody lekarz nieprofesjonalnie podszedł do oceny stanu mojego zdrowia. To chyba lekarz z przypadku a nie z powołania - takie zachowanie to skandal - powiedział nasz czytelnik.

Farsy ciąg dalszy...

Po czterech dniach pobytu na oddziale kardiologicznym, przy braku zainteresowania pacjentem, którego dwie rany pooperacyjne, każda ok. 40 cm długości wymagają zmiany opatrunku, rad nie rad sam poszkodowany zapytał ordynatora Mariusza Z., z jaką częstotliwością powinno się zmieniać opatrunki? Usłyszał, iż codziennie, a kiedy zadał pytanie: dlaczego tak się nie stało? – padła odpowiedź, iż pan doktor był na urlopie.

Trzeba mieć nie lada tupet, a także „specyficzne” poczucie humoru aby w ten sposób udzielać odpowiedzi i traktować chorego.

Zresztą dialog prowadzony dalej przypominał kabaretowy występ. Lekarz - a co ty tutaj robisz? Pójdziesz do domu. Po pewnym czasie i zapoznaniu się z historią choroby - nie pójdziesz do domu, bo gorączkujesz, ale ja ciebie wyleczę, tylko nie tymi lekami. I żeby było

nie śmiesznie a raczej tragicznie, zlecił podanie leku, na który pacjent był uczulony. Riposta chorego była natychmiastowa, co nie powinno dziwić nikogo, kiedy chodzi o własne życie.

Niezrażony lekarz stwierdził, że poda się lek na próbę. Tego było już choremu za wiele. Wykonał telefon do Akademii Medycznej w Gdańsku. Lekarz alergolog, który wcześniej przygotowywał czytelnika do operacji kategorycznie zabronił podawanie tego specyfiku. Podał ordynatorowi przez telefon pacjenta dokładny wykaz leków, których absolutnie mu nie

należy podawać, oraz te, które w jego przypadku są zalecane. Ordynator, jako że ma specyficzne poczucie humoru, niezrażony i pomny medycznej wiedzy stwierdził, że się nie znają. Przysłał pielęgniarkę z pismem podpisania odmowy przyjmowania leków przez pacjenta. I znowu, żeby było tym razem śmieszniej, (grunt, aby pacjentowi dostarczać wrażeń) - była to lista leków ustalona przez lekarza z Gdańska, o czym upewnił się pacjent

wykonując ponowny telefon do Akademii Medycznej. Nie udało się małe „oszustwo” uknute w zakamarkach szarych komórek ordynatora. Nie dziwota, iż pielęgniarka raczej w tym momencie doczekałaby się prędzej emerytury niż zgody pacjenta na taką propozycję, toteż oświadczyła, iż leków nie poda.

Pan doktor podczas pobytu na oddziale kardiologii zadziwiał chorego coraz bardziej. Podczas wykonywania badania tzw. echo serca, (trwało u niego kilka sekund) pacjent dowiedział się, iż nie miał zawału, chociaż wcześniej podczas pobytu w szpitalu w Chojnicach i Kościerzynie

(przebywał na oddziale intensywnej terapii) stwierdzono, iż takowy przechodził, oraz zalecono odpowiednie leczenie. Tak więc jak słusznie zauważył czytelnik - lekarz okazał się cudotwórcą, czemu przeczą wyniki lekarskie i dokonane zabiegi.

Z piekła do nieba

Tego było już za wiele nawet dla zdrowego, a cóż dopiero chorego. Zawiadomiony o incydencie dyrektor ds. medycznych Maciej Polasik natychmiast zadecydował o przeniesieniu pacjenta na inny oddział. Jak przystało na lekarza, dla którego dobro pacjenta jest najważniejsze, spowodował, że chory zaczął mieć przeświadczenie, iż teraz powróci do

zdrowia. I rzeczywiście zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Oddział wewnętrzny bo o nim mowa a oddział kardiologiczny to dwa różne „światy”. Nie ukrywa tego sam zainteresowany, o ile nie pokrzywdzony. Poczułem się jakbym trafił z piekła do nieba. Lekarze okazują zainteresowanie, podobnie cały personel. Nie ma problemu z

lekami, opatrunkami. Radziłbym panu ordynatorowi z kardiologii chociaż miesięczny staż na tym oddziale, po to, aby zobaczyć jak pracują prawdziwi lekarze dla których stan zdrowia pacjenta jest najważniejszy! Może zauważy że na jego oddziale pacjent jest tylko niepotrzebnym balastem i zmieni coś u siebie, a jest co zmieniać. Służba zdrowia to

powołanie a nie tylko miejsce pracy. Stwarzanie wrażenia, iż jest się obecnym na oddziale i lekceważenie pacjenta nikomu na dobre nie wyszło.

Wszystkim, którym dobro i zdrowie pacjenta leżą na sercu chciałbym podziękować. Pielęgniarkom z Izby Przyjęć, szczególnie lekarzom i personelowi z oddziału wewnętrznego, laryngologicznego, okulistycznego, chirurgicznego, gdzie miałem przeprowadzone badania. Specjalnie pragnę podziękować dr Maciejowi Polasikowi za uwolnienie mnie z koszmaru

oddziału kardiologicznego. Za okazaną troskę i zrozumienie dziękuję ordynatorowi oddziału wewnętrznego Witoldowi Armadzie. To właśnie dzięki ich pracy i zaangażowaniu

szpital wygrywa rankingi.

Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, iż skarg na pracę oddziału kardiologicznego jest więcej, jednakże dyrekcja szpitala nie ma ponoć podstaw do zmiany ordynatora, tym bardziej, iż dr Mariusz Z. objął to stanowisko w drodze konkursu. Nabiera to szczególnej wymowy wobec wypowiedzi dyr. Szpitala Leszka Bony, który odbierając laury dla szpitala powiedział: Na co trzeba zwracać uwagę, by pacjenci dobrze wspominali pobyt w szpitalu? Na każdy detal. My staramy się, by nasi podopieczni czuli się prawie jak w domu. Jest nowa pościel, kolorowe ściany, świetna kuchnia. Trafiają do nas różne osoby, często zdarza się, że mają tu lepsze warunki niż na co dzień. Bywa i tak, że mamy kłopot z wypisem, bo potrzebujący opieki chory nie otrzyma jej w domu. Staramy się więc nie tracić pacjenta z oczu, nawet jak już od nas wyjdzie.

Okazuje się, iż nowa pościel, kolorowe ściany i świetna kuchnia to za mało. Zabrakło bodajże najważniejszej rzeczy jaką jest człowiek, a raczej podejście do niego, szczególnie podczas pobytu na oddziale, bo w końcu tu nikt nie trafia dla relaksu, a raczej po to, aby otrzymać pomoc i podjąć leczenie. Im szybciej to niektórzy zrozumieją tym lepiej nie tylko dla szpitala, ale przede wszystkim dla pacjentów, a nie ma nic cenniejszego niż ludzkie życie.

Pacjenta wysłuchał (tg)