JustPaste.it

Człowiek dotknięty syndromem paranormalnym

Preparowanie nauki jest skutecznym sposobem manipulacji.


                                               0f46a46403dccd951c201dbd00f6c426.jpg

1/

Archiwum X

 

"Trygon Marsa do Merkurego zmusza Człowieka, by był szczęśliwy przy pomocy uświadomionego i realnego działania. Przy tym okultystyczny charakter ósmego domu nawołuje do działania wewnętrznego i realności wewnętrznej w tworzeniu którego uczestniczą trzy formy istnienia Ja..."

Piotr Palagin

Jak to się Państwu podoba? Prawda jakie to proste? Wystarczy tylko wsłuchać się z uwagą w nawoływania ósmego domu i jesteśmy oto zmuszeni do szczęśliwości za sprawą osobliwych relacji między Marsem a Merkurym. Tu jestem winny wyjaśnienia. Autor tych odkrywczych myśli nie jest bynajmniej pacjentem szpitala im. Babińskiego, ale lekarzem pracującym jako psychoterapeuta, wykładowcą Akademii Astropsychologii w Białymstoku. Cytat pochodzi z książki Mity astrologów i psychoterapeutów wydanej przez Studia Astropsychologiczne w Białymstoku w roku 1997. Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie fakt, że dziełko to można do dziś nabyć w księgarniach naukowych!

Szok jednak ma szansę ustąpić, jeśli uważnie przejrzymy zawartość półek księgarskich sygnowanych takimi etykietami jak: psychologia, medycyna, fizyka etc. Obok poważnych opracowań naukowych doszukamy się tam licznych pozycji nawiązujących do magii i okultyzmu albo wręcz traktujących o zjawiskach z tej dziedziny. Eufemistycznie fenomeny te nazywa się "zjawiskami paranormalnymi" (terminy takie jak "czary" czy "magia" są nieco anachroniczne i mogą razić zainteresowanego czytelnika). Dyscyplinę zajmującą się nimi określa się mianem "parapsychologii" lub innymi strawnymi dla ogółu terminami typu "medycyna niekonwencjonalna", "astrobiologia", "astrologia medyczna" itp.

Obecność takiego osobliwego towaru na rynku księgarskim byłaby nieuzasadniona ekonomicznie, gdyby nie istniał nań popyt dający autorom i wydawcom nadzieję na zbyt i związane z tym profity. Autorzy dysponujący "lekkim piórem" zdobywają popularność, a ich książki cieszą się sporą poczytnością, w przeciwieństwie do lektur szkolnych. Wystarczy wspomnieć choćby Raymonda Moody'go i jego dwie rozprawki: Życie po życiu i Życie przed życiem. Fakt, że autor jest psychiatrą i psychoterapeutą, nobilituje go w opinii czytelników, a popularny styl wywodów, oszczędne posługiwanie się terminologią fachową i autentyczna sugestywność przekazu, stwarzają złudzenie obcowania z jednym z wybitnych mędrców naszych czasów.

Przeciętny czytelnik nie zauważa jednak dowolności w interpretacji przedstawionego materiału pseudoempirycznego, dyskretnie maskowanej żywością narracji i sprawnie stosowanymi zabiegami pisarskimi typowymi dla "literatury pop". Moody z rozmysłem pozuje na mędrca i ma w tym swój cel. Możemy się o tym przekonać porównując dwa cytaty z dziełka Życie przed życiem, wydanego w Polsce w 1991 roku. Cytat pierwszy: "Jako naukowiec wyrosły z tradycji chrześcijańskich muszę więc orzec, że regresje w przeszłe życie są świadectwem odmiennego stanu umysłu uzyskiwanego poprzez hipnozę" (s. 143). Zatem autor musi, ale nie wiemy jeszcze, czy chce. Przejdźmy na stronę 147 i przeczytajmy konkluzję nasuwającą się Moody'emu po przytoczeniu prac Stevensona nad reinkarnacją: "Czy praca Stevensona dowodzi, że dusza trwa i wędruje od jednego ciała do drugiego? W Ťnaukowym rozumieniuť - nie. Ale przedstawia świadectwa, które trudno zlekceważyć, nawet w tak sceptycznym świecie, jak nasz". Spieszę dodać, że autor ocenia wcześniej argumentację Stevensona za istnieniem reinkarnacji za bogatą i nie tylko anegdotyczną. Czy Moody sam przedstawia siebie jako naukowca? W świetle porównania tych cytatów naukowcem jest z przymusu, mającego źródła w tradycji, ale równocześnie jest kimś mądrzejszym, bo nie lekceważy zjawisk paranaukowych, które są "bogato i rzetelnie" (a więc naukowo) udokumentowane.

A to dopiero swoista dialektyka prezentowana przez człowieka rozważnego, bezstronnego i kompetentnego - mędrca! Taka dialektyka w psychologii społecznej określana jest jako manipulacja, czyli wpływanie na poglądy i zachowanie innych ludzi bez ich wiedzy i zgody. Tu wpływ sprowadza się do wywołania u odbiorcy dysonansu poznawczego, czyli takiego skołowania czytelnika sprzecznymi informacjami, aby nakłonić go do prób rozwikłania dręczącego go dylematu. Rozwiązanie jest proste. Ostatnie zdanie mędrca, jako przestroga przed zlekceważeniem argumentów za istnieniem reinkarnacji, jest zręcznie zakamuflowaną sugestią wiary w reinkarnację. Wystarczy, aby czytelnik nabrał podejrzenia, że coś jednak w tym jest (mam na myśli ową reinkarnację), a już umieszczona jest "stopa w drzwiach". Powstała szczelina w systemie racjonalnego myślenia, którą można poszerzać, umożliwi inwazję następnych informacji mącących umysł, a w rezultacie doprowadzających do dezorganizacji jego funkcji. Z czysto marketingowego punktu widzenia jest to racjonalne organizowanie popytu poprzez przekształcanie ludzi w klientów skłonnych pogłębiać swą pseudowiedzę na temat zjawisk paranormalnych przez studiowanie, a więc kupowanie tego typu książek.

Nie każdy z piszących posiada na tyle talentu "pop pisarskiego", aby trafić do szerokich rzesz czytelników. Pozostaje wtedy zwrócić się do wybranej klasy potencjalnych klientów, których można zdobyć w inny sposób. Weźmy na przykład klasę megalomanów, którzy nie tylko mają przesadnie wysokie mniemanie o swoim umyśle, ale aktywnie poszukują problemów trudnych, aby nieustannie potwierdzać przed sobą swoją wyższość. Przypuszczam, że właśnie do nich kieruje swoją książkę Lawrence Le Shan, tytułując ją obiecująco Świat jasnowidzących. Walory literackie książki są co najmniej problematyczne. Za to autor imponuje erudycją i umiejętnością preparowania wiedzy naukowej. Jego argumentacja za istnieniem tzw. duchów opiekuńczych poprzedzona jest wprowadzeniem pojęcia jednostek funkcjonalnych, zachowujących się niezgodnie ze znanymi prawami fizyki, a jednak wywołujących obserwowalne, realne skutki.

Dalszy ciąg wywodu odwołuje się do metafor najłatwiej trafiających do ludzi, którzy w szkole mieli kłopoty ze zrozumieniem matematyki i fizyki. Jedna z metafor odnosi się do możliwości poruszania się jednostek funkcjonalnych z prędkością większą od światła. "Jeśli skieruję teleskop na konstelację Aldebarana, a następnie zogniskuję go na konstelacji Altair, wówczas coś bardzo Ťrealnegoť, ogniskowa teleskopu przesunęła się prędzej od światła". Pomijam tu oczywistą ignorancję autora, który myli ogniskową z ogniskiem soczewki (ogniskowa w pobliżu soczewki porusza się z prędkością tuby teleskopu), bo właśnie to ognisko rzekomo ma się poruszać z taką prędkością. Gorzej, że w wywodzie zawarte jest założenie o realności parametrów soczewki. Ogniskowa nie jest bytem realnym, lecz pojęciem matematycznym. Przypisanie jej właściwości ontycznych jest znanym z podstawowego kursu epistemologii błędem hipostazowania.

Preparowanie nauki jest skutecznym sposobem manipulacji. Posługiwanie się choćby samymi terminami "nauka", "naukowy" wytwarza u niedouczonego megalomana przekonanie o wysokich kompetencjach autora i swoich własnych.

A jak zdobywają klienta literackie beztalencia? I na to jest sposób względnie prosty. Trzeba tylko pamiętać, że istnieje kategoria ludzi, którzy gotowi są uwierzyć we wszystko, co usłyszą lub przeczytają, jeśli zaspokaja to w nich przemożną potrzebę poszukiwania w magii i okultyzmie recepty na życie, sposobów radzenia sobie z kłopotami, pociechy. Wiara religijna tu nie wystarcza. Próżno szukać w pismach teologów niezawodnych przepisów na szczęście, powodzenie czy zbawienie. Przeciwnie, można tam znaleźć listę wymagań koniecznych do spełnienia, aby uzyskać zbawienie. Są one konsekwencją kodeksu lub kodeksów moralnych, nie zawsze łatwych do przestrzegania. Uchybienie nakazom i zakazom jest traktowane jako grzech, a życie bez grzechu oznaczać może wyrzeczenie się swojego stylu życia, przyzwyczajeń czy poglądów. Stanowi to dodatkowe utrudnienie dla ludzi, którzy w nawale kłopotów stracili radość życia, poczucie sensu własnego istnienia albo czują się skrzywdzeni. Umysły tych jednostek są gotowe chłonąć jakąkolwiek bzdurę, byleby tylko dawała nadzieję na poprawę ich sytuacji, była wypowiedziana w kategorycznej formie i obiecywała wolność.

Oto przykład takiego apelu: "Zapamiętane przez ludzi wrażenia z poprzedniego życia - jako że reinkarnacja jest faktem niezaprzeczalnym - powracają w ich snach, intuicyjnych zachowaniach i lękach". Tak to, bez żenady, w apodyktyczny sposób Elżbieta Nowalska usiłuje zaszczepić w czytelniku niezachwianą wiarę w reinkarnację (Prawda odkrywana na nowo, 1997). Po przydługich, bełkotliwych wywodach obiecuje, że staniesz się "Zorzą dla swojego bytu tutaj na ziemi, bo twój byt na niej jest Ci dany po to, abyś był piękny dla siebie i szczęśliwy dla siebie, dawał szczęście innym". Zwątpić w zbożne intencje i sensowność przekazu nie można, bo okazuje się, że pisząca wcale nie jest autorką tekstu, a spisuje jedynie pismem automatycznym to, co zostało jej przekazane z zaświatów.

Podałem tu przykłady skrajne, pochodzące z książek, które mogą razić czytelnika bądź to czytelną intencją dokonania umysłowego szalbierstwa, bądź płaskim prymitywizmem. Nie łudźmy się jednak, że ogół ludzi nie jest skłonny wierzyć autorom tych myśli. Oczywiście, nie każdy czyta te i im podobne dzieła. Wystarczy jednak przejrzeć popularne ilustrowane tygodniki, gdzie znajdujemy sprytnie podane horoskopy, włączyć telewizor i obejrzeć Archiwum X, Nie Do Wiary, a nawet posłuchać, co ma do powiedzenia wróżka. Ogół ludzi w mniejszym lub większym stopniu wierzy w zjawiska paranormalne. Z wyników moich badań i próbek badawczych opisanych w pracach magisterskich przygotowanych pod moim kierunkiem wynika, że odsetek "wierzących" wynosi około 95%.

Można pytać o źródła tej wiary i prowadzić akademickie wywody na temat kryzysu nauki i religii, dążenia do poszerzenia świadomości i innych filozoficzno-kulturowych uwarunkowań takiego stanu rzeczy. Podejrzewałem jednak od dłuższego czasu, że sprawa jest znacznie prostsza. Cóż bowiem przeciętny człowiek może wiedzieć o kryzysach ludzkiego poznania, o ideologii New Age i o innych niepokojących zjawiskach naszej epoki? Wyniki egzaminów wstępnych na kierunki wymagające rozwiązywania testu wiedzy ogólnej pokazują, że wiedza na wspomniany temat jest atrybutem jedynie kandydatów szczególnie zainteresowanych lub rzetelnie przygotowanych na odpowiednich kursach. Na pozostałe osoby to wszystko, o czym wspomniałem wyżej, może oddziaływać pośrednio, automatycznie, bez udziału świadomości.

Ludzie sami nie wiedzą, dlaczego wierzą w horoskopy, jasnowidzenie, prorocze sny, miejsca nawiedzane przez duchy i inne tajemnicze, rzekomo istniejące zjawiska. Źródła tej wiary ulokowane są w tych regionach osobowości i doświadczeń jednostkowych, do których na co dzień nie mamy bezpośredniego dostępu. Okazuje się, że wierze w zjawiska paranormalne sprzyja podwyższony poziom lęku oraz ekstrawersja jako cecha ujawniająca się w zachowaniu (towarzyskość i dążenie do nawiązywania kontaktów z ludźmi). Nie sprzyja jej natomiast podwyższona ugodowość, która w tłumaczeniu na język potoczny oznacza m.in. szczerość, prostoduszność, łagodność i skromność. Dodatkowo można jako sprzyjającą zauważyć liczbę przeżytych sytuacji trudnych. Im więcej trudności w życiu, tym bardziej skłaniamy się ku wierze w magię i okultyzm. Nic dziwnego - szukamy tam pociechy i wsparcia.

Nie jest zaskoczeniem, że ani inteligencja ani typ umysłu nie wchodzą w żadną relację z gotowością do wiary w zjawiska paranormalne. Wierzą zarówno jednostki wybitne, jak i ograniczone umysłowo. Taka wiara jest bowiem wyrazem uczuć, dążeń, oczekiwań, a nie wynikiem świadomej refleksji.

Jak kontakt z magią wpływa na zachowania ludzkie? Czym wierzący uzasadniają swą postawę? Jaki jest ich stosunek do niedowiarków? Jak wspomniana zawartość osobowości zmienia niedowiarków w głosicieli prawd magicznych? Na te pytania spróbuję odpowiedzieć w kolejnym odcinku Archiwum X. Na razie życzę czytelnikom pomyślnych, proroczych snów!

 

2/

Archiwum X

 

W poprzednim eseju zamieszczonym w siódmym numerze "Konspektu" starałem się przedstawić źródła wiary człowieka w zjawiska paranormalne, czyli postawy magicznej oraz naszkicować jej tło społeczno-kulturowe. Celowo użyłem słowa "tło", a nie na przykład "uwarunkowania", ponieważ wątpię, by treści magiczne zawarte w literaturze, widowiskach i czasopismach stanowiły przyczynę sprawczą pojawiania się i rozwoju postaw magicznych. Głosiciele magii zdobywają popularność nie dlatego, że udaje im się wszczepić ludziom wspomnianą postawę i stworzyć specyficzny rynek zbytu, lecz dlatego, że ich idee trafiają na podatny grunt, spełniając oczekiwania pokaźnej liczby odbiorców. Rynek zbytu istnieje niezależnie od obecności magicznych książek na półkach księgarskich. Jest on tworzony przez naszą osobowość: oczekiwania, tęsknoty, nadzieje, które tkwią w nas wszystkich niezależnie od tego czy zachowujemy weń świadomy wgląd. Można zaryzykować tezę, że magia obecna w kulturze masowej jest projekcją naszej osobowości, natomiast odpowiednio wypracowana forma przekazu rozszerza, rozwija i potęguje to, co i tak tkwi w naszym wnętrzu.

Przekonanie o większym krytycyzmie ludzi inteligentnych i wykształconych jest złudne, o czym bez trudu można się przekonać prowadząc rozmowy z niektórymi ludźmi nauki. Jeśli rozmowa zmierza w kierunku magii i okultyzmu uczony zastrzega, że nie można z góry odrzucić żadnego poglądu, choćby był wysoce osobliwy i pozornie nonsensowny. Taki wymóg stawia metodologia nauki, a jego racjonalności dowodzi historia rozwoju wiedzy naukowej obfitująca w przypadki uznawania za potwierdzone dzięki badaniom idei początkowo ocenianych jako z gruntu fałszywe. Rozmówca przytoczy nam losy koncepcji kopernikowskiej, wyśmiewane przez jakiś czas pomysły medyczne Ludwika Pasteura oraz zwróci uwagę na przykłady współczesnych poglądów naukowych, które nie mogły przez długi czas znaleźć uznania.

Trudno negować zasady współczesnej teorii nauki, ale również trudno nie zauważyć, że tkwi w nich kłopotliwa intelektualna pułapka. Z jednej strony zasada nieodrzucania z góry żadnych twierdzeń dobrze służy nauce przyczyniając się do podejmowania badań z zamiarem poznania faktów i sprawdzenia poprawności wniosków. Z drugiej - brak selekcji kierunków badań prowadzić może do podejmowania bezowocnych wysiłków nakładem sił i kosztów nieproporcjonalnie wysokich w stosunku do wagi zagadnienia. Nie widzę sposobu jednoznacznego rozstrzygania, którą tezę warto uznać za godną sprawdzenia, a którą nie warto się zajmować jako że stanowi owoc chorego myślenia. Typowym przykładem jest koncepcja istnienia pozaziemskich cywilizacji.

Niektórzy kosmolodzy zupełnie serio głoszą tezę o istnieniu układów planetarnych zamieszkałych przez istoty żywe, a być może inteligentne. Pogląd ten opierają na dotychczasowej wiedzy o wszechświecie i dokonują statystycznych obliczeń, z których wynika niezwykle małe prawdopodobieństwo nieobecności we wszechświecie innych cywilizacji poza naszą. Nie sposób takiej tezie odmówić naukowości, choćbyśmy nie byli w stanie się z nią zgodzić. W konsekwencji nie powinniśmy odrzucać z góry doniesień o pojawianiu się latających spodków, spotkaniach z kosmitami i porwaniach przez obcych, traktując je jako wytwór chorej wyobraźni, lecz zbadać ich wiarygodność przy pomocy dostępnych środków. Na pytanie, gdzie istnieje granica rozdzielająca sens od nonsensu, nie znajdziemy łatwej odpowiedzi.

Czytelnik może tu zaprotestować, wytykając autorowi niefortunność przykładu. Pogląd o istnieniu innych cywilizacji jest przecież bardziej "naukopodobny" niż wiara w prekognicję czy domy nawiedzane przez duchy. Zwrócę tu jednak uwagę na łatwość dopasowania niektórych osobliwych hipotez naukowych nawet do tak dziwnych zjawisk. Prekognicję można próbować tłumaczyć odwołując się do różnych hipotetycznych koncepcji czasoprzestrzeni, a duchy zaliczyć do zjawisk wywołanych przez nieodkryty dotąd rodzaj energii. Nikt nie zaręczy bowiem, że znane nam rodzaje energii wyczerpują całą potencjalną pulę możliwości. Myślę, że przy odrobinie inwencji uda się uprawdopodobnić naukowo pokaźną liczbę irracjonalnych poglądów. Nie każdy w tych wywodach zauważy dość oczywistą manipulację polegającą na dowolnym wypełnianiu luki między tezą czy hipotezą naukową a poglądem magicznym. Wprawdzie nie ma logicznego przejścia między hipotezami na temat czasoprzestrzeni a prekognicją, ale w oficjalnej nauce aż roi się od obszarów, w których dopatrzymy się dowolności interpretacji czy uzupełniania luk w rozumowaniu dowolnie sformułowanymi przypuszczeniami. Czym zatem różnią się tzw. poglądy naukowe od urojeń generowanych postawą magiczną?

Nieodparcie nasuwa mi się pesymistyczna odpowiedź. Różnica nie jest tak jednoznacznie identyfikowalna. Moja konkluzja nie jest ani nowa, ani oryginalna. Do podobnego wniosku dochodzą ci, którzy uzasadniają swe irracjonalne poglądy nauką. Słowo "nauka" pełni rolę słowa-klucza, jest dla współczesnego człowieka swoistym sacrum. Jeśli coś jest "naukowe", to musi być prawdziwie mądre, a niekiedy, w domyśle, dobre. Tak to właśnie ludzie wykształceni uzasadniają niekiedy swoją magiczną postawę. Jeśli natomiast skojarzenie z nauką wydaje się zbyt naciągane, to wtedy intelektualista używa argumentacji odwołującej się do powszechnie znanych niedostatków współczesnej oficjalnej wiedzy naukowej, choćby niezupełności, niespójności czy różnorodności konkurencyjnych rozwiązań tego samego problemu.

Osobom bez wykształcenia pozostaje albo powoływać się na poglądy intelektualistów, albo zaufać szarlatanom.

Istnieją wszakże ludzie, którzy aby być żarliwymi wyznawcami wiary w zjawiska magiczne nie potrzebują mądrze wyglądających uzasadnień. Postawa magiczna osiąga u nich rozmiary typowe dla zaburzeń psychicznych. Dramatyczne przeżycia, niepowodzenia życiowe, ciężka przewlekła choroba somatyczna potęguje u tych osób gotowość przyswojenia sobie idei magicznych i aktywnego udziału w praktykach ich głosicieli. Poszukiwanie rozwiązania trudnych, nieraz nierozwiązalnych problemów życiowych zwiększa częstość kontaktów z magią, co z kolei nasila postawę magiczną aż do stanu, który z braku lepszego terminu nazwałem "syndromem paranormalnym".

Objawy tego zaburzenia koncentrują się wokół swoistego sacrum: osoby, zjawiska, idei związanych z magią bądź okultyzmem. Dotknięty syndromem przeżywa stany psychiczne o różnej wyrazistości i natężeniu: od poczucia wtajemniczenia do poczucia misji. Poczucie wtajemniczenia znajduje wyraz w osobliwych irracjonalnych poglądach, trudno zauważalnych nieszkodliwych dziwactwach w myśleniu i zachowaniu. Im bardziej stany psychiczne jednostki zbliżają się do poczucia misji, tym wyraźniejsze są objawy patologiczne. Należą do nich: relatywne ogłupienie wobec wszystkiego co kojarzy się z sacrum, brak krytycyzmu, negacja oficjalnej nauki i oficjalnych religii, negacja reguł rozumowania opartych o logikę, myślenie transdukcyjne (np. łączenie niezależnych zdarzeń w związki przyczynowe), myślenie życzeniowe. W sferze emocji i kontaktów z ludźmi pojawia się ślepe zaufanie wobec animatorów paranormalnej ideologii, tendencja do dominacji nad ludźmi (pouczanie, strofowanie, postawa apostolska), tłumiony lęk i wrogość skierowane do niedowiarków, uprawianie praktyk magicznych. W skrajnych przypadkach występują wyraźne zmiany w systemie wartości, wyrażające się w lekceważeniu bądź negowaniu wagi przyjaźni, uczciwości, wierności. Wypływać one mogą z przekonania o szczególnej charyzmie danej przez siły nadprzyrodzone, co ostatecznie doprowadza do pojawienia się objawów dysocjacji w postaci urojeń i halucynacji. Syndrom paranormalny objawowo prezentuje się jako głęboka nerwica z zaawansowanymi zmianami w osobowości i zaburzeniami zachowania społecznego.

Podejmowanie dyskusji z osobą dotkniętą opisywanym syndromem na temat jej poglądów jest bezcelowe. Każdy argument poddający w wątpliwość słuszność jej stanowiska jest przekształcany w argument za jego utrzymaniem. Typowe repliki to na przykład: "ty nie widzisz nic ponad to, co chcesz zobaczyć", "jesteś zamknięty na doświadczenia", "twoja niewiara wynika z problemów, jakie masz za sobą".

Jeśli człowiek dotknięty syndromem paranormalnym nie znajduje zrozumienia w swym otoczeniu, poszukuje grupy, która go zaakceptuje, albo sam taką grupę próbuje stworzyć. Przeznacza na to czas, który mógłby poświęcić rodzinie lub przeznaczyć na własny rozwój.

Pogłębianie się syndromu może prowadzić do zerwania dotychczasowych więzi emocjonalnych z rodziną, zaniedbania obowiązków zawodowych i ostatecznie wstąpienia do sekty lub stowarzyszenia osób uprawiających magię.

Szczególnie drastycznie syndrom ten pogłębia istniejące już uprzednio u jednostki zaburzenia nerwicowe. Stwarza on iluzję posiadania skutecznego sposobu radzenia sobie z trudnościami wynikłymi z tych zaburzeń i dostarcza człowiekowi nadziei na szybki powrót do równowagi.

Nie sposób nie dostrzec w naszkicowanym wyżej obrazie syndrom paranormalnego realnych zaburzeń o integracji psychicznej jednostki. Rozmiary tych zagrożeń spróbuję przedstawić w następnym odcinku Archiwum X.

Leszek Wrona  

http://www.wsp.krakow.pl/konspekt/