JustPaste.it

Uwierz w noc

Wampir, wilkołak, zombie, licze . . . Któż nie słyszał o tych stworzeniach? Sama wzmianka o nich przez wieki paraliżowała ludzi strachem, jednak teraz, kiedy słyszymy słowo „wampir”, naszym oczom wyobraźni od razu ukazuje się jakiś śmieszny „kolo” w czarnej pelerynce z czerwonym podbiciem, postawionym do góry kołnierzem i czarnymi włosami, zaczesanymi do tyłu (w dodatku łysiejący – każdy „Dracula” ma zakola, czyż nie?). Podobnie jest z wilkołakami i innymi istotami fantastycznymi (jak z resztą niestety ze wszystkim) – dla każdego istnieje określony stereotyp. Pojawia się więc pytanie: jak długo można trzymać się nudnych, męczących i już dawno przereklamowanych stereotypów? Przecież  stereotypowy Polak to pijak i złodziej, stereotypowe koty prowadzą odwieczną walkę z psami i myszami, itd. Widzimy jednak, że stereotyp nie odzwierciedla w pełni rzeczywistości, a nawet może być całkowicie z nią sprzeczny. Dlaczego więc wampirem ma być istota zupełnie zmyślona, w śmiesznej pelerynie, w dodatku łysiejąca i panicznie bojąca się czosnku i srebra, a często także w łachmanach cuchnących ziemią? Czyż nie może nią być Twój sąsiad, metroseksualista z włosami w „artystycznym nieładzie”, noszący srebrny krucyfiks na szyi?

Mówiąc o czymkolwiek, należałoby chyba zawsze zaczynać od początku. Niech wampiryzm nie stanowi wyjątku – wszak każdy wie kim, tudzież czym wampir jest. Nie jest już jednak tak oczywistym, skąd on się wziął. Może został wyprodukowany w Chinach, ma na swoim wykrochmalonym, postawionym do góry kołnierzyku metkę z napisem „MADE IN CHINA”, a może przywędrował do nas wraz z dyniami na Halloween? Czyż wersja, że wampiry „narodziły się” w USA nie wydaje się najbardziej prawdopodobna? Nic jednak bardziej mylnego. W prawdzie wampir, pod różnymi postaciami występował od wieków na całym świecie, ale krwiopijca, którego znamy dziś tak dobrze pochodzi z… Polski! No może nie dokładnie w Polsce się „narodził”, ale pochodzi z wierzeń słowiańskich, a Słowianie jak wiemy, żyli także na terenie dzisiejszej Polski. Kolejną niespodzianką może okazać się fakt, iż wiara w wampiry nasiliła się u Słowian po przyjęciu chrześcijaństwa – może nam się wydawać to niemożebne: wiara w wampira, jako Anioła Ciemności – wysłannika Szatana, miałaby nasilić się po przyjęciu chrześcijaństwa, dobrego, kochającego Boga, jakim go sobie wyobrażają katolicy? Nie należy jednak doszukiwać się tutaj jakiś głębszych znaczeń filozoficznych czy teologicznych – chodzi tu jedynie o względy czysto praktyczne.  Wszak jak wiemy z lekcji historii (jeśli akurat nie chorowaliśmy), pogrzeb u Słowian polegał nie na grzebaniu zwłok, ale na ciałopaleniu, a wąpierz (tudzież upir, wupi, martwiec, czy wieszczy – tak nazywano wówczas wampira) to przecież, jak pisze Bram Stoker w swojej powieści „Dracula”, nic innego jak „żywy trup” – jeśli więc martwi byli paleni po śmierci, problem „lunatykujących” zwłok był rozwiązany. Po przyjęciu chrześcijaństwa zaś, zaczęto umarłych grzebać, a co za tym idzie armia zwłok gotowych do picia krwi śmiertelników, do zemsty na członkach rodziny za to, że nie zostali spaleni, tylko pogrzebani, a co za tym idzie skazani na wieczne życie jako wąpierz, gwałtownie wzrosła.

Oczywiście nie każdy zmarły stawał się automatycznie wampirem – czyż nie byłoby ich wtedy za dużo? Słowianie mogli zostać wąpierzami na wiele sposobów, nie koniecznie poprzez ukąszenie, jak to bywa w większości historii o wampirach (zmiana poprzez samo ukąszenie też jest mało prawdopodobna – jeśli wampir piłby krew jednej osoby każdej nocy, to nie byłoby już ludzi, tylko same wampiry, gdyż działałoby to jak mitoza). Tak więc słowiański wąpierz mógł powstać po tym, jak został za życia przeklęty przez jakąś czarownicę, czy też kogoś kto „rzucał uroki”, umarł śmiercią gwałtowną, kiedy nad jego grobem przeskoczyło zwierzę (choć wydawałoby się że to lepsze dla wilkołaków), był samobójcą, wiedźmą, albo kiedy sprofanowano jego grób (choć aby unicestwić wampira, należało właśnie sprofanować jego grób za dnia – nie był wtedy groźny). Według pewnych wierzeń potencjalnymi upirami byli ludzie rudzi, z jedną zrośniętą brwią, a przy tym leworęczni, tudzież posiadający podwójny komplet zębów. Również brak stężenia pośmiertnego oraz rumiana twarz były oznaką przemiany zmarłego w wąpierza. 

Także broń działająca na wampira pochodzi od Słowian – wąpierz nienawidził czosnku i cebuli, odstraszało go srebro. Wąpierza można było także odstraszyć wbijając nóż w jego cień (choć w niektórych wierzeniach wampiry nie rzucają cienia i nie widać ich w lustrze). Najlepszym zaś sposobem aby monstrum uśmiercić było (o czym już wspomniałem) sprofanowanie grobu za dnia, najlepiej tuż przed zachodem albo bezpośrednio po wschodzie słońca, przy czym należało przebić serce wampira drewnianym, najlepiej osikowym kołkiem (osika odpędzała wg Słowian złe moce). Żeby mieć pewność, że unicestwiliśmy wąpierza, należało odciąć mu głowę, często wsadzając mu ją między nogi i wepchać mu w usta czosnek lub cebulę, tudzież jakieś srebro (dokładnie tak zrobił profesor Van Helsing przy pomocy kilku dżentelmenów, uśmiercając wampirzycę Lucy w „Draculi”, z tym że nie wsadził jej głowy między nogi).

Słowiański wąpierz nie jest jednak jedynym gatunkiem wampira w naszym Świecie. Na przykład germański alp żywi się głównie mlekiem z piersi kobiet, podczas gdy one śpią, powodując u nich straszne koszmary, ale nie gardzi również krwią z sutków dzieci i mężczyzn. Chiński Ch’ing Shih natomiast zabija nie tylko wysysając krew, ale także swoim trującym oddechem, przy czym lubi także pożreć swoje ofiary. Można go pokonać zarówno zwykłą bronią, jak i promieniami słonecznymi. Jeśli zamierzamy uśmiercić Ch’ing Shih’a, pomocnym może okazać się fakt, że jeśli zobaczy on kopczyk ryżu, czuje nieodpartą chęć przeliczenia ziaren.  W zdematerializowanej formie zaś wygląda jak wielka, jarząca się kula.

Oczywiście gatunków wampirów jest wiele wiele więcej, a we współczesnej literaturze i sztuce możemy poznać wampiry zarówno piękne, kulturalne, jak i z ludzkimi uczuciami, mimo że piją naszą krew - np. w „Kronikach wampirów” Anne Rice, czy „Pamiętnikach wampirów” Lisy Jane Smith, w których wampiry mogą nawet swobodnie żyć za dnia dzięki magicznemu pierścieniowi.

Należy jednak zadać sobie pytanie: czy wampiry to na pewno tylko mit, popularna bajka, czy też może żyją one naprawdę? Na pewno każdy z nas miał choć kilka takich dni w życiu, że po przebudzeniu się był blady i osłabiony, mimo długiego snu. Co prawda nie znalazł dwóch tajemniczych nakłuć na swej szyi, ale przecież, jak pokazuje nam Anne Rice, wystarczy jedna kropla krwi wampira tudzież polizanie przez niego dziurek, którymi wyssał krew, by zniknęły one bez śladu. Może to dziwne zmęczenie nie było skutkiem warunków atmosferycznych czy też złego snu samego w sobie, ale zostaliśmy zaatakowani przez wampira? Wszak po tylu latach, wampiry mogły dojść do perfekcji w atakowaniu ludzi i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy „honorowymi dawcami krwi”, nie dostając w zamian nawet tabliczki czekolady…