JustPaste.it

Ballada o Gagarinie

Nad Ameryką jęki okropne wstrząsnęły jego uszami, to kapitalizm lud tam katuje, ciskając weń dolarami

Nad Ameryką jęki okropne wstrząsnęły jego uszami, to kapitalizm lud tam katuje, ciskając weń dolarami [subprimami]

 

Kapsuła lądownika statku kosmicznego Sojuz-30(Klimuk,­Hermaszewski)

Żył na Syberii major Gagarin
W chatynce z brzozy karelskiej,
Hodował żonę i córek parę,
Co oczy miały anielskie.

Czasami żonie swojej się zwierzał:
„Nuda”, powiadał, „niezmierna”,
Potem przed chatkę wynosił leżak
I czytał książki Żil Verna.

Raz wyniósł leżak aż na pagórek,
Żeby odpocząć po pracy,
Tam go dobiegły wołania córek:
„Tato, ach tato, Kozacy!”

Patrzy — faktycznie, z kopyt tętentem
Kibitka przed domem staje,
A z niej wysiada w burce rozpiętej
Kozak z olbrzymim nahajem.

Jurij w tri miga jaszczik spakował,
Pożegnał żonę i chatę,
Potem w kibitce usiadł bez słowa
I w dal pojechał z sołdatem.

Długo jechali tak na trzy zmiany,
Jurij i Kozak z jamszczykiem,
Kraj Rad łopotał transparentami,
A lud ich witał okrzykiem.

W ciemnej ziemiance, za stołem usiadł,
Do pracy zagnany z mety
Siedem instrukcji przeczytać musiał,
Cztery wypełnić ankiety.

Na kark mu dali waciak kosmiczny,
Co złote miał epolety,
Stanął na baczność, zasalutował
I wsiadł do wnętrza rakiety.

W rękę mu dali nagan nabity,
Torbę z lornetką i mapą.
W kabinie wisiał portret Nikity
Nad pozłacaną kanapą.

Przyszedł sekretarz, dwóch gienierałów,
I kilku cywilów z Czeka,
Wszystko sprawdzili, zamknęli włazy
I zanitowali wieka.

Jakiś marszałek nacisnął pedał,
Ogień ukazał się w rurze,
Jurij się zdążył trzykroć przeżegnać
I poszybował ku górze.

Nad Ameryką jęki okropne
Wstrząsnęły jego uszami,
To kapitalizm lud tam katuje,
Ciskając weń dolarami.

Gdy nad Australią tuż przelatywał,
Widział przez lornetkę z góry,
Jak akademik Makłucho‑Makłaj
Sam obrączkował kangury.

A nad Afryką fetor paskudny
W nos Sybiraka uderzył,
To kolonializm gnije okrutny,
„Dobrze”, powiada, „cholerze”.

Nad Antarktydą widział z orbity,
Pośrodku lodów krainy,
Jak komsomolcy, w ciepłych walonkach,
Z nudów bezczeszczą pingwiny.

Nad Morzem Żółtym
Morze Chińczyków w kucki po krzakach siedziało
I nawet przy tej ważnej czynności
Czytało zbiorek dzieł Mao

Zaś nad Tajwanem wychodka użył,
Zapisał, „stolec mam zdrowy”,
A że się zbliżał koniec podróży,
Przeszedł na lot docelowy.

I wylądował wśród kukurydzy,
W miejscu obranym od dawna,
Wylazł z rakiety, zasalutował:
„Gdie tu kammanda jesť glawna?”

Wszystkich ogarnął pełny entuzjazm,
Salutowali Kozacy,
„Hurra” krzyczała ludność spędzona
Z pobliskich obozów pracy.

Jakiś pop z brodą szczerze się wzruszył:
„Chwała Ci, o Gagarinie!
Socjalizm sczeźnie, komunizm zgnije,
A Twoja sława nie minie”

I jaka szkoda, że w dzień kwietniowy
Wśród huku i dymu spalin
Nie cały Związek w kosmos wyleciał,
A tylko jeden Gagarin.

Zobacz też

 

Autor: NN