JustPaste.it

Tomasz Cukiernik, Terrorystyczny i antywolnościowy ekologizm*

e5a41127fb1b0bc5f34cf70481208b90.jpgW sondzie internetowej przeprowadzonej na portalu gospodarczym www.wnp.pl, w której wzięło udział prawie 3 tysiące osób, wynika, że aż ponad 80,5 procent z nich nie zgadza się płacić więcej za prąd, aby w ten sposób ograniczyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Przeciwnego zdania jest zaledwie niecałe 16,5 procenta głosujących. Tymczasem to trochę za późno. Kiedy Polska wstępowała do Unii Europejskiej, tylko Unia Polityki Realnej mówiła o kosztach związanych z ochroną środowiska, jakie nasz kraj będzie musiał ponieść w związku z członkostwem. Te same partie, które teraz lamentują, wtedy siedziały cicho i nagabywały za głosowaniem na „tak”.

 

Na tym samym portalu www.wnp.pl Jerzy Markowski, były senator i były wiceminister gospodarki w rządzie SLD, w sprawie problemów Polski z unijnym pakietem energetyczno-klimatycznym stwierdził, że to, co teraz jest faktem, a wynika z legislacji unijnych, było znane polskim władzom od 20 lat. Dodał, że polskie władze się do tego w ogóle nie przygotowywały, co kładzie głęboki cień na wszystkie rządy od 1989 roku, w tym także rząd SLD, który reprezentował wiceminister Markowski.

Unijny pakiet energetyczno-klimatyczny przewiduje następujące elementy (3 x 20): zmniejszenie o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, wzrost udziału energii odnawialnej do 20 proc. oraz poprawa efektywności energetycznej o 20 proc., to wszystko do roku 2020. Zdaniem ekspertów doprowadzi on do załamania całej unijnej gospodarki, a w szczególności takich krajów, jak Polska, gdzie 95 proc. energii wytwarza się z węgla (Francja może bazować na tym pakiecie, bo około 70 proc. energii wytwarzają w tym kraju elektrownie atomowe). Będzie to oznaczać ucieczkę branż produkcyjnych z Unii Europejskiej, a tym samym utratę wielu miejsc pracy (Philippe Varin, dyrektor zarządzający koncernu Corus, dawny British Steel, ostrzegł, że spółka będzie zmuszona przenieść produkcję do Chin, jeśli unijne regulacje dotyczące emisji CO2 nie zostaną zmienione), czyli wyższe bezrobocie, nie mówiąc o kosztach. A koszty będą wielorakie: nie tylko dla przemysłu energetycznego, ale także dla energochłonnych branż gospodarki oraz dla wszystkich gospodarstw domowych. Jak twierdzą eksperci, cena prądu może wzrosnąć nawet o 300 proc.! Mało tego, w Polsce może dojść do braków prądu, gdyż unijne prawo spowoduje moratorium na budowę nowych bloków zasilanych węglem. A przecież Polska nie ma innego paliwa: ani ropy, ani wystarczających ilości gazu, ani odpowiednich wiatrów, ani możliwości rozwoju hydroelektrowni. Można spalać śmieci, ale przeciwko spalarniom odpadów protestują ekolodzy. Jedyną realną alternatywą dla elektrowni zasilanych kopalnymi źródłami energii są elektrownie atomowe. A tymczasem pamiętajmy, że ekoterroryści domagają się zamknięcia w Europie (np. w Niemczech) także tych zakładów i niebudowania nowych.

W celu zmniejszenia emisji dwutlenku węgla Unia Europejska proponuje handel emisjami CO2 i kary za jego nadmierną emisję. Ponadto nietęgie unijne głowy wymyśliły, że świetnym rozwiązaniem będzie technologia CCS, czyli wyłapywanie, transport i składowanie dwutlenku węgla w strukturach geologicznych. Na rozwój tej technologii Bruksela przeznacza miliardy euro z pieniędzy podatników. Tymczasem są to pieniądze wyrzucone w błoto, bo CCS do niczego nikomu nie jest potrzebne. Mało tego, stosowanie tej technologii spowoduje kilkuprocentowy spadek sprawności bloków energetycznych, a co za tym idzie - …konieczność spalania większej ilości paliw kopalnych, by wyrównać te straty. Czyli ta ekologiczna technologia spowoduje, że będzie trzeba wydobywać więcej węgla i emitować więcej CO2 – czy to jest ekologiczne? Na dodatek, jeśli CO2 zostanie zatłoczony w wodonośne struktury geologiczne, to trzeba będzie od razu pożegnać się z ekologiczną energetyką geotermalną na tym terenie. Polska ma bogaty potencjał geotermalny, ale ze względu na brak rozwiązań legislacyjnych, nie może on być wykorzystywany. Działania ks. Tadeusza Rydzyka w tym zakresie są ciągle torpedowane przez administrację publiczną i media. Dlaczego ekolodzy nie stawiają go za wzór?

Jednak podstawowe kłamstwo jest takie, że globalne ocieplenie, jeśli w ogóle istnieje, co nie zostało w żaden sposób udowodnione, to w minimalnym zakresie i nie zostało wywołane działalnością człowieka. Za globalną emisję CO2 człowiek odpowiada w zaledwie około 4 procentach. Reszta to emisje naturalne, głównie oceany, ale także lądy i wulkany. Tym bardziej, że naukowcy nie są zgodni co do istnienia, a tym bardziej przyczyn rzekomego globalnego ocieplenia. Ostatnio autorzy badania opublikowanego w internetowym wydaniu "Nature Geoscience" podali, że jedną z przyczyn ocieplenia klimatu w Europie na przestrzeni trzech ostatnich dekad jest spadek liczby mglistych dni, co z kolei wiąże się z poprawą jakości powietrza! Z kolei naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu ogłosili niedawno, że zmiany w orbicie ziemskiej sprawiają, że czeka nas niebawem nowa i trwająca długie tysiąclecia epoka lodowcowa! Mało tego, ich zdaniem efekt cieplarniany może opóźnić i złagodzić ten niekorzystny dla człowieka scenariusz klimatyczny! Także William Curry, dyrektor amerykańskiego Instytutu Oceanu i Zmian Klimatycznych, uważa, że czeka nas ochłodzenie - średnia temperatura obniży się o 3 stopnie Celsjusza na większości obszarów Stanów Zjednoczonych i o około 6 stopni w północnej Europie i Azji.

Jakie ma więc znaczenie obniżenie emisji dwutlenku węgla przez kraje Unii Europejskiej, jeśli na dodatek weźmiemy pod uwagę fakt, że głównymi emitentami tego gazu są Chiny, USA, Rosja i Indie, które nie zamierzają zarzynać swoich gospodarek durnymi pakietami energetyczno-klimatycznymi? Dlatego słuszne jest twierdzenie Vaclava Klausa, prezydenta Czech, który w niedawno wydanej w Polsce książce pt. „Błękitna planeta w zielonych okowach” prezentuje stanowisko, że lewicowy ekologizm, podobnie jak komunizm, prowadzi bezpośrednio do utraty wolności. Tymczasem zimą na przełomie 2008 i 2009 roku Europa przeżywa największe mrozy od 30 lat. Według Światowej Organizacji Meteorologicznej rok 2008 był najchłodniejszym rokiem od początku dekady, a zdaniem ekspertów tej instytucji naturalny cykl klimatyczny może spowodować, że ochłodzenie utrzyma się przez kilka następnych lat. Jak stwierdził w „Rzeczpospolitej” prof. Zbigniew Jaworowski, „pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi”.

A sami ekoterroryści? Niech działacze Greenpeace pokażą, czym palą w swoich domach? Czym zasilają swoje komputery i czym przemieszczają się na swoje szkodliwe akcje. Pieszo z pewnością nie przyszli z całego świata na międzynarodową konferencję ekologiczną w Poznaniu w grudniu 2008 roku. Niech lepiej wsiadają na rower z dynamem i pedałując, nie oddychają, bo w ten sposób też wydychają CO2. Czy to nie jest tak, że protesty ekoterrorystów szybko by się skończyły, gdyby na ich konta wpłynęły miliony od elektrowni i kopalń? Dlaczego nie protestowali, kiedy uchwalano konieczność jazdy na światłach w dzień? Przecież powoduje to większe spalanie benzyny przez samochody, a tym samym większe zanieczyszczenie powietrza. Otóż kierowcy nie są grupą zorganizowaną i nie złożyli się na dużą składkę dla ekologów. Dlaczego ekoterroryści, zamiast wspinać się na kominy elektrowni, nie bojkotują rolników i nie zatykają odbytów krowom i świniom? Przecież fakty mówią, że metan jest gazem aż 20 razy bardziej szkodliwym niż dwutlenek węgla.

Są jednak na ludzie, który próbują sprzeciwiać się szaleństwom ekoterrorystów i ich zbrodniczej ideologii. Wybrany w listopadzie 2008 roku centroprawicowy rząd Nowej Zelandii podał, że zmieni krajową ustawę o handlu emisjami, która została uchwalona z inicjatywy poprzedniego lewicowego rządu. John Key, nowy premier z konserwatywnej Partii Narodowej, zasygnalizował, że będzie także przedyskutowany pomysł wprowadzenia podatku na dwutlenek węgla w zamian albo obok systemu handlu emisjami. Zdaniem Nowozelandzkiego Stowarzyszenia Badań i Produkcji Ropy Naftowej jest to najlepsza decyzja, jakiej przemysł może oczekiwać od nowego rządu. Według Johna Pfahlerta, dyrektora stowarzyszenia, niski podatek na emitowany dwutlenek węgla będzie tańszy i prostszy w administrowaniu niż plan handlu emisjami. Takie rozwiązanie ma być mniej szkodliwe dla nowozelandzkiej gospodarki, a w szczególności dla przedsiębiorstw wystawionych na międzynarodową konkurencję. Lewicowy rząd Helen Clark pierwotnie proponował, by wszystkie sektory gospodarki, w tym przemysł górniczy, naftowy i gazowy, dostosowały się do systemu handlu emisjami do 2013 roku, co zostało potem przedłużone do 2018 roku.

Ponadto w ramach porozumienia koalicyjnego pomiędzy nowozelandzką Partią Narodową a Partią Konsumentów i Podatników rozpoczęła się w tym kraju debata na temat systemu handlu emisjami. Specjalny Komitet będzie debatował m.in. nad wpływem systemu handlu emisjami na gospodarkę Nowej Zelandii. - Nie ma monolitycznego poglądu na temat tego, że ludzie wpływają na zmiany klimatyczne i cieszę się, że ten rząd zamierza wsłuchiwać się także w stanowiska naukowców i innych osób, które są w tej materii sceptykami – powiedział Rodney Hide, nowozelandzki poseł i lider Partii Konsumentów i Podatników. – Muszę powiedzieć, że to przerażające, iż poprzedni rząd (Partii Pracy – TC) zaakceptował pogląd, że ludzie wpływają na zmiany klimatu i zrobił z tego nową religię z byłym amerykańskim prezydentem Alem Gorem jako prorokiem – dodał. Rodney Hide stwierdził, że Specjalny Komitet umożliwi dostrzeżenie innego punktu widzenia. - To szansa, że Nowa Zelandia może poznać nowe poglądy i fakty – powiedział Hide. – A co ważniejsze, zagadnienie będzie omawiane racjonalnie i rzeczowo - dodał. Czy polskich polityków stać na podjęcie podobnych decyzji?

* Niniejszy komentarz został opublikowany w 2 numerze miesięcznika "Opcja na Prawo" z 2009 r.

Zobacz też

 

Źródło: Tomasz Cukiernik