JustPaste.it

Ordoliberalizm a partia Zielonych

Alternatywa dla obozu konserwatywnego?

           W ubiegłym roku zaistniała w Polsce nowa partia polityczna: Zieloni 2004. Teraz po raz pierwszy bierze udział w wyborach parlamentarnych, będąc w obozie sprzeciwiającym się polityce polskich konserwatystów. Jej polityka w wielu krajach Europy i świata to umiłowanie dla wolności jednostki oraz dość złożony program gospodarczy, składający się z takich „nabojów” jak ekologiczna polityka podatkowa, zrównoważona polityka budżetowa, gospodarka oparta na wiedzy, przeciwdziałająca monopolom polityka transportowa (przewidująca m.in. myto dla ciężarówek za korzystanie z dróg), oraz niezbyt wykształcona jeszcze polityka gospodarcza czerpiąca z ordoliberalizmu i skupiająca się na obronie praw człowieka przed zakusami państwa i żądzą zysku oligopolistycznych korporacji. Czy Zieloni, tak pojmujący swoją rolę w polityce, są nadzieją niepopularnego dziś obozu stanowiącego alternatywę wobec konserwatystów?

Nowy podział spektrum politycznego

           Na polskiej scenie politycznej utworzył się nowy podział, lekko zamazujący dawne podziały lewica-prawica. Jest to podział na partie konserwatywne, oraz partie demokratyczne i wolnościowe. Podział ten zdominował konstrukcję politycznego spektrum w większości wykształconych demokracji i odnosi się on do sfery wolności osobistych człowieka.

           W polskim obozie konserwatywnym znalazły się zarówno partie, których programu gospodarczego nie powstydziliby się zwolennicy gospodarki planowej, jak i zwolennicy nieposkromionego wolnego rynku. Że taka wspólnota ideowa ukonstytuowała się ponad różnymi poglądami, świadczą decyzje dawnych członków UPR. Ci zwolennicy wolnego rynku zasilili szeregi dość narodowo-socjalistycznej Samoobrony, LPR czy PiS! Co spaja osoby o tak skrajnych poglądach na rzecz wydawałoby się dla dobrobytu społeczeństwa najważniejszą: ekonomię? Tym ogniwem jest pogląd na rzecz jeszcze ważniejszą: na prawa jednostki, na jej zdolność do samostanowienia, samookreślenia się.

           Konserwatyści uważają, że wyznawane przez nich wartości obowiązują nie tylko ich, ale wszystkich członków społeczeństwa. Jako że nie wszyscy są konserwatystami, ideologia ta historycznie wiązała się z represjami wobec nie-konserwatystów.

Cechy reżimu konserwatywnego

           Reżim konserwatywny jest z reguły represyjny, chyba że w hipotetycznym przypadku cała populacja podziela ten system wartości. W Europie, narodowo-katolickie konserwatywne reżimy Franco i Salazara są tylko często przytaczanymi ich przykładami. Reżim Franco, wprowadzony po hiszpańskiej wojnie domowej, używał takich pocisków w swej krucjacie o wartości jak: egzekucje i tortury przeciwników, wprowadzenie represyjnej cenzury i promowanie monokulturowej tożsamości narodowej. W krajach demokratycznych, grupy konserwatywne usiłują wpływać na zachowania jednostki poprzez system prawny, politykę rządową, oraz niekiedy poprzez zapisy bezpośrednio w konstytucji. To prowadzi do nieuniknionego konfliktu oraz polaryzacji spektrum politycznego, i tworzeniu się partii konserwatywnych oraz partii ich przeciwników.

           Demokracja ze swej natury jest liberalna, i wzrost obu zwykle idzie w parze. Ale polska demokracja była raczej demokracją totalitarną w przeciwieństwie do demokracji zakładającej partycypację obywateli, a ta sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Dzięki autorytarnym rządom może się utworzyć coś, co politolodzy nazywają demokracją nieliberalną (illiberal democracy) naruszającą prawa mniejszości poprzez nierespektowanie prawa. Nieliberalne rządy demokratyczne wierzą, że mają mandat do postępowania w każdy sposób, jaki im wydaje się słusznym, nawet nie respektując konstytucji, jeśli tylko przeprowadzają regularne wybory. Ich cechą charakterystyczną jest centralizacja władzy wewnątrz rządu (łamiąc zasadę rozdziału kompetencji) i wewnątrz społeczeństwa. Przykłady takich demokracji są do znalezienia w Europie południowo-wschodniej (Kazachstan, Białoruś), oraz w nowozdemokratyzowanych krajach, które nie mają jeszcze długiej tradycji pokojowego pluralizmu.

Skąd te gromy?

           Czemu cała „represyjna” część polskiej sceny politycznej rzuca takie gromy pod hasłem wolnościowego, permisywnego podejścia do praw jednostki? Ponieważ ich ideologia jest podszyta głębokim strachem i wiarą w to, że jednostka sama nie poradzi sobie z jej skromnym „zasobem moralnym”. Oni w butny sposób pojmują siebie jako „dysponentów” jedynie słusznych wartości, i nie dopuszczają nawet jakiegokolwiek dialogu, zakładając a priori, iż cała reszta to tkwiący w błędzie profani. Głębokie jest przekonanie o własnej nieomylności i błędzie innych, a atak na samą kontrowersyjną interpretację tychże wartości rodzi oskarżenia o „bezbożny” atak dokonywany od razu na wszystkie „fundamentalne wartości”.

           Podobno „prawdziwa cnota krytyki się nie boi”. Więc kto bardziej wierzy w swoje wartości? Chyba jednak wolnościowcy, bo ci nie boją się ich wrzucić do prania w opinii publicznej. Konserwatyści, na czele z tzw. tradycyjnymi katolikami (z poglądami tkwiącymi jeszcze w kościele przedsoborowym i niekiedy kontrowersyjnie łączącymi rasizm z tradycją) są swych wartości najwyraźniej niepewni, i są gotowi bronić ich nawet uciekając się do represji wobec „bezbożnych” krytyków. Media zwane konserwatywnymi zwykle nie umożliwiają swobodnej dyskusji, czy to poprzez linie opóźniające na swoich falach radiowych czy na swych łamach, traktujących wiele problemów tylko w dość wycinkowy sposób i przemilczających niewygodne fakty czy kontrargumenty. Internauta-forumowicz szybko przekona się, że na „konserwatywnych” forach dyskusyjnych dominuje represyjna cenzura, działają tam sztaby cenzorów akceptujących posty forumowiczów przed publikacją, podczas gdy inne media zezwalają na wolną dyskusję reagując jedynie przy łamaniu ustalonych reguł. Jeśli coś jest bronione na siłę, to budzi podejrzenia o nieautentyczność, sztuczność. Konserwatyści właśnie boją się tego żywiołu, boją się tego, że w nim ich wartości się „spiorą”, wobec czego panicznie chcą wszystko kontrolować.

Głos wolnościowców i ekologów

           Zieloni to partia wywodząca się ze środowisk wolnościowych i ekologicznych. Ludzi o różnorodnych poglądach politycznych, wyznających wiarę w różne modele gospodarki, łączy ich miłość do natury, brak materializmu oraz wolnościowe podejście do praw człowieka. Nie jest to partia, której polityka ogrania wszystkie sfery życia, w zasadzie Zieloni skupiają się na kwestiach praw człowieka, gospodarki i ekologii. Zieloni właśnie przez to, że są nowi w politycznym świecie, i jeszcze nieobciążeni balastem porażek, mają szanse wnieść nową energię w polską scenę polityczną. Choćby wolnościową wiarę w to, ze człowiek, jako jednostka jest w stanie sam pokierować swoim losem, i wykorzystać swoją wiedzę tak jak najlepiej potrafi w celu maksymalizacji własnego dobrobytu, a decydowanie za niego jest naruszeniem jego praw. Prawa człowieka znajdują odzwierciedlenie także w „zielonej ekonomii”; dość skomplikowanej próbie sprowadzenia na wspólny mianownik ogromnej różnorodności poglądów na gospodarkę wśród członków tej partii.

Rodzone w bólach dziecko zielonej ekonomii

           Neoliberalizm oznacza dziś odbudowę świadczeń socjalnych, która, jeśli przesadzona, może skończyć się naruszeniem prawa człowieka do godnego życia, do tej „pełnej miski żarcia” i dachu nad głową które mają nawet psy w schroniskach. Oznacza też prymat interesów gospodarczych i sceptycznie traktowany przez Zielonych „dyktat wzrostu PKB”, który rzekomo równoznaczny wzrostowi dobrobytu, równie dobrze może świadczyć o rozpadzie stosunków międzyludzkich. Może się objawiać w zaniku wymiany dóbr i usług wewnątrz rodziny czy kręgu przyjaciół, albo też może oznaczać zmuszenie społeczeństwa do korzystania z motoryzacji indywidualnej z uwagi na brak ścieżek rowerowych lub upadek tańszej komunikacji zbiorowej, która porzucona przez liberałów na pastwę monopoli i gigantycznego bałaganu informacyjnego i taryfowego, wypadła z rynku.

           Nie podoba się ekologiczne spustoszenie oraz typowy dla neoliberalizmu wzrost koncentracji pozycji rynkowej przedsiębiorstw międzynarodowych. Nie podoba się porządek w handlu światowym, gdzie szczytne idee Adama Smith’a o handlu światowym z jego wiekopomnego dzieła pt. „Badania nad istotą i przyczynami bogactwa narodów” są obłudnie przekręcane, tak by służyły tylko wyzyskowi krajów trzeciego świata, zamykając jednocześnie rynki krajów bogatych przed głównym towarem, jaki biedne kraje mogą produkować w zamian: żywnością. To właśnie dla zmiany tych odczuwanych przez Zielonych jako niekorzystne tendencji gospodarczych partia ta powstała. Jednakże partię dzielą poglądy gospodarcze i z wielkimi bólami kształtuje się jakieś wspólne spojrzenie Zielonych: ekologiczno-socjalna gospodarka rynkowa.

           Dla neoliberałów zielona polityka gospodarcza, ten wielki kapeć pełen skomplikowanych mechanizmów gospodarczych, którym ktoś usiłuje zabić kilka much za jednym zamachem, jest chyba rozczarowaniem, choć swe korzenie ma na przykład w tekstach unikalnego wolnościowego hip-hopu śpiewanego przez nawijacza z mojego miasta, Huberta Kostkiewicza, który niejako odwrócił mnie od wiary w krwiożerczy bat wolnego rynku, mającego nawrócić „niepokornych leni” od słodkiego smaku manny z państwowej kiesy. On nawija o prawach człowieka do godnego ubrania się, do godnego mieszkania, do wyżywienia się, i o tym że te prawa są nienaruszalne. Co do
konieczności gwarantowania tych praw panuje konsensus wśród Zielonych.

Przekonanie o niewydolności wolnego rynku

           Tym, co wydaje się być możliwe do spojenia zielonych poglądów rynkowych, jest polityka porządku gospodarczego zgodna z ideami ordoliberalizmu. Mimo iż to pojęcie nie istnieje w popularnych polskich encyklopediach czy w umysłach wielu polskich ekonomistów, idee ordoliberalizmu są popularne w polityce ekonomicznej ruchu Zielonych w Europie i świecie, a twórca tej teorii polityki gospodarczej, Walter Eucken ze szkoły fryburskiej, był jednym z ideologów niemieckich Zielonych oraz zaciętym krytykiem narodowego socjalizmu przedwojennych Niemiec. Ordoliberalizm jest drogą, która pokazuje że jest możliwe pogodzenie logicznych i niepodważalnych praw ekonomii rynkowej z celem ochrony środowiska i zapewnienia poszanowania dla praw człowieka. Ordoliberalizm docenia ideę wolnego rynku, ale zakłada że występują na nim nad wyraz liczne niewydolności, porażki rynku (ang. "market failures") umożliwiające wzrost monopoli i oligopoli, a zadaniem państwa jest nieustanna walka z interesem korporacji, które dopiero gdy działają bez nadużywania pozycji monopolistycznej, nie naruszają interesów konsumentów.

           Wolny rynek to wg zielonej polityki ekonomicznej raczej utopia, która w rzeczywistości w zasadzie nigdzie nie występuje, bowiem idee wolnorynkowe i praktyka gospodarcza to zwykle dwie różne pary kaloszy. Zieloni wierzą, że wolny rynek i konkurencja nie prowadzi sama z siebie do ekologicznie i społecznie zadowalających rezultatów. Rynki podobne do stanu "konkurencji doskonałej" to w zasadzie prawie tylko rynek produktów rolnych, gdzie jest wielu wytwórców a każdy z nich ma mały udział w rynku i podwyższenie ceny jego produktów powoduje, iż sprzedaje ich mniej, wobec czego ustala się cena rynkowa która jest bliska ideałowi. Reszta to oligopole lub konkurencja monopolistyczna, albo pełne monopole wywołane np. tak nielubianymi przez Zielonych przesadnymi prawami patentowymi.

           W tej sytuacji zadaniem państwa wg Euckena jest ochrona godności ludzkiej oraz walka z monopolami i innymi formami nadużywania pozycji rynkowej. Zadaniem państwa jest aktywne zabieganie o to, by na rynku panowała wydajna konkurencja. Czy więc zupełnie wolny rynek? Tak, ale tylko w książce do podstaw ekonomii. Bo w książkach do np. ekonomii przemysłowej już się nie mówi o tym inaczej jak o "stanie idealnym", czyli konkurencji doskonałej, która nigdzie w niej nie występuje, bowiem ogrom ograniczeń technicznych i prawnych (prawa patentowe) umożliwił zdzieranie z rynku rent monopolistycznych i oligopolistycznych.

           Ten popularny w politykach gospodarczych Zielonych Europy i świata ordoliberalizm nie ma nic wspólnego z socjalizmem i interwencjonizmem państwowym. Pozwala odnieść sukces dzięki pełnemu zaufaniu do praw ekonomicznych i umiejętnym ukształtowaniu polityki gospodarczej, w której państwo nie jest graczem na rynku, ale sędzią. Ordoliberalizm wydaje się prostszym narzędziem polityki ekonomicznej niż po omacku prowadzone interwencjonistyczne działania z gracją słonia w składzie porcelany, ale wymaga sporej wiedzy i wiary w teorię ekonomiczną. Wiary, której polskie uczelnie na ogół nie przekazują, wobec czego jej wyznawcy są z reguły „produktem eksportowym” uczelni w innych krajach, które kładąc nacisk na samodzielną pracę studenta z teoriami ekonomicznymi, przekonują go do ich logicznej niepodważalności. Niewielka liczba przekonanych, co do słuszności tych logicznych tudzież niepodważalnych teorii wydaje się być główną przeszkodą na drodze do nowoczesnej polityki gospodarczej w Polsce.

Zwijanie granic państwa?

           W środowiskach wolnościowych popularna jest wizja państwa zgodna z systemem wartości rastafarian, w myśl którego system państwowy zniewala wolnych ludzi. Państwo jest więc w myśl tej ideologii złem, ale z drugiej strony złem koniecznym, by zapewnić realizację celów ekologicznych i społecznych. Wprowadzenie w życie tej wizji to zwinięcie granic państwa do poziomu, który dla niego przewiduje teoria ekonomiczna, a nie np. etatystyczna, dyrygistyczna i interwencjonistyczna gospodarka rynkowa, roszcząca sobie butną „nadrzędność” nad potrzebami jednostki oraz naturalnymi, logicznymi, niezbicie udowodnionymi i nieuniknionymi prawami rządzącymi ekonomią, które przecież można umiejętnie wykorzystać zamiast się im sprzeciwiać. W myśl tych wartości państwo winno definitywnie zwinąć swe granice, a ewentualne struktury winny przede wszystkim wyrastać i wychodzić dobrowolnie i oddolnie z ludzi niż być narzucone odgórnie przez jakąkolwiek formę rządów.

           Stoi to w sprzeczności z dyrygizmem gospodarki narodowo-socjalistycznej, która chce głęboko ingerować w działanie rynku. Gospodarka dyrygistyczna to gospodarka kapitalistyczna, ale z silnym wiankiem państwowych monopoli, to wiara w etatyzm, to wiara w ekonomiczny nacjonalizm, bezlitośnie dyskryminujący cudzoziemskich inwestorów tylko za ich pochodzenie, mimo że to jest sprzeczne z konstytucją. Nieważne skąd się pochodzi, „ważne, aby był mózg zamiast ciasta”; tak śpiewają sprzeciwiający się rasistowskiemu dyskryminowaniu kogokolwiek za pochodzenie polscy dancehallowi nawijacze, ale ich argumenty nie trafiają do środowiska narodowo-socjalistycznego, które domaga się „polskości” tego mózgu, co z pewnością ograniczy możliwości rozwoju gospodarki pozbawionej szans korzystania z know-how cudzoziemskich inwestorów.

Zapomniana teoria praw własności

           Problemem u Zielonych jest zaniedbywanie zdobyczy teorii praw własności. Problem prywatyzacji jest niedostrzegany, choć być może jej przeprowadzenie nie jest aż tak istotne, bowiem sprzeciw wobec monopoli i zapewnienie wolności dostępu na rynek (czyli przezwyciężenie barier wejścia i wyjścia znanych z teorii rynków kontestowalnych), co jest jednym z kluczowych argumentów polityk ekonomicznych europejskich partii Zielonych, rozwiąże ten problem poprzez mechanizmy wolnego rynku eliminujące nieudolne podmioty. Celem Zielonych jest wszak dobrze działająca konkurencja na rynku, działająca z korzyścią dla konsumentów. Ich instrumentaria to silne prawo antykartelowe, kontrola fuzji i przejęć.

           Niemieccy Zieloni dostrzegają że schematyczne „albo-albo” konkurencji czy państwowego interwencjonizmu, jest już od dawna przestarzałe. Konkurencja, jeśli ma ona prowadzić do pożądanych rezultatów ekologicznych i ekonomicznych potrzebuje państwowych reguł i zasad. Jednocześnie państwowe interwencje na rynku muszą bezwzględnie zapewnić funkcjonalność rynków i zdolność danego rynku do generowania innowacji, co jest przecież rzadkie u tkwiących państwowych gospodarce nakazowo-rozdzielczej państwowych monopoli.

Zielona przyszłość?

           Zieloni mimo rodowodu wolnościowców nie są partią gospodarczych liberałów. Są pryncypialnie zorientowani na ochronę praw człowieka i mają inne główne cele niż polityka gospodarcza, która w Polsce chyba wymaga jednak czegoś innego niż dyrygizm i etatyzm. Rodząca się polityka ekonomiczna polskich Zielonych jest raczej próbą odpowiedzi na gnębiące nasz kraj i świat problemy ekologiczno-społeczne. Jest ona wciąż niedopracowana, ale ważniejszym celem okazała się obrona wolnościowo pojętych praw jednostki przed zakusami sił politycznych obozu konserwatywnego głoszących swój moralny prymat nad jej prawem do samostanowienia. Wrześniowe wybory pokażą czy Polacy wolą decydować o sobie sami, czy też wolą złożyć swą moralność w opiekę aroganckiej, pełnej pychy i samouwielbienia „armii moralnej rewolucji”.

Adam Fularz

 

źródło: ateista.pl

 

Autor: Adam Fularz