JustPaste.it

Krzysztof Wyszkowski, Biesiada u Namiestnika

66c130542f9b557b1bb71ed8e7cdbac1.jpgW Drugiej Księdze Machabejskiej (7, 1-2. 9-14) czytamy: „Zdarzyło się, że siedmiu braci razem z matką zostało schwytanych. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo. Jeden z nich, przemawiając w imieniu wszystkich, tak powiedział: "O co pragniesz zapytać i czego dowiedzieć się od nas? Jesteśmy bowiem gotowi raczej zginąć aniżeli przekroczyć ojczyste prawo". Drugi zaś brat w chwili, gdy oddawał ostatnie tchnienie, powiedział: "Ty zbrodniarzu, odbierasz nam to obecne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawo, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego". Po nim był męczony trzeci. Na żądanie natychmiast wysunął język, a ręce wyciągnął bez obawy i mężnie powiedział: "Z nieba je otrzymałem, ale dla Jego praw nimi gardzę, a spodziewam się, że od Niego ponownie je otrzymam". Nawet sam król i całe jego otoczenie zdumiewało się odwagą młodzieńca, jak za nic miał cierpienia. Gdy ten już zakończył życie, takim samym katuszom poddano czwartego. Konając, tak powiedział: "Lepiej jest nam, którzy giniemy z ludzkich rąk, a którzy w Bogu pokładamy nadzieję, że znowu przez Niego będziemy wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie ma wskrzeszenia do życia". 

Od nikogo, nawet od działaczy Solidarności, nie wolno wymagać heroizmu i dlatego byliby usprawiedliwieni, gdyby wiosną 1989 r. nie zachowali się wobec Jaruzelskiego i Kiszczaka tak, jak bracia z  Księgi. Wiemy też jednak, że do smakowania potraw podanych na okrągłym stole w Pałacu Namiestnikowskim nie zostali, ani sprowadzeni silą, ani przymuszeni torturami. Dlatego podlegają opisowi PRL sporządzonemu przez Witolda Gombrowicza.:

„(Risum teneatis...) Oto (piszą stare kroniki) jeden z babilońskich królów, pragnąc zhańbić pojmanych do niewoli wodzów, zaprosił ich na biesiadę, gdzie nieszczęśnikom podano talerz... hm... jak by to rzec... talerz, o, talerz... nie, za nic nie powiem, jaka ohyda i hańba widniała na owym talerzu zemsty, przemocy i upokorzenia. O zgrozo zgróz, jak mówi Poe! Pojmani wodzowie byli mężami w pełnym znaczeniu tego słowa wytrawnymi, którzy z niejednego pieca chleb jedli - widząc tedy, iż wszelki opór byłby złamany torturą, o to już tylko się troszczyli aby, w obieżach tej wstrętnej przygody, uratować swą cześć rycerską, droższą im nad wszystko. Postanowili oni zjeść to co im dano, ale nie chcieli, aby zhańbiło ich to co będą jedli. I podczas gdy jeden, spożywając ową rzec straszną, wybuchnął ordynarnymi wyzwiskami, opowiadał sprośne anegdoty i śpiewał takież piosenki, a jadł jak cham, jak wieprz, jak ordynus (gdyż pragnął własną ordynarnością opancerzyć się przeciw tej ordynarności), drugi jadł mądrze, rozumnie, ba, intelektualnie nawet, jadł z pełną świadomością Zagadki Bytu, z najgłębszym znawstwem wszelkich tajników natury i tak, mądrze i głęboko jedząc, usiłował Rozumem wzbić się ponad talerz... Inny zasię wydął pierś i jadł jak bohater, jak męczennik Sprawy, a nawet zaśpiewał pieśń patriotyczną i krzyczał: honor! Lecz inny starał się jeść z prostotą... normalnie... naturalnie... jakby to był szpinak, jakby to, panie, bo ja wiem, co robić, trzeba zjeść, nie da rady, życie jest życiem. Ale inny jeszcze popadł w najstraszliwsze szały, w najdziwniejsze, mistyczne i metafizyczne gesty i zaklęcia, którymi chciał przeobrazić siebie oraz swe jedzenie w Coś Innego, przetoczyć siebie w inny wymiar i stać się czymś ponad i poza... A inny próbował jeść pozytywnie i jadł, szukając dodatniego sensu, jadł po obywatelsku, , z przekonaniem, że spełnia swój obowiązek i że jednostka musi poświęcić się dla Zbiorowości. Niestety! Niestety! Daremny trud! Próżny wysiłek! Cokolwiek by nie uczynili - g...! I jakiekolwiek by nie były ich zaklęcia - g...! I wbrew wszystkiemu g..., g..., g...! Wiec znowu szukają! Znów w inne popadają konwulsje! Innych próbują Sposobów Jedzenia! Lecz g..., g..., g...! I znowu szukają min, sposobów, postaw! Lecz g...!" 

Gombrowicz zmarl dwadzieścia jeden lat przed „biesiadą" magdalenkową.  Dlaczego więc wśród „mężów wytrawnych, którzy z niejednego pieca chleb jedli", tak wyraźnie, po „sprośności i ordynarności", rozpoznajemy Lecha Walęsę, po „mądrości i glębokości" - Bronislawa Geremka, Adama Michnika jak żywego widzimy, gdy śpiewa „pieśń patriotyczną i krzyczy: honor!", Tadeusza Mazowieckiego jesteśmy pewni za „jedzenie z prostotą, jak  szpinak", Zbigniewa Bujaka i Wladyslawa Frasyniuka nieomylnie zgadujemy po „gestach i zaklęciach", a Jacek Kuroń to, oczywiście, „obywatelski obowiązek i przekonanie, że jednostka musi poświęcić się dla Zbiorowości"?

Wiemy to, ponieważ Gombrowicz dobrze rozpoznal peerelowską inteligencję i przewidzial takie usprawiedliwienia, jak Andrzeja Wajdy, też „rycerza" i zalożyciela spółki „Agora", który w r. 2000 tak uzasadnial wlasne i zbiorowe biesiadowanie: „Polacy wzięli udział w komunistycznej przeszłości, ale gdyby wtedy, w roku 1945, inteligenci: profesorowie uniwersytetów, architekci i rozpoczynający świadome życie młodzi artyści... Gdybyśmy my wszyscy powiedzieli »nie« - kim byśmy byli dzisiaj? Wałęsa nie umiałby czytać ani pisać, a nami rządziłby Łukaszenko". 

„Rycerze okrąglego stolu", ich giermkowie, dziennikarze,  propagandyści, polityczni modyści, kreacjoniści i wizażyści „transformacji", nawet władcy posowieckiej Babilonii, wszyscy „szukają min, sposobów, postaw!" żeby biesiadę magdalenkową jakoś upiększyć, uzasadnić, usprawiedliwić. „Lecz g...!"

Zobacz też

 

Źródło: Krzysztof Wyszkowski