JustPaste.it

Nadchodzą neoludzie

il. Mariusz Troliński

Nadciąga nowa rasa panów. Będą od nas zdolniejsi, zdrowsi, silniejsi, piękniejsi i bardziej długowieczni. Nic w ich życiu nie będzie dziełem przypadku, a już najmniej funkcjonowanie ich organizmów.

Czas neoludzi musi nadejść. Jeszcze się nie urodzili, ale za 10, może 20 lat zaczną się rodzić. Moglibyśmy zatrzymać ich nadejście, ale nie chcemy.

To my damy im życie

Człowiek ingeruje na pewnym poziomie w DNA – roślin uprawnych i zwierząt – od wieków. Większość odmian roślin, które uważamy za podstawowe pożywienie, w naturze nie występuje w postaci, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Trawy, pokrewne naszym zbożom, owoce i warzywa w porównaniu z tym, co znajduje się na naszym stole, to istni ubodzy krewni. Nasze, modyfikowane genetycznie przez stulecia metodą mozolnych krzyżówek, są smaczniejsze, dorodniejsze i zapewniające wydajną uprawę. Także udomowione zwierzęta słabo przypominają swoje dzikie odpowiedniki. W DNA naszych własnych dzieci także ingerujemy, choć często nieświadomie, dobierając sobie odpowiednich partnerów. Kierujemy się ich cechami fizycznymi, które umiemy podświadomie odczytywać jako manifestacje posiadania przez nich odpowiednich genów. Jednak to wszystko są działania naturalne. Obarczone błędami, powolne i zarazem zgodne z prawami natury. Mogliśmy krzyżować rośliny i zwierzęta tak, by wzmacniać interesujące nas cechy, jednak były to cechy, które u tych gatunków występowały. Nie mogliśmy ich wymyślić.

Inżynieria genetyczna, której burzliwy rozwój odbywa się na naszych oczach, oferuje jednak zupełnie inne działania. Znamy już zapis pełnego genomu człowieka i kilkunastu zwierząt i roślin i dosłownie z miesiąca na miesiąc lista ta się wydłuża. Umiemy klonować zwierzęta, rośliny i niektórzy usiłują doprowadzić do klonowania ludzi. Zaczynamy umieć przenosić geny i grupy genów z jednego organizmu do drugiego nie mającego z nim nic wspólnego. Rośliny modyfikowane genetycznie i transgeniczne są już na porządku dziennym. Zaczynamy stawiać pierwsze kroki w stosowaniu genoterapii – naprawiania lub wymieniania uszkodzonych genów. Na razie te umiejętności nie są wystarczające do skutecznego działania. Na razie w zasadzie nie wychodzą poza ściany laboratoriów. Ale wiedza w tej dziedzinie przyrasta z dnia na dzień. Według wielu specjalistów jest rzeczą oczywistą, że już wkrótce – pewno nie wcześniej niż za 10 lat i nie dalej niż za lat 50 – ludzie zaczną projektować DNA własnych dzieci.

Początki, mające podłoże terapeutyczne, właściwie już mają miejsce. Jeśli dziecko będące embrionem we wczesnej fazie rozwoju niesie ze sobą uszkodzone kopie genów, które mogą sprzyjać pojawieniu się w przyszłości groźnych chorób, to możliwość zastąpienia feralnego genu nowym nie wzbudza w nikim wątpliwości. Zadbanie o zdrowie przyszłego potomka jest najważniejsze. A kiedy okaże się, że można dać mu geny poprawiające jego zdolności, a więc zwiększające jego szanse w życiu, zaprojektować mu urodę i zapewnić, że nie będzie miał podwyższonego ryzyka wystąpienia chorób lub np. skłonności do tycia, przypuszczalnie również nikt nie będzie się nad tym zastanawiał.

W taki sposób pojawi się na ziemi rasa neoludzi, będąca właściwie innym gatunkiem istot myślących, coraz częściej nazywanym przez specjalistów Homo sapiens geneticus.

Powróci widmo eugeniki

Eugenika to słowo pochodzące z greki, oznaczające „dobre urodzenie”. Zostało sformułowane wraz z całą teorią w 1869 r. przez Francisa Galtona, kuzyna Karola Darwina. Galton uważał, że należy podjąć kroki w celu doskonalenia rasy ludzkiej przez odpowiedni dobór partnerów, ale także przez eliminowanie osobników „zbędnych” z punktu widzenia jakości genetycznej populacji ludzkiej. Będąc pod wrażeniem prac kuzyna, Galton uważał po prostu, że władza powinna wziąć na siebie obowiązki siły doboru naturalnego i oczyszczać społeczeństwo z jednostek nieprzydatnych. Wprawdzie pojęcie DNA nie było wówczas znane, ale zakładano, że wystarczą wszelkie widoczne ułomności – ubóstwo, choroby, kalectwo, ułomności psychiczne. W 1907 r. w Anglii powołano Eugenics Education Society propagujące jego idee i nawołujące do stosowania ich w praktyce. Jeden z uczniów i współpracowników Galtona, Carl Pearson, wyspecjalizował się w opisywaniu rozmaitych cech człowieka na podstawie pomiarów czaszki – nauki zwanej frenologią i wywiódł z niej postulaty o zatrzymaniu imigracji Żydów do Anglii oraz dowodził niższości rasowej Słowian.

Zasady eugeniki wprowadzono w życie także w USA, gdzie już w 1896 r. weszła w życie ustawa o zakazie związków małżeńskich niewskazanych ze względu na cechy genetyczne. Założone w 1910 r. eugeniczne biuro statystyczne stworzyło badania naukowe dowodzące, że „nieprzydatni” osobnicy pochodzą z tych samych środowisk. Jego pracownicy postulowali ograniczenie imigracji i sterylizację, a jeden z nich, Madison Grant, proponował eksterminację.

Największą karierę eugenika zrobiła jednak w hitlerowskiej III Rzeszy, gdzie nauka ta, nastawiona na poszukiwanie wyssanej z palca rasy aryjskiej, dołączyła do innych filarów ustroju – Narodowego Socjalizmu i poszukiwania „przestrzeni życiowej” – Lebensraum. Efekty tego mariażu są powszechnie znane. I jedyna względna korzyść, jaką świat osiągnął z bezmyślnego mordu na milionach niewinnych ofiar, to skojarzenie eugeniki z hitleryzmem, które utrzymuje się do dziś.

Tyle tylko że dotyczy to eugeniki negatywnej prowadzonej przez eliminację osób „zbędnych”. Eugenika pozytywna polegająca na jak najlepszym doborze cech dla potomków, ma się zupełnie nieźle, choć nikt jej tak nie nazywa. W USA przymusowe sterylizacje osób mających wrodzone choroby stosowano do 1963 r. i między tym rokiem a 1905 r., kiedy akcję rozpoczęto, poddano takiemu zabiegowi ponad 64 tys. osób. W Szwecji przymusowej sterylizacji poddano do 1967 r. 70 tys. „nieprzystosowanych”. Kiedy słowo „eugenika” zaczęło budzić przykre skojarzenia, ideę podchwyciły organizacje świadomego rodzicielstwa, jak Planned Parenthood of America, propagujące odpowiedni dobór partnerów, oraz kliniki prowadzące sztuczne zapłodnienie, pozwalające na dobieranie odpowiednich cech wyglądu i charakteru przyszłych ojców.

Pojawienie się współczesnej genetyki i inżynierii genetycznej otwiera jednak przed naprawiaczami świata zupełnie nowe możliwości. Na razie nikt nie wymienia oficjalnie genów w ludzkich zarodkach, ale wiadomo już, że przynajmniej technicznie jest to możliwe. Większość rozwiniętych krajów wprowadziło prawne regulacje zakazujące podobnych praktyk, ale równocześnie nauka cały czas idzie do przodu. Według wielu specjalistów stan, w którym ludzkość dysponuje narzędziami pozwalającymi coś zrobić i powstrzymuje się od tego, jest nienaturalny i poglądy w tej kwestii muszą ulec zmianie. Tak sądzi biolog molekularny Lee Silver, autor książki „Sklonowany raj”, Ronald M. Green, bioetyk, autor „Babies by Design” (Dzieci na zamówienie), Gregory Stock, biofizyk z Uniwersytetu Kalifornijskiego, jeden z najsłynniejszych fizyków Stephen Hawking oraz jeden z najwybitniejszych futurologów naszych czasów, Francis Fukuyama.

Uczeni ci są zgodni, że zacznie się od drobnych korekt o charakterze terapeutycznym, a skończy na projektowaniu dzieciom cech na zamówienie. Na narodzinach Homo sapiens geneticus. Neoludzi.

Jedynie Fukuyama uważa to za poważne zagrożenie dla naszego człowieczeństwa. Jego książka „Koniec człowieka” nie pozostawia wątpliwości. Jego zdaniem naturalnym stanem człowieka jest dążenie do systemu, który nie będzie ingerował w jego człowieczeństwo. Tymczasem projektowanie ludzi na zamówienie będzie kusiło zwolenników naprawiania świata możliwością dokonania metodami genetycznymi tego, co nie powiodło się za pomocą metod socjotechnicznych. Uczeni z Uniwersytetu Emora dowiedli już, że są w stanie za pomocą manipulacji jednym genem zmienić zachowanie samców myszy laboratoryjnej, pozbawić je agresji i stworzyć zwierzęta o bardziej żeńskim wzorcu zachowań. Podobne wyniki uzyskał zespół brytyjskich uczonych z Uniwersytetu w Birmingham.

Jeśli nawet ludzkość będzie traktowała modyfikowanie ludzi jedynie utylitarnie, jako poprawianie natury przez eliminację genów niosących choroby i zamienianie cech przeciętnych na wybitne, i tak doprowadzi to do sytuacji bardzo niebezpiecznych. Ci, którzy nie będą mogli lub nie będą chcieli poddać się takiemu genetycznemu krawiectwu, przypuszczalnie będą dyskryminowani jako osobnicy pod każdym względem gorsze od doskonałych genetycznie neoludzi.

Problem w tym, że nie ma wzorca idealnego człowieka i nie istnieje przepis, jak go stworzyć. Nawet gdy nasza wiedza genetyczna będzie o wiele większa niż obecnie, nie będziemy mieli szans na ogarnięcie pełnej funkcji i przeznaczenia miliardów genów naszego DNA. A poza tym same geny to nie wszystko. Już w tej chwili uczeni zdają sobie sprawę, że zasadnicze znaczenie mogą mieć odcinki DNA, które nie kodują żadnych genów, do niedawna jeszcze uważane za „śmieciowe”. Że obok działania genów być może jeszcze większy wpływ na organizm mają struktury kodowanych przez nie białek. Że geny to dopiero początek, potencjał, a pojawienie się wielu cech zależy jeszcze od wpływu środowiska.

Siła ludzkości leży w jej różnorodności, także genetycznej. Gen, który towarzyszy nam od miliona lat, we współczesnym świecie jest źródłem utrapienia, sprzyja nadwadze i powstawaniu cukrzycy. Z całą pewnością więc starano by się go wyeliminować. Jeśli jednak takie społeczeństwo dotknie klęska głodu, nie przetrwa ono, ponieważ gen ten pomagał nam znieść niedostatek żywności. Gen wywołujący anemię sierpowatą, o ile niosący go osobnik otrzyma jego identyczne kopie od obojga rodziców, kiedy występuje pojedynczo, chroni przed malarią. Takich sytuacji mogą być miliony, jednak będziemy się o tym dowiadywać kiedy będzie za późno. Osobnicy z DNA prosto z katalogu będą może nadludźmi w wielkomiejskich warunkach społeczeństwa postindustrialnego, ale jeśli warunki ulegną zmianie, nie będą w stanie się do nich przystosować.

Logika uczy, że nie można ulepszyć czegoś, czego nie jest się w stanie pojąć. Żadnego zjawiska, które jest zbyt skomplikowane, by człowiek był w stanie je całkowicie poznać. Nie udają się próby naprawiania świata, naprawiania społeczeństwa ani klimatu.

Francis Fukuyama radę upatruje w liberalnej demokracji, której wierzy bez zastrzeżeń, oraz w świadomych regulacjach prawnych, które mają w pewnym miejscu postawić tamę, tak jak dotychczas postawiono ją pomysłom klonowania ludzi. Jego zdaniem wystarczy, że będziemy odpowiednio wcześniej zdawać sobie sprawę z zagrożenia.

Niestety tego typu przezorność nie leży w naturze naszego gatunku. Fakt, że coś niesie zagrożenia, nigdy specjalnie ludzkości nie powstrzymywał od działania, jeśli mogły z niego też wyniknąć korzyści. Tym bardziej, że zmiany nie będą rewolucyjne. Dopóki nie przywykniemy, będą się nawarstwiać metodą salami – po cienkim plasterku. To zdrowym zastąpimy onkogen wywołujący raka, to usuniemy skłonność do próchnicy albo zagrożenie autyzmem i pewnego dnia obudzimy się w świecie rządzonym przez neoludzi.

Tekst ukazał się w miesięczniku "Niezależna Gazeta Polska"

Zobacz też:

 

Źródło: Jarosław Grzędowicz