JustPaste.it

Nowy rozdział głupoty

0f557d9d7c39284a78fb45232946c96e.jpgAleksander Bocheński napisał „Dzieje głupoty w Polsce”. Niezależnie w jakim zakresie podzielam wypowiadane tam sądy (w dużym stopniu tak) z moich doświadczeń mogę zarejestrować jeszcze jedną kartę głupoty. Dotyczy ona stanowiska władz państwowych i po części ośrodków opiniotwórczych w. s. zaopatrzenia Polski w gaz.

Polskie gazownictwo

Wyróżnić możemy cztery dziedziny energetyki: rynek paliw stałych, energia elektryczna, paliwa ciekłe i gaz.

W dwóch ostatnich dziedzinach Polska nie jest samowystarczalna. Najszybciej rosną ceny ropy naftowej. Jednakowoż w tej dziedzinie działa międzynarodowy wolny rynek, na którym istnieje możliwość dokonywania doraźnych zakupów. Natomiast dostawy gazu rurociągami, a również gazu skroplonego, realizowane są w ramach wieloletnich kontraktów. Ponadto ceny gazu ziemnego częstokroć są wiązane z cenami ropy i, aczkolwiek z pewnym opóźnieniem, nadążają za nimi. Dlatego osiągnięcie samowystarczalności gazowej należy postawić na pierwszym miejscu za czym dodatkowo przemawia obecna struktura dostaw gazu.

  • Import z Rosji lub z Azji Środkowej za pośrednictwem
    Rosji 60 %
  • Wydobycie własne 35 %
  • Import z zachodu 5 %

Tak wysoki udział dostaw z jednego kierunku stwarza zbyt dużą jednostronną zależność. Np. zalecenia Unii Europejskiej w tej mierze podają 30%. W przypadku Rosjan oprócz zwykłego ryzyka losowego przerwania dostaw dochodzi ich specyficzna polityka. Równolegle z dostawami surowców energetycznych dążą oni do przejmowania odpowiedniej struktury przesyłowej w krajach kupujących, co w przyszłości wyklucza zakup z innych źródeł. Ponadto w stosunkach z Polską Rosja posługuje się naciskiem ekonomicznym dla osiągnięcia celów politycznych. Wymowny przykład stanowi tu embargo na import mięsa z Polski, nałożone w oparciu o kłamliwe przesłanki. Inkryminowanie partie towaru nie pochodziły bowiem z Polski. „Broni gazowej” w stosunku do Polski Moskwa na razie nie użyła, gdyż w ramach retorsji Polska mogłaby wstrzymać rosyjskie dostawy gazociągiem Jamał do Europy Zachodniej. Z chwilą jednak zbudowania Gazociągu Bałtyckiego Rosja, kontrolując 60% dostaw gazu, będzie mogła postawić Warszawie każde warunki cenowe i polityczne. Przykładowo, po ewentualnym zainstalowaniu w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej, zażądać jej likwidacji. Będzie to znacznie bardziej dotkliwe niż obecne groźby wycelowania rakiet w Polskę.

Nawet jednak bez tak drastycznych ewentualności, które zarysowały się ostatnio, jednostronna zależność, dwukrotnie przekraczająca „normę”, w tak newralgicznej dziedzinie jest niedopuszczalna. Toteż prawicowe ośrodki opiniotwórcze od lat ostrzegają przed niebezpieczeństwem tego stanu rzeczy, ale potrafią wskazać jedyne remedium – zróżnicowanie dostaw – dywersyfikację.

Ze swojej strony wskazałem na istnienie metody, która pozwala wytwarzać z węgla gaz nadający się do przesyłania siecią dalekosiężną i w ten sposób osiągnąć w Polsce samowystarczalność w tej dziedzinie. Opis tego procesu staje się lepiej zrozumiały na tle historycznym.

Szkic techniczno-historyczny

Od swego początku przed dwustu laty gazownictwo polegało na przetwarzaniu węgla, a w szczególności na ogrzewaniu bez dostępu powietrza do temperatury 600°-1200°C co nosi nazwę odgazowanie lub piroliza. W trakcie tego procesu z reaktora (retorta, komora) wydzielają się pary, z których po ochłodzeniu do temperatury otoczenia, wykraplają się produkty ciekłe i smoła, a reszta stanowi gaz. W różnych okresach, zależnie od przeznaczenia tego gazu i modyfikacji urządzeń wytwórczych, był on nazywany: świetlny, miejski, koksowniczy. Te odmiany, ogólnie określane jako gaz węglowy, mogły być używane w tych samych przyborach.

W reaktorze pozostaje koks. Jedynie około 1/10 światowych zasobów węgla (tzw. spiekające) tworzy wartościowy koks o grubszym uziarnieniu. Pozostałe węgle (tzw. energetyczne) tworzą koks proszkowaty. Sprawność cieplna procesu jest wysoka rzędu 85-90%, lecz warunkiem realizacji procesu jest równomierne zapotrzebowanie głównych produktów uzyskanych w procesie: koksu i gazu tzw. nożyce gazowo-koksowe. W pierwszej połowie XX wieku te nożyce zaczęły się rozwierać – zapotrzebowanie gazu wzrastało szybciej.

Z kolei odkrycie bogatych złóż gazu ziemnego w Karpatach, we Francji u stóp Pirenejów (Lacque), a przede wszystkim w Holandii początkowo na lądzie (Groningen), a następnie na całym Morzu Północnym również w sektorach należących do W. Brytanii oraz Norwegii zdecydowało o przestawieniu całego gazownictwa europejskiego na ten gaz „naturalny”. Przemawiał za tym prostszy sposób pozyskiwania i (w pierwszym okresie, gdy gaz pochodził z naziemnych odwiertów krajowych i trasa przesyłu nie była odległa) zdecydowanie niższa cena w porównaniu do wytwarzanego uprzednio gazu węglowego. Cena ta jednak wzrosła dotąd parokrotnie i ma stałą tendencję wzrostową w miarę jak Europa sięgać musi po import z coraz dalszej odległości. Na światowym rynku gazu ziemnego popyt zdecydowanie przekracza podaż.

Niezależnie jednak od tego boom’u na gaz ziemny, w drugiej połowie XX wieku karbochemia kontynuowała swe prace badawcze, w wyniku których udało się zrealizować proces pirolizy węgla bez mankamentów, które go pierwotnie obciążały. Były to poprzednio drogie urządzenia z materiałów ceramicznych, ogrzewane przeponowo, o ruchu periodycznym, gdzie przereagowanie surowca trwało, zależnie od wymiarów reaktora, od 6 do 24 godzin. Zamiast tego zastosowano ogrzewanie rozdrobnionego węgla w bezpośrednim zetknięciu z gorącym nośnikiem ciepła (koksik lub popiół), „w przelocie”, gdy czas kontaktu liczy się w sekundach. W ten sposób zmniejszono gabaryty i koszt urządzeń. Jednocześnie możliwe stało się odgazowanie tanich węgli energetycznych dzięki temu, że uzyskany w reakcji proszkowaty koksik, jeszcze gorący, bez straty ciepła, zostaje odprowadzony bezpośrednio do kotła elektrowni. W ten sposób wykorzystanie węgla staje się bardziej racjonalne, bowiem przed jego spaleniem zostają odzyskane bardziej wartościowe składniki ciekłe i gazowe. Ten koksik może być również brykietowany ze smołą uzyskaną w tym samym procesie. Uzyskany gaz, w odróżnieniu od innych odmian gazu węglowego, nazwijmy pirolitycznym, zawiera metan w granicach 20% do 35%, podczas gdy „naturalny” i „syntetyczny” (z węgla) gaz ziemny wykazuje ponad 90% CH4. Wg wstępnych szacunków, na obecnym poziomie cen rynkowych w Polsce, koszt jednostki ciepła w gazie pirolitycznym kształtuje się o połowę niżej w stosunku do importowanego gazu ziemnego. Jest to gaz węglowy wymienny z koksowniczym. Proces został zrealizowany w skali półtechnicznej w wielu krajach: Rosji, Niemczech, Stanach Zjednoczonych i Polsce, a w skali technicznej zbudowano zakład o zdolności przerobowej 1600 ton na dobę na terenie dzisiejszej Bośni (Jerzy Szuba, Lech Michalik, Karbochemia, str. 316-319, Wyd. Śląsk Katowice). Gaz pirolityczny może być w kolejnej operacji przetworzony na gaz wymienny z metanem (SNG – „syntetyczny gaz naturalny”) ale nakłady i koszty uzyskania tego gazu byłyby ok. dwukrotnie wyższe.

Ten maksymalnie skondensowany szkic zarazem wyjaśnia dlaczego kręgi kierownicze dzisiejszego gazownictwa w zdecydowanej większości pozostają nieświadome nowych rozwiązań, które zostały opracowane w innym pionie technicznym poza horyzontem ich postrzegania.

Należy nadmienić, że obok opisywanego procesu znanych jest kilkadziesiąt innych metod przetwarzania węgla, w których obok palnych gazów uzyskuje się szereg innych produktów. Jednak w porównaniu z nimi omawiana tu piroliza rozdrobnionego węgla ze stałym nośnikiem ciepła, wykazuje najwyższą sprawność. Odznacza się stowytwarza gaz systemowy. Inne procesy miałyby zastosowanie dla uzyskania konkretnych produktów np. metanolu.

Wspomnieć jeszcze należy o pracach Polskiego Laboratorium Radykalnych Technologii nad metodą SDS, która polega na podziemnym spalaniu, ewent. zgazowaniu, węgla z użyciem tlenu. Doniosłość jej polega na udostępnieniu pokładów węgla obecnie do głębokości 2000m, a niebawem 3000m. Podczas gdy tradycyjne górnictwo schodzi niewiele poniżej 1000m. W obecnym stadium rozwoju metoda ta oferuje, poza energią elektryczną, gaz syntezowy, wodór gazowy do silników spalinowych, utylizację CO2 i co byłoby istotne dla gazownictwa, zwiększony odzysk metanu ze złoża węglowego (Masowa Produkcja Energii Elektrycznej, Wodorowej; Gazociągi nr 2-3/2007 str. 23). Jednak odnośnie tego ostatniego procesu brak jakichkolwiek danych ilościowych nie pozwala uwzględnić tej pozycji w bilansie dostaw gazu. Natomiast gaz syntezowy absolutnie nie nadaje się do rozprowadzania siecią ze względu na niską wartość opałową i wysoką zawartość trującego tlenku węgla. Co prawda można z niego w drugim etapie otrzymywać metan, z tym jednak, że jak wspomniano wyżej należ liczyć się ze wzrostem kosztów rzędu dwukrotnego. Ponadto proponowany harmonogram realizacji programu SDS przewiduje za co najprędzej dwa lata osiągnięcie wydajności 1 mld m3 gazu syntezowego. W reakcji:

CO + 3H2 = CH4 + H2O

otrzymuje się czterokrotnie mniejszą objętość metanu, czyli 0,25 mld m3, co wobec 9 mld m3 importu ze Wschodu, stanowi wielkość nieznaczną. Tak więc nie ujmując doniosłości tego kierunku rozwoju dla całokształtu energetyki trzeba stwierdzić, że dla gazownictwa wnosi on niewiele. Gwoli wyjaśnienia dodam, że termin sprawność oznacza tu stosunek sumy wartości opałowej wszystkich produktów do wartości opałowej wprowadzonego do procesu węgla.

Wprowadzenie gazu pirolitycznego

Gaz pirolityczny nie może być spalany w tych samych przyborach jak rozprowadzany obecnie gaz wysokometanowy, czyli, jak określa się, nie jest z nim wymienny. Jednakowoż operacja przystosowania przyborów do innego rodzaj gazu, tzw. przestawienie, jest niedroga, prosta i szybka do przeprowadzenia, a polega na wymianie dyszy w palnikach. Większość odbiorców w Polsce przechodziła przez nią

tylko w kierunku odwrotnym, z gazu węglowego na ziemny. Konsekwencją tego braku wymienności będzie konieczność wydzielenia odpowiedniej części Kraju do zasilania gazem węglowym, czyli, jak to się nazywa, stworzenie odrębnego systemu. Operowanie zaś dwoma systemami dla Krajowej Dyspozycji Gazem stanowi utrudnienie istotne, które pozostaje „na stałe”, lecz jest całkowicie możliwe do pokonania. Przez kilkadziesiąt lat istniały w Polsce takie dwa systemy gazu ziemnego i koksowniczego. Dla szerokiego zaś kręgu odbiorców w codziennej praktyce rodzaj gazu pozostaje niewyczuwalny.

Natomiast przyjęcie tego kierunku rozwoju niesie ze sobą szereg różnorodnych korzyści:

  1. Polityczne. Samowystarczalność, i to w tak istotnej dziedzinie energetyki jak gazownictwo, jest niewątpliwie lepsza od jakiegokolwiek zróżnicowania dostaw. Oznacza bowiem niezależność od rynków gdzie sytuacja staje się coraz bardziej napięta i popyt przewyższa podaż. Odpadną wszelkie utyskiwania, związane z Gazociągiem Bałtyckim. Ta sprawa stanie się dla nas obojętna, a w każdym razie straci na znaczeniu. Co więcej jeżeli Polska stanie się całkowicie niezależna od gazu ze Wschodu, być może Rosja w ogóle zrezygnuje z budowy gazociągu podmorskiego, który jest droższy od ułożonego na lądzie i może spowodować katastrofę ekologiczną. Z drugiej strony w handlu jest rzeczą normalną, że sprzedający (Rosja) i kupujący (Niemcy) chcą uniknąć pośrednika (Polski). I nasze protesty protesty przypominają eliminowanego, niepotrzebnego pośrednika – faktora, który skarży się na swą krzywdę zamiast wziąć się do pracy i samodzielnie stanąć na nogi. W danym przypadku produkować własny gaz
  2. Gospodarcze. Gaz tańszy, mniej więcej o połowę w przeliczeniu na jednostkę ciepła od gazu importowanego, obniży koszty własne szeregu gałęzi przemysłu i podniesie zamożność ludności. Przy spalaniu równoważników cieplnych gazu ziemnego i węglowego w tym ostatnim przypadku emisja CO2 jest mniejsza o rząd 20% do 30%, co przyczyni się do sprostania narzuconym w tym zakresie limitom. W dalszej perspektywie rysuje się nawet możliwość eksportu polskiego gazu do krajów bałtyckich lub na Słowację. Warto przypomnieć, że w czasie II wojny Niemcy planowali gazociąg z Górnego Śląska do Wiednia
  3. Finansowe. Niezależnie od ceny gazu węglowego kwoty zaoszczędzone na import, allokowane w Kraju, będą stymulować koniunkturę
  4. Społeczne. Zwiększone wydobycie węgla, przyjmując wzrost proporcjonalny do obecnego zatrudnienia, utworzyłoby około 20 tys. nowych miejsc pracy. Do tego doszłyby zakłady obsługujące górnictwo, a przede wszystkim nowe gazownie, orientacyjnie drugie tyle
  5. Rozwojowo-technologiczne. W światowych zasobach paliw kopalnych węgiel stanowi 72%, ropa naftowa 18%, gaz ziemny zaledwie 10%. Tak więc przestawienie gazownictwa na węgiel rysuje się jako nieuniknione. Z drugiej strony wdrożenie omawianej technologii, jak to już zaznaczono wyżej, podniesie efektywność wykorzystania węgla. Przed spaleniem w gospodarstwach domowych i paleniskach przemysłowych zostaną odzyskane z niego wartościowe składniki gazowe i ciekłe, umownie określane jako paliwa czyste. W tym zakresie Polska wyprzedzi światową ewolucję technologiczną.

W sumie gazownictwo węglowe może odegrać rolę koła zamachowego gospodarki, podobnie jak budownictwo czy przemysł stoczniowy. Jednocześnie przedsięwzięcie to, jak zaznaczono wyżej, jest realne od strony technicznej, osiągalne i opłacalne od strony ekonomicznej.

Urzędnicze decyzje

Bardziej szczegółową relację z odbioru moich wystąpień w poszczególnych kręgach zacznę od środowiska opiniotwórczego. Zestaw artykułów opisujących lansowaną metodę („Możliwość osiągnięcia gazowej autarkii”, „Import skroplonego gazu ziemnego”, „Rezerwa awaryjna w złożu” oraz „Opłacalność gazowej autarkii”) z początkiem 2006r. przesłałem do Radia Maryja i redakcji tytułów: Nasz Dziennik, Nasza Polska, Myśl Polska i Głos. Spośród nich rzeczowe streszczenia dwóch pierwszych artykułów wydrukowały jedynie Głos nr 5/6 2006 p. t. „Gaz węglowy z własnych zasobów” i Myśl Polska w nr 5/2006 pt. „Możemy być samowystarczalni”. Kolejną pozycję „Opłacalność gazowej autarkii” wydrukował jedynie Głos w nr 19/20 2006. Wydawany we Wrocławiu fachowy periodyk Kopaliny wydrukował in extenso (i bez błędów) „Możliwość (...)” w nr 1/2006 a następne dwie pozycje poświęcone tej samej tematyce „Raport” oraz „Apel” w nr 2/2007.

Na odrębną wzmiankę zasługuje stanowisko Witolda Michałowskiego, redaktora fachowego periodyku Rurociągi, osoby wielce zasłużonej w demaskowaniu nadużyć przy transakcjach zakupu gazu z Rosji. Wspomniane Rurociągi jako pierwsze opublikowały mój zasadniczy artykuł „Możliwość (...)” w nr. 3/2005. Niebawem jednak w numerze 1/2006 Rurociągów ukazał się artykuł „Dostawy LNG do Polski” autorstwa Jana Michałowskiego, koordynatora projektów inwestycyjnych firmy Mitsui. W dalszych wypowiedziach Witold Michałowski w pierwszej kolejności, jako najbardziej właściwe, wręcz jedyne rozwiązanie poleca budowę gazoportu. Wykorzystanie węgla stawia na drugim planie, przy czym znacznie mocniej akcentuje otrzymywanie paliw płynnych, co jest procesem o wiele bardziej skomplikowanym w porównaniu do odgazowania, które ja proponuję. Z drugiej strony zgadzam się całkowicie z jego zdaniem, że nawet jeśli przyjmiemy w zasadzie zaopatrzenie z importu, to zakup niewielkiego pola gazowego od Norwegii jest bezsensowny. Budowa gazociągu na tę odległość na tak małą wydajność byłaby nieopłacalna.

W numerze z 14 czerwca 2006r. Nasz Dziennik publikuje artykuł inż. Witolda Michałowskiego, w którym, jako remedium na dyktat Gazpromu, autor proponuje akcję zmierzającą do emancypacji autochtonicznej ludności syberyjskiej, co miałoby doprowadzić do usunięcia panowania rosyjskiego nad zasobnymi w gaz terenami dolnego Obu. Mój polemiczny artykuł pt. „Komisja ds. Gazownictwa”, w którym wskazywałem na małą realność tej akcji i tym samym nieprowadzącą do rozwiązania problemu dostaw gazu dla Polski, redakcja nie zamieściła. Z drugiej strony w tym samym Naszym Dzienniku ukazują się raz po raz doniesienia, utrzymane w tonie aprobaty, o powrocie do węgla np. we Francji, chociaż tam węgiel ze względu na warunki geologiczne, jest znacznie droższy niż w Polsce. Odnośnie Polski mówi się najwyżej o „Węglu przyszłościowym” (Nasz Dziennik, nr 10-11 listopad 200r.). Natomiast analogiczne propozycje „teraźniejszościowe”, poparte obliczeniami, jak widać na uwagę redakcji nie zasługują.

Tak więc te dwa poważne ośrodki opiniotwórcze, tzn. Nasz Dziennik i Rurociągi opowiedziały się za polityką proimporterską. Przy czym motywy takiego stanowiska nie są czytelne, bo dyskusja nie została podjęta.

Wspomniane wyżej materiały „Możliwość (...)”, „Import (...)”, „Rezerwa (...)”, „Opłacalność (...)” wysłane do prasy wysłałem równocześnie (w pierwszej połowie 2006r.) do Ministerstwa Gospodarki, co pozostało dawnym zwyczajem bez żadnego echa. Dopiero pisma skierowane na szczebel najwyższy do kancelarii pp. Prezydenta i Premiera spowodowały jakąś reakcję. Lecz utrzymane w grzecznym tonie odpowiedzi miały jedynie charakter formalistyczny, aby zbyć petenta, bez próby wniknięcia w sygnalizowany problem, mimo podkreślenia, że sprawy biegną w niewłaściwym kierunku i konieczna jest interwencja.

I tak na moje pismo z dn 16.10.2006r. skierowane do kancelarii p. Prezydenta otrzymałem zapewnienie, datowane 6.12.2006r., że moje wnioski zostaną przeanalizowane. Lecz znamienne było zakończenie, iż wszystkie te zagadnienia „leżą – jak Panu wiadomo – w gestii Ministerstwa Gospodarki”, co brzmi jakby Ministerstwo otrzymało „te zagadnienia” w niepodzielne władanie i nikogo nie powinno to już obchodzić.

Do kancelarii szefa rządu zwracałem się trzykrotnie.

Pierwsze moje wystąpienie z dn. 28.09.2006r. zostało odesłane do Ministerstwa Gospodarki, skąd dopiero otrzymałem „wyjaśnienia” datowane 9.11.2006r., które mówiły o mojej propozycji, jakoby dotyczyła „gazu ziemnego z węgla”, a nie gazu pirolitycznego.

W kolejnym piśmie do p. Premiera (z dn. 15.12.2006r.) naświetliłem „niedoinformowanie” występujące w Ministerstwie Gospodarki wyczerpująco. Mimo to moje pismo powtórnie zostało odesłane do tegoż Ministerstwa z „prośbą o udzielenie Panu stosowanych wyjaśnień”. Co już brzmi nieco zabawnie w świetle wykazanej przeze mnie Ministerstwu nieznajomości sygnalizowanego problemu (gazu pirolitycznego z węgla). Nawet i trzecie moje pismo z dn 29.12.2006r., w którym apelowałem o zwołanie narady rzeczoznawców, instytucji wyspecjalizowanych w omawianych dziedzinach (karbochemia i gazownictwo), zostało odesłane do Ministerstwa Gospodarki, skąd otrzymałem „stosowne wyjaśnienie” datowane 28.03.2007. Pismo to nadal mówi o wytwarzaniu „syntetycznego gazu ziemnego” z węgla w procesie zgazowania w doświadczeniach laboratoryjnych (reaktor pojemności 0,8 litra). Tu przypomnę, że zgazowanie oznacza przemianę w gaz całej substancji węgla (poza składnikami mineralnymi) przy czym osiąga się sprawność rzędu 70%. I na koniec formułuje konkluzję: „Technologia zgazowania węgla ze względu na wysoki koszt inwestycji i niską efektywność produkcji nie jest na chwilę obecną w stanie zabezpieczyć potrzeb energetycznych Kraju [...] zastąpić dostaw ropy naftowej i gazu ziemnego z importu”, a jednocześnie wyraża nadzieję na zakończenie z mojej strony korespondencji w. s. gazu.

Nie wypowiadam się na temat wytwarzania paliw ciekłych z węgla. Co zaś tyczy gazu, to przedstawiłem diametralnie inny wniosek. Można zastąpić cały import gazu ziemnego gazem pozyskanym z węgla w procesie odgazowania, którego stan zaawansowania technicznego reprezentuje zakład o przerobie 1600t węgla na dobę.

Prezentowane stanowisko Ministerstwa odnośnie mojej propozycji można więc zreasumować: „jest znana, przeanalizowana, odrzucona”. Z tego niewątpliwe pozostaje tylko to, że została odrzucona. Natomiast żadna ze szczegółowych wypowiedzi Ministerstwa nie wskazuje, że mój tekst został choćby przeczytany. Wszystkie argumenty „przeciw” odnoszą się do innych procesów, co przypomina dziecinną zabawę w „głuchy telefon” i uwłacza powadze urzędu. Znamienne jest jeszcze to, że Ministerstwo nie podjęło propozycji zwołania narady rzeczoznawców. Ten brak zainteresowania sprawą gazu w bezpośrednim otoczeniu pp. Prezydenta i Premiera cechuje biurokratyczne zadufanie, że tylko namaszczony urzędnik może cokolwiek wiedzieć. Można więc zapytać ile czasu ci dwaj mężowie stanu oraz ich doradcy poświęcili sprawom mniejszej wagi, choćby obwodnicy Augustowa? A jakie znaczenie dla gospodarki państwa ma odcinek doliny Rospudy na długości paru kilometrów, który zeszpeci estakada, w porównaniu do całej gospodarki gazowej, która niewątpliwie stanowi zagadnienie strategiczne.

Stanowisko czynników decydujących wobec mojego wniosku dyktuje w pierwszej kolejności brak wiedzy (ignorancja – został zignorowany przez ignorantów) oraz wygodnictwo (obawy PGNiG przed kłopotami z drugim systemem). Czy jednak są to wszystkie motywy, które przesądziły o przekreśleniu programu samowystarczalności?

Jak wspomniano wyżej omawiany proces pirolizy został zrealizowany również w Polsce. Była to aparatura o wydajności 6t/24h w Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu. Została jednak w 2006r. zdemontowana. Nasuwa się pytanie dlaczego? W nr 2-3/2006 Rurociągów znajduje się wywiad z Aleksandrem Kopciem, ministrem i wicepremierem w latach PRL. Na str. 27 opowiada on, że w latach siedemdziesiątych za 800 milionów marek zakupiono w Niemczech urządzenia do wytwarzania paliw płynnych z węgla. Lecz na kategoryczny rozkaz Moskwy zostały one zezłomowane. Nie pozwolono nawet odsprzedać ich do Chin.

Z omawianym tu wnioskiem wytwarzania gazu systemowego po raz pierwszy wystąpiłem w kręgu NOT z początkiem lat osiemdziesiątych (Józef Tallat, Gazoelektrownia, Gaz Woda i Technika Sanitarna nr 8/1982, str 148). Spotkał się on wówczas z żywym zainteresowaniem nawet w Zjednoczeniu Gazownictwa (dzisiejszy PGNiG). Jednak bez żadnej dyskusji został przemilczany. Nie ustalając motywów takiej postawy, co od strony formalnej jest niemożliwe, pozostaje niewątpliwe, że mój wniosek zmierzał do ograniczenia i docelowo zastąpienia importu gazu z ZSSR. Analogicznie w latach ostatnich demontaż pilotowej aparatury zbiega się z moim ponownym wystąpieniem, w którym podkreślałem, że wdrożenie opisanej technologii może zapewnić samowystarczalność. Potoczne powiedzenie kwituje postkomunistyczną transformację „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela”. To samo można powiedzieć o polityce dywersyfikacji „Jamał wczoraj, dziś Algieria ”. Import z jednej strony chce zastąpić importem z drugiej, byle nie własną produkcją.

Z chwilą, gdy ostatnie „(nie)stosowne wyjaśnienia”, datowane 28.03.2007, obnażyły definitywnie ministerialną niekompetencję, usiłowałem, pismem z dn. 25.04.2007 przedstawić zagadnienie wyliczonym niżej instytucjom, apelując o weryfikację moich propozycji w gronie rzeczoznawców.

  • Pan Mirosław Sekuła, Prezes NIK
  • Pan Mariusz Kamiński, Szef CBA
  • Pan Władysław Stasiak, Sekretarz Stanu, Szef BBN
  • Pan Leszek Juchniewicz, Prezes URE
  • Pan Maks Kraczkowski, Przewodniczący Sejmowej
    Komisji Gospodarki
  • Pan Marek Waszkowiak, Przewodniczący Senackiej Komisji Gospodarki Narodowej.

Spośród nich zainteresowanie wykazała tylko NIK i Senacka Komisja Gospodarki Narodowej. BBN pismem z dn. 30.05.2007r. uznało siebie za niekompetentne do rozpoznania zagadnienia.

Z podobnym apelem, pismem z dn. 15.05.2007, wystąpiłem do parlamentarzystów: Ludwika Dorna, Marka Jurka, Marka Kuchcińskiego, Mirosława Orzechowskiego, Waldemara Pawlaka, Krzysztofa Sikory, Anny Sobeckiej, Jerzego Szmajdzińskiego, Bogdans Zdrojewskiego, Janusza Dobrosza, Bogdana Borusewicza, Ryszarda Bendera,Stefana Niesiołowskiego, Krzysztofa Putry, Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk.

Wystąpienie pozostało bez żadnego odzewu. Muszę jednak zaznaczyć, że uprzednio, jeszcze w 2006 roku, pp. posłanka Anna Sobecka i senator Dorota Arciszewska- Mielewczyk na moją prośbę złożyły w. s. gazu interpelację do Ministerstwa Gospodarki. Przy czym odpowiedź była podobna do tej, którą ja otrzymałem.

Wielu polityków lubi mówić o nowych technologiach, nawoływać do innowacji. Lecz gdy wskazałem na zrealizowaną już innowację to szef Departamentu Nafty i Gazu w Ministerstwie Gospodarki wyraża nadzieję i życzenie abym na ten temat zaprzestał korespondencji (w. wym. pismo Min. Gospodarki z dn. 28.03.2007).

W opisanych wystąpieniach, powtórzę, skierowanych do czynników społecznych i urzędowych podałem opis metody, skład i wydajność gazu i poszczególnych produktów otrzymanych równolegle z gazem oraz koncepcję ich zagospodarowania. Przytoczyłem piśmiennictwo oraz inne źródła informacji, na których oparłem moje wyliczenia. Przy czym wskazałem dwie drogi zweryfikowania przedłożonej koncepcji: zwołanie konferencji instytutów naukowych i przedsiębiorstw wyspecjalizowanych w gazownictwie i karbochemii oraz wysłanie delegacji do zakładu, gdzie omawiana technologia została zrealizowana w skali technicznej.

Ukończyłem politechnikę, studia II stopnia, ze specjalnością chemiczna technologia węgla (karbochemia) i pracowałem blisko trzydzieści lat w gazownictwie. Jednak prawie wszyscy adresaci moich przedłożeń „wiedzieli lepiej” i to bez poczynienia najmniejszych kroków dla zweryfikowania (falsyfikowania) przedstawionej koncepcji. Koncepcji, która otwierała widoki na zasadnicze wzmocnienie polskiej ekonomiki i polskiej pozycji na arenie międzynarodowej rywalizacji gospodarczej i politycznej.

Brak reakcji tylu czynników urzędowych i środowisk opiniotwórczych w sprawie o kluczowym znaczeniu dla strategii gospodarczej państwa to wybitny przejaw społecznej głupoty. To przypomina brak reakcji na terror chuligański w szkołach, o którym wszyscy zasadniczo wiedzieli, ale sprawą zajęły się władze dopiero gdy dwoje dzieci popełniło samobójstwo.

W ramach cyklu Myśląc Ojczyzna w dn. 13.05.2008r. prof. Piotr Jaroszyński określił przemilczenie jako najbardziej perfidną manipulację. Te słowa dedykuję redakcjom Naszego Dziennika i Naszej Polski, które blokują informację o możliwej ewentualnie samowystarczalności. Do tego dołączam pytanie, czy zdają sobie sprawę, w której importerskiej drużynie grają?

Cofnięcie przyznanych już uprzednio funduszy dla geotermii w Toruniu wywołało głębokie oburzenie w pełni uzasadnione. Jest to bowiem szkodnictwo gospodarcze – sabotaż – dokonany przez rząd, który powinien za to odpowiadać przed Trybunałem Stanu. Ale ten sam charakter moralny, a raczej niemoralny, ma blokowanie rozwoju rodzimego gazownictwa na bazie węgla. Z tą tylko różnicą, że w tym przypadku rozmiar szkodnictwa jest bez porównania większy. Nie dotyczy jednego zakładu, jak w Toruniu, ale całej gałęzi przemysłu o znaczeniu strategicznym.

Zobacz też:

 

Źródło: Józef Tallat