JustPaste.it

1995

 

Kiedy trzy godziny później Tomek stał przed odrapanymi z farby drzwiami  swojego domu, niebo znów było jasnobłękitne. Chłopak zerknął na zegarek-  było pięć po trzeciej, idealna pora na obiad. Nagle przypomniał sobie o  matce, której nawet nie powiedział, że wychodzi. Wpadł do przedpokoju,  odgarniając z czoła wciąż mokre włosy. W domu jak zwykle panowała aż  uciążliwa cisza.
- Mamo?- krzyknął w głąb ciemnego korytarza.
Odpowiedzi nie było. Zaniepokojony, zrzucając po drodze buty, wbiegł do  sypialni rodziców. Tam odetchnął z ulgą- kobieta, w swojej długiej,  białej koszuli nocnej siedziała przed staroświecką toaletką, czesząc  włosy.
- Wszystko w porządku, synku, jestem tutaj- spojrzała lustrzanemu  odbiciu Tomka w oczy.
- Jadłaś coś?- zapytał, robiąc kilka kroków w jej kierunku.
Wtedy kobieta odwróciła się. Biała skóra opinająca kości policzkowe  wydawała się być prawie przezroczysta- minimalne naczynia krwionośne  oplatały pod nią czaszkę swoją niesamowicie skomplikowaną siecią. Szare  oczy błysnęły w ciemności oczodołów chwilę przed tym, gdy pokryła je pomarszczona powierzchnia powiek. Starannie uczesane siwiejące pasma włosów na nowo opadły na kościste ramiona, kiedy matka pokręciła przecząco głową.
- Żartujesz?- Tomek wymusił uśmiech- już jest po trzeciej, pora na obiad, a ty jeszcze śniadania nie zjadłaś? Chodź ze mną do kuchni, zaraz ci coś szybko przygotuję, nie będziesz musiała długo czekać, a potem może zrobimy jakieś ciasto.
- Nie, kochanie, ja…- nie zdążyła dokończyć, kiedy chłopak już okrywał jej plecy granatowym kocem.
W kuchni pachniało gnijącym jedzeniem i kurzem. Między zielonkawymi kafelkami, tuż nad wypełnionym brudnymi naczyniami zlewem, z roku na rok coraz bardziej rozrastał się siwoniebieskawy grzyb. Tomek skrzywił się na ten widok- dokładnie tak samo, jak za każdym razem już od tylu lat. Wiele razy próbował doczyścić kuchnie, chcąc zadbać nie tylko o ładny wygląd, ale i o higienę niezbędną przy przygotowywaniu posiłków. Jednak kiedy nawet najciszej jak potrafił zabierał do szorowania ścian, do kuchni wpadał ojciec i bez słowa jakichkolwiek tłumaczeń, wyrywał gąbkę z zaciśniętych ze strachu palców.
- Jesteś bardzo głodna?- mruknął, chwytając w jedną dłoń pierwszy z oblepionych brudem talerzy, a w drugą płyn do mycia naczyń.
- Mogę wycierać, jeżeli chcesz najpierw tu uprzątnąć, potem razem coś ugotujemy-zaoferowała niespodziewanie matka.
Chuda ręka Tomka zawisła w powietrzu w połowie drogi od zlewu do pokrytego lnianą ścierką blatu szafki. Obrócił się i spojrzał z niedowierzaniem na matkę.
- Nie byłam dobrym rodzicem- kobieta domyśliła się jego myśli- chyba już nigdy tego nie naprawię. Ale uwierz mi kochanie, to nie z mojej winy.
- Rozumiem- chłopak przerwał jej.
Przez kolejną godzinę pracowali w milczeniu, uśmiechając się do siebie od czasu do czasu, a kubki, miski, talerze i sztućce szybko pozbyły się pokrywającego je tłuszczu i resztek jedzenia, szybko też suche znalazły się w wiszących nad zlewem i kuchenką szafkach.
- To co zaproponujesz jako danie główne?- spytała ze śmiechem kobieta, rzucając ręcznik na stojący pod ścianą nieduży stół.
- Mamo, czy ty w końcu zgłodniałaś?- zawołał Tomek, nie mogąc powstrzymać wybuchu radości, widząc tyle energii i miłości w osobie, którą dotychczas widywał tylko skuloną wśród wielu śmierdzących zgnilizną burych poduszek w wielkim, staroświeckim fotelu, ze splataną z pożółkłej przez wiele lat nici robótką na chudych kolanach.
- Kochanie…- kobieta uśmiechnęła się słabo- kiedyś trzeba, prawda?
- Mamo?- chłopak postanowił w końcu zadać jej pytanie, które od tak długiego czasu nurtowało jego myśli- czy ty byłaś przez tyle lat taka smutna przez tatę?
Matka jednak nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy ciszę panującą na pachnącej deszczem ulicy przeciął piskliwy dźwięk samochodowego klaksonu. Tomek podbiegł do okna i przez szparę między zasłonami dostrzegł stojącą na krawężniku pod ich domem granatową furgonetkę. Po kilku minutach z samochodu na chodnik wytoczył się przygarbiony mężczyzna. Z trudem łapiąc równowagę pokonał trzy kroki dzielące go od ogrodzenia, poczym żeby nie upaść, kurczowo chwycił drewniane sztachety płotu. Kiedy wyraźnie trzęsąc się raczej z powodu choroby niż zimna, poprawił gruby, przetarty płaszcz oraz niegdyś białą czapkę i zwrócił przerażony wzrok w kierunku kuchennego okna, chłopak poznał w nim własnego ojca.
- To on!- wykrzyknął.

Matka, przez cały czas stojąca tyłem do okna, tylko przygarbiła się i splotła palce, a cała dotychczasowa energia jakby z niej momentalnie uleciała.
- Znów… w takim stanie?- odezwała się cicho, ale jej pytanie przybrało bardziej formę zdania twierdzącego, jak gdyby dokładnie wiedziała, co dzieje się teraz na chodniku.
Tomek nie odpowiedział. Stawiając powolne kroki, wciąż zastanawiając się, czy to co zaraz zrobi będzie odpowiednim zachowaniem, podszedł do ściany i sięgnął po słuchawkę telefonu.
- Dokąd ty…- kobieta próbowała go zatrzymać, ale chłopak rozmawiał już z lekarzem.
- Przyjedzie tu zaraz- poinformował ją po chwili- a teraz musimy pomóc mu dojść do domu. Przygotuj mu łóżko. I gorącą herbatę.
Pogłaskał matkę czule po zaokrąglonych plecach, poczym wybiegł z domu.
Ojciec stał pochylony na początku ścieżki. Drżące ramiona wyciągnął szeroko, próbując ułatwić sobie tym złapanie równowagi. Po chwili namysłu z trudem podniósł okrytą sportowym butem stopę, szybko jednak postawił ją z powrotem w tym samym miejscu.
- Tato, zaczekaj!- krzyknął Tomek, zbliżając się do niego.
Zdziwiony stwierdził, że nie czuje alkoholu. Co prawda nigdy nie widział ojca pijącego, ale jego zachowanie tłumaczył tylko spożyciem zbyt wielu drinków w barze. Nagle przypomniał sobie o granatowej furgonetce- spojrzał ponad spoczywającym na swoich barkach ciężkim ramieniem ojca na chodnik, ale samochodu już tam nie było. Tomek przeklął w myśli.
- No już, powoli- syknął przez zaciśnięte z bólu zęby- dasz radę, tato, jesteś silny, tylko powoli.
Tkanka mięśniowa mężczyzny, którą chłopak przez tyle lat u niego podziwiał, zdecydowanie ważyła dużo, co poczuł już od ich pierwszego kroku. Po kwadransie jednak stali już na progu domu. Matka otworzyła im niepewnie drzwi.
- Sypialnia?- rzucił chłopak, ale kobieta w odpowiedzi zalała się tylko łzami.
W korytarzu mężczyzna potknął się o zbutwiały dywanik, stracił równowagę i upadł na zakurzoną podłogę, ciągnąc za sobą chłopaka. Wtedy stukanie do drzwi dało znać o czyjejś obecności po drugiej stronie ściany.

- To będzie lekarz- Tomek, otrzepując się, otworzył.
Był to ten sam człowiek, który przez tyle lat walczył o badanie płuc chłopaka, kiedy jego matka dzwoniła do niego w sprawie niepokojącego kaszlu syna, ten, który obiecywał nigdy nie wracać do tego domu, kiedy przy każdej wizycie był przeganiany przez męża kobiety, po próbach sugerowania skontaktowania jej z psychologiem. Niewysoki, z twarzy dziwnie podobny do szczura, łysiejący mężczyzna.
- Co tym razem?- zdążył zapytać, zanim zauważył wciąż leżące na podłodze ciało.
- Proszę wyjść- nakazał, gdy wspólnymi siłami udało im się już przetransportować ojca do sypialni.
Tomek potulnie opuścił pokój, poczym po chwili namysłu skierował swoje kroki do salonu, w którym w jednym z foteli zastał siedzącą w swojej zwykłej, przykurczonej pozycji, matkę.
- Wstrząśnienie mózgu, wiele wewnętrznych krwotoków, hospitalizacja niezbędna- szepnęła na jego widok- za każdym razem tak jest… a on nigdy nie chce iść do szpitala, i co? I kończymy tak, jak kończymy, z roku na rok coraz bardziej jak dwa cienie.
- Mamo, nie mów tak!- chłopak podbiegł do niej i uklęknął- On będzie wyleczony, w tym stanie nie wie, dokąd go zaprowadzą, zaprowadzą go do szpitala, wyleczą, no i wróci, wszystko będzie dobrze!
- Nie… on nie może iść do szpitala. Oni nie mogą mi go zabrać… jak będziemy żyć bez niego? Poświęcił całe swoje życie, całą karierę, rodzinę, żeby się nami opiekować, a teraz jakaś banda lekarzy w białych fartuszkach ma mi zabrać opiekuna?!
- Co ty mówisz?- Tomek wstał- on wróci, wyleczą go, tak? I wróci! Uspokój się!
- Nie!- kobieta skuliła się jeszcze bardziej.
- Proszę zadzwonić po karetkę- na progu niezauważony stanął lekarz.
Chłopak stał przez chwilę, patrząc na niego, jakby nie zrozumiał słów, które dopiero co doleciały do jego uszu.
- On nie pójdzie do szpitala- wyszeptał niespodziewanie.
- Ten człowiek jest w stanie krytycznym!
- Pan też zaraz będzie, jeżeli natychmiast nie wyjdzie z tego domu!- Tomek wyjął z kieszeni kilka groszy pozostałych z ostatnich zakupów, poczym wetknął w dłoń oniemiałego mężczyzny.
- To jest niedorzeczne! Ten człowiek potrzebuje pomocy! Co ty wiesz o szpitalach i chorobach! Sam nie zadzwonisz, to ja to zrobię, ale przy okazji wykręcę też numer policji!
- Proszę stąd wyjść!- chłopak zacisnął pięści i zrobił krok do przodu.
Mały mężczyzna spuścił bezradnie głowę i bez słowa opuścił salon.
- Dziękuję- szepnęła chwilę później matka.- dziękuję Tomuś…
Kiedy oboje stanęli na progu sypialni, na zewnątrz ponownie tego dnia dało się słyszeć szmer kropel deszczu. Wiatr poruszał wiszącymi w otwartym przez lekarza oknie firanami, odsłaniając co chwila gęste, ciężkie chmury pokrywające niebo, błyskający w ciemności, mokry trawnik, walczące z wichurą, chude gałęzie krzaków i blade twarze sąsiadów, siedzących bezczynnie w swoich domach i oglądających przez szyby ten sam krajobraz. W pokoju pachniało świeżą wilgocią i orzeźwiającą wonią budzących się po długiej suszy roślin. Nagle mężczyzna poruszył się niespokojnie na łóżku. Chłopak spojrzał na niego, nie poznając w nim ojca, z którym dotychczas mieszkał. W białych, złożonych na kołdrze dłoniach trzymał swoją jasną czapkę. Twarz, w większości pokryta fioletowożółtymi siniakami, była mokra od spływających cienkimi strużkami z czoła do brody potu. Silne ramiona, odsłonięte przez rozpiętą, kraciastą koszulę, drgały przy każdym oddechu.
- Zaopiekujemy się nim, nie martw się, mamo- odezwał się Tomek, kładąc dłoń na karku matki i wymuszając uśmiech.- a ja muszę jeszcze na chwilę wyjść, gdyby coś się działo, to jestem u sąsiadów.