JustPaste.it

Czy rozmawiać z dziećmi o homoseksualiźmie

To tytuł dyskusji toczonej w programie "Dzień dobry TVN" (23 listopada 2008).

To tytuł dyskusji toczonej w programie "Dzień dobry TVN" (23 listopada 2008).

 

Goście i prowadzący roztrząsali modny (choć zainteresowanie publiki marszami równości cokolwiek przygasa) temat homoseksualizmu, który - jeśli zanadto traci powiew świeżości - jest podgrzewany przez kolejne wydarzenia, w tym literackie.

Tym razem omawiano bajkę o dwóch panach pingwinkach zakładających rodzinę (z powierzonego im jaja). Być może publikacja ta uprzyjaźni młodemu pokoleniu mniej radosne strony homoseksualizmu i spowoduje sympatyczniejsze nastawienie dorastającego pokolenia wobec ludzi skrzywdzonych przez los, zatem to pewien plus tej akcji.

Popierając ten literacki sposób krzewienia wiedzy, można jednak się zaniepokoić, czy za 20 lat statystyki nasze nie odnotują nie tylko obniżenia poziomu uprzedzenia do ludzi zmagających się z piętnem losu, ale także odnotują procentowy wzrost osób deklarujących odmienność seksualną.

Idąc wszak zaproponowanym tropem, można wydać bajki o wiewiórkach, które za ofiarowane orzeszki są gotowe podnosić kity przed przygodnie napotkanymi wiewiórami. Sympatyczne zwierzątka, które zamiast w znoju zbierać owoce w łupinkach, potrafią na wesoło urządzić się w luksusowych dziuplach (w przeciwieństwie do rudych koleżanek urobionych po pędzelki na uszach) mogąc być wzorcem dla panienek (z dobrych i gorszych domów oraz przedszkoli), które po kilkunastu latach gremialnie zasilą szeregi najstarszego zawodu na świecie...

Kiedyś bajka Disneya o wesołym koniku polnym a obiboku oraz o mrówkach pracusiach, ukazywała dzieciom ogólnie akceptowany kierunek wychowania. Ale obyczaje się nam poluzowały, zatem i bajki są i będą pisane pod coraz "nowocześniejszą" publikę poczynając już od przedszkolnej dziatwy...

Jednak aby rozmawiać z dziećmi o homoseksualiZmie, należałoby redaktorów odpowiedzialnych za język polski uświadomić, że należy poprawnie pisywać, zatem nie o homoseksualiŹmie, bowiem dziatwa szkolna chłonie wiedzę z teleekranów nie tylko metodą foniczną, ale i optyczną... Czyżby nie posiadano komputerowego programu sprawdzającego ortografię?