JustPaste.it

Robert Wit Wyrostkiewicz: „Apocalypto” Mela Gibsona. Recenzja

0382b60ba7293c1607397b6f2020ece1.jpg„Wielkiej cywilizacji nie pokona najeźdźca, póki nie nastąpi jej wewnętrzny rozkład”, tymi słowy zaczyna się najnowsza produkcja Mela Gibsona. Twórca „Walecznego serca” i „Pasji” po raz kolejny sięgnął po nietuzinkowy temat, jakim jest upadek cywilizacji. Oczywiście i tym razem krytycy nie pozostawili na Gibsonie suchej nitki. Zarzucono mu lubowanie się w przesadnej przemocy, hollywoodzkość, a portal Onet.pl w dziale „Film” zamieścił recenzję, w której próbowano udowodnić, że drastyczne sceny w „Apocalypto” mają swoje korzenie w rzekomym alkoholizmie i antysemityzmie reżysera…

 

Historia kultur prekolumbijskich jest fascynująca, a zarazem osnuta narosłymi przez lata mitami. „Apocalypto” jest udaną formą nie tylko świetnego filmu akcji, ale dziełem mającym na celu odmitologizowanie historii Indian Ameryki Południowej.

Cywilizacja śmierci

 

Inspiracją do powstania „Apocalypto” była książka Diego de Landy „Świat Apocalypto”. Autor, którym był franciszkański misjonarz czasu konkwistadorów, opowiedział o zwyczajach i osiągnięciach Majów. Indianie ci opracowali systemy matematyczne, posługiwali się własnym kalendarzem, ich miasta posiadały kanalizację, a drogi były wybrukowane. Ich kultura rozwinięła malarstwo i rzeźbę. Jak również naukę astronomii, a słynne piramidy w dżungli na Jukatanie do dzisiaj budzą respekt.

Jednak Majowie, Inkowie, a zwłaszcza Aztekowie byli wyznawcami nienawistnej religii i wynikających z nich trudnych do zaakceptowania dla białego człowieka obyczajów. Wierzenia ich ukazywały prostą eksplikację i usprawiedliwienie dla nieustannej ofiary składanej z ludzi. Według tych wierzeń ciała niebieskie były uśmierconymi bogami i aby podtrzymać ten stan rzeczy i prawidłowe funkcjonowanie wszechświata, należało składać nieustanną ofiarę z ludzi. Krew nie mogła przestać płynąć, co dosadnie pokazuje Gibson w „Apocalypto”. Gdyby przerwano składanie ofiar, nastąpiłby koniec świata. Bogowie krążący po niebie jako ciała niebieskie umarliby, stanęli i zgaśli, a potwory rzuciłyby się na ludzi i wszystkich pożarły. Oczywiście ofiarami czyniono podbijane plemiona indiańskie, które służyły Majom także za niewolników, a kobiety za pomoc domową i nałożnice.

Ta degrengolada etyczna gęsto okraszona przemocą i mordami doprowadziła do upadku cywilizacji, co trafnie ujął Mel Gibson w swoim najnowszym filmie. Sprawdza się tu odwieczna metafizyczna prawda mówiąca, że tylko dobro ma moc sprawczą, a zło może li tylko prowadzić do chaosu i upadku. Wątek cywilizacyjny przedstawiony został przez reżysera w bardzo prosty i przekonujący sposób. „Apocalypto” to historia plemienia, które zostaje podbite i zniewolone przez hordę Majów. Główny bohater ucieka, aby odnaleźć swoją żonę i dzieci. Fabuła prosta i za ową prostotę oraz rzekomą przewidywalność zdarzeń krytykowana przez recenzentów filmowych. Jednak taka właśnie akcja oddaje idealnie przedstawiane realia Indian Ameryki Południowej, realia nieskomplikowane jak nieskomplikowane było plemienne życie.

„Katolicka” krytyka Gibsona

 

Podobnie jak w przypadku „Pasji” tak i teraz nie zabrakło krytycznych głosów w samym Kościele, a raczej w jego lewej nawie. Nie od dzisiaj wiadomo, że w [anty]liberalnej wersji katolicyzmu celują od lat jezuici. I tym razem nie zawiedli. Na stronie internetowej Xaverianum, Jezuickiego Ośrodka Formacji i Kultury, można przeczytać recenzję filmu napisaną przez ojca Dariusza Piórkowskiego.

Można odnieść wrażenie, że jezuitę zabolało akcentowanie przez Gibsona wartości i więzów rodzinnych oraz pozytywnego i tradycyjnego patriarchatu, który reżyser przedstawił między innymi na przykładzie rodziny głównego bohatera. Poprawny i postępowy recenzent pisze nawet, że „dzisiaj z punktu widzenia ponownego odkrycia macierzyńskiego rysu Boga Ojca, w świetle przemian społecznych i wzrastającej roli kobiety w społeczeństwie, nie można już promować patriarchalizmu w sposób bezkrytyczny”. Zakonnik pisze także, że „Gibson chce nas przekonać (…), że »jeźdźcy Apokalipsy«, czyli konkwistadorzy i chrześcijaństwo, przybywający do Jukatanu są wybawieniem dla plemion podbitych przez Majów”.

Oczywiście w dobie tak zwanego meaculpizmu, czyli przepraszania za domniemane grzechy Kościoła, bardzo modne jest dyskredytowanie misji katolickich w Ameryce Południowej. Jednak prawda wyglądała tak, że eksterminowane plemiona indiańskie kryjące się przed Majami, Inkami i Aztekami witały konkwistadorów jak wybawicieli. Warto też dostrzec nadprzyrodzony aspekt wyrywania dusz z pogaństwa i krwawych zabobonów, o czym zapominają bezkrytyczni i „poprawni” krytycy „Apocalypto”. Co więcej, „okrutne rządy” katolików doprowadziły do sytuacji, w której 90 procent dzisiejszych mieszkańców Ameryki Łacińskiej to Indianie, podczas gdy na protestanckiej północy mniej niż 10 procent… Notabene ostatnie kadry filmu to przybycie konkwistadorów wraz z franciszkanami, co stanowi świetny przyczółek na „Apocalypto II”.

Polecam

 

Film Mela Gibsona zrealizowany został z ogromnym pietyzmem i zachowaniem realiów historycznych – biorąc pod uwagę aktualną wiedzę historyczną. Aktorzy posługują się językiem Majów. Można odnieść wrażenie, jakby na czas projekcji widz przenosił się w jukatańską dżunglę i przeżywał wszystkie krwawe przygody bohatera „Apocalypto”. Superprodukcja Gibsona zadbała o każdy detal, zaczynając od oryginalnych strojów, architektury, a na zwyczajach kończąc. I wbrew opisom niektórych krytyków, zapewniam, że napięcie nie opuszcza widza od pierwszych do ostatnich scen.

Zobacz też

 

Źródło: Robert Wit Wyrostkiewicz