JustPaste.it

Wojna polsko-jałtańska -- ekspozycja problemu

Pojęcie wojny polsko-jałtańskiej nie istniej w polskiej historiografii. Niech więc projekt Wstępu do obszernego reportażu będzie sygnałem, że kryją się za nim pewne przemyślenia.

Pojęcie wojny polsko-jałtańskiej nie istniej w polskiej historiografii. Niech więc projekt Wstępu do obszernego reportażu będzie sygnałem, że kryją się za nim pewne przemyślenia.

 

 

Wszystko co poniżej. to projekt Wstępu do obszernego reportażu. Serwisowy edytor ma swoje wymagania i możliwe uchybirnia w respektowaniu zasad czytelności tekstu obciążają moją nieporadność, za co Czytelników przepraszam. Dwie daty zakończenia pracy nad Wstępem informują, że drobne modyfikacje nie unieważniają pierwszej wersji, która trafiła do rąk różnych osób.

Dziękuję Przemkowi Krzykosowi -młodej osobie -  za ciekawy awatar do moich artykułów. 

    

©Copyright by Edward M. Szymański

Papież i Generał: prolog wojny polsko-jałtańskiej.

Reportaż politozoficzny dla panienek i młodzieńców

 o myśleniu w polityce.

Przed zaproszeniem do lektury wypada mi poczynić niezwykle istotną uwagę:

 

Jeśli polemizuję czy wręcz krytykuję

wypowiedzi lub publikacje osób związanych z Solidarnością,

to w żaden sposób nie oznacza, że krytykuję samą Solidarność.

Krytykuję sposób myślenia o niej, oraz o jej dawnym przeciwniku.

I nawet nie krytykuję ich niegdysiejszego sposobu myślenia,

ale sposób myślenia dzisiaj.

 

Podobnie też,

jeśli bronię decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego,

to nie oznacza,

że bronię barakowego statusu Polski w obozie socjalistycznym

i wszystkich tego konsekwencji.

Bronię sposobu wyjścia z tego obozu.

 

Wszystkim

z  którymi się zgadzam lub nie zgadzam,

pragnę podziękować.

Bez nich opracowanie by nie powstało.

 

Zapraszam.

                                                                                                                                                Edward M. Szymański

   

Pleszew 2008


 motta:

                                                                                                                               

 

Nie ma wiecznych przyjaciół, ani wiecznych wrogów. Wieczne są tylko interesy Polski.

                                                                                             (parafraza)

- Gdzie jest ten las?

- Nie mogę ci, synku, pokazać, bo drzewa zasłaniają.

                                                                                              (obiegowe) 

Uważam się za zwykłego żołnierza Rzeczypospolitej, który nie dokonał niczego,  

co wykraczałoby poza święty obowiązek służenia swojej Ojczyznie w potrzebie.

                                                                                              (Ryszard Kukliński)

              

 W polityce nie ma sentymentów.

                                                                                               (Józef Stalin)

 

    ...do jego upadku [komunizmu] z pewnością przyczynił się wadliwy system

 ekonomiczny. Odwoływanie się jednak jedynie do czynników ekonomicznych

 byłoby zbyt wielkim uproszczeniem. Z drugiej strony, byłoby śmieszne, gdybym

 uważał, że to Papież własnoręcznie obalił komunizm.

                                                                                              (Jan Paweł II)

                                                                    

Słaby  jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską, gdy zapomina, że został posłany, by

czuwać, aż przyjdzie  jego godzina. Godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy

 historii.

                                                                                             (Jan Paweł II)

 

Pragnę w tym miejscu przywołać znów pamiętne słowa Tadeusza Kościuszki:

„Jest   czas, w którym trzeba poświęcić wiele, aby wszystko ocalić.”. 

 Nie lękamy się osądu potomnych.

                                                                                      (Wojciech Jaruzelski, 1983,

                                                                                       w powitaniu Jana Pawła II)

 

 Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych

 czasach  i w innych okolicznościach.

                                                                                             (Benedykt XVI)

 

Jeśli chodzi o Jaruzelskiego, to nie zamierzam dołączać do fali krytyki jego osoby.

Mając do wyboru radzieckie czołgi na ulicach Warszawy lub stan wojenny,

wybrał to drugie. Powinniśmy zawsze o tym pamiętać.

                                                                                 (generał Aleksander Haig)
                                                       

 

  [Wszystkie artykuły mają jeszcze charakter roboczy! Przepraszam Czytelników za brak różnych elementów oprawy edytorskiej. Problemem jest czas, dla tematu „gorący”, a nie jest wykluczone, że niedostatki da się uzupełnić.]

 Artykuł 1

 

Wstęp

 

Od tego się zaczęło

 

        Październikowy, chłodny wieczór w 1978 roku. Pokój Zakładu Nauk Politycznych i Społecznych Politechniki Białostockiej o mało wytwornej estetyce, dorównującej ówczesnemu wyglądowi budynku znajdującemu się przy równie mało efektownej ulicy Krakowskiej. Wieczorek imieninowy kilku osób i jednocześnie integracyjny Zakładu, dla mnie pierwszy tego rodzaju i w takim gronie. Ważną rolę odgrywa docent z jednej z białoruskich uczelni, wzmacniający kadrowo nasz skromny zespół i merytorycznie - nasz uczelniany odcinek „frontu ideologicznego”. Dzień konklawe, choć w tamtym miejscu i czasie był to problem równie odległy, co wybory prezydenta w Portugalii. Na zapowiedź wieści z Watykanu ktoś jednak podkręca cicho dotąd grające radio. Papieżem został polski kardynał Karol Wojtyła - obwieścił komunikat. Mimo, że był chyba tylko jednozdaniowy, wywołał jednak wrażenie. Nie wypadało tego okazywać, ale nie dało się ukryć. Na ułamek sekundy zdrowe, rumiane oblicze dość młodego wtedy docenta stało się dosłownie zielono-szare, by natychmiast wrócić do dyktowanej sytuacją normy. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie spotkałem się z podobnie silną i błyskawiczną  reakcją u jakiejkolwiek innej osoby.

         Dzisiaj myślę, że intuicja nie zawiodła sowieckiego Gościa.  Usłyszeliśmy o wydarzeniu, które gwałtownie przyśpieszyło bieg historii, choć może dla młodszych osób nie było to wtedy mocno odczuwalne. Tej dużej „Historii”. Historii świata i Polski. To wydarzenie stało się natychmiast alarmującym dzwonkiem w Moskwie. Nic dziwnego, bo już w następnym - 1989 roku Papież pojawił się w Polsce i odtąd w naszym życiu społeczno-politycznym nic już nie było jak dawniej. W następnym roku powstała „Solidarność”, a w kolejnym roku wprowadzony został stan wojenny.

         Decyzja watykańskiego konklawe była wydarzeniem niezależnym od Polski i nawet, w pewnym sensie, niezależnym od polskiego kardynała. Wizyta w Polsce była już elementem  jego świadomej polityki jako głowy państwa watykańskiego. Na powstanie „Solidarności” patrzeć można jako na spontaniczną reakcją polskiego społeczeństwa na wizytę Papieża oraz na ogólną sytuację, w jakiej od dziesięcioleci się ono znajdowało. Decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce miała już znowu charakter decyzji państwowej.  Dla Polaków stała się natychmiast odczuwalna: już w pierwszych dniach dziewięć  osób straciło życie, tysiące zostało poddanych różnym represjom, a wszyscy poddani zostali surowym rygorom wojskowego dyktatu. O tym nie ma potrzeby przypominać. Ale jakie były skutki tej decyzji w dłuższej perspektywie? Tylko negatywne? Nawet dzisiaj nie brak osób, które tak sądzą.

Znaczenie dla świata stanu wojennego w Polsce

         A jakie było znaczenie decyzji o stanie wojennym dla świata? Było ono porównywalne z tym, jakim była polska decyzja w 1939 odrzucająca  niemieckie ultimatum, co w konsekwencji stało się znaczącym czynnikiem początkującym drugą wojnę światową. Jest to jedna z głównych i zapewne dla wielu czytelników bardzo bulwersująca teza niniejszego opracowania. Czy nie jest ona przesadzona? Co wskazuje na przypisanie tej decyzji i jej wykonaniu tak wielkiej roli w światowej historii?

           Ukierunkowanie pewnych procesów mających globalne skutki. Rozwój światowego  teatru wojennego w 1939. rozpoczął się od niemieckiej agresji na Polskę. W efekcie, po sześciu  latach  gruntownie zmienił się militarny układ sił na świecie, skutkiem którego Polska utraciła swą państwową suwerenność. Stan wojenny nie rozpoczął podobnie krwawego dla świata rozwoju wydarzeń, ale zapoczątkował inne, choć o porównywalnym w swych rezultatach wymiarze. Po pierwsze, według mojej propozycji terminologicznej, spowodował  natychmiastową zmianę carterowskiej „strategii taniego fortelu” w walce z kremlowskim przeciwnikiem, strategii  której Polska była pierwszą ofiarą, na  reaganowską „strategię okrążenia z polskim detonatorem”, w której coś już od Polski zależało, i która dawała Polsce jakąś nadzieję. Dopiero ta zmiana stała się dla Polski swoistym „światełkiem w tunelu”. Dość długiego tunelu, choć różne są już na ten temat zdania.

          Po drugie, w centralnych elitach politycznych  Związku Sowieckiego  wydatnie wzmocnił ich część poszukującą sposobów zreformowania tego olbrzymiego imperium. Stan wojenny definitywnie zablokował także możliwość realizacji upiornej wizji uprzedzającego sowieckiego  uderzenia na Europę Zachodnią. Nawet, jeśli  niebezpieczeństwo to było mało prawdopodobne, to jednak nad Polską wisiało. Stan wojenny zapobiegł też żywiołowym walkom wewnętrznym w naszym kraju, żywiołowym dla Polaków, ale kontrolowanych z Kremla, a wzmacnianych z Waszyngtonu. Ta teza jest głęboko sprzeczna z opiniami wielu polskich historyków kontentujących się twierdzeniem, że przecież 13 grudnia 1981 roku  nie byłoby zbrojnej interwencji z zewnątrz. A czy ten brak interwencji akurat w tym dniu oznaczał dla Polski coś lepszego niż stan wojenny? 

         Objęcie przez kardynała Karola Wojtyły watykańskiego tronu, jego pierwsza wizyta  w Polsce, powstanie Solidarności i wprowadzenie stanu wojennego to wielkie polskie kroki w kierunku zmiany dotychczasowego ładu w świecie. Pokojowe dla świata, ale niezupełnie dla Polski.  To zapoczątkowane przez Polaków  przyśpieszenie powolnych młynów historii nie było  dla wielu obserwatorów w świecie i w Polsce czytelne, ale w jego końcowym rezultacie odzyskaliśmy państwową suwerenność.

        Historia zatoczyła koło. W Polsce rozpoczęła się druga wojna światowa i z Polski wyszedł impuls ku  szybszemu jej  zakończeniu. I można powiedzieć, że nie  ma tu przejęzyczenia. Dla Polaków oraz wielu narodów Europy Środkowej i Azji „zimna wojna” była swoistym przedłużaniem drugiej wojny światowej, przedłużaniem w celu obrony przez moskiewskie władze swoich imperialnych zdobyczy i nawet ich dalszego pozyskiwania. Czy to oznacza, że Polska do czerwca 1989 roku była w stanie wojny? Można się kłócić o słowa, ale faktem jest, że Polska  przed wrześniem 1939 roku była państwem w pełni niepodległym, a po 1945 roku już nie. Jest to problem językowy, dość dokładnie równy temu, czy „zimną wojnę” w ogóle można nazywać „wojną”.

Dwie Polski?

         Dzięki „okrągłemu stołowi” i czerwcowym wyborom w 1989 roku Polska wywalczyła, jak się dzisiaj powszechnie uznaje, niepodległość. Ale która Polska ją wywalczyła? Dla młodszych pokoleń pytanie może wydawać się niedorzeczne. Wystarczy jednak wsłuchać się trochę w głosy współczesnych polityków i historyków, by dostrzec echa sytuacji, gdy były jakby dwie Polski. Jedna, zdaniem drugiej,  to Polska „reżimowa”, akceptująca  radzieckie porządki, mająca swe polityczne zaplecze w zniewolonej przez Wielkiego Brata PZPR, Polska sprzedawczyków interesu narodowego, karierowiczów, donosicieli, ludzi pazernych, krwiożerczych i wyzutych z wszelkich patriotycznych uczuć. To Polska, na czele której stał sowiecki namiestnik, generał Jaruzelski wspomagany przez wiernopoddańczą świtę. Druga – to „Polska solidarnościowa”, Polska ludzi odważnych, mądrych, uczciwych, prawdomównych,  bardzo pokojowo usposobionych,  niezłomnych w swym patriotyzmie, pełnych bezinteresownego poświęcenia. Duchowym przywódcą tej Polski był Papież, wspomagany przez potężny ruch Solidarności.

 

Rola Papieża i Generała

        A jednak w niepodległym  państwie znalazły się obydwie Polski. Przypadek? Bolesny błąd historii, który ewentualnie wypada naprawić? Ani jedno, ani drugie. Obraz Polski w dekadzie lat osiemdziesiątych wcale nie był tak czarno-biały, jak wiele osób uznaje to dzisiaj za absolutną oczywistość.  Niesuwerenność Polski była pochodną światowego układu sił, jakie ustanowiło porozumienie jałtańskie i klucz do niepodległości nie znajdował się w Polsce, ale na zewnątrz niej. I nie jest przypadkiem, że do rozmontowania owego układu najbardziej przyczynić się mogły osoby będące niejako poza, czy ponad polskimi strukturami państwowymi. Papież był głową państwa watykańskiego, co nie przeszkadzało mu zabiegać o polskie aspiracje niepodległościowe. Generał był, jak Wielopolski, namiestnikiem wielkiego imperium sowieckiego, co jednak także nie przeszkadzało mu zabiegać o polskie interesy. Zupełnie jednak różne były możliwości działania tych historycznych osób, znajdujących się po obu stronach „żelaznej kurtyny”, strzeżonej nuklearnymi arsenałami. Możliwości były różne, ale wzajemnie się dopełniające. I to jest następna z ważnych tez opracowania. Przy „okrągłym stole” spotkali się reprezentanci jednej i drugiej Polski (innym problemem jest, podważana przez wiele osób, reprezentatywność obydwu stron), co rozpoczęło, a poniekąd i warunkowało pokojowy upadek sowieckiego imperium, a tym samym finalizowało polską, pokojową drogę do niepodległości, która przyniosła także niepodległość wielu innym narodom na dwóch kontynentach.

        Ani  polski papież nie rządził supermocarstwem atomowym jakim były i są Stany Zjednoczone, ani generał Jaruzelski nie rządził Związkiem Sowieckim. I jest to wystarczający powód, dla którego opinia światowa będzie marginalizowała wkład Polaków w dzieło usunięcia, przynajmniej na pewien czas,  jednego z największych zagrożeń w dwudziestym wieku, jakim była spirala nuklearnych zbrojeń w rywalizacji między wspomnianymi mocarstwami. Sprzyjać temu będzie postawa polskich badaczy, którzy raczej nie wyobrażają sobie, aby nie reprezentować jednej albo drugiej strony historycznych już konfliktów i tylko jej wkład uwzględniać. A taki „połówkowy” wkład to jakby żaden, bardzo łatwy do pominięcia i bardzo trudny do udowodnienia, łatwy do  potraktowania z przymrużeniem oka, redukowalny do symbolicznych rozmiarów. (Cały świat przecież widział, że to Niemcy rozbijali Mur Berliński, najbardziej znany symbol „zimnej wojny”.) Dopiero złożenie tych „połówek” pozwala dostrzec, że polski udział w tych światowych wydarzeniach był nieproporcjonalnie duży w stosunku do rzeczywistego potencjału gospodarczego i militarnego Polski. Ta mizeria siły materialnej zrekompensowana została siłami duchowymi i intelektualnymi, jakie niezbędne były dla pokojowej obrony polskich aspiracji niepodległościowych. Obrony po obydwu stronach „żelaznej kurtyny”. I powstanie Solidarności, i stan wojenny były niezwykle istotnymi czynnikami w rozpadzie jałtańskiego porządku świata. To uzasadnia tytuł niniejszego opracowania.

        Papież mógł otwarcie i w sposób dla polskiego społeczeństwa czytelny przeciwstawiać się jednemu z jałtańskich koalicjantów -  Związkowi Sowieckiemu. Ale czy ze względu na polskie narodowe bezpieczeństwo mógł równie otwarcie i czytelnie występować przeciwko polityce  drugiego z koalicjantów? Generał Jaruzelski mógł otwarcie i czytelnie dla polskiego społeczeństwa przeciwstawiać się polityce Stanów Zjednoczonych jako jałtańskiemu koalicjantowi, ale czy ze względu na polskie bezpieczeństwo narodowe mógł równie otwarcie i czytelnie przeciwstawiać się drugiemu z wielkich mocarstw?

        W przytoczonej na pierwszej stronie wypowiedzi Papież zauważa, że przyczyn upadku komunizmu nie można upatrywać wyłącznie w wadliwości jego „systemu ekonomicznego” i że śmiesznością byłby sąd, że to on go „własnoręcznie” obalił. Nie neguje znaczenia tych czynników, ale też uważa je za niewystarczające. A w czym dopatrywać się innych? W boskiej ingerencji? Akurat tej, Papież nie omieszkałby wyeksponować, ale  trudno byłoby się też spodziewać, by dowolnie mieszał sprawy wiary z politycznymi, ekonomicznymi czy militarnymi.  Ważną tezą repotażu jest, że do tych czynników, i to niezwykle znaczących, dołączyć trzeba  konsekwentną politykę generała Jaruzelskiego.

         Stan wojenny był nie tylko sposobem na zdyscyplinowanie społeczeństwa przez polską armię. Był także sposobem obrony dotychczasowego zakresu podmiotowości polskich struktur państwowych, zagrożonej rozpoczętą już, choć nie wypowiedzianą wojną ekonomiczną między dwoma dawnymi sojusznikami jałtańskimi. Wojną na wyniszczenie, w której Polska w kalkulacjach obydwu mocarstw mogła stać się  pierwszą ofiarą, a po części już się nią stała.  Droga od stanu wojennego do „okrągłego stołu” nie była efektem  osobistych tylko upodobań generała Jaruzelskiego, ale wyrazem chłodnej kalkulacji szans na poszerzanie zakresu polskiej suwerenności, kalkulacji uwzględniającej nie tylko wewnętrzne polskie realia, ale także realia geopolityczne w bliższym i dalszym otoczeniu. Polski. „Okrągły stół” był potrzebny  nie tylko do rozwiązania naszych wewnętrznych spraw, ale był także potrzebny jako czynnik  uruchamiający szereg  zmian („efekt domina”) w Europie Środkowej i ,jak się okazało, również w całym sowieckim imperium.

Sygnały o potrzebie nowego spojrzenia

         Profesor J. Staniszkis w swej książce „Postkomunizm” analizuje rodzenie się nowych mechanizmów ekonomicznych w ramach komunistycznych struktur   eksponując problem kontroli dotychczasowych elit politycznych nad gospodarką. Elity te stanęły przed problemem włączenia  się w światowe życie gospodarcze na bardziej nowoczesnych zasadach, ale z zachowaniem swej uprzywilejowanej pozycji. Innymi słowy, stanęły przed problemem, jak przerobić swój kapitał polityczny na kapitał ekonomiczny nie tracąc tego pierwszego. I w rozwoju, a raczej rozwijaniu  tych nowych mechanizmów oraz rodzących się w tym procesie sprzeczności Profesor upatruje ekonomicznych przyczyn rozpadu sowieckiego imperium. Zgoda, ale, jak zauważył Papież, to nie wystarczy. Niniejsze opracowanie stara się wypełnić istniejącą tu lukę. Nie jest ono sprzeczne z konstatacjami prof. Staniszkis, choć uwaga skoncentrowana jest w nim na politycznej sferze zjawisk, które wszak  nie są izolowane od procesów ekonomicznych. Ale ważne jest, by je odróżniać. Z bardzo istotnego powodu.

          Odróżnić trzeba problem odzyskiwania niepodległości od problemu, kto i w jaki sposób stał się beneficjentem jej odzyskania. Czy proces naszej transformacji ustrojowej był optymalny z punktu widzenia korzyści dla różnych grup społecznych, czy był sprawiedliwy, czy optymalne dla nas były warunki naszego akcesu do Unii Europejskiej? W ogóle się tym nie zajmuję, a przez pryzmat tych aktualnych problemów  oceniana jest osoba Generała jako personifikacja źródeł  wszelkiego zła w ostatnich dziesięcioleciach. Dlaczego tak się dzieje?

Nie traktuję tego pytania jako retorycznego, ale staram się znaleźć przyczynki do odpowiedzi.

Nie tylko dla sztuki, ale i dla nauki, gdyż adresatem zasygnalizowanym w podtytule są młodzi ludzie. Bo to od nich zależy, co się z suwerennością  Polski dalej będzie działo, czy potrafią wysnuć wnioski z jej historii, by skuteczniej pracować na lepsze jutro dla siebie.

        Opracowanie ma formę mozaiki polemik czy dygresji rozmaitej natury, bardzo różnie łączących się z sobą i jakby pozbawione jest jakiegoś nadrzędnego planu. Z dwóch  powodów. Po pierwsze, nosi ono ślady drogi dochodzenia do różnych  sądów. Pracę rozpocząłem jeszcze przed wyborami do parlamentu, a dopiero później np. został opublikowany wywiad z Papieżem   (J. Gawroński: „Kolacja z Janem Pawłem II”,  )  o podstawowym dla poruszanych zagadnień  znaczeniu i trzeba było znaleźć sposób na modyfikację znacznie bardziej szkicowego obrazu zagadnień przedstawianego w pierwszej bardzo roboczej wersji. Pojawiło  się przy okazji 25 rocznicy stanu wojennego wiele nowych publikacji i wywiadów a wraz nimi nowe  problemy oraz znaki zapytania i z tego względu trudno mi było o większą systematyczność. I w takim sensie niniejsze opracowanie nadal ma charakter roboczy, ono nadal powstaje i niech to tłumaczy swoistą formę eseju. Pojawienie się na naszym ryku księgarskim dalszych prac  - Paula Kengora o polityce Reagana czy Johna O`Sullivana o polityce Margaret Thatcher – pozwoliło mi na wyostrzenie i upewnienie się w stawianych intuicyjnie i  początkowo dość nieśmiało tezach.

         Po drugie, taka forma prezentacji zagadnień jest  bardziej zaproszeniem do myślenia o nich niż przesądzaniem o nich. A na tym mi dość mocno zależało, gdyż „materia” polityczna jest wyjątkowo skomplikowana i  nigdy nie powstanie skończony, usystematyzowany zbiór algorytmów myślenia o niej i w niej.

          Dość dziwny podział na „Artykuły” zamiast na tradycyjne rozdziały i podrozdziały wynika z pierwotnych intencji internetowej publikacji. Taki sposób pewnego uporządkowania bardzo różnorodnych, cząstkowych tematów okazał się na tyle dogodny, że pozostawiłem całość bez zmian. Myślę, że reportażowi taka forma przystoi. 

 Polski prolog

         Dla wielu dawnych i dzisiejszych oponentów Generała Jaruzelskiego stan wojenny był kresem polskich nadziei na odzyskanie niepodległości. W niniejszym reportażu  stan wojenny stał się dopiero  początkiem drugiego etapu  drogi, drogi odtąd jawnie  zbrojnej na miarę polskich możliwości, a prowadzącej dalej do wyzwolenia się Polaków z obozowych rygorów.    Drogi pokonywanej wszystkimi polskimi siłami, pod asekuracją polskiego wojska. Kto był przeciwnikiem na tej drodze? Ci, którzy niepodległości nas pozbawili – dawni sojusznicy wojenni w Moskwie i Waszyngtonie, wymuszający teraz respektowanie lub rewizję  dawnych umów wzajemnym szantażem militarnym.

        Prolog to pierwotnie  wstęp do dramatu. Dla polskiego społeczeństwa sam stan wojenny już był dramatem. Dokumentalistów tego nie brakuje i czego w najmniejszym stopniu nie zamierzam negować.. Przeciwstawiam się jednak postawie wielu z tych  dokumentalistów  usiłujących zredukować znaczenie tego dramatu tylko do wymiarów wewnątrz polskich. Papież słowem wystąpił z moralnym apelem o rewizję umów jałtańskich, ale czy mówił tylko do jednej strony? Stan wojenny był także takim apelem,  ale militarnym. Czy to był apel tylko do jednej strony? Polska militarnie weszła na światową scenę polityczną, by pod koniec dekady po eksplozji najbardziej niezwykłego w dziejach naszej historii „politycznego detonatora”, jakim był „okrągły stół”,  dopilnować wielkiego finału, jakim był pokojowy rozpad sowieckiego imperium.

         W niniejszym opracowaniu  stan wojenny w Polsce stał się, w globalnej perspektywie, zwieńczeniem polskiego prologu  światowego spektaklu wojennego, jakim była wojna ekonomiczna wypowiedziana przez Reagana władcom na Kremlu. Stan wojenny umożliwił, że Polska nie wyszła z tego starcia wielkich mocarstw  tylko jako moralny zwycięzca, jak po wielu naszych tragicznych powstaniach.  Stanem wojennym, a więc militarnie, sama taką formę tego starcia w ogromnym stopniu wyznaczyła.

          Odpowiedź na pytanie o przyczynę określonego wydarzenia w świecie społecznym, a zwłaszcza w tak ogromnej skali, jakim jest upadek wielkiego nuklearnego imperium, nie może być odpowiedzią prostą. Bo co z tego, że za przyczynę podstawową uznaje się dziś niewydolność ekonomiczną systemu. To tak, jakby za przyczynę czyjejś śmierci uznać starość, bo przecież wiadomo, że każdy musi umrzeć, ale z tej nieuchronnej prawidłowości dotykającej każdego człowieka nie wynika, w jaki sposób i z jakich bezpośrednich przyczyn ktoś musi umrzeć. A na wskazaniu  ogólnej przyczyny – przegrana w rywalizacji gospodarczej z Zachodem -  właściwie kończy się myśl  interpretacyjna tego niezwykłego w dziejach wydarzenia  wielu zachodnich obserwatorów, a w ślad za nimi   wielu polskich przeciwników stanu wojennego, którzy wyciągają z tej uproszczonej obdukcji uproszczony wniosek, że stan wojenny był niepotrzebny.

         Tu dotykamy dwóch fundamentalnych kwestii. Czy niewydolność gospodarcza sowieckiego imperium była jego immanentną cechą, czy pewną słabością możliwą do przezwyciężenia? Dość mało refleksyjni krytycy zachodni (ale także i polscy) uważają  dziś,  że  sprawa jest oczywista, że ta słabość była jego cechą immanentną. Ale o tej słabości mówiono już od rewolucji październikowej, a imperium przeszło sześćdziesiąt lat już trwało, więc dlaczego nie miałoby potrwać jeszcze drugie tyle? Czy przykład niebywałego wzrostu potęgi gospodarczej dzisiejszych Chin pozwala na intelektualnie dobre samopoczucie tych krytyków? Na Kremlu problem postrzegano, ale to jeszcze nie było tam  powodem, by podejmować konkretne decyzje.  Kto w 1981 roku mógł coś sensownego powiedzieć, jak się sprawy dalej potoczą? Coś jednak  stanem wojennym powiedział Jaruzelski stawiając przed władzami kremlowskimi ultimatum: albo imperium zreformuje swą gospodarkę, albo ono  upadnie. Czy to ultimatum było kiedykolwiek przez Generała  jasno wyartykułowane? Wątpię. Ale w polityce ważne jest nie tylko to, co się mówi, ale także to, jak się określone sytuacje odczytuje. Wymuszenie przez Generała na kremlowskich władzach przyśpieszenia  podjęcia  próby (nieudolnej, jak się okazało) reformowania gospodarki sowieckiego imperium  oraz niedopuszczenie do jej przerwania przyśpieszyło jego upadek, a tym samym skróciło polską drogę do niepodległości.

         Nie tylko to jest zasługą Generała i tu druga z tych fundamentalnych kwestii. Na rozpad Jugosławii można spojrzeć jak na rozpad imperium w miniaturce.  Jak ta miniaturka się rozpadała, czy Papież mógł zapobiec sposobowi tego rozpadu? Umierać można długo i w męczarniach, a można odejść ze świata bez nadmiernego bólu i bez zadawania go innym. Jak zapobiec ewentualnym  konwulsjom upadku wielkiego mocarstwa? Wielu krytyków Generała nie zadaje sobie takiego pytania. Dzisiejsi spadkobiercy solidarnościowej myśli,  do czego się chętnie przyznają, nawet nie potrafią z dowodów, które mają w ręku, odczytać wielkości zagrożenia jakie niegdyś także przeciwko nim samym było skierowane. Gdyby się ono zmaterializowało, to terrorystyczny zamach na wieżowce WTC byłby  zaledwie  odległym dla nas incydentem, gdyż zbyt zajęci bylibyśmy leczeniem własnych ran.

          Potężny swymi wpływami na Kremlu Jurij Andropow 10 grudnia 1981 roku na posiedzeniu sowieckiego politbiura wypowiedział znane słowa, które dziś dla niektórych zachodnich badaczy i wielu polskich historyków służą jako ewidentny dowód, że zagrożenia ze strony sowieckiej wówczas nie było:

 Nie możemy ryzykować. Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski. Jest to nasze słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem, jak rozwinie się sprawa z Polską, ale jeśli nawet Polska będzie pod władzą „Solidarności”, to będzie tylko tyle.

Czego dotyczy niewiedza szefa KGB? Czy tego, jak „w Polsce” sprawy się potoczą, gdy władzę przejmie Solidarność, czemu Kreml gotów był wyrozumiale się przyglądać? Nie.  Niewiedza ta, w moim mocnym już przekonaniu, dotyczy tego, jak rozwinie się sprawa „z Polską”, czyli tego, co z  Polski zostanie w rozgrywkach między dwoma mocarstwami. Czy wyrażenie woli, by stanowiska o nieingerencji militarnej trzymać się „do końca”, oznacza tu do końca świata? Przecież najważniejszy jest „umacnianie Związku Radzieckiego”, o czym Andropow mówi kilka zdań dalej. Co więc owo „do końca” może oznaczać? „[…] teraz nie wolno nam zmieniać swojego stanowiska. Światowa opinia publiczna nie zrozumie nas” – powiedział na tym posiedzeniu Susłow. A co zrobić, żeby „światowa opinia publiczna” zechciała zrozumieć, gdyby Jaruzelski nie  wprowadził stanu wojennego? Właśnie osiągnięciu owego „zrozumienia” poświęcone są obrady tego politbiura, które wcale nie zamierzało czekać, aż im się imperium rozpadnie i znalazło już sposób radykalnego przybliżenia owego „końca”.

        To dlaczego niektórzy amerykańscy ideolodzy upierają się przy interpretacji, że Jaruzelski „mógł się postawić”? To jest raczej zrozumiałe. Ale dlaczego polscy historycy?

        Pozbawieni byliśmy przez całe stulecia możliwości swobodnego rozwijania własnej, nieskrępowanej oraz skutecznej  myśli politycznej i państwotwórczej, więc intencja  szybszego  nadrabiania  zaległości towarzyszyła pisaniu tego opracowania.   Ta polska myśl nie musi   być ani ksenofobiczna, ani kosmopolityczna, ani antyamerykańska, antyrosyjska, antyniemiecka, antyeuropejska, itd.,  by mogła  racjonalnie odzwierciedlać bieżące i perspektywiczne polskie interesy,  ale jednocześnie, by  wzbogacała międzynarodowy dyskurs o bezpieczeństwie Europy i świata. W tym zaś zakresie mamy wyjątkowo wiele do powiedzenia, jednak sami musimy głębiej i bardziej wielostronnie przemyśleć własne doświadczenia, by mieć coś istotnie własnego do powiedzenia innym. Ważne jednak, by nie była to myśl naiwna.

.         Śmierć Profesora Geremka w sposób nieoczekiwany dotknęła także mnie. Napisałem dość obszerną polemikę z wypowiedziami Profesora, polemikę wkomponowaną  w szerszą całość. Czy teraz wycofać się z niej, skoro ich autor  nie może się już bronić? Pozostawiłem ją jednak jako świadectwo jego wkładu w niniejsze opracowanie. Bo w istocie ono całe powstało z takich sprzeciwów, a  tak naprawdę to często nie wiadomo, komu więcej zawdzięczamy: czy tym, z którymi się zgadzamy i co poprawia naszą pewność siebie w głoszeniu określonych poglądów, czy tym, z którymi się nie zgadzamy, a którzy zmuszają nas do dodatkowego wysiłku, by własne zdanie lepiej uzasadnić, czy zmuszają nas do wyjścia poza rutynowe ujmowanie określonych problemów.

         Ta tragiczna śmierć niech będzie powodem, dla którego wyraźniej akcentuję swoje podziękowanie wszystkim tym, z którymi się nie zgadzam, a być może najwięcej zawdzięczam właśnie w wyniku podobnej niezgody. Wszyscy zaś nie jesteśmy czytelnikami nienapisanych książek przez tych, którzy mogliby być do tego predestynowani, a którzy starannie byli selekcjonowani i w różny sposób eliminowani z życia w ostatnich dwóch stuleciach. Trzeba po prostu szybko nadrabiać zaległości.

         Nie mogę jednak w żadnym stopniu pomniejszyć swojej wdzięczności także wobec tych, z którymi się zgadzam, gdyż chyba nikt nie jest w stanie coś konstruktywnego robić, nie czując jakiegoś pewniejszego oparcia w szeroko rozumianym  dorobku innych osób.

       Wszystkich osób, którym w taki czy inny sposób coś zawdzięczam wymienionych jest w opracowaniu niemało i do nich wszystkich powtarzam  słowa podziękowania.

 

Pleszew, poniedziałek, 14 lipca 2008

Pleszew, czwartek, 2 października 2008