JustPaste.it

1991

 

Ciszę leniwego, letniego popołudnia niespodziewanie przerwał dźwięk dzwonka. Kobieta niespokojnie poruszyła się w fotelu. Złożyła na obleczonych czarną spódnicą kolanach robótkę, nad którą pracowała od pół godziny, nerwowo przeczesała kościstymi palcami siwiejące, upięte w ciasny kok włosy, poczym ze zdenerwowaniem w dużych, szarych oczach spojrzała na męża.

- Sama otwórz- mruknął, nie podnosząc nawet wzroku znad gazety.

-Przecież wiesz…- zaczęła, ale szybko urwała zdanie, widząc marszczące się w grymasie wściekłości gęste brwi mężczyzny.

Potulnie wstała i drobnymi kroczkami przeszła do korytarza. Zanim otworzyła, przetarła twarz chusteczką i wzięła kilka głębszych wdechów.

- Dzień dobry- odezwała się dźwięcznym głosem stojąca na progu dziewczyna, gdy tylko drzwi lekko się uchyliły- ja… dopiero, co się wprowadziłam do domu obok i pomyślałam, że dobrze by było poznać sąsiadów…

- Dzień dobry- odparła drżącym głosem kobieta- przepraszam, ale jestem trochę zajęta…

Nie czekając na odpowiedź, szybkim ruchem zatrzasnęła drzwi i przekręciła ciężki, staroświecki klucz w zamku, poczym wróciła do salonu.

- Kto to był?- Chwilę później do pokoju wbiegł również drobny, czarnowłosy chłopiec.

- Wracaj na górę- warknął wściekłym głosem ojciec.

- Ale… mamo…

- Słyszałeś, co kazał ci zrobić- matka spojrzała ze strachem na męża.

- Mogę chociaż wyjść na dwór?- chłopiec nie ustępował, patrząc błagalnym

wzrokiem na oboje rodziców.

- Piętnaście minut.

Tomek uśmiechnął się szeroko, chwycił wiszącą na drewnianym wieszaku bluzę, zarzucił ją na ramiona, poczym bez słowa wybiegł z domu. Uschła trawa i kwiaty, porastające duży, zaniedbany ogród, w sierpniowym słońcu wydawały się być jeszcze bardziej żółte niż zazwyczaj. Chłopiec wolnym krokiem zaczął przechadzać się wyłożonymi szarą kostką alejkami, przyglądając się porastającymi ją po obu stronach starym, powyginanym w przedziwne kształty drzewom. Nagle przystanął. Za płotem, na trawniku w ogrodzie obok siedziała dziewczynka o długich, kręconych włosach, mniej więcej w jego wieku. Odkąd pamiętał, w sąsiednim domu nikt nie mieszkał, więc dziecko, spokojnie bawiące się na czerwonym kocu, zdecydowanie go zaskoczyło. Ostrożnie minął połamany krzak i bezgłośnie stanął przed siatką dzielącą działki.

- Nie patrz się tak- odezwała się cicho, ale wyraźnie dziewczynka.

Tomek cofnął się o krok.

- Przepraszam- zaczerwienił się i nieśmiało spuścił wzrok.

- Nic nie szkodzi. Właściwie nie powinnam cię do siebie zniechęcać, bo jesteśmy sąsiadami, a ja nikogo jeszcze tu nie znam…pewnie będziemy chodzić razem do szkoły, może nawet do klasy…

- Ja nie chodzę do szkoły- przerwał jej chłopiec.

Poczuł na sobie zdziwiony, ale i zaciekawiony wzrok wielkich, brązowych oczu dziewczynki.

- Dlaczego?- Zapytała po chwili namysłu.

- Nie wiem. Po prostu, nie chcą żebym chodził. Twierdzą, że sami lepiej mnie nauczą.

- Rodzice?

Tomek pokiwał nieśmiało głową. Bał się reakcji sąsiadki, ta jednak milczała.

- Mam dziś urodziny- poinformowała go po chwili.

- Wszystkiego najlepszego w takim razie. Jestem Tomek.

- Ania- mruknęła, nagle tracąc pewność siebie.

Znowu zapadła cisza. Chłopiec nagle przypomniał sobie o uciekającym czasie. Wskazówki wyimaginowanego zegara powstałego nagle w jego głowie poruszały się zdecydowanie za szybko. Wytyczony kwadrans dobiegał końca.

- Przyjdź dziś do mnie o siedemnastej, moja mama chce zaprosić kilku gości na ciasto i czułabym się bardziej komfortowo z kimś… no wiesz… młodszym- dziewczynka wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

- Będę na pewno- obiecał chłopiec, uśmiechnął się na pożegnanie i pobiegł w stronę domu.

Po przekroczeniu progu korytarza, poczuł falę orzeźwiającego, zimnego powietrza. Po poznaniu Ani czuł się z niewytłumaczalnych powodów lekki i szczęśliwy. Zapominając o złym stanie zdrowia matki i niekończącej się wściekłości ojca, wbiegł do salonu.

- Mamo ja dziś wychodzę!- Krzyknął, wyrywając rodziców z błogiego, popołudniowego spokoju.

- Nie- odpowiedział spokojnie ojciec.- Nigdzie nie idziesz. Skąd w ogóle nagle przyszło ci to do głowy?

- Idę. Do nowych sąsiadów. Na urodziny ich córki. Mam pierwszą koleżankę!- sprzeciw nie zepsuł jego radości.

- Idziesz, jedyne gdzie, to na górę do swojego pokoju.- Mężczyzna wstał z fotela.

Dopiero teraz można było zauważyć jego wysoki wzrost i szerokie, umięśnione ramiona. Jego budowa stanowiła zdecydowaną przewagę nad drobnym ciałem wystraszonego chłopca. Tomek w myśli zabraniał sobie płakać, jednak z każdą następną mijającą sekundą jego upór słabł, aż w końcu po jasnych policzkach popłynęły łzy.

- Dlaczego ty taki jesteś?- jęknął- dlaczego nie mogę mieć przyjaciół?

- Jeszcze dyskutujesz?!- zagrzmiał ojciec.

Wtedy Tomek był już pewien, że nigdzie nie pójdzie. Pod potężnym ramieniem dostrzegł matkę, kulącą się ze strachu w głębokim fotelu. Momentalnie stracił resztki ducha walki.

- Przepraszam- mruknął, poczym nie czekając na odpowiedź, ze spuszczoną głową, powoli ruszył do swojego pokoju.

Tam rzucił się na stojący pod zasłoniętym oknem materac, wtulił twarz w poduszkę i wybuchnął głośnym płaczem. Chwile, w których zastanawiał się nad łatwowiernym, a nawet naiwnym zachowaniem właścicielki jego zdaniem pięknych, "sarnich" oczu, miały przyjść dużo później.

Obudził się kilka godzin później, kiedy na dworze było już ciemno. Otarł spuchnięte oczy i usiadł na podłodze. Kilka minut zajęło mu rozpoznanie odrapanych ścian i bolesne uświadomienie sobie, gdzie się znajduje. Zawsze po przegranych bojach z rodzicami odczuwał wrażenie bycia kimś zupełnie innym, kto nagle znalazł się w jego ciele i położeniu. Kiedy już wszystko sobie przypomniał, wstał, poczym, po momencie namysłu, łamiąc panujący w tym dziwnym domu zakaz odchylił zasłony. W domu obok, w pokoju na piętrze paliło się światło.

„Czy to mógłby być jej pokój?”- przeleciało mu przez myśl.

Szybko zrezygnował z podglądania i z powrotem się położył. Po godzinnej, nieudanej próbie zaśnięcia, wyciągnął się na materacu i zaczął się zastanawiać, jakby było, gdyby urodził się w normalnej rodzinie, takiej jak rodzina mieszkającej obok Ani. Przez wiele lat życia był przekonany, że to, co przeżywa w domu jest normalne, wkrótce jednak zaczęło do niego docierać, jak dziwne małżeństwo tworzą jego rodzice. Westchnął głęboko, obrócił się na bok i nawet nie zauważył, kiedy zasnął.