JustPaste.it

Kazimierz Krajewski: Bielscy, Zorin i inni, czyli jak to było z żydowskim op...

9c4bce994bcbcd82e032f6919c5a05a6.jpg

Wejście „Oporu” na polskie ekrany jest dobrą okazją, by przypomnieć, jaką rolę odgrywała na polskich ziemiach partyzantka sowiecka, jakie miejsce zajmowały w jej ramach grupy żydowskie, jak były liczne i na czym w rzeczywistości polegała ich działalność.

Na ogół nie zdajemy sobie sprawy, jak obszerna jest literatura w języku żydowskim i angielskim, dotycząca wątków żydowskich z lat wojny 1939–1945 na polskich kresach północno-wschodnich. Obejmuje ona dosłownie setki, może tysiące pozycji. Tylko nieznaczna część owej twórczości została przetłumaczona na polski – w rezultacie pozostaje nieznana polskiemu czytelnikowi. Wykreowany w tej literaturze obraz wydarzeń rozgrywających się na kresach II RP w owych latach odbiega daleko nie tylko od tego, w jaki sposób zapamiętali je polscy mieszkańcy tych ziem, ale i od ustaleń polskiej literatury zarówno pamiętnikarskiej, jak i naukowej.

Przednia straż Armii Czerwonej


Autorzy wydawnictw angielsko- i żydowskojęzycznych pokazują barwną panoramę partyzantki sowieckiej, prezentowanej jako istotny element sił zmagających się z niemieckimi (nie, tego wyrazu raczej się nie używa – a więc z „nazistowskimi”) wojskami okupacyjnymi, stosunki ludnościowe, politykę hitlerowską, martyrologię ludności żydowskiej i jej próby przetrwania. Pojawia się tu także „trzecia siła” – partyzantka żydowska. We wspomnieniach i nawet pracach naukowych wskazuje się na jej narodowy, żydowski charakter, samodzielność i realizowanie własnych celów.

 

Film Opór z Danielem Craigiem w roli głównej, przedstawiający w zbeletryzowanej formie dzieje żydowskiego oddziału braci Bielskich, kryjącego się w Puszczy Nalibockiej i nadniemeńskich lasach (woj. nowogródzkie II RP), funkcjonującego w ramach partyzantki sowieckiej, wpisuje się w ten nurt ukazywania wydarzeń sprzed przeszło 60 lat. Film, podobnie jak podstawowe angielskojęzyczne prace popularyzatorskie (T. Nechmam Defiance. The Bielskin Partisans, P. Duffy „Bracia Bielscy. Historia trzech mężczyzn, którzy stawili czoła nazistom, uratowali 1200 Żydów i zbudowali wioskę w lesie”), ukazuje aktywną walkę żydowskich partyzantów z Niemcami, wręcz obraz partyzanckiego żydowskiego imperium w Puszczy Nalibockiej. Przypisuje Bielskim i jego ludziom wybitne dokonania bojowe.

Wejście Oporu na polskie ekrany jest dobrą okazją, by przypomnieć, jaką rolę odgrywała na polskich ziemiach partyzantka sowiecka, jakie miejsce zajmowały w jej ramach grupy żydowskie, jak były liczne i na czym w rzeczywistości polegała ich działalność. 

Przede wszystkim – oddziały żydowskie nie stanowiły żadnej „trzeciej siły”, ani nawet siły autonomicznej wewnątrz partyzantki sowieckiej. Stanowiły jej integralną część, podlegając sowieckiemu Białoruskiemu Sztabowi Partyzanckiemu i władzom partii bolszewickiej. Miały dowództwa wyznaczane przez tę partię, własne komórki partyjne i komsomolskie – i oczywiście komórki specjalne, podlegające NKWD. Włączone były do poszczególnych brygad i zgrupowań sowieckich i realizowały zadania wyznaczane przez dowództwa tych jednostek.

Oddziały partyzantki sowieckiej operujące na terenie Nowogródczyzny złożone były przede wszystkim z elementu zamiejscowego, tzw. okrążeńców – żołnierzy różnych narodowości (Rosjan, Ukraińców, Mongołów, Kałmuków, przedstawicieli narodów Kaukazu – najmniej było tam chyba Białorusinów), którzy w czerwcu 1941 r. nie zdążyli uciec wraz z Armią Czerwoną. Część kadry przysłało dowództwo sowieckie zza linii frontu. Ludność miejscowa, skomunizowani białoruscy wieśniacy i Żydzi, zasilała ją w znacznie mniejszym stopniu.

W latach 1943–1944 liczebność szeregów partyzantki sowieckiej na ziemi nowogródzkiej wahała się w granicach kilkunastu, okresowo nawet dwudziestu tysięcy ludzi. Tak liczne siły miały przede wszystkim realizować cele polityczne, które polegały na zapewnieniu trwałości władzy sowieckiej na niedawno anektowanych obszarach. Były one jak gdyby przednią strażą Armii Czerwonej. Jednym z celów postawionych przed nimi było rozpracowanie i zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego oraz sterroryzowanie ludności cywilnej.

Niezależnie od skrajnie trudnych warunków i widocznej złej woli Rosjan, dowództwo Nowogródzkiego Okręgu AK starało się zrealizować rozkazy KG AK i doprowadzić do porozumienia z „nieproszonymi gośćmi”, jacy pojawili się na terenie polskich kresów wschodnich. W sumie około dziesięciokrotnie dochodziło na tym terenie do pertraktacji polsko-sowieckich, które jednak nie na wiele się zdały, gdyż stronie rosyjskiej nie zależało na porozumieniu, lecz jedynie na rozpracowaniu i zniszczeniu polskich struktur niepodległościowych (w jednym przypadku, w maju 1943 r., w pow. szczuczyńskim wymordowana została cała polska delegacja).

Siemiejne otriady


Spośród poważniejszych antypolskich wystąpień partyzantki sowieckiej można odnotować spalenie Derewna, pacyfikację miasteczka Naliboki, wiosek Koniuchy, Szczepki, Prowżały, Kamień, Niewoniańce, Izabelin, Kaczewo, Babińsk i Ługomowicze, pacyfikacje w rejonie Dokudowa, wymordowanie oddziału „Kmicica” nad jeziorem Narocz, likwidację batalionu AK nad jeziorem Kromań. Przykłady można by długo mnożyć, historyk Zygmunt Boradyn poświęcił temu zagadnieniu obszerną rozprawę.

Jednym z elementów olbrzymiej machiny partyzantki sowieckiej realizującej opisane powyżej zadania były też grupy żydowskie. Na ziemi nowogródzkiej w „czerwonych” oddziałach służyło stosunkowo wielu Żydów. Największe jednostki żydowskie bazowały w kompleksie leśnym Puszczy Nalibockiej. Były to: oddział Tewjego Bielskiego (początkowo im. Żukowa), z czasem podzielony na dwa oddziały, im. Kalinina i im. Ordżonikidzego (w końcowym okresie okupacji liczebność ich wynosiła około 1200 ludzi – w tym 162 uzbrojonych), oraz dowodzony przez Siemiona Zorina oddział nr 106, wchodzący w skład Brygady im. Stalina (562 ludzi – w tym 72 uzbrojonych). Oddział im. Ordżonikidzego zimą 1944 r. został skierowany do Brygady im. Kirowa, operującej na południe od Lidy, za Niemnem. Ponadto sporo Żydów było rozproszonych mniejszymi grupkami po różnych oddziałach sowieckich (w strefie lidzkiej na 4850 partyzantów sowieckich – około 1200 to Żydzi, czyli 1/4 składu osobowego!).

Skupiska Żydów istniały też w obozowiskach sowieckich w Puszczy Lipiczańskiej, Nackiej i w lasach Byteńskich. To rzeczywiście dużo – powstaje jednak pytanie o realną wartość tych sił i ich użyteczność. Czy rzeczywiście podkomendni Bielskiego toczyli boje z Niemcami – takie jak filmowi bohaterowie Oporu? Minimalna ilość broni znajdującej się w rękach żydowskich partyzantów nie wystarczała nawet do zapewnienia sprawnego systemu wart i ubezpieczeń, przesądzając o możliwościach działania oddziałów, w których służyli. Były to, jak określali Sowieci – tzw. siemiejne otriady (oddziały, czy też raczej obozowiska, rodzinne), mające charakter grup przetrwaniowych, a nie partyzanckie oddziały bojowe, zdolne do realizacji zadań wojskowych. Dlatego też głównym zadaniem, jakie dowództwo partyzantki sowieckiej stawiało przed podległymi sobie Żydami, było ściąganie zaopatrzenia z ludności. Nawiasem mówiąc, w Puszczy Nalibockiej biwakowało stale kilka tysięcy sowieckich partyzantów (5–10 tys. wraz z „czerwonymi” Żydami), opodal przebiegała jedna (!) linia kolejowa, na której zadania dywersyjne mogło realizować kilka małych patroli wysyłanych do rwania torów. 

Nie było żadnego uzasadnienia, prócz sowieckich celów politycznych, by trzymać tam tę masę ludzi żyjących kosztem miejscowej ludności. Dlatego też z sowieckiego punktu widzenia nie było potrzeby, by oczekiwać od Bielskiego i Zorina aktywnych działań przeciw Niemcom, do których zresztą nie byli oni zdolni. W ciągu przeszło dwóch lat istnienia oddział Bielskiego, liczący blisko tysiąc ludzi, miał – według raczej zawyżonego sprawozdania złożonego w listopadzie 1943 r. dowództwu sowieckiego zgrupowania baranowickiego przez samego Bielskiego – zabić 14 Niemców i 17 policjantów białoruskich oraz 33 szpiegów i prowokatorów (można sądzić, że ta ostatnia liczba odnosi się głównie do zamordowanych chłopów – niechętnych partyzantce sowieckiej lub stawiających opór wobec grabieży). Jak na ponad dwa lata działalności to raczej niewiele.

 

Dziejopis grupy Bielskiego, Peter Duffy, opisuje, jak w ostatnich dniach okupacji obóz żydowski został zaatakowany przez około 200 wycofujących się na zachód wycieńczonych wcześniejszymi walkami Niemców. Przeszli przez obozowisko jak przez masło, niszcząc je i zabijając napotykanych Żydów, którzy nie stawiali żadnego oporu. Przytaczana niekiedy wypowiedź Bielskiego, który jakoby zwykł mawiać: „Wolę uratować jedną starą Żydówkę, niż zabić dziesięciu Niemców”, wydaje się nie mieć żadnego odniesienia do rzeczywistości.

Specjaliści od operacji rekwizycyjnych


Prof. Tadeusz Gasztołd w jednej z prac przytacza relacje mieszkańców obrzeży Puszczy Nalibockiej, mówiące, jak wiosną 1943 r. pędzono Żydów z Rubieżewicz w kierunku Nowogródka, gdzie w getcie czekała ich zagłada. Eskortę stanowili głównie funkcjonariusze żydowskiej służby porządkowej. Sowieci, w tym półtora tysiąca „czerwonych Żydów” Bielskiego oraz Zorina, nie podjęli ani jednej akcji w celu ratowania tych nieszczęśników! O walorach bojowych podkomendnych Bielskiego świadczy też fakt, że gdy zimą 1943/1944 z jego obozu wydzielono uzbrojonych młodych Żydów jako oddział im Ordżonikidzego i skierowano do Brygady im. Kirowa z zadaniem udziału w działaniach dywersyjnych – uciekali z powrotem do bazy w Puszczy Nalibockiej, gdzie można było spokojnie grabić bezbronnych chłopów, nie narażając się na niebezpieczeństwa walki (uciekł nawet brat Bielskiego).

Wobec niezdolności oraz nieprzydatności podkomendnych Bielskiego i Zorina do walki z Niemcami sowieckie dowództwo wyznaczało im inne zadania, sprowadzające się do „wyciskania” żywności i zaopatrzenia z kompletnie zubożałej ludności oraz do działań pacyfikacyjnych.

 

W zakresie „operacji rekwizycyjnych” żydowscy partyzanci wykazywali się wybitną aktywnością. Podstawowe wyniki tego rodzaju działań prowadzonych przez podkomendnych Bielskiego podaje Z. Boradyn w rozprawie doktorskiej (Niemen rzeka niezgody. Polsko-sowiecka wojna partyzancka na Nowogródczyźnie 1943–1944) na podstawie raportów dowództwa partyzantki sowieckiej. Nie było tam, jak w filmie Opór, efektownych walk z Niemcami czy wysadzonych pociągów, zabrano za to ludności cywilnej: 200 t ziemniaków, 3 t kapusty, 5 t buraków, 5 t zboża, 3 t mięsa i tonę kiełbasy. Co to znaczyło dla mieszkańców terenu, który poddany został totalnej pacyfikacji niemieckiej – łatwo sobie wyobrazić.

 

Można się także domyślać, jakie uczucia żywiła ludność wobec zaopatrzeniowców Bielskiego, którzy zabierali jej – dosłownie – ostatni kawałek chleba. 

Z. Boradyn ocenia jednoznacznie charakter tych działań, pisząc: „Najbardziej bezwzględne rekwizycje przeprowadzały oddziały żydowskie”. Można dodać, że były to w gruncie rzeczy jedyne prawdziwe „sukcesy”, jakimi mogły owe grupy wykazać się wobec swoich sowieckich dowódców. W sowieckich raportach pominięte zostały dane dotyczące ilości zagrabionej odzieży, które także były znaczne (zabierano nawet firanki).

 

Działania „gospodarcze” grup żydowskich wobec ludności były prowadzone w sposób tak bezwzględny i okrutny, że podczas pertraktacji pomiędzy dowództwem Nowogródzkiego Okręgu AK i dowództwem sowieckim (reprezentowanym przez Brygadę im. Lenina), do jakich doszło w czerwcu 1943 r., strona polska jako jeden z warunków porozumienia wysunęła żądanie, by Sowieci nie wysyłali na rekwizycje Żydów, „[...] bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i [mordują?] małe dzieci [...] obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i rabunku”. 

Żydowskie oddziały traktowane były przez Rosjan w zasadzie wyłącznie jako bazy gospodarcze i kwatermistrzowskie. Tu zorganizowano warsztaty krawieckie, szewskie, szwalnie, polowe młyny, piekarnie i szpitale, świadczące usługi na rzecz „liniowych” jednostek partyzantki sowieckiej. Charakter działań tych oddziałów potwierdza szef sztabu oddziału Zorina, Anatol Werthaim. Pisze on. m.in.: „Jedzenia było pod dostatkiem, a nawet gromadziły się zapasy. [...] Nadwyżki jedzenia posyłaliśmy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a zabierał z powrotem samogon, słoninę i kiełbasy własnego wyrobu”.

Zobacz też

 

Źródło: Kazimierz Krajewski