Diamenty – krystaliczna postać węgla, rzadko występująca w przyrodzie to zarazem synonim bogactwa, lokata kapitału i, jak powiadają, najlepszy przyjaciel kobiet
Wygląda jednak na to, że taki stan rzeczy może ulec zmianie – być może już wkrótce diamenty, a nawet brylanty staną się tanie jak barszcz i każdy będzie mógł mieć w domu Koh-i-Noora. Zespół badawczy Russela Hemleya z Carnegie Institute w Waszyngtonie znalazł się o krok bliżej od odkrycia sposobu taniej, masowej produkcji diamentów, i to w zasadzie o nieograniczonej wielkości. Dotychczas diamenty produkowano sztucznie metodą zwaną chemical vapour deposition (CVD), jednak tak uzyskiwane
kryształy były zanieczyszczone i brązowe. Można było temu zapobiec – stosując niezwykle kosztowną techniką, wymagającą wysokiej temperatury i ciśnienia, ale były one niewielkie. Rekordzista liczył ledwo 34 karaty. Według nowej metody, która wymaga komory mikrofalowej i plazmy o temperaturze 2200 stopni, wielkość sztucznych diamentów byłaby ograniczone jedynie rozmiarami komory. Uczeni uważają, że już niedługo mogą pojawić się otrzymane w ten sposób diamenty kilkokaratowe o doskonałych właściwościach optycznych. Na rynek diamentów pada strach, a diamentowy gigant firma De Beers inwestuje już w naukowe sposoby rozróżniania kamieni laboratoryjnych od naturalnych.
Zobacz też
Źródło: Jarosław Grzędowicz