JustPaste.it

Teatr fundamentem świata

Recenzja książki, Małgorzata Terlecka-Reksnis, Holoubek - rozmowy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008

Recenzja książki, Małgorzata Terlecka-Reksnis, Holoubek - rozmowy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008

 

Niełatwo tę książkę zrecenzować; jest gęsta od sformułowań zasadniczych z punktu widzenia sztuki aktorskiej i z punktu widzenia istoty tego, czym jest (a właściwie czym powinien być) teatr - o książce "Holoubek - Rozmowy" Małgorzaty Terleckiej-Reksnis pisze Wojciech Piotr Kwiatek w Gazecie Polskiej.

undefined

«Gustaw Holoubek - aktor, dyrektor teatru, a w młodości żołnierz Września i więzień niemieckiego obozu, otrzymał w swoim życiu wiele nagród. Jedną z ostatnich - lecz nie najmniej ważnych - była Nagroda imienia Cypriana Norwida. Otrzymał ją jako aktor, ale też jako pedagog i dyskretny reformator teatru. Jego przemyślenia powoli zaczynają torować sobie drogę do świadomości ludzi sztuki.

"Świat jest teatrem" - napisał blisko pięć wieków temu dramaturg i aktor William Szekspir. Zmarły niedawno wielki aktor mówił coś zgoła przeciwnego: że teatr to świat; że ten drugi bez tego pierwszego jest nie do pomyślenia. Tak można by sformułować pierwsze przykazanie z Holoubkowego "dekalogu teatru".

Przykazań Gustawa Holoubka jest mniej niż dziesięć, ale ranga tego, co mówi o misji aktora i o roli teatru jako azylu dla człowieka kulturalnego, jest w dzisiejszym świecie niespotykana i niezwykła. Teatr jest, zdaje się, w odwrocie, wielu traktuje go pobłażliwie, inni usiłują "dopasować go" do szalonego świata, w którym już upadły bądź właśnie upadają ostatnie tabu, gdzie komunikacja międzyludzka, słowo, ba, kult słowa, uchodzą za zupełny anachronizm, gdzie trzeba krzyczeć, wrzeszczeć, obnażać się (dosłownie i w przenośni), żeby zwrócić na siebie uwagę.

Ocalenie przez teatr

Temu wszystkiemu Holoubek przeciwstawia się radykalnie. Teatr ma tworzyć własną realność - mówi - nie wolno mu odkopiowywać rzeczywistości obiektywnej, tej istniejącej "naprawdę". Inaczej - twierdzi - zamienia się on w platformę do deklamacji, w poletko taniego naśladownictwa. "Nie ma i nie może być - mówi Holoubek - obecności człowieka tu, na ziemi, bez istnienia teatru. Jest to jedyny materialnie sprawdzony bastion ucieczki do świata marzeń i oczekiwań, które nie mają nic wspólnego z potocznością. Człowiek nie może egzystować bez choćby próby tego rodzaju ucieczki".

Po pierwsze-słowo, po drugie-słowo...

Holoubek, jeden z największych polskich aktorów, wyznaje, że właściwie o teatrze, o aktorstwie nie myślał, że jego kariera jest w jakimś sensie dziełem przypadku. Fascynowały go, owszem, jasełka w Krakowie u braci albertynów, ale był wtedy dzieckiem; pamięta też wizyty w Teatrze Słowackiego na "Betlejem polskim". Ale naprawdę teatr odkrył wtedy, gdy odkrył polską literaturę romantyczną i niezwykłą moc poetyckiego słowa, jakim operowała. Wcześniej rozmiłowany w Janie z Czarnolasu, doznał olśnienia Słowackim, później Mickiewiczem, Norwidem... I tak się zaczęło.

Przy czym słowo romantyczne, jego właściwe pojmowanie, otwarło się przed nim nie od razu. W młodości był osobnikiem straszliwie, jak wspomina, egzaltowanym. Nazywa to "nadwyżką stanu podgorączkowego". Opowiada: "Wszystkie moje wspomnienia pierwszych wzruszeń, rozhuśtanych emocji, melancholii noszą ślady owej nadwyżki [...] Lubowałem się szczególnie w smutnych wierszach, bo mogłem wypłakać się do woli. Łkałem prawdopodobnie bez opamiętania, dając upust smutkowi i melancholii".

To z jednej strony, można powiedzieć, typowe dla wieku, z drugiej - efekt mody "romantycznej", bo tak ów termin rozumiano: jako rodzaj emocjonalnego rozmamłania. Ale - paradoksalnie - to, co sam nasz bohater wówczas uznawał za słabość ("mogę się domyślać, że byłem traktowany na poły jak nawiedzony błazen, na poły jako biedny chłopiec"), z czasem objawiło mu się jako istota aktorstwa. Szło bowiem o zdolność dawania siebie innym. Powie: "Nie wyobraźnia, nie sprawność intelektualna, nie wspaniała technika predestynują człowieka do wykonywania tego zawodu, choć oczywiście są przydatne; decyduje o tym ów talent dawania siebie innym".

A więc - stosunek do słowa, do tego, co się mówi i jak. Holoubek przywołuje w pewnym momencie początek Wielkiej Improwizacji ("Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie"), by tak konkludować: "Tajemnica mówienia [...] polega na przyjęciu przesłanki, że mówienie jest niedostatecznym sposobem wyrażania myśli". I dalej: "Mówienie jest walką o formułowanie tego, co się chce powiedzieć. I zawsze towarzyszą temu niejasne, mgliste obrazy myśli oraz przeczucie, że słowa, ich barwa, znaczenie, nie są adekwatne do uczuć, które chcemy wyrazić. Ale właśnie przez fakt owej niedoskonałości mówienia jesteśmy zobowiązani zrobić wszystko, by się tej niepewności przeciwstawić [...]. Aktor musi stać się orędownikiem słów, aby mówiąc za każdym razem podejmować walkę o ich trafność".

Jak widać, mamy tu do czynienia z rzadką świadomością, po co aktor wychodzi na scenę. Ta samoświadomość, gdy stała się jego udziałem, stworzyła z Holoubka aktora. Odtąd tylko tym tropem będzie kroczyć od roli do roli. Kulminacją - będzie rola Gustawa-Konrada.

1968: "Dziady" Dejmka

Od tego spektaklu, od roli Konrada, Holoubek stał się żyjącą legendą. Sam wspomina, że jeśli o czymś jako młody aktor marzył, to właśnie o Gustawie. Ale jak do tego doszło i co się właściwie stało? Co było w tej roli? W tym spektaklu? Samym klimatem politycznym wytłumaczyć się tego nie da, przeciwnie, to raczej ze sceny powiało wolnością.

Ale po kolei.

Wspominałem o znaczeniu prawdziwego zetknięcia się Holoubka z polską literaturą romantyczną. "Najbardziej pasjonowała mnie - wspomina - próba odczytania jej w sposób, który odwoływałby się do realnego sensu, a odrzucał na bok wszystko to, co jest czysto werbalnym ozdobnictwem. [...] śledząc na scenie Mickiewicza i Słowackiego, dotarłem do takiej możliwości, żeby ich pisanie zracjonalizować i [...] uzasadnić w kategoriach współczesnego świata".

Jesteśmy znów u źródła: z romantyzmu należy usunąć tzw. klimaty, nadmiar uczuciowej gorączki, a skoncentrować się na warstwie intelektualnej . A zatem: zamiast krzyku samotnego romantycznego buntownika - myśl człowieka, myśl patrioty, myśl współczesnego Prometeusza? Tak właśnie. Posłuchajmy Holoubka: "Dejmek postawił przed całym zespołem dwa podstawowe zadania: zaproponował pietyzm wobec poetyckiego słowa oraz ekspresyjną i estetyczną ascezę. To rzadkość szczególnie w dzisiejszym teatrze, który zalewa fala reżyserów usiłujących za pomocą całkowicie sztucznych i przekornych interpretacji zdemontować nasz romantyzm".

A zatem ze sceny miały paść czyste, nieskażone słowa. "Przecież to jest tekst na wskroś rozumny, piekielnie inteligentny, nie obciążony żadnymi przesądami, a do tego wszystkiego mieszczący się w kręgu najlepiej pojmowanego realizmu. Przygotowując tę rolę chciałem, by Konrad był w pierwszej kolejności rozumny, a dopiero w drugiej nasycony moją osobistą energią" - opowiada Holoubek

Efekty znamy. Ale warto poznać opis psychicznej aury, w jakiej znalazł się i zespół, i widzowie. "25 listopada, kiedy kurtyna poszła w górę, od razu poczuliśmy, że dzieje się coś szczególnego. Byliśmy przekonani, że publiczność przyszła nie tylko po to, by zobaczyć Dziady, ale także by doświadczyć prawdy i mocy słów, tak kłamliwie wykorzystywanych w oficjalnym obiegu. To oczekiwanie osiągnęło kulminację, kiedy Kazimierz Opaliński zaczął drugą część przedstawienia recytacją Dedykacji: Świętej pamięci Janowi Sobolewskiemu, Cyprianowi Daszkiewiczowi, Feliksowi Kołakowskiemu, współuczniom, współwięźniom, współwygnańcom; za miłość ku Ojczyźnie prześladowanym, z tęsknoty ku Ojczyźnie zmarłym w Archangielu, na Moskwie, Petersburgu, narodowej sprawy męczennikom. Rozpłakał się i nie mógł skończyć tekstu. Stałem za kulisami, czekając na wejście Konrada i dygotałem z emocji. Nie byłem w stanie powstrzymać wzruszenia [...] w pierwszej fazie przedstawienia miałem taką tremę, że nie mogłem grać. No i zaczęło się coś, czego nigdy później nie doznałem w teatrze [...] my, aktorzy, staliśmy się częścią publiczności".

Krytyka podkreślała po spektaklu (kiedy jeszcze było wolno...), że był to pierwszy w tradycji wystawiania "Dziadów" wypadek, gdy to, co mówił Konrad, było absolutnie zrozumiałe.

Teoretyk? Wizjoner?

Niełatwo tę książkę zrecenzować; jest gęsta od sformułowań zasadniczych z punktu widzenia sztuki aktorskiej i z punktu widzenia istoty tego, czym jest (a właściwie czym powinien być) teatr. A przecież tekst nie może składać się wyłącznie z cytatów...

Mówi się często, że nieszczęście aktora zaczyna się wtedy, gdy zaczyna on mówić... własnym tekstem. Ta złośliwa nieco uwaga znajduje mocny kontrapunkt w wypadku Gustawa Holoubka, który w świetle lektury jawi się jako człowiek wielu profesji. Bo "Rozmowy" mogą być wielką pomocą dla początkującego aktora. Dla reżysera z problemami zawodowymi. Wreszcie dla historyka teatru, socjologa teatru, psychologa teatru... Świadomość, którą wykształcił w sobie Holoubek, ma niewiele precedensów.

A przecież jest to także po prostu bardzo dobra lektura.

Naprawdę - trudno o więcej w jednej książce.

"Nie ma i nie może być obecności człowieka tu, na ziemi, bez istnienia teatru. Jest to jedyny materialnie sprawdzony bastion ucieczki do świata marzeń i oczekiwań, które nie mają nic wspólnego z potocznością. Człowiek nie może egzystować bez choćby próby tego rodzaju ucieczki".»

 

Źródło: Wojciech Piotr Kwiatek