JustPaste.it

Cicho, cichosza.

Czasami zdarzają się w naszym życiu chwile, gdy  stajemy i nie potrafimy zrobić kroku. Gdzieś we wnętrzu czujemy pragnienie, by zrobić coś pożytecznego, twórczego, lecz nie wiemy, w jaki sposób możemy to zrealizować. I co najczęściej wtedy robimy? Nic. Trwamy w tym życiowym bezruchu, ponieważ boimy się zrobić choćby mały krok naprzód.

            Gdy zdarza mi się taki „życiowy sen”,  wówczas wszystko wydaje się być szare i bezcelowe. Mam wrażenie, że nawet najdrobniejsza, banalna czynność zużyje moją ostatnią porcję energii, którą udało mi się przy sobie zatrzymać. Życie jakby traci sens, osoby, które na co dzień kocham stają się dla mnie zupełnie obojętne. Podobnie obojętny staję się sam dla siebie. Nie zwracam uwagi czy jadłem posiłek, czy czegoś mi brak… nie chcę pocieszenia ani pomocy. Każda chęć wyświadczenia mi dobra zdaje się być ingerencją i moją życiową suwerenność, jakby godziła w moją wolność. A tak przecież nie jest. To ja chcę wykorzystać swoją wolność do czegoś złego lub przynajmniej niepożytecznego, roztrwonić ją na siedzenie i patrzenie w jeden punkt. Mój wzrok nie potrzebuje wtedy bodźców obrazu, mój słuch nie odczuwa potrzeby słuchania dźwięków. Chcę być nieporuszonym poruszycielem. Sam myślą chcę poruszać, samemu nie doznając przy tym ingerencji niczego i nikogo. Trwam. W ciszy, w cieniu. Trwam w wewnętrznej pustce, która jest tak wielka, że nic nie zdołałoby jej wypełnić. Sam nie wiem, czy chciałbym by coś wtedy wypełniło moje wnętrze, wnętrze pustelnika żyjącego w wielkim mieście. Tak, wielkomiejski pustelnik to dobre określenie. Szukam ciszy, spokoju, zadumy, a gdy to wszystko znajdę, to zaczynam od tego uciekać, nie radząc sobie z ogromem daru. Bo cisza jest darem. Cisza rodzi się ze spokoju i jest ogromnym, niedocenianym już darem. Podarunkiem przez większość ludzi niechcianym, lub, tak jak to jest w moim przypadku, darem, którego się boimy, i z którym nie wiemy, co tak naprawdę zrobić. Bo cóż można zrobić z minutą, z kwadransem. Co można zrobić z godziną takiej ciszy? Po pierwsze można ją zabić. I już nigdy jej nie odzyskać. Po drugie można ją zagłuszyć lub przespać i przez to nie mieć wyrzutów sumienia, że zmarnowaliśmy jakiś dar. W końcu po trzecie ciszę można oswoić, a raczej sami możemy się oswoić i przestać bać. Gdy ją oswoimy, z pewnością stanie się naszym przyjacielem, najlepszą muzyka dla naszych uszu i najlepszym tłem każdego oglądanego obrazu. Tak, wiem, że to w dzisiejszych czasach niemożliwe trwać w niej godzinami, wszakże nie jesteśmy mnichami, by oddawać się ciągłemu milczeniu. Jesteśmy ludźmi zatopionymi w pędzącym świecie. Albo nie. Jesteśmy ludźmi pędzącymi przez spokojny i nieporuszony świat. Świat piękna, świat delikatnych dźwięków, który każdy zaczyna się w ciszy i pokornie do ciszy powraca. Bo cisza jest początkiem i końcem wszystkiego.