JustPaste.it

Dziecko to nie przedmiot

Ogólnonarodowa debata, którą zapoczątkował Donald Tusk na temat zakazu bicia (a nawet dawania klapsa) dzieciom, skłania do poważnego przemyślenia tematu.

Ogólnonarodowa debata, którą zapoczątkował Donald Tusk na temat zakazu bicia (a nawet dawania klapsa) dzieciom, skłania do poważnego przemyślenia tematu.

 

 

 

Ogólnonarodowa debata, którą zapoczątkował Donald Tusk na temat zakazu bicia (a nawet dawania klapsa) dzieciom, skłania do poważnego przemyślenia tematu, ale chodzi o to, by nie zatrzymywać się tylko na kwestii, w gruncie rzeczy sztucznej i niesięgającym meritum problemu: czy klaps dany dziecku, które wyprowadziło z równowagi swoich, na co dzien. spokojnych i kochających je rodziców już jest, czy jeszcze nie, przestępstwem zagrożonym surową karą.

Moim zdaniem trzeba zacząć ową debatę od kwestii bardziej fundamentalnych, sięgających o wiele głębiej niż tylko doraźne określenie tego, co jest "biciem dziecka, a co tylko wychowywaniem" (M. Kaczyńska) lub, w jaki sposób karać rodziców, którzy dopuścili się aktu przemocy na swoim dziecku. Zastrzegam, iż dalszy mój wywód stanowić będzie zaledwie szkic, który nie pretenduje do miana całościowego ujęcia tematu, a jedynie chcę nakreślić główne, moim zdaniem, pola przemyśleń.

Po pierwsze potrzeba dziś w Polsce pracy nad świadomością i mentalnością rodziców. 

Chodzi o to, by rodzice zrozumieli, że ich dziecko, NIE JEST ICH WłASNOŚCIĄ, a więc, także to, że do nich nie należy w taki sposób, w jaki należą samochód, dom, telewizor czy pralka. Może to się wydawać śmieszne, banalne i oczywiste, co piszę, ale niestety bardzo często zauważyć można, że rodzice, którzy spłodzili i wychowują swoje pociechy, traktują je jednocześnie jak coś, co jest ich, co musi, zatem być im absolutnie podporządkowane, posłuszne, musi spełniać wszelkie ich oczekiwania i rozkazy.

Powiedzenie "dzieci i ryby głosu nie mają" świetnie odzwierciedla sposób myślenia wielu rodziców (nota bene jeden ze współczesnych filozofów Peter Singer w jednej ze swoich książek stawia znak równości miedzy noworodkiem, a rybą...). Dzieci traktuje się nie jak równorzędne osoby, ale jak istoty "drugiej kategorii", które ze względu na swój młody wiek, brak doświadczenia, nie są w stanie stanowić poważnych partnerów do dialogu. Maja jedynie być podporządkowane swoim mądrzejszym i siłą rzeczy starszym rodzicom.

Dziecka nie można traktować jak przedmiot, jeden z, wielu jaki mamy w domach. Żaden człowiek nie może być własnością innego człowieka, nawet, jeśli tym innym jest rodzic, tak, jak żaden człowiek nie może zawłaszczyć, bić, poniżać innego człowieka, a w szczególności człowieka słabszego, często bezbronnego, który jest całkowicie zależny od drugich, czyli dziecka.

Być może to, co piszę wydaje  się na wyrost, przejaskrawione, zbyt mocne czy dosłowne. Być może tak, jest. Chodzi jednakże o to, że moim zdaniem wielu rodziców, nawet nieświadomie, traktuje własne dzieci jak coś, co jest ich, a więc z czy można robić to, co uważają za słuszne i nikomu nic do tego, i tu zahaczamy o kwestię drugą...

  

Po drugie: potrzeba dziś pracy nad świadomością i mentalności nas wszystkich, którzy jesteśmy świadkami znęcania się rodziców nad dziećmi 

To, co niezwykle mocna uderza w relacjach medialnych, kiedy informuje się o kolejnych drastycznych przypadkach bicia, maltretowania, a nawet zabijania dzieci, to właśnie bierność, lekceważenie, brak interwencji ze strony tych (współmałżonków, babć, dziadków, cioć, wujków, sąsiadów...), Którzy stają się  niemymi  świadkami dramatów rodzinnych, których ofiarami są nieraz bardzo małe dzieci?

Wydaje się to absolutnie niezrozumiałe, jak może panować tak wieka znieczulica społeczna. Jak ktoś, kto widzi, słyszy cierpienia szczególnie dzieci, może pozostać wobec tego faktu obojętnym. Strach o siebie, niemoc, przeświadczenie, że nie należy wtrącać się w prywatne sprawy innych ludzi, że to, co dzieje się za ścianą mojego mieszkania, domu nie powinno mnie obchodzić i zajmować, zwykły egoizm...? Nie wiem. Przyczyn pewnie jest wiele. Moim zdaniem jednak brakuje tu tego, fundamentalnego poczucia odpowiedzialności za innych, za tych, którzy mieszkają obok mnie.

Dziś bardzo często ludzie w dużych miastach, mieszkający w wieżowcach pozostają wzajemnie dla siebie anonimowi. Nie interesuje nas, zatem kto mieszka obok, nie chcemy wchodzić w jakieś bliższe relacje z sąsiadami, bo nie mamy na to ani czasu, ani ochoty. Bardzo łatwo jest powiedzieć, że w dzisiejszym zagonionym, pędzącym świecie wszyscy staramy się jakoś utrzymać na odpowiednim poziomie życia, co z kolei przekłada się na nasze relacje nie tylko rodzinne, ale też społeczne. Może i jest w tym jakąś prawda. Nie mniej jednak nie można totalnie przestać interesować się tym, co dzieje się obok nas, a co związane jest z ludzkimi tragediami i cierpieniem szczególnie  wtedy, gdy, powtórzę to raz jeszcze, dotyka ono bezbronne dzieci. 

Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że jestem współodpowiedzialny za śmierć czy cierpienie, które dotyka ludzi obok mnie, jeśli pozostaję wobec nich obojętny!!!

 

Po trzecie wreszcie trzeba pracować nad świadomością samych dzieci, które są ofiarami przemocy. 

Dziecko (oczywiście nie mam tu na myśli noworodków czy niemowlęta, które same dla siebie nie są w stanie nic jeszcze zrobić, a których los właśnie z tego powodu bywa najsmutniejszy), które jest bite czy maltretowania przez swoich rodziców musi wiedzieć po pierwsze, że ONO JEST OFIARA, a więc, że to nie ono jest winne temu, że rodzice je biją!!!! Ze to rodzice postępują nie właściwie i to po ich stronie leży wina, a nie po stronie tego dziecka. Musi wiedzieć, że rodzice nie mają prawa używać wobec dzieci przemocy fizycznej czy psychicznej, że jest to nie tylko niemoralne, niegodziwe, ale tez niezgodne z prawem.

Po drugie dziecko musi wiedzieć i czuć, że NIE JEST SAMO, a więc, ze może zwrócić się o pomoc do innych ludzi (wychowawców, nauczycieli, psychologów i pedagogów szkolnych, księży, członków rodziny, sąsiadów, policji) i że ci wszyscy nie zlekceważą i nie zaniechają pomocy. Dziecko musi czuć, że gdy dzieje mu się naprawdę poważna krzywda będzie miało się, do kogo zwrócić i otrzyma natychmiastowa, adekwatną i rozumna  pomoc!!!!! Celowo napisałem natychmiastową, adekwatną i rozumna pomoc, bo czasem, jak wiemy okazywanie pomocy, nawet w dobrej wierze może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Po trzecie dziecko NIE MOZE BAC SIE szukać tej pomocy, a więc musi mieć zagwarantowane, że gdy zwróci się o pomoc, a przecież zawsze wtedy będzie w  jakiś sposób działać przeciw swoim rodzicom czy prawnym opiekunom, że w takich sytuacjach nie będzie musiało wracać do domu, w którym spotka je jeszcze surowsza kara. Wczujmy się w sytuację dziecka, które zwraca się do np. nauczycielki o pomoc, ponieważ jest maltretowane przez swoich rodziców. Co robi nauczycielka? A no powiedzmy, ze dzwoni do rodziców z prośba by przyszli do szkoły. Po czym dziecko wraca do domu, (bo gdzie ma wrócić?). Rodzice udają się na spotkanie z nauczycielką, która informuje, że ich córka powiedziała jej o tym, co dzieje się w domu. Rodzice po rozmowie wracają do domu, w którym czeka na nich z drżeniem serca córka...

Jak już napisałem we wstępie, wiem, ze powyższy tekst tylko pobieżnie traktuje kwestie w nim poruszone, ale mam nadzieję, że stanie się przyczynkiem do większej wspólnej debaty na tema przemocy wobec dzieci. 

 

Zbigniew Głos