JustPaste.it

Ateizm - Wybór najodpowiedniejszy

Co to jest ateizm? Mówiąc najogólniej jest to zaprzeczenie istnieniu Boga, siły najwyższej, niezależnej od niczego i od nikogo. Istnienie takiej mocy wydaje się absurdalne, co później wyjaśnię. Ateizm wynika z prostej i zrozumiałej obserwacji, iż wszelakie religie wraz z rozwojem kultury zmieniają się i niejako "ulepszają". Nie są one w chwili powstania tworem ostatecznym i dlatego nie można ich uważać ze dzieło najmądrzejszego z mądrych, za dzieło Boga. Najlepszym przykładem jest choćby judaizm, czyli - jak wierzy znaczna część społeczeństwa - religia natchniona przez samego Stwórcę. Zajmijmy się zatem historią tej dość ciekawej wiary.

           Powszechnie przyjmuje się, że początki historii judaizmu sięgają drugiego tysiąclecia przed naszą erą. Wywodzą się one z wierzeń dawnych plemion hebrajskich, które podobnie jak inne plemiona semickie prowadziły początkowo, przez dość długi okres czasu, koczowniczy tryb życia. Wiele faktów wskazuje na to, iż plemiona hebrajskie zetknęły się z kultem Jahwe podczas swej wędrówki po pustyni. Natomiast wiara w tego boga stała się głównym motorem zjednoczenia i powstania związku plemion izraelskich. Celowo użyłem tutaj słowa "zetknęły się", gdyż Jahwe nie był tworem, czy też wymysłem hebrajczyków, ale kult tego boga został zapożyczony z wierzeń innych, znacznie starszych ludów.
Dla przykładu podam, iż pewne dane wskazują, że boga Jahwe znano na terenie Mezopotamii. Był on także powszechnie znany na terenie Kanaanu, gdzie w mieście Byblos czczono go pod imieniem Jao. Natomiast w tekstach z Ugarit jeden z bogów nosi imię Jaw (Jaw-Elath). Pamiętając o spółgłoskowym zapisie, imiona te można łączyć z imieniem Jahwe. Ponadto warto zauważyć także, iż przechowywane w Biblii dwie tradycje o objawieniu się Jahwe i zawarciu przymierza u stóp góry umieszczają te fakty właśnie na południu Kanaanu, w okolicach zatoki Akaba, czyli dokładnie w miejscu kultu boga Jaw-Elath.
Z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że judaizm to kontynuacja mitologii. Mitologia natomiast, w świetle tego co sądzi większość ludzi, to bajki, wymysł pozbawionych elementarnej wiedzy ludzi żyjących gdzieś w zamierzchłych czasach. Ludzi, którzy nie wiedząc jak to się dzieje, że wieje wiatr, czy świeci słońce, tworzyli sobie setki bogów, którym oddawali cześć w jakichś prymitywnych obrzędach. Czymże jest zatem chrześcijaństwo, judaizm, czy islam - jest tylko kolejną bajką, zbudowaną na fundamencie niewiedzy i przeinaczeń. Tak właściwie należałoby sądzić.
Bóg Jahwe nie zawsze utożsamiany był z miłością i dobrocią. Początkowo czczono go jako wielkiego, potężnego wojownika, zdolnego zsyłać wichry i burze, rażącego zarówno swych przeciwników jak i swych wyznawców. Nie można go tu określić mianem "dobrego boga". Tradycja ta łączy elementy bóstwa burzy i wulkanów z ideą wojownika i przewodnika przez pustynię. Za taką postacią boga przemawia także filologiczna interpretacja wyrazu Jahwe, wywodząca się od protosemickiego "hawa", od którego to pochodzą słowa "wiać" i "burza". Istnieją jednak poszlaki, które obalają teorię, iż chodziło tu o czczenie wulkanów i wiatrów, paleoastronautyka dopatruje się tutaj czegoś innego, ale artykuł ten nie jest temu poświęcony.

           Kościół wyjaśnia imię Jahwe słowami "jestem, który jestem". Mało prawdopodobne jest jednak by tak dalece metafizyczna koncepcja bóstwa była osiągalna dla hebrajczyków tamtego okresu. Jest to późniejsza interpretacja, mająca niewiele wspólnego z pierwotną istotą i znaczeniem tego imienia. Kler nie odważy się przecież napomknąć choćby o fakcie, iż nie zawsze uznawano Jahwe za wspaniałego, miłego i dobrotliwego staruszka, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Nie zawsze mówiono o nim używając tych jakże pięknych i głębokich słów "bóg jest miłością". Jahwe nie był dla semitów "metafizycznym czymś", ale istotą z krwi i kości, w pełni namacalną, potrafiącą jednak działać rzeczy dla ich umysłów niepojęte.
Pomówmy chwilkę o politeizmie. Aramejskie teksty żydowskiej kolonii w Elefantynie w Górnym Egipcie pochodzące z VI-V wieku p.n.e. i ukazujące typ ludowej religii izraelskiej sprzed reformy monoteistycznej, świadczą, że małżonką Jahwe była bogini Anat, która to w mitologii ugaryckiej przedstawiana jest jako towarzyszka, siostra-małżonka Baala. Biblia poświadcza, że jej kult w Izraelu istniał do VI wieku p.n.e. Papirusy z Elefantyny wymieniają jeszcze trzeciego boga, syna Jahwe i Anat, imieniem Aszima lub Aszam.
Kościół natomiast usilnie stara się nam wmówić, iż innowierstwo było zjawiskiem, a nie najzwyklejszym i bardzo popularnym wśród izraelitów politeizmem. Czytając pierwsze kilka ksiąg Starego Testamentu można z łatwością dostrzec, iż Jahwe jest tam nazywany bogiem najwyższym, a nie jak uczy nas Kościół jedynym. Już pierwszy werset Biblii mówi o bogach. Tłumaczenie brzmi wprawdzie "Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" (Rdz 1,1), wiadomo jednak, że na określenie Boga jest tu użyte słowo Elohim, które jest niczym innym jak liczbą mnogą od wyrazu El.
Mógłbym właściwie dalej pisać o zmieniającej się religii Żydów, starać się ukazać wszelkie przemiany, przeinaczenia i zakłamania jakie wprowadzali kapłani by podtrzymać kult Jahwe. Najlepiej jednak zastanowić się jak wiele rożni chrześcijaństwo od opisywanego przeze mnie judaizmu. Zastanowić się jak odbierali Boga protoplasci, a co sądzi o nim dziś przeciętny katolik. Nie trzeba długo szukać, by znaleźć bardzo istotne różnice.
Aby ukryć prawdziwą treść Biblii powstała nauka zwana teologią. Kościół ogłosił, że wszystko co można znaleźć w Starym i Nowym Testamencie jest tylko i wyłącznie przenośnią, a interpretacja jest dobrą, gdy jest taką interpretacją jak interpretacja Kościoła.

           Biblię napisali ludzie, a nie bogowie, ludzie tacy jak my. Dlatego są tam pewne niedomówienia, nieścisłości i błędy rzeczowe. Jeśli to Bóg natchnął ich do napisania tych ksiąg, to trzeba przyznać, iż nie jest on zbyt dobry w dawaniu ludziom "mocy pisarskiej". Ale czy to ma jakieś znacznie? Skoro to ludzie napisali Biblię to raczej nie bawili się w teologów, pisali to co widzieli, to co rozumieli i co chcieli przekazać potomnym. Nie musieli uciekać się do przenośni i głębokich aforyzmów. Dla nich Bóg był tyranem i takiego go przedstawili.

           Kiedy czytamy Biblię widzimy jak wiele fragmentów Kościół pomija, a ile uwypukla. Jeśli traktować Biblię jak świętą to chyba należycie, czyli w całości, a nie fragmentarycznie. Nawet jeśli zawiera ona słowa typu: "Jeżeli kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma zostać przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga" Rdz(9,6). To są tzw. święte słowa, słowa, których powinien przestrzegać każdy chrześcijanin. Niegdyś odpowiadały one moralności ludzi, teraz już tak nie jest (choć jak zwykle zdarzają się wyjątki). Religia ewoluuje, o jej świętości zatem mowy być nie może.
I tak doszliśmy do logicznego wniosku, że jakakolwiek wiara (tu w szczególności judaizm) to mrzonka. Nie ma sensu dopatrywanie się w niej świętości i ponadczasowości. Każda religia kiedyś umiera, staje się mitologią. Warto także pamiętać, że religii jest niezliczona ilość i twierdzenie, że to właśnie ta moja jest najlepsza zakrawa o głupotę.
Religia to jedno, a Bóg to drugie. Tu nie jest już tak łatwo dojść do jakiegoś konkretnego wniosku. Nie łatwo obalić tezę o prawdziwości istnienia Boga. Można wprawdzie dowieść, że Jahwe bogiem nie był, że nie byli nimi Siwa, Baal, El, Anu, Enki, Marduk czy Isztar, ale udowodnienie, że właściwy Stwórca Wszechrzeczy nie istnieje jest po prostu niemożliwe. A stwórca ten wcale bogiem być nie musi. Kler chce nas uczyć, że brak dowodów na istnienie nie jest dowodem na nieistnienie Boga. Rzeczywiście dowód to nie jest, ale biorąc pod uwagę fakt, że ludzie od zawsze tworzyli sobie bogów i jak na razie nic im z tego dobrego nie wyszło to możemy z całą pewnością uznać, że Boga nie ma. Ateizm jest więc wyborem pomiędzy wiarą w stworzonego przez siebie Boga, a niewiarą w nic. Uznałem, że swoistym bezsensem byłoby powielanie błędu poprzednich pokoleń i usilne wierzenie w kogoś, na kogo to istnienie nie ma żadnych dowodów. Uważam, że byłby to błąd nie godny racjonalnie myślącego człowieka. Koncepcja Boga, który jest absolutnie niezależny od niczego jest irracjonalna. Zawsze istnieje możliwość udowodnienia niemocy. Niech Wszechmogący Bóg stworzy dla przykładu kamień, którego to nie będzie w stanie podnieść. I tu popadamy w swoisty paradoks wiary, którego nie da się sensownie wytłumaczyć. Koncepcja wszechmocy po prostu upada. Nie ma istot wszechmogących, doskonałych, perfekcyjnych, niezależnych od czegokolwiek i kogokolwiek. Bóg jest wyrazem naszego pragnienia widzenia w życiu sensu, niczym więcej. Chcemy wierzyć, że po ciężkiej pracy na ziemi czeka na nas nowe, lepsze życie. Chcemy ufać, że istnieje ktoś kto od zawsze się nami opiekuje, dba o nas i troszczy się o losy świata. Ktoś, na kogo możemy liczyć i kto nigdy nas nie zawiedzie, wcielona dobroć, miłość i pokój - po prostu ideał. Nie ma jednak rzeczy idealnych, nasze pragnienia są jedynie pragnieniami, dążeniem do odszukania celu życia, sami siebie oszukujemy chcąc domniemywać istnienia Boga. Niektórzy ludzie potrzebują Stwórcy by w nim widzieć sens, potrzebują wierzyć, że gdzieś jest ten ktoś, ten kto pomoże przetrwać. Do niego kierują swe prośby i błagania. Ja jednak nie potrzebuję Boga by odnaleźć cel mej egzystencji. Nie jest mi potrzebna wiara i wymyśleni bogowie. Mym celem jest życie i to powinno być celem każdego z nas. Nie chodzi jednak tylko o to by żyć, ale o to by żyć na miarę swoich możliwości. A co do życia po życiu to tylko idiota zagłębia się w tym przypadku w wiarę, o wiele lepiej odwołać się do nauki.

Michał Kędzierski

źródło: ateista.pl

 

Autor: Michał Kędzierski