JustPaste.it

Nierozważny Banasik

W odpowiedzi na tekst „Nieroztropny Russell”

Nie uważam, żeby krytyka Russella była czymś złym. Wręcz przeciwnie. Jednak trzeba mierzyć siły na zamiary, ponieważ w przeciwnym razie otrzymamy tekst poziomem i rzetelnością odpowiadający temu, co opublikował Mateusz Banasik w wortalu Ateista.pl. Nie wydaje mi się, żeby samo „dobro intelektualnej spuścizny ateizmu” tłumaczyło nierzetelność i ignorancję, których się autor tego artykułu dopuścił.

Banasik napisał: „Moja powyższa teza wydaje się dość dziwna…” Moim zdaniem o absurdalności tej tezy nie świadczy ani to, że Banasik — ateista „podnosi rękę” na Bertranda Russella (dlaczego miałby przyjmować a priori poglądy Russella?), mimo iż obaj charakteryzują się podobną postawą wobec kwestii istnienia Boga, ani nawet to, że Banasik pozwala sobie na nazwanie Russella „bratem w wierze” (choć to właśnie sformułowanie boli mnie najbardziej). Wracając do publikacji, twierdzę, że, nawet jeśli w praktyce ateizm i agnostycyzm oznaczają to samo, to jednak należy uwzględniać rozbieżności (wszakże jest różnica między zdaniami „Wiem, że Bóg nie istnieje” a „Wierzę, że Bóg nie istnieje” i „Nie wierzę, że Bóg istnieje”). To jednak nie jest w tej chwili najważniejsze, jako że chcę się odnieść przede wszystkim do polemiki Banasika związanej z Russellowską krytyką argumentu pierwszej przyczyny.

Mateusz Banasik interpretuje tezę współautora Principiów następująco: „teologowie budując swoje teorie wyjaśniające całość rzeczywistości nie zauważyli, że hipoteza Boga nie jest argumentem ostatecznego uzasadnienia, albowiem zawsze możliwe będzie postawienie pytania o pochodzenie ››stwórcy wszechrzeczy‹‹, czyli Boga”. Mogę się zgodzić z tą interpretacją, z zastrzeżeniem, że nie był to jedyny kontrargument Russella, ale jeden z wielu, z którymi rozprawiał się w eseju „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem”. W tymże tekście napisane jest: „Skłonny jestem przypuszczać, że ten argument nie ma dzisiaj wielkiej wagi, przede wszystkim dlatego, ze pojęcie przyczyny nie jest już tym, czym było dawniej” (tłumaczenie na język polski pochodzi ze strony http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1281). Pozostając głuchym na te słowa, Mateusz Banasik cofa się aż do antyku i snuje rozważania nad, między innymi, pojęciem arche u filozofów przyrody i ideami Platońskimi, co miałoby rzekomo świadczyć przeciwko słowom angielskiego filozofa.

Autor artykułu stwierdza: „u źródeł greckiego, a potem chrześcijańskiego sposobu myślenia leży niepodważalny aksjomat: zasada przyczyn i skutków nie może ciągnąć się w nieskończoność” i dalej: „(…) dla nich (pisarzy chrześcijańskich – dopisek mój A.K.) zasadą wyjaśniającą całokształt rzeczywistości był Bóg (…) rozumiany jako zasada – a zasada to (…) argument ostatecznego uzasadnienia. Z tego wynika, że byli oni świadomi faktu, że łańcuch przyczynowo-skutkowy nie może ciągnąć się w nieskończoność. Więcej, to właśnie dzięki temu przeświadczeniu wynikało im niezbicie, że byt zwany Bogiem musi istnieć. Właśnie dlatego, żeby uniknąć regresu ad infinitum.” Możliwe, ale z tego nie wynika, że argument Russella jest nieprawdziwy. To, że filozofowie greccy i pisarze chrześcijańscy utrzymywali jakieś poglądy nie wynika, że są one prawdziwe. W zakończeniu publikacji Mateusz Banasik stwierdza pysznie: „Zinterpretowana przeze mnie teza Russella nie daje się obronić; pisarze chrześcijańscy wiedzieli do czego prowadzi regres w nieskończoność, więc tym bardziej ich koncepcja Boga wydaje się być adekwatna.” Najwyraźniej autor, przekonany o swej nieomylności, zapomniał o słowach Russell’a: „Ostrożny uczony nie twierdzi, że jego obecne przekonania są w pełni prawdziwe. Może się pocieszać myślą, że dawne nie były całkiem fałszywe”. Teraz mogę „podnieść rękę” na Mateusza Banasika.

Po pierwsze, o czym pisałem, poglądy filozofów starożytnych i pisarzy chrześcijańskich nie są dowodem błędu Russellowskiej argumentacji.

Po drugie, Russell twierdzi nie tylko, że (bezprzyczynowy) Bóg nie jest przyczyną świata, ale podaje też możliwość, że to świat jest bezprzyczynowy (jak Bóg u chrześcijan). Tak więc ten ciąg wcale nie musi ciągnąć się w nieskończoność (o tym poniżej). Jego pierwszą przyczyną może być sam świat (argument z Milla).

Po trzecie, jak pisał Paul Edwards („Bez dogmatu” nr 64, wiosna 2005, tłumaczenie Michała Kozłowskiego): „Największym wkładem Russella do krytyki argumentu kosmologicznego było jego wprowadzenie do teorii zbiorów Georga Cantora, przeznaczone dla szerokiej publiczności. Cantor wykazał, że pojęcie nieskończonego ciągu nie powoduje żadnych sprzeczności, jak to zakładał Kant i liczni metafizycy. Mogą istnieć fizykalne argumenty przemawiające za tym, że wszechświat nie istniał zawsze, ale możliwości wiecznego istnienia świata nie da się wykluczyć na mocy logiki”.

Rozumiem tym samym, że pierwszy zarzut wobec Russella upada. Zajmijmy się drugim.

„(Russell – przyp. mój A.K.) implicite uznał, że o bogach transcendentnych można mówić sensownie…” Tutaj mógł zostać popełniony błąd, odnotujmy jednak dwie kwestie. Przede wszystkim, prowadząc dyskurs z teistami (np. debata z o. Coplestonem) Russell musiał przystać na niektóre warunki interlokutora i „dyskursu religijnego”. Notabene, pisząc: „koncepcja Boga wydaje się być adekwatna”, „poza wszelkimi innymi atrybutami, których nie sposób tutaj wymienić, jest on (Bóg – przyp. mój A.K.) wieczny, niezmienny i niezrodzony, jest zasadą rzeczywistości w sensie jaki powyżej naszkicowałem” Mateusz Banasik wychodzi od tego, że „o bogach transcendentnych można mówić sensownie”, a zatem sam popełnia błąd, który przypisuje Russellowi. Wydaje mi się, że jest to konsekwencją dysputy o tym, co nieracjonalne. Jednak krytyka Russella w tym wypadku zakrawa na hipokryzję.

Jak widać, przedwczesna była radość Mateusza Banasika. Ostatnim ciekawym passusem jest stwierdzenie „A filozofować przecież trzeba”. Otóż nie trzeba, a czasem nawet nie należy. Lepsza w tej sytuacji ostrożność niż pycha. Filozoficznego bełkotu jest i tak aż nadto.


Adrian Krysiak

 

źródło: ateista.pl

 

Autor: Adrian Krysiak