JustPaste.it

Doktryna szoku: neoliberałowie i prostytutki

28452ee66dea8f8027ed95c830b023a0.jpgPodczas debaty na Gdańskim Areopagu słuchając wypowiadanego prawie na „jednym wdechu” ataku na „neoliberalizm” wprowadzony w Chile przy pomocy czołgów, i na prostytucję, miałem wrażenie jakby sutenerzy stanowili ikonę wolnego rynku. Chyba jeszcze większą od „rekinów” z Wall Street.

Pinochet, gdy przeprowadzał swój puch wojskowy we wrześniu 1973 roku nie robił tego, do cholery, w imię „neoliberalizmu”. On to zrobił dla władzy! Tak jak Jaruzelski osiem lat później. A jak to już zrobił, to miał do wyboru: przeprowadzić „atestację stanowisk pracy” i „przegląd kadr”, albo skoncentrować się na tym, do czego jest państwo – czyli na polityce i pozwolić działać rynkowi. Za namową niektórych swoich doradców zgodził się na rynek. Nie był w stanie zrobić tego Jaruzelski. Na tym bowiem polega różnica między autorytaryzmem i totalitaryzmem. Autorytaryzm można pogodzić zarówno z etatyzmem gospodarczym (Austria, Węgry, Polska w okresie międzywojennym) jak i z wolnym rynkiem (Portugalia Salazara, Chile Pinocheta). Zupełnie inaczej niż w totalitaryzmie, który nie pozostawia ludziom żadnego obszaru swobody, wyklucza więc z definicji możliwość działania praw rynkowych.

Że w Chile mordowano ludzi – to źle. A nawet bardzo źle. Pinochet jest za to odpowiedzialny, tak samo jak Jaruzelski z Kiszczakiem są odpowiedzialni za śmierć górników z Wujka i Księdza Jerzego. Ale co ma do tego liberalizm? Już pisałem w eseju na cześć Friedmana o kampanii wymierzonej w jego osobę przez różnych „postępowych humanistów” w przededniu przyznania mu nagrody Nobla. Arnold Herberger – ówczesny kierownik katedry ekonomii na uniwersytecie w Chicago – zapewniał co prawda, że sześciodniowa wizyta Friedmana w Chile, odbyta zresztą na zaproszenie prywatnej fundacji, połączona z wygłoszeniem kilku odczytów, była jedynym jego pobytem w tym kraju i nie zajmował się on doradztwem ekonomicznym dla chilijskiego rządu, a o jego stosunku do reżimu świadczy fakt nie przyjęcia doktoratów honoris causa dwóch tamtejszych uniwersytetów. W przekonaniu oponentów wina Friedmana polegała na tym, że w Chile wcielano w życie jego poglądy ekonomiczne, co samo w sobie miało być dowodem na to, że są one „reakcyjne”. Friedman replikował, że choć odcina się od wszelkich reżimów, w tym również od chilijskiego, to cieszyłby się widząc, że jego teoria przyczynia się do poprawy warunków życia ludności i, co za tym idzie, ułatwia ewolucję sposobu rządzenia krajem w kierunku bardziej demokratycznym. Możliwość taka istnieje tak długo, jak długo zachowany jest system własności prywatnej, będący motorem jego koncepcji ekonomicznych, utożsamiany przez niego z wolnością ekonomiczną, stanowiącą źródło pozostałych wolności.

Naomi Klein napisała książkę „Doktryna Szoku”, którą zaczytują się różnej maści przeciwnicy wolnego rynku. Zachłystując się jej „odorem” jak nie przymierzając moi studenci ciągnący gdzieś po kątach jakieś skręty. Samego Friedmana oczywiście nie czytali, ale wystarczy im to co napisała Naomi. Ja przeczytałem nie tylko „Wolny wybór”, ale i „Doktrynę Szoku”. I jestem w szoku. Po tym jak Pani Klein w jednej części pod tytułem „Dwóch doktorów szok” raczyła połączyć „neoliberalizm” Friedmana i praktyki prania mózgu przez CIA (Część 1, Rozdziały 1 i 2), najwyższy czas powiedzieć stop intelektualnemu terroryzmowi, który przypomina metody stosowane przez Ulrike Meinhof.

Ciekawe dlaczego pani Klein, pisząc „książkę o szokach, o tym jak kraje poddawane są wstrząsom – wojnom, atakom terrorystycznym, zamachom stanu i katastrofom naturalnym” nic nie napisała o szoku, jakiemu poddawani są codziennie mieszkańcy Kuby czy Korei Północnej? Może dlatego, że tam dyktatorzy nie sięgnęli po recepty Friedman, więc zgodnie z „logiką” pani Klein, nie ma tam „szoku” – ergo pewnie jest lepiej!

Możemy natomiast poczytać w „Doktrynie szoku” o tym jak „Rosja wybrała opcję Pinocheta” i wkroczyła w „epokę brutalnego rynku”!!! (Część 4, Rozdziały 11 i 12). Gazprom w główce Pani Klei stał się „koncernem rynkowym”, realizującym światowy spisek „neoliberalny”

A co mają do tego wszystkiego prostytutki? Właśnie nie wiem, dlatego byłem w szoku jak usłyszałem, że handel kobietami to prawie kwintesencja „neoliberalizmu”. Sutenerstwo, z tego co mi wiadomo, jest przestępstwem. Więc niech państwo ściga sutenerów. Od tego w końcu jest, żeby ścigać i karać tych, którzy naruszają prawo. Mam jednak wrzenie, że niektóre z wyznawczyń Naomi Klein chciałyby wprowadzić jakąś Komisję Nadzoru Erotycznego, która będzie sprawdzała, czy niektóre panie chodzą do łóżka z miłości, czy też za pieniądze. I jak ma się z tym problemem uporać państwo, które nie jest w stanie uporać się z problemem reklamówek usług seksualnych wtykanych za wycieraczki samochodów? Chyba trzeba będzie poprosić o pomoc generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka – za ich czasów nie do pomyślenia było, żeby w ten sposób „zanieczyszczać miasto”.

Obawiam się tylko, że panie, których zdjęcia są na tych reklamówkach nie będą chciały iść do roboty za średnią krajową. Ale z tym nie powinno być problemu, bo jak obalimy „neoliberalizm” to wszyscy będą zarabiali krocie i kobiety (i oczywiście mężczyźni też) nie będą z powodów ekonomicznych musieli uprawiać prostytucji. Zresztą zarówno twórca socjalizmu utopijnego – Charles Fourier, jak i twórca socjalizmu naukowego – Karol Marks zakładali, że w ich idealnym społeczeństwie kobiety bedą wspólne. Jak byśmy wprowadzili taki „raj na ziemi”, to problem prostytucji natychmiast zniknie – przynajmniej od strony popytu, jak podaż zostanie wprowadzona obowiązkowo.

Zobacz też

 

Źródło: Robert Gwiazdowski