JustPaste.it

Co dalej z językiem polskim?

Kłopoty młodzieży, ale i ludzi dorosłych, ze sprawnym posługiwaniem się językiem polskim w mowie i piśmie są zjawiskiem coraz powszechniejszym. Wiedzą o tym najlepiej nauczyciele akademiccy, którzy natrafiają na mur milczenia w czasie zajęć, na nieporadne dukanie w czasie egzaminów, nie mówiąc o fatalnym poziomie wielu prac licencjackich, seminaryjnych i magisterskich. Tematu tego dziś nikt nie porusza, jedni dlatego, że wydaje im się, iż opanowanie mowy ojczystej jest czymś naturalnym, drudzy dlatego że czują się zażenowani i bezsilni. Zresztą i kadra akademicka ma sama problemy, tyle że ukrywa się za murami uczelni. Jest więc jakaś zmowa milczenia.

Wiele jest przyczyn takiego stanu rzeczy, ale najważniejsza to zły system edukacji. Bo to przecież w polskiej szkole uczeń powinien gruntownie opanować język ojczysty.

Na czym więc polega błąd współczesnych programów edukacji? Przede wszystkim na tym, że są one zbudowane w oparciu o ideologię pozytywizmu: naukami są tylko przedmioty ścisłe – matematyka, fizyka, chemia, biologia, natomiast humanistyka, to rzekomo tylko takie sobie bujanie w obłokach. Liczy się konkret, materia, liczba. Więc uczniowie poznają konkrety: budowę żaby, strukturę wulkanu, własności trójkąta. Uczą się tego w szkole i w domu. A gdzie Homer, Platon, św. Augustyn, Mickiewicz i Słowacki? Gdzie greka, łacina, retoryka i filozofia? Albo w ogóle nie ma, albo tyle co kot napłakał. Człowiek, jego istota, jego twórczość, jego osiągnięcia, których celem byłoby coraz dogłębniejsze poznawanie (i rozumienie!) samego siebie, nie stanowi przedmiotu zainteresowania szkoły. Współczesny model edukacji jest zdecydowanie antyhumanistyczny.

Język ojczysty sprowadzony został do gramatyki, która ujęta abstrakcyjnie (terminologia niezrozumiała bez znajomości łaciny, której właśnie nie ma!), w oderwaniu od arcydzieł polskiej literatury, bez kontynuacji pod postacią retoryki i stylistyki, jest przez dzieci i młodzież traktowana tak jak nauka geometrii, czyli najczęściej nie rozumiana, a nawet znienawidzona. Dzieci nie znoszą ojczystego języka z powodu trudności w opanowaniu gramatyki. Osobiście im się nie dziwię, bo dopiero po poznaniu podstaw greki i łaciny sam zrozumiałem naszą gramatykę.

Młodzież w większości polskich szkół pisze jedno wypracowanie na semestr. Oznacza to, że już nigdy nie posiądzie umiejętności sprawnego posługiwania się piórem, że napisanie tekstu będzie przez całe życie traktować jako dopust Boży. A przecież wypracowania pisać trzeba co najmniej raz w tygodniu, czyniąc to metodycznie oraz realizując pewne zasady gramatyczne i stylistyczne (nie można bowiem traktować tego wyłącznie jako ekspresję własnych odczuć!). Potem należałoby jeszcze przedyskutować indywidualnie tekst z nauczycielem. Jeśli takiej pracy zabraknie, to wyrastać będzie pokolenie półanalfabetów (nawet utytułowanych). Potrzebna jest także rzetelna analiza tekstów wielkich pisarzy pod kątem ich literackiego kunsztu, a więc nauczanie sztuki pisarskiej, nie zaś – tak dziś modne – odwoływanie się do filmowych adaptacji danego utworu. Nie wolno zastępować dzieła literackiego filmowym erzacem! Zachęcanie dzieci do tego, aby obejrzały sobie wersję filmową, to ich oszukiwanie i wywodzenie na manowce. Pomijając już nawet aspekty ideologiczne takich audiowizualnych przeróbek, musimy stwierdzić, że nie posiadają one żadnej wartości kształcącej, nie uczą mówić i pisać!

Zmorą współczesnego kształcenia są testy. Ich obiektywizm opiera się na możliwości przeliczania na punkty (matematyka!) odpowiedzi. Potem są różne tabele, od do. Zadanie ucznia polega na... postawieniu krzyżyka w kratce. Taki system usprawnia obliczanie wyników w skali masowej, ale całkowicie ubezwładnia ucznia na poziomie umiejętności werbalizowania myśli. Bo uczeń zamiast wysilić się i napisać porządne zdanie, stawia krzyżyk tak, jakby był analfabetą. I za sprawą takiej edukacji zapewne nim będzie. Praca nad umiejętnością werbalizowania myśli w sposób uporządkowany jest bardzo trudna, ona musi dokonywać się codziennie. Testy tę umiejętność niszczą już w zarodku. Mamy więc „inteligentów”, prymusów, a jednak półanalfabetów.

W szkole średniej dzieci bardzo rzadko czytają na głos. Zakłada się, że nauczyły się czytać w szkole podstawowej. Ale czy rzeczywiście nauczyły się czytać, czy tylko składać litery? Przecież czytanie głośne dzieł mistrzów stylu, operujących długimi zdaniami (okresami) tudzież wyszukanym słownictwem, wymaga nie lada umiejętności i kryjącej się za tym pracy. Czy ktoś tego nauczy? Tym bardziej, że musi to być nauka bardzo indywidualna, bo każdy ma inne predyspozycje (czasem istotne wady wymowy!), każdy też inaczej interpretuje, czyli operuje odmienną manierą czytelniczą. Nad tym trzeba się potrudzić, żeby głos zabrzmiał jasno i szlachetnie, żeby myśl nie urywała się w połowie, aby prawidłowo przebiegały linie intonacyjne. Kto tego w dzisiejszych szkołach uczy? A może nauczycieli też nikt tego nie uczył, więc sami czują się bezradni.

Czas na reformę polskiej szkoły tak, aby językowi ojczystemu przywrócić należne mu miejsce, aby nasza młodzież umiała myśleć po polsku, mówić po polsku i pisać po polsku. To jest skarb naszego narodu, podstawowy czynnik rozwoju osobowego, a zarazem fundament więzi społecznej i międzypokoleniowej. Karol Wojtyła nie bez powodu przyznawał, już jako papież, że „język polski jest niezastąpiony.” To wszyscy Polacy muszą wziąć sobie do serca.

 

Źródło: Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński