JustPaste.it

Niebezpieczne geny Azji

W niektórych chińskich prowincjach świeże płody z klinik aborcyjnych uważano za niezwykle treściwy i zdrowy przysmak

W niektórych chińskich prowincjach świeże płody z klinik aborcyjnych uważano za niezwykle treściwy i zdrowy przysmak

 

061385cacbaaf0eadac48dd4520ff482

Niepodważalnym sukcesom Azjatów w dziedzinie eksperymentów genetycznych towarzyszy lekceważący stosunek do zachodnich norm bioetycznych i całkowity brak refleksji moralnej.

Przewaga chińskich, indyjskich i koreańskich laboratoriów genetycznych nad podobnymi ośrodkami w Europie stała się faktem już kilkanaście lat temu – dziś honoru zachodniej genetyki bronią jedynie uczeni z USA i Kanady. Błyskotliwe eksperymenty naukowców z Azji na ludzkich i zwierzęcych genach (jeszcze w latach 70. o tamtejszej genetyce nikt nie słyszał) wyjaśnić jest bardzo łatwo. Gdy w ubiegłej dekadzie powszechnym stało się przekonanie, że biotechnologia i genetyka to wraz z przemysłem informatycznym klucz do gospodarczej dominacji w globalizującym się świecie – liderzy azjatyckich „tygrysów” zaczęli co roku inwestować w te nauki sumy, kilkakrotnie przewyższające budżety wielu średnich państw europejskich.

Chińskie hybrydy

Mimo sporej konkurencji ze strony innych inwestujących w genetykę mocarstw (Indie, Korea Płd., Japonia) palmę pierwszeństwa w Azji dzierżą od końca lat 90. uczeni z Chin. To właśnie w Państwie Środka rozpoczęto na wielką skalę eksperymenty nad tworzeniem szokujących hybryd zwierzęcych i zwierzęco-ludzkich, przy których wcześniejsze europejskie doświadczenia z krzyżowaniem ras i gatunków (np. zebry i osła czy wilka i owczarka niemieckiego) wydają się niewinną zabawą.

W 2001 r. chińscy pracownicy jednego z wojskowych instytutów medycznych ogłosili publicznie wyhodowanie ssaka będącego połączeniem myszy z tkanką psa. Stworzenie przypominało to pierwsze zwierzę, ale część narządów wewnętrznych (m.in. pęcherz moczowy) była właśnie pochodzenia psiego. Choć proces eksperymentalny trwał długo i nie obyło się bez komplikacji, w raporcie naukowcy z Chin podkreślali całkowity sukces przedsięwzięcia: „wprawdzie mysz nosi w sobie psi pęcherz wielkości połowy piłeczki pingpongowej, jednak żwawo się porusza i sprawia wrażenie zdrowej”.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zachęcone powodzeniem mysio-psiego eksperymentu władze otworzyły w Szanghaju specjalny ośrodek zajmujący się badaniami nad genetycznym i transplantologicznym użyciem tkanek ludzkich. Dwa lata później, w 2003 r., połączono tam komórki macierzyste skóry człowieka z komórkami jajowymi królika, tworząc kilkaset embrionów swoistego „człowiekokrólika”. Hybrydy te uśmiercono zaledwie po paru dniach, by pobrać z nich embrionalne komórki macierzyste... Przełomowy chiński eksperyment zapoczątkował serię podobnych prób w Azji, a następnie w Europie i USA.

Jeszcze więcej kontrowersji wzbudziły azjatyckie eksperymenty z klonowaniem. Naukowcy z Chin, Indii i Korei Płd. sprawnie przeszczepili europejskie i amerykańskie „osiągnięcia” w tym zakresie na własny grunt, a tamtejsze ośrodki szybko zaczęły wieść prym w sztucznym tworzeniu genetycznie identycznych organizmów. W 1998 r. japońscy uczeni Wakayama i Yanagimachi sklonowali mysz, a w 2003 r. Koreańczycy – królika. Szczególną sławę zyskał południowokoreański zespół naukowy pod kierownictwem Woo Suk Hwanga, któremu po raz pierwszy udało się sklonować psa oraz wilka. Sam Hwang ogłosił zresztą w 2004 r., że w wyniku klonowania uzyskał zarodkowe komórki macierzyste człowieka, ale informacja ta okazała się kłamstwem. Prowadząca dochodzenie w tej sprawie komisja potwierdziła wszelako, że prowadzone przez Hwanga badania nad sklonowaniem człowieka były w chwili kontroli bardzo zaawansowane.

Próby stworzenia ludzkich klonów podejmowali także Chińczycy, mimo że przed ośmiu laty eksperymenty takie zostały w ChRL formalnie zakazane. W 2003 r. chińscy naukowcy przeprowadzili m.in. doświadczenie, wykorzystując nielegalną na Zachodzie technikę, która jest bardzo zbliżona do tej używanej podczas procesu klonowania. Z jej pomocą uzyskano embriony pochodzące od... trojga rodziców: dwóch kobiet i jednego mężczyzny. Eksperyment polegał na usunięciu DNA z komórki jajowej dawczyni i przeniesieniu go do komórki, w której umieszczono jądro komórki przyszłej matki. Powstałe w ten sposób jajeczka zapłodniono nasieniem mężczyzny. Zygoty po kilku tygodniach rozwinęły się w płody, ale ku rozczarowaniu uczonych kobieta poroniła je w 4. i 5. miesiącu ciąży. Według wiarygodnych doniesień singapurskiej gazety „Straits Times”, po eksperymencie tym Chińczycy posunęli się jeszcze dalej i w celu pozyskania organów transplantacji sklonowali człowieka (a dokładniej: kilkaset ludzkich embrionów). Niezależnie od klonowania – w Chinach trwać też mają prace nad genetycznym udoskonalaniem ludzkiej psychiki i ciała, nie wyłączając fizjonomii („programowanie” poprzez geny rysów, koloru oczu, włosów itd).

Klonowania i genetycznego udoskonalania ludzi – przynajmniej oficjalnie – wypierają się natomiast uczeni z Japonii i Indii. W obu tych krajach eksperymenty takie są nielegalne, a w Indiach (w przeciwieństwie do innych krajów azjatyckich) istnieje silny społeczny opór wobec tego typu doświadczeń. Nie oznacza to jednak oczywiście, że nie klonuje się tam innych istot – wręcz przeciwnie: Indie to jedyne na świecie państwo, gdzie wdrożono ogólnokrajowy program klonowania zwierząt (głównie zagrożonych wyginięciem dzikich kotów: azjatyckich lwów, tygrysów itd.).

Genetyka i materializm

Jak przekonują zachodni naukowcy – za błyskawicznym rozwojem azjatyckiej genetyki i biotechnologii stoją nie tylko olbrzymie fundusze, ale i zupełnie odmienna mentalność mieszkańców tego kontynentu. Przeprowadzona w 1993 r. z udziałem 255 chińskich genetyków ankieta zdaje się potwierdzać tę tezę. Przytłaczająca większość uczonych z ChRL stwierdziła, że „jakość” populacji winna być regulowana za pomocą narzędzi, które na Zachodzie odrzuca się jako nieetyczne. Naukowcy poparli również zobowiązywanie przez rząd obywateli do badań DNA przyszłego małżonka, a także wprowadzenie zakazu posiadania dzieci ludziom ze słabymi genami. Jeden z organizatorów ankiety skomentował jej wyniki w następująco: „Chińska kultura jest całkowicie inna. Koncentrujemy się na dobru społeczeństwa, a nie jednostki, choć ludziom Zachodu może wydać się to szokujące” („The New Atlantis” 2003).

Choć jest w tym odrobina prawdy, nie sposób jednak nie zauważyć, że eugenika cieszy się znacznie większą popularnością w komunistycznych Chinach niż np. w Japonii czy Korei Płd. Rządowe akcje promujące posiadanie „jednego zdrowego dziecka” zasiały taki zamęt w głowach Chińczyków, że przekonanie, iż osoby podejrzane o choroby czy niedoskonałość genetyczną (np. niską inteligencję czy podatność na choroby) powinny unikać rodzicielstwa, jest w tamtejszym społeczeństwie bardzo popularne. Nic dziwnego zatem, że normy bioetyczne – ignorowane coraz częściej także przez naukowców zachodnich – są dla badaczy z Chińskiej Republiki Ludowej całkowicie niezrozumiałe.

Wydaje się przy tym, że na „dziki” rozwój genetyki w Azji większy wpływ niż rzekomo tradycyjny kolektywizm Azjatów ma zwykły materializm (związany z żywiołowym rozwojem gospodarczym i wzrostem konsumpcji) oraz brak zakorzenionego w obyczajach szacunku dla życia nienarodzonego. Według rokrocznie przeprowadzanych w państwach Azji sondaży – fascynacja mieszkańców kontynentu naukowo-technicznym postępem wciąż gwałtownie rośnie, co przy obecnej robotyzacji i dehumanizacji życia (casus Japonii, gdzie roboty pełnią już funkcję stróży i recepcjonistek) jeszcze bardziej stępia moralną wrażliwość na konsekwencje genetycznych eksperymentów. Sprzyja temu również – jak wspomnieliśmy – traktowanie płodów (ludzkich i zwierzęcych) nie jako żywych istot, lecz jako materiału, który można dowolnie mieszać, poprawiać, niszczyć, a nawet kupować... w celach spożywczych. Zanim bowiem globalna rewolucja genetyczna wykazała Azjatom „użyteczność” abortowanych dzieci (np. możliwość przeszczepiania ich komórek do innych organizmów) – w niektórych chińskich prowincjach świeże płody z klinik aborcyjnych uważano za niezwykle treściwy i zdrowy przysmak.

Zobacz też:

 

Źródło: Grzegorz Wierzchołowski