JustPaste.it

Upiór "antsyemityzmu" powraca: niemieckie "nie" dla pomocy bankrutującym ban...

undefined Nowożytny antysemityzm, a właściwie - antyjudaizm, bo Semitami są przecież i Arabowie - został wynaleziony, jak i wiele innych cennych nowatorsko pomysłów na nowoczesne urządzenie świata typu socjalizm państwowy (kanclerz Bismarck i jego kamraci), komunizm (ale tylko ta jego odmiana, wprowadzana u wrogów Niemiec na skutek działań służby cesarsko-kanclerskiego sztabu generalnego) - przez niemieckojęzyczne ludy z Rzesz: właściwej (dzisiaj - Niemcy federalne) i Wschodniej, dziś zwanej w Polsce Austrią, od jej starowysokoniemieckiej nazwy - Österreich.

Antysemityzm nowożytnego typu pojawił się jako przejaw gniewu i rozgoryczenia po stracie łatwo zarabianych pieniędzy przez liczne rzesze niemieckiej klasy średniej w wyniku wiktorii kanclerza Bismarcka nad Napoleonem III. Społeczeństwa w większości tworzone są przez tzw. klasę średnią (finansowo i mentalnie), a niemiecka klasa średnia po dopływie łatwych pieniędzy z francuskiej kontrybucji po przegranej wojnie - po prostu zwariowała, albo może - nie dorosła do swej roli, bo nie miała doświadczenia w operowaniu tak łatwo pojawiającymi się i znikającymi pieniędzmi.
Bańka mydlana pękła z cichym pyknięciem w 1873 roku. Nadmuchane banki, spółki ubezpieczeniowe, towarzystwa akcyjne bankrutowały jedne po drugim, zostawiając dziurę w kieszeniach akcjonariuszów. Jedynymi, którzy nie stracili na krachu grynderskich spółek ubezpieczeniowych i banków zakładanych w Grundingjahre byli... Żydzi. Bo też właściwie tylko oni wtedy znali się (i najlepiej do dziś znają się) na pieniądzu i obrocie nim. Pamięć o "złodziejskiej grandzie Żydów" przetrwała wśród potomków wiedeńskich mieszczan, insbruckich górali, monachijskich przedsiębiorców i berlińsko-pruskich urzędników - na wiele dziesiątek lat.

Innego typu, choć równie kolorowa i gorąca bańka pękła w obecnym roku, deszcz parzących kropelek spadł najpierw na najbardziej "cywilizowane" państwo, czyli USA; jego urzędnicy natychmiast pospieszyli z pomocą nie ze swojej kieszeni w formie tzw. Planu Paulsona, czyli - pomysłu na jeszcze większe złupienie podatników i przekazania uzyskanych w ten sposób 700 miliardów dolarów bankrutującym grandziarzom ze sfer bankierskich. W merdiach wschodniego i zachodniego wybrzeży Stanów, czyli miejsc skupisk banków, trwała intensywna kampania propagandowa, polegająca na zalewie artykułów wieszczących hiobową przyszłość całej ludzkości i złowrogie dla niej skutki upadku "systemu bankowego", podając jedynie ogólnikowe, w większości nie poparte wyraźnymi analizami, zapewnienia o prawdopodobieństwie fatalnego rozwoju przypadków w wyniku braku pomocy "państwowej" oraz starannie czarnobrzmiące tytuły.
Zaraza w dobie globalnej wioski przeniosła się natychmiast do Europy, gdzie 4 października zebrali się przywódcy najpoważniejszych państw tzw. Starej Unii (kanclerzyca Merkel, prezydent Sarkozy, premier Brown i premier Berlusconi) oraz przewodniczący tzw. Eurogrupy (państw strefy euro) Jean-Claude Juncker i szef Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet.
Proponującym podobny do "planu Paulsona" plan ratunkowy (utworzenie europejskiego funduszu gwarancyjnego w wysokości 300 mld euro) dla będących w równie opłakanej pozycji jak amerykańskie, banków europejskich, był "korzennego pochodzenia" sam prezydent Sarkozy. Jednak szef EBC Jean-Claude Trichet oraz kanclerzyca Merkel sprzeciwili się takiemu rozwiązaniu. Minister gospodarki Niemiec Michael Glos oświadczył w przeddzień zjazdu kierowników "krajowych regionów UE", że pieniądze podatników nie mogą rekompensować utraconego zaufania klientów do instytucji finansowych. Warto się nad tymi sławami zastanowić i wyciągnąć wnioski. Czy niemiecki minister nie jest aby antysemitą?

Niemiecka ostrożność czy odpłata?


W merdiach światowego zasięgu widać usiłowania obrócenia gniewu ludu przeciw "złym »meneczerom«", którzy mimo krachu zarządzanych przez siebie instytucji pobierają na odchodnym wielkie uposażenia, świadomie przecież przyznane im przez członków rad zarządczych, pełnych wcześniej rozanielenia i entuzjazmu widokiem papierowych wydruków i rycin kolosalnych zysków i dywidend. Najoczywiściej w świecie członkowie rad, którzy mieli być przecież strażnikami i kontrolerami "mułów pociągowych", czyli menedżerów, chcieliby przerzucić odpowiedzialność za swoje (najpewniej) skorumpowanie albo niedołęstwo.
Z drugiej strony - obieralne ciała ustawodawcze i wykonawcze rodzaju Kongresu amerykańskiego, który przy okazji głosowań nad udzieleniem "pomocy" bankrutom bankierskim został przyrównany do posiedzenia rady nadzorczej banku Braci Salomon, czy osoba "korzennego" prezydenta Francuzów - śpieszący z nie swoimi pieniędzmi dla zahamowania upadku kilku instytucji, które zostały założone przez ludzi z najlepszym doświadczeniem w dziedzinie obrotu pieniędzmi - jak te okoliczności zostaną za jakiś czas zinterpretowane i przetworzone na wnioski przez usłużne merdia? Jednym z pierwszych kroków cwaniaków z giełdy paryskiej w XIX wieku było przekupienie prasy, by ta wychwalała pod niebiosa możliwość (jedynie!) niebotycznych zysków na drugim kontynencie, gdzie miano rozpocząć kopanie kanału w mało znanym wówczas środkowoamerykańskim kraiku - zarządzający dzisiejszymi merdiami każą podnosić alarmistyczne tony, bez głębszych uzasadnień, na wypadek spodziewanej niechęci skarbników pieniędzy zrabowanych podatnikom do wzięcia udziału w "pomocy" grandziarzom bankierskim.
Owszem, można pamiętać, że Niemcy nie dały się wciągnąć - jak zrobili to Francuzi - w aferę panamską, która kosztowała Francję 2 mld franków w złocie i po której jeszcze bardziej stały się osławione nazwiska barona Jacquesa de Reinach, Levy-Cremieuxa i Corneliusa Herza; to pruskie Niemcy wygrały wojnę z Napoleonem III i później w wyniku tego zwycięstwa miały ból głowy z powodu nieroztropnych inwestycji swej klasy średniej w spółkach założonych przez pobratymców Levy-Cremieuxa i Corneliusa Herza. Jednak to Niemcy przegrały i I, i II wojnę światową mimo pierwotnej bezprzykładnie wzorowej współpracy hitlerowców z "system bankowym", a później wysilonej pracy nad "rozwiązaniem problemu żydowskiego".
Choć po ogólnie dostępnym w Sieci składzie osobowym takiego pierwszego z brzegu upadającego w Niemczech banku Hypo Real Estate (HRE) ciężko dowieść właściwego, według ustaw norymberskich, pochodzenia, niemniej można pokładać wiarę, że jak będzie potrzeba - niemieccy specjaliści znowu znajdą wystarczające dowody, że kadra menedżerska w akurat tych, co upadły, bankach - to nie był nikt inny niż... Doświadczenia mają na pokolenia. Metody również.
Właściwie to dość zastanawiające, że zsocjalizowana do szpiku kości Unia Europejska w porównaniu do uchodzących do niedawna za znacznie bardziej liberalne gospodarczo Stany Zjednoczone - jednak to jej przedstawiciele, a nie Amerykanów, mówią "nie!" próbom ingerencji państwowej w sektorze bankowym - usiłuje nie angażować pieniędzy podatników do wyciągania gorących kasztanów z ogniska. Najwyraźniej wcześniejsze oceny, zapatrzonych w czas miniony USA, obserwatorów życia polityczno-gospodarczego, były już od dawna na wyrost i oddawały jedynie wyraz ich chciejstwa, nie zaś wyniki porządnej analizy.
A potrzeby chłopca do bicia nikt nigdy nie zniweluje i zawsze będzie jakiś znaleziony w nagłym przypadku. W tej najnowszej historii niemieckiej odmowy pomocy "systemowi bankowemu" - aż można zachłysnąć się ciężarem zarzutu o antysemityzm. Ciekawe, czy taki w ogóle nastąpi?

Zobacz też

 

Źródło: Krzysztof Pawlak