JustPaste.it

Who is guilty?

aa29e7f152b59d7253e653bf5702f3b1.jpgOd kilku lat uparcie powtarzaliśmy w Centrum Adama Smitha, że piękny transatlantyk, na burcie którego zamiast „Titanic” widnieje dumnie napis: „Financial Markets” obrał kurs na górę lodową. Z „rynków finansowych” słychać było jednak zapewnienia, że my się nie znamy, nie ma żadnej góry, a nawet jak ona jest, to poszycie transatlantyku jest tak wytrzymałe, że żadna góra mu nie straszna, a nawet jak się okaże straszna, to mamy super szalupy ratunkowe. Na górę wpłynęliśmy, poszycie nie wytrzymało, woda zalewa maszynownię, szalupy ratunkowe okazały się tak samo doskonałe jak cały transatlantyk, a orkiestra gra coraz głośniej zagłuszając tych, którzy mówili: „a nie mówiliśmy”. Chyba jednak woda wlewa się muzykom do butów, bo zaczęli mocno fałszować, więc spróbujmy się przebić z inną nieco nutą.

Kto jest zatem winny?

Po pierwsze politycy. Chcąc wygrywać wybory muszą obiecywać cuda. Stały i najlepiej szybki wzrost gospodarczy w ciągu ich kadencji to najbardziej pożądane dobro. A jedyne co jest pewne i stałe, to niepewność. Cykle w gospodarce są tak samo oczywiste, jak pory roku w przyrodzie. Ludzie bowiem są omylni. Prędzej czy później kumulacja popełnianych błędów, prowadzi spowolnienia gospodarczego, albo nawet recesji.

Po drugie, winę ponoszą makroekonomiści. Oni też polubili władzę. Własność rodzi władzę i pieniądz rodzi władzę. A jak się pieniędzy nie ma? To trzeba przekonać polityków, żeby wydrukowali więcej pieniędzy obiecując im, tak jak oni wyborcom, szybki wzrost gospodarczy. W ten sposób zdobywa się władzę ekonomiczną i dostęp do ucha władzy politycznej. I można liczyć nawet na artykuły o sobie jako człowieku wpływowym w gazetach. A to świetny afrodyzjak.

Po trzecie, winni są zarządzający korporacjami.  Tak jak politycy wyborcom, zarządy spółek giełdowych musiały obiecywać „cuda” swoim akcjonariuszom. I obiecywały, inwestując głównie w to, co przynosiło „oczekiwaną stopę zwrotu”. Akcjonariusze oczekiwali stopy zwrotu, jak wyborcy emerytur pomostowych. A przez ostatnie lata tak się akurat złożyło, że najwyższą stopę zwrotu przynosiły różne „toksyczne” papiery „wartościowe”. Było to możliwe, gdyż w korporacjach akcjonariat uległ rozproszeniu i akcjonariusze stali się tak samo anonimowi jak wyborcy. Zarządy korporacji przypominają więc urzędników ministerialnych, którzy decydują nie o swoim, a za skutki swych decyzji nie odpowiadają.

Po czwarte, winne są agencje ratingowe, których ocena była podstawą decyzji inwestycyjnych. Co ciekawe, instytucje ubiegające się o rating za niego same płaciły. Święci musieliby w takich agencjach pracować, żeby się to mogło udać. Ale jakby ludzie byli święci, to już dawno żylibyśmy sobie jak na Utopi Tomasza Morusa, na której żadne agencje ratingowe nie były przewidywane. Jednak w agencjach, jak to w agencjach, anioły nie pracują.

Po piąte, winne są korporacje prawnicze. To nie prawda, że nie było żadnego nadzoru. Nadzór był. Tworzył nawet jakieś reguły księgowania różnych transakcji. Ale pomysłowość ludzka nie zna granic, więc księgowano te transakcje w inny sposób niż wynikało „ze sztuki”, po „sztukmistrzowsku” omijając różne przepisy. Prawnicy (tu „pokalam własne gniazdo”) jak makroekonomiści mają ciągoty do kreowania rzeczywistości. Pan Bóg dał Mojżeszowi tablice z dziesięciorgiem przykazań, ale niektórzy prawnicy starają się przechytrzyć Pana Boga. Choć w Dekalogu wszystko jest jasno napisane, tworzą „zasady ładu korporacyjnego” po to, żeby można było je jakoś „obejść”.

Po szóste, wypada zapytać co robili audytorzy, którzy mięli nadzorować bilanse korporacji? Czy po „wsypie” z Enronem nie obiecywali poprawy? Więc mała „zgaduj zgadula”: kto był audytorem Lehman Brothers? A ilu prawników podpisujących różne opinie o możliwości tworzenia przez korporacje finansowe spółek zależnych, przez które „przepuszczano” operacje finansowe i audytorów, którzy to w swych raportach z badania bilansów „przepuszczali”, poniesie odpowiedzialność własnym majątkiem za skutki swojego doradztwa? Odpowiedzialności karnej ponieść nie powinni bo przecież wszystko odbywało się zgodnie z prawem (w końcu sami je pisali, to wiedzą). Ale jeśli już jakieś skutki finansowe mięliby ponieść, to odczują je w pierwszej kolejności… kierowcy. Dlaczego? Korporacje prawnicze i audytorskie są ubezpieczone. To jest główny powód, dla którego biorą honoraria jak „Cygan za babkę”. Zarządy korporacji finansowych, którym doradzały korporacje prawnicze i audytowały audytorskie, muszą mieć przecież na wszelki wypadek jakieś wytłumaczenie przed akcjonariuszami, dlaczego zatrudniały właśnie te korporacje, a nie „nie wiadomo kogo”. Jak teraz korporacje ubezpieczeniowe (którym też doradzały te same często korporacje prawnicze, a audytowały audytorskie, które wykupiły u nich polisy ubezpieczeniowe, dzięki czemu korporacje ubezpieczeniowe miały odpowiednio wysoki przypis składki – „oczekiwany” przez akcjonariuszy), wypłacą ewentualnie odszkodowania za błędy w sztuce popełnione przez prawników i audytorów, to w pierwszej kolejności podniosą składki na różne polisy obowiązkowe. Zresztą o te odszkodowania nie będzie tak łatwo, bo przecież umowy ubezpieczeniowe były pisane w końcu przez wyśmienitych prawników z wielkich i dobrze ubezpieczonych korporacji.

Ale najbardziej winna jest błędna teoria ekonomiczna oparta na przekonaniu, że najważniejsze jest manipulowanie zagregowanym popytem w celu przy pomocy stóp procentowych w celu utrzymania stabilności CPI (Consumer Price Index). Tylko teoria ta nie wiele ma wspólnego z klasycznym liberalizmem. Jak pisał Adam Smith „roczna praca każdego narodu jest funduszem, który zaopatruje go we wszystkie rzeczy konieczne i przydatne w życiu” a jego wysokość „zależy od umiejętności, sprawności i znawstwa, z jakim swą pracę zazwyczaj wykonywa i od stosunku liczby tych, którzy pracują użytecznie, do liczby tych, którzy tego nie czynią” – czyli tych wymienionych powyżej.

Zobacz też

 

Źródło: Robert Gwiazdowski