JustPaste.it

Psychologia nawrócenia. „Pawłowe” czy „Piotrowe”?

 Pewien młody człowiek, wcześniej znany z dość lekkomyślnego trybu życia, spotyka kogoś, kto od tej pory staje się dla niego autorytetem. Pod jego wpływem dostrzega wokół siebie zło i obłudę, widzi bezsens gonitwy za sławą, majątkiem i tzw. uciechami. Bez wiedzy bogatego, lecz skąpego ojca, daje pieniądze grupie religijnej, bezgranicznie oddanej temu samemu autorytetowi. Ponieważ groźby i kary nie odnoszą skutku, ojciec naszego bohatera – jak się okazuje, bardziej ceniący pieniądze niż syna – zwraca się o pomoc do organów, które energicznie egzekwują jego prawa własności. Wtedy syn oddaje ojcu wszystko, co ma, łącznie z ubraniem i porzuca rodzinę, wiążąc się na dobre ze wspomnianą grupą religijną, której członkowie zaledwie utrzymują się z żebractwa…

           Mógłby to być opis psychomanipulacji dokonanej na nieświadomym tego młodzieńcu, w celu wciągnięcia go do sekty, przy okazji żerującej na nim finansowo. Jest to zaś „tylko” uproszczona wersja konwersji świętego Franciszka z Asyżu. Badania nad konwersją religijną, bardziej zwyczajnie – nawróceniem, prowadzone nad adeptami najróżniejszych ruchów religijnych, mają zwykle podobny scenariusz. Adepci to młodzi ludzie, zagubieni, lecz także rozczarowani krytycznie obserwowaną rzeczywistością. Rzadziej przypadkowo, częściej celowo, dzięki informacji uzyskanej od znajomych, z mediów czy z literatury, spotykają się z przedstawicielami nieznanego im wcześniej wyznania, sekty, ruchu, kultu (nazwa nie jest obojętna, ze względu na piętno jej konotacji). Odkrywają wtedy inny obraz świata, który wydaje się im lepszy, doznają rodzinnego ciepła a nawet miłości, uznania dla własnych dążeń – być akceptowanym czy wręcz cenionym, mieć rację. Często porzucają wtedy szkołę, dom i rodzinę, prowadząc ascetyczne życie klasztorne. W łagodniejszym wariancie poświęcają wiele innych dotychczasowych celów na rzecz nowego sensu ich życia, nowej wiary: pracując dla religijnej wspólnoty, propagując jej zasady w celu zyskania nowych wyznawców.

           Zdarzają się grupy zasługujące na likwidację, a kierujący nimi „prorocy” na leczenie lub kryminał. Bywa, że zaciąg do pewnych grup bardziej przypomina łapankę niż łagodną perswazję. Wynika z tego wiele problemów, będących przedmiotem troski instytucji publicznych: religijnych i świeckich. Są to m.in. kwestie związane z łamaniem prawa, a co najmniej prawa jednostki do swobodnego decydowania o swych poglądach (częste podejrzenie o pranie mózgu i inne psychomanipulacje). Znacząca liczba adeptów jest niepełnoletnia, akces do „sekty” uświadamia rodzicom wychowawczą klęskę. Im więcej takich przypadków, im więcej nieznanych dotąd religijnych alternatyw, tym bardziej zagrożony wydaje się być – dla wielu „idealny” – porządek rzeczy: jedno państwo, jeden naród, jedna religia.

           Podążając śladem klasyka E. Durkheima, według którego religia jest fundamentem życia społecznego i tożsamości jednostek, tak z pewnością byłoby łatwiej. Jednak żyjemy w epoce nieuchronnego nasilania się – i to w skali globalnej – procesów synkretycznego mieszania się kultur i religii oraz tendencji do podkreślania odrębności – w skali lokalnej i indywidualnej. Procesy te stymuluje błyskawiczny obieg informacji poprzez elektroniczne media i rosnąca łatwość podróżowania. Według „rynkowej teorii religii” istnieje bogata oferta alternatyw wobec religii tradycyjnie funkcjonujących w społeczeństwie (w Polsce w zasadzie jednej religii). Znajdujący się na tym rynku „klienci” dokonują wyboru zgodnego z ich aktualnymi potrzebami. Choć nie jest to jedyna ani najpopularniejsza teoria, warto przez chwilę zastanowić się nad konsekwencjami procesów, które opisuje.

           Po pierwsze, u różnych ludzi mogą być zdeprywowane różne potrzeby. Zwłaszcza pewna część młodzieży – domniemany główny cel „agitacji do sekt” – wykazuje niezaspokojenie potrzeb emocjonalnych, społecznych i poznawczych poprzez tradycyjne instytucje: rodzinę, szkołę czy kościół. Z badań Chany Ullman wynika, że młodzi ludzie nawróceni na tak różne religie, jak judaizm, katolicyzm, Hare Kryszna i bahaizm, kierowali się w znacznie większym stopniu motywami emocjonalnymi (np. trudności emocjonalne w dzieciństwie, używanie narkotyków przed nawróceniem), niż intelektualnymi. Badani mężczyźni nader często mieli też zaburzone relacje z ojcem. Nie wyklucza to motywów intelektualnych. Są one istotne u osób, które nie poszukują katarktycznych przeżyć, lecz spójnego obrazu świata, oczekując ostatecznych odpowiedzi na pytania o charakterze egzystencjalnym. Nawet doświadczenia mistyczne, często uważane za środek służący doznawaniu transu, „odlotu”, czy ekstazy, osoby takie traktują jako sposób samodzielnego dojścia do absolutnej prawdy. Jeśli chodzi o potrzeby emocjonalne, powszechnie znana jest teza, że w religijnych wspólnotach, zarówno zaliczanych do nowych ruchów religijnych (upowszechnił się już polski skrót NRR), jak i np. do akceptowanych w chrześcijaństwie ruchów charyzmatycznych, młody człowiek znajduje wsparcie, bliskość, przyjaźń, a nawet miłość (aż do formy ironicznie określanej jako „bombardowanie miłością”), czego nie zaznał w rodzinie, szkole i wśród rówieśników. Także praca na rzecz takiej wspólnoty bądź w jej imieniu (np. akcje charytatywne) przez długi czas nie są traktowane jako katorga, lecz zaszczytny obowiązek. Według Eileen Barker, wybitnej badaczki, autorki wydanej także w Polsce książki „Nowe ruchy religijne”, NRR mogą zaoferować nawet takie dobra, jak sukces zawodowy, poprawę zdrowia i długowieczność, dobrostan psychiczny, rozwój wewnętrzny, poczucie sensu życia oraz naturalnie – autentyczne uczestnictwo „w budowie Królestwa Niebieskiego”.

           Jedno wszakże dobro wymaga szczególnego zaakcentowania: poszukiwanie w religiach źródeł satysfakcjonującej tożsamości. Mają one podłoże i społeczne, i indywidualne. Erik Erikson podkreślał, że okres dorastania cechuje zagrożenie polegające na rozproszeniu tożsamości u osób nieznajdujących wtedy odpowiednio atrakcyjnego wzorca (np. u chłopców nieakceptujących lub niemających ojca). W fascynującym studium biograficznym młodego Marcina Lutra wywodził, że jego religijne nawrócenie (zależnie od zajmowanej pozycji – ortodoksyjnej lub protestanckiej – odstępstwo bądź odrodzenie), poprzedzone tendencją do odrzucania autorytetów ojca i papieża („Ojca Świętego”), było rozwiązaniem kryzysu tożsamości (bezpośrednia identyfikacja z Bogiem Ojcem). Choć istnieją na pewno również zasadnicze różnice, w pewnym sensie funkcja wspierania dążeń tożsamościowych pełniona jest przez religie tradycyjne i nietradycyjne.

           Po drugie, traktowanie religijnych alternatyw jako rynkowej oferty powoduje, że współczesne nawrócenia religijne mają – zdaniem psychologa, socjologa i prawnika Jamesa T. Richardsona – charakter bardziej aktywny niż bierny. Oczywiście, są też przypadki ulegania naciskom jednostek lub grup. Także Richardson powołuje się na badania nad amerykańskimi członkami Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny, które wykazały u nich kompulsywność i pokrewne cechy osobowości. Znajdujące się w zasięgu tego ruchu osoby są bardziej podatne na perswazję oraz skłonne do podporządkowania się surowym regułom. Działanie w ruchu Kryszny satysfakcjonuje te osoby dlatego, że już wcześniej były dogmatyczne, drobiazgowe, obowiązkowe, dobrze zorganizowane, punktualne, lubiące czystość i porządek.

           Jednakże wśród badaczy współczesnych nawróceń utarło się określenie „kariera konwersyjna”. Jest to tendencja wielu osób do przechodzenia „na próbę” z jednego ruchu do drugiego, następnie do trzeciego itd., w poszukiwaniu różnych „dóbr”, takich jak już tu wymienione. Jest to akces aktywny, religie czy sekty traktowane są mniej lub bardziej utylitarnie, a członkostwo nie ma zwykle charakteru trwałego. Badając to zjawisko w Kościele Zjednoczeniowym („sekta Moona”) w Londynie, E. Barker stwierdziła, że spośród tysiąca osób początkowo zainteresowanych ruchem, dłużej niż tydzień pozostało 8%, po dwóch latach było to już 4%, później zaś liczba ta nadal malała.

           Po trzecie, zgodnie z prawami rządzącymi rynkiem (w tym przypadku głównie za sprawą różnorodnych potrzeb psychicznych), do charakteru popytu dostosowują się religie. Buddyzm przeniesiony do Ameryki Północnej i Europy nie jest już tym samym buddyzmem. Co więcej, wydaje się zmieniać także buddyzm w jego „kolebce”. Dobrym przykładem jest japoński buddyzm zen, początkowo nieśmiało propagowany przez Daisetza Teitaro Suzuki, wspieranego przez autorytety C. G. Junga i E. Fromma, później w istotny sposób wzbogacony o zachodni intelektualizm przez takich jego reprezentantów, jak Ken Wilber czy Philip Kapleau. O synkretycznej adaptacji religii Wschodu na gruncie zachodnim można sądzić także z obserwacji dynamicznego rozwoju ilościowego rozmaitych szkół jogi, czy zsekularyzowania praktyki medytacji w już tylko quasi-religijnym ruchu TM – medytacji transcendentalnej. A może także to rosnące zróżnicowanie religijnej oferty jest przejawem „dostosowywania się podaży do popytu”?

           Nawrócenie można traktować jako rezultat uświadomionych lub nieświadomych dążeń człowieka do lepszego niż dotąd zaspokojenia potrzeb, od fizjologicznych po samorealizacyjne. Wybór religijnego, a nie pozareligijnego kontekstu dla tego celu, to kwestia wymagająca osobnego potraktowania; część psychologów proponuje interpretację tego zjawiska w świetle tzw. teorii atrybucji. To, jakie potrzeby zaspokaja nawrócenie, oprócz samej religii, ku której się kieruje, określa także, jaką formę ono przyjmie. Aktywne nawrócenia „karierowiczów-konwertytów” to zdaniem Richardsona tylko jedna z cech drugiego wzorca nawrócenia, znamionującego zachodni model kultury (por. tabela). Jego zdaniem, coraz rzadziej zdarza się nawrócenie spostrzegane jako radykalna przemiana wewnętrzna wskutek ekstatycznego przeżycia mistycznego. Pojawia się ono nagle, spostrzegane jest jako zewnętrzna interwencja, jak u Pawła z Tarsu, który stał się świętym Pawłem. Nazwijmy je nawróceniem „Pawłowym”. Bierna rola nawracającej się osoby jest skutkiem faktu, że – jak to odkrył William James – kluczową rolę odgrywają tu procesy nieświadome. Treści wypierane wskutek silnego dysonansu poznawczego przebijają się do świadomości w warunkach kryzysu osobowości, najczęściej o podłożu moralnym (tu kluczowa jest rola samooceny).

           Richardson twierdzi, że coraz częstsze jest nawrócenie aktywne. Dla kontrastu określmy je jako „Piotrowe” (apostoł Piotr miał się kilkakrotnie „zaprzeć” Jezusa). Ma ono cele indywidualistyczne: podwyższenia komfortu psychicznego i fizycznego, rozwoju osobowości, percepcji (zmienione stany świadomości, „oświecenie”), doznań emocjonalnych. Jednak różnie bywa ze świadomością tego, czego się oczekuje, w stosunku do tego, co się dostaje dzięki interakcjom z religijną grupą, także mającą swoje cele.

           Wydaje się jednak, że na razie brakuje danych potwierdzających domniemany zanik nawróceń „Pawłowych” na rzecz „Piotrowych”. Po drugie, niekoniecznie te ostatnie owocują zmianami korzystnymi. Przykładem jest nasilające się zainteresowanie wspólnotami religijnymi o charakterze fundamentalistycznym, występującymi w różnych tradycjach: chrześcijańskiej, żydowskiej czy islamskiej. Akces do nich jest być może wyrazem dążeń do utrzymania status quo w szybko zmieniającym się i różnicującym świecie. Wykazano też związek tych nawróceń z cechami osobowości autorytarnej.

           Różnorodność nawróceń nie polega tylko na ich biernym bądź aktywnym charakterze. Różnice dotyczą też między innymi towarzyszących im doznań subiektywnych: zmienionych stanów świadomości (mistycyzm), poczucia objawienia, a czasem i opętania, glosolalii (mówienie językami), wizji (doznania wzrokowe, słuchowe i polisensoryczne), itd. Nawrócenie w obrębie tej samej religii – często zwane religijnym odrodzeniem, a nawet „powtórnym narodzeniem” – zdaje się być czymś innym od „prawdziwej konwersji”, czyli przejścia z jednej religii do innej, albo z ateizmu na religijność. A czy utrata religijności (apostazja) to nie konwersja (można spotkać terminy „rekonwersja” i „kontrnawrócenie”)? Czy oznacza coś negatywnego w skutkach, czy jeszcze inną drogę indywidualnego rozwoju? Inny problem: czy nawróceniem jest tylko zmiana religijna akceptowana przez podmiot, czy także zmiana wymuszona? Czy czynnik woli podmiotu dotyczy także apostazji, tzn. czy jest konwersją „wyrwanie kogoś z sekty” w celu „przywrócenia rodzinie i społeczeństwu”, zwane deprogramowaniem? Pytań można postawić więcej – jest to luka w psychologii, która przez długie lata traktowała badanie tych fascynujących zjawisk jako tabu.

           Przedstawione refleksje, na ile to oczywiście możliwe, są oparte na założeniu o podobnych funkcjach, pełnionych przez bardzo różne wyznania i ruchy religijne. Pewne osoby mogą się poczuć urażone. Tyle się mówi o „groźnych sektach”! Przecież wszyscy słyszeli o niesławnej Świątyni Ludu Jima Jonesa (913 ofiar!), tragicznie zakończonym istnieniu Gałęzi Dawidowej, pod wodzą prawdopodobnie chorego psychicznie Davida Koresha w Waco w Teksasie, o bezczeszczących chrześcijańskie symbole i praktykujących krwawe „czarne msze” satanistach, czy o oskarżonym o seksualne wykorzystywanie dzieci ze zboru „Niebo”, Bogdanie Kacmajorze. Pominąć takie skrajności nie jest łatwo, gdyż działa tu efekt „medialności”. Pisanie o grupach religijnych niełamiących prawa to – według zasady sformułowanej publicznie przez pewną dziennikarkę – „nie jest nius”. Za to pisanie o grupach, które bulwersują choćby tylko trudną do zaakceptowania odmiennością wyglądu lub zachowań – „to jest nius”. Zgodnie z tą dziennikarską zasadą, znacznie łatwiej przebije się informacja, że przestępca jest członkiem sekty, albo, że terrorysta jest muzułmaninem, niż że jest chrześcijaninem. Śmieszniej – niusem będzie już informacja, a raczej manipulacja: „nic nie wskazuje, że schwytany terrorysta jest islamskim fundamentalistą, powiązanym z Al Kaidą”. Nieuważny telewidz zwróci uwagę na dwa hasła: „terrorysta” i „fundamentalista” (oczywiście islamski) i zgodnie z prawem świeżości zrozumie rzecz odwrotnie. Wracając do naukowych faktów, rzetelne analizy porównawcze funkcji pełnionych przez religie nietradycyjne (NRR, sekty) i tradycyjne (chrześcijaństwo, judaizm, islam) nie dają podstaw do uznania tych pierwszych za bardziej od tych drugich destrukcyjne. Do takiego wniosku, na podstawie wielu szczegółowych badań empirycznych nad osobowością i społecznym funkcjonowaniem wyznawców, doszli wspomniani już E. Barker i J. T. Richardson.

           Dlaczego jednak wciąż pojawiają się wątpliwości? Obok wspomnianego „efektu niusa”, dzieje się to także z wielu innych powodów. Najważniejszy to trwający od tysiącleci proces ewolucji religii od sekty („nowa” religia) do kościoła („stara” religia). Podczas gdy jedne zajmują pozycję uznaną, stabilizując relacje społeczne, wspierają i są wspierane przez władze świeckie (o ile same tej władzy nie pełnią), inne dopiero się pojawiają. Zgodnie z teorią „kościół-sekta”, kościoły nieuchronnie przejawiają tendencję inkluzywną, w imię powszechności coraz częściej tolerując zachowania niezgodne z ideałami, dla których powstały. Kościoły zasadniczo akceptują środowisko, w którym istnieją, np. panujący system, niski poziom wiedzy religijnej swych wyznawców (tzw. ludową religijność). Sekty – przeciwnie – mają tendencję do ekskluzywizmu, odrzucają środowisko, w którym powstały, atakują zastany porządek społeczny i religijny, stawiają rozliczne wymagania adeptom. Dlatego są atakowane i zwalczane, a także mało liczne. Aby odnieść sukces, sekta musi zmniejszyć napięcie między nią a otaczającą kulturą (można dostrzec, jak niektóre ruchy religijne, np. buddyści, starają się o dobre imię, o popularność i uświadomienie szerokim kręgom, że tak naprawdę – m.in. w świetle współczesnej psychologii – to nie głoszą niczego niezwykłego). Niektórym sektom to się udaje. Taka sekta przekształca się w kościół, lub lepiej – w religię (nazwa „kościół” nie zawsze tu przystaje).


           Tyle różnych kontekstów – chrześcijaństwo, nowe ruchy religijne, sekty, ateizm – formy szeroko pojętego NAWRÓCENIA podobne. U podstaw każdego z nich leży to samo egzystencjalne doświadczenie człowieka granic swojej osoby, niemożliwości przekroczenia siebie. Nie chodzi tylko o nieuchronny koniec wszystkiego, co istnieje, nie tylko życia: budowle się rozpadają, skała wietrzeje, słońca zmieniają się w czerwone karły… Chodzi też o granice każdego ja, wolności osobistej, zdolności, pojmowania świata. Tylko ludzie czynią rzeczywiste nierzeczywistym poprzez czynienie nierzeczywistym tego, co rzeczywiste. Urzeczywistnienie – to istota rozwoju człowieka, przez przemianę bądź „Pawłową”, bądź „Piotrową”. To różnica będąca rezultatem trudnej do przewidzenia interakcji cech sytuacji (mała lub duża sprzeczność między oczekiwaniami jednostki i jej otoczenia) oraz temperamentu (duża lub mała wrażliwość na bodźce). Kwestia złożona, ale jak widać, nie najważniejsza w tym miejscu.

Dwa wzorce nawrócenia religijnego według Jamesa T. Richardsona (1985). Nazwy „Pawłowe” i „Piotrowe” dodane w tym artykule.

Nawrócenie „Pawłowe” Nawrócenie „Piotrowe”
jest nagłe przebiega stopniowo
ma charakter bardziej emocjonalny niż intelektualny jest raczej racjonalne niż emocjonalne
siły zewnętrzne oddziałują na bierny podmiot konwertyta jest aktywnym podmiotem
zachodzi radykalna przemiana ja następuje samorealizacja w duchu psychologii humanistycznej
zmiana zachowania następuje po zmianie przekonań zmiana przekonań następuje po zmianie zachowania
jest jednorazowe i trwałe nawrócenie jest nietrwałe, może wystąpić kilkakrotnie
zwykle występuje w okresie dorastania występuje zwykle we wczesnej dorosłości
Prototypem jest nawrócenie św. Pawła nie ma żadnego prototypu



dr Paweł M. Socha

 

źródło: ateista.pl

 

Autor: dr Paweł M. Socha